Reklama

Wiadomości

Zabawa w demokrację?

Wyścig do Pałacu Namiestnikowskiego rozbudza emocje większe niż wybory parlamentarne. Dlaczego? Bo wyborcy wiedzą dokładnie, na kogo głosują. Niestety, zamiast święta demokracji, debaty o przyszłości kraju, mamy przeważnie targowisko próżności i czczych obietnic

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Tym razem przebieg kampanii prezydenckiej oraz wynik majowego głosowania wpłynie na wybory jesienne i dalej – na kolejne cztero-, pięciolecie, a być może na znacznie dłużej. Tony mobilizacyjne słychać u większości kandydujących. Szczególnie mocno, nie po raz pierwszy, historyczne znaczenie zbliżającej się elekcji podkreślają środowiska związane z opozycją parlamentarną i pozaparlamentarną. Trudno się temu dziwić, przecież to jedyna szansa na zdobycie korzystnej pozycji na scenie politycznej.

Obiecanki

Prezydent RP ma bardzo ograniczoną władzę. Bywa wręcz nazywany „strażnikiem żyrandola”. Dobrze, jeśli odgrywa rolę bezpiecznika w parlamentarnej biegunce legislacyjnej – kierując wadliwą ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. Gorzej, jeśli występuje w roli notariusza rządowego. Według konstytucji, jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP i reprezentantem kraju w stosunkach międzynarodowych. Faktycznie jednak bieżącą politykę prowadzi w tych dziedzinach rząd, który też trzyma kasę. Poza tym, że prezydent przyznaje ordery i ma prawo łaski dla skazańców, robi niewiele.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Skąd zatem deklaracje niektórych kandydatów, że uczynią prezydenturę bardziej aktywną? Czy wierzyć w zapowiedzi napisania prawa od nowa, obniżenia wieku emerytalnego, likwidacji ZUS, dodatków na dzieci, zablokowania euro czy wprowadzenia Polski do G20 – gospodarczej elity świata?

Przedziwna niekonsekwencja ustrojowa sprawiła, że najważniejszy wybieralny urząd w państwie (i to w wyborach bezpośrednich!) nie daje odpowiedniej władzy. Skupiając w naturalny sposób uwagę świadomych obywateli, prezydent ma przede wszystkim dobrze się prezentować. To zresztą jest zgodne z duchem czasu: żeby wygrać wybory, trzeba zdobyć sympatię elektoratu, dać się lubić, a przede wszystkim – obiecać każdemu, co tylko zechce. Oczywiście, nie najlepiej świadczy to o wyborcach, kiedy popierają wydmuszki polityczne albo marionetki, którymi dyrygują różni prezesi czy grupy wsparcia.

Reklama

Kulturysta, rockman, brydżysta

Państwowa Komisja Wyborcza zarejestrowała aż jedenaścioro kandydatów. Kolejnych czternaścioro chętnych nie zdołało zebrać podpisów stu tysięcy osób. Ten ogromny urodzaj nie przekłada się, niestety, na jakość. O głosy wyborców walczą: kulturysta, rockman, brydżysta, reżyser dokumentalista, biznesmen gorzelnik, przedsiębiorca komputerowiec, wreszcie historycy i prawnicy.

Kandydat Marian Kowalski chce być polskim Putinem. Janusz Korwin-Mikke deklaruje, że chce być prezydentem wszystkich konsumentów. I to jest wypowiedź stanowczo konkretna. Podobnie jak zapowiedzi strzelania do bandytów, takich jak protestujący na ulicach górnicy.

W gronie kandydatów jest tylko jedna kobieta, z doktoratem nauk humanistycznych. Nawet przez własnego promotora jest traktowana niezbyt serio. Co więcej, kiedy kandydatka Ogórek zaczęła wreszcie samodzielnie odzywać się publicznie, okazało się, że promujące ją SLD nie chce jej ani słuchać, ani finansować.

Zaangażowanie polityczne sięga od Ruchu Narodowego, poprzez konserwatywno-liberalną Nową Prawicę, rozmaicie pojmowaną prawicę, centrum, aż po nurty lewicowe obyczajowo i społecznie. Wyrażane publicznie przez kandydatów poglądy są zaś wewnętrznie sprzeczne, a ich biografie nieraz wprost każą wątpić w to, co mówią... Jeśli pominąć tych, którzy startują, aby wykorzystać czas do reklamowania siebie lub ugrupowania, lista kandydatów z szansą na wejście do drugiej tury znacząco się skraca.

Obwoźny cyrk

Doradcy i sztaby wyborcze organizują kandydatom przejażdżki harleyami (Magdalena Ogórek w Bydgoszczy), songi z gitarą (Adam Jarubas dla kobiet 8 marca), aby pokazać ich otwartość, jak są blisko ludzkich spraw. Marketingowy szum zagłusza ważne problemy. Osią strategii wyborczych jest obwoźny cyrk z kandydatobusami, festynami, wiecami, agitkami po gminnych domach kultury i remizach. Takie wyobrażenie skutecznej kampanii przywieźli do Polski przed laty spece od politycznego marketingu z wizyt studyjnych w USA, Wielkiej Brytanii czy Francji – krajów o długiej tradycji i kulturze demokratycznej. Dlatego polskie kampanie na tle europejskim wypadają bogato pod względem formy, za to wciąż żałośnie pusto, jeśli chodzi o treść.

Reklama

Wyścig o prezydenturę zamienia się w celebryckie show. Sprzyjają temu żądne sensacji media, które chętniej pokazują żenujący bełkot lub utarczkę słowną niż konstruktywną wymianę argumentów. To fakt, że od zwycięstwa Johna F. Kennedy’ego debaty telewizyjne decydują o wyniku wyborów. I wcale nie dlatego, że doszło do wymiany poglądów o najważniejszych problemach kraju i obywateli. Obecnie wystarczy sprawna kampania wizerunkowa. Tym, którzy szans na wygraną nie mają, wystarczy autoprezentacja w darmowym czasie reklamowym.

Do tego sprowadzić można nawet tak ważne narzędzie weryfikacji kandydatów, jakim jest publiczna debata. Zgromadzenie jedenastu kandydatów w studiu telewizyjnym prędzej zamieni się w teleturniej, a jego jedynym mierzalnym efektem będzie liczba widzów i złośliwych memów po jego zakończeniu.

Kampania wyborcza jest też konkursem obietnic. A kandydaci przerzucają się pomysłami, które nie tyle mają być spełnione, ile mają przyciągnąć uwagę. Bywa, że chodzi o pomysły, które mają po prostu pognębić rywali. Bywa też tak, że obietnice wymyśla sztab wyborczy, a kandydat wprost mówi, że to tylko wyborczy lep...

Magia słupków

Jedni bez wyrazu, inni szokują. Nie przekłada się to jednak na poparcie. Antysystemowy sznyt niesie w rankingach Janusza Korwin-Mikkego, który od lat potępia najmniejsze zaangażowanie państwa w gospodarkę, łącząc to z ekscentrycznymi opiniami obyczajowymi. Z kolei Paweł Kukiz pod sztandarem jednomandatowych okręgów wyborczych przeciwstawia się obecnemu establishmentowi. Obaj notują sondażowe poparcie, dające im w sumie nawet kilkanaście procent. Mimo to trudno spodziewać się, by któryś zdołał przejść do drugiej tury. Jedyna kobieta – nadzieja lewicy – po lekkiej fali zainteresowania dość szybko znudziła widownię, a niebawem zupełnie zostanie wchłonięta przez peleton zero– i jednoprocentowców. Również „samodzielny” kandydat ludowców Adam Jarubas traktowany jest w sondażach niczym sienkiewiczowski grasant, a nie licząca się szabla.

Reklama

Dwaj główni konkurenci reprezentują zwalczające się od lat obozy. PiS zarzuca przeciwnikom z PO, że są politycznymi, ideowymi czy nawet faktycznymi spadkobiercami peerelowskich niegodziwości. Bronisław Komorowski reprezentuje w tym opisie świata obóz rządowy. Konto obecnego prezydenta obciążają ostatnio spory o konwencję antyprzemocową oraz in vitro. Andrzej Duda to spadkobierca Lecha Kaczyńskiego. Mnóstwo energii poświęca na spotkania z wyborcami w terenie, licząc na to, że przekona do siebie ludzi młodych i dynamicznych.

Partyjny strażnik żyrandola?

Kandydaci rzadko wypowiadają się na tematy, które rzeczywiście leżą w zakresie kompetencji prezydenta. Chętnie za to składają deklaracje w sprawach, o których głowa państwa nie tylko nie decyduje, ale często nawet nie ma na nie wpływu. I nic tu nie dadzą żarliwe zapewnienia o „aktywnym modelu prezydentury”, jaki zamierza ten i ów realizować.

Poszukujący poparcia politycy zwracają się do różnych partii, grup społecznych czy środowisk zawodowych. Przedstawiają się jako ich rzecznicy, zgłaszają postulaty, zdobywają przychylność. I właśnie w tej grze konkretnych interesów, przyziemnej i brutalnej, można odnaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak wielką wagę przywiązuje się do prezydentury. Poza oczywistym wymiarem symbolicznym – piastowania najwyższej godności w państwie –prezydent jest nazywany strażnikiem. Nie, nie żyrandola, lecz interesów ugrupowania bądź koalicji rządowej. Jeśli wywodzi się z tego samego pnia politycznego, sprawowanie władzy jest znacznie łatwiejsze i spokojniejsze. Pokojowe współżycie zwalczających się obozów – jak dowiodło minione ćwierćwiecze – jest niemożliwe. Skłóceni premier i prezydent zajmowali się dotąd „wojną na górze”.

Reklama

Kryzys zaufania

Czyżby nie było się o co spierać? Czy wszystko jest, jak należy, a powtarzany ceremonialnie rytuał przy urnach jest właściwą ceną za spokojne życie w dobrobycie? Czy możliwe jest takie wejście w system, aby wykorzystać jego słabości do rozsadzenia go od środka? Co należy mówić, jak działać, kim być – aby nadać wyborom i pierwszemu urzędowi Rzeczypospolitej należną rangę? Poważna dyskusja o prezydenturze z trudem przebija się przez kampanijny harmider. Wymaga ogromnej wiedzy i kompetencji zarówno od tych, którzy o urząd się ubiegają, jak i od tych, którzy będą głosowali. Nie sprzyja temu kryzys zaufania wobec władzy jako takiej, wobec państwa, jego struktur i administracji, a zwłaszcza demonstracyjne poszukiwanie szczęścia na własną rękę – głównie poprzez masową emigrację. Trudno o bardziej jednoznaczną ocenę perspektyw rozwoju kraju. Z drugiej strony, wielu obywateli heroicznie pokonuje absurdy zbiurokratyzowanej polskiej powszedniości, ale równie ostentacyjnie nie bierze udziału w wyborach.

Kiepska kampania odzwierciedla nastroje społeczne. Trzeba przyznać, że niektórzy kandydaci starają się mówić również do tej ogromnej liczby świadomie bojkotujących wybory, a nawet chcą być ich głosem. Rozmowa o prezydenturze, jaką proponują, wiąże się z rewizją ogólnego pomysłu na państwo. Są to opinie radykalne, z którymi trudno wyjść poza wąski margines politycznej donkiszoterii. Równie często – przez występowanie w roli krytyków status quo – kandydaci są mało wiarygodni. Stosunkowo najłatwiej atakować oponenta na płaszczyźnie obyczajowej, insynuować niecne intencje, kompromitujące znajomości lub pochodzenie. Tu wystarczy poniżyć przeciwnika. Własnych umiejętności i wiedzy dowodzić już nie trzeba.

2015-04-28 11:36

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Litwa/Prezydent Duda: dzisiaj Wilno i Warszawa są bliżej siebie niż kiedykolwiek

[ TEMATY ]

prezydent

PAP/Radek Pietruszka

Dzisiaj Wilno i Warszawa są bliżej siebie niż kiedykolwiek w ostatnich wiekach. Litwa należy do najważniejszych partnerów i sojuszników Polski w regionie - podkreślił w czwartek prezydent Andrzej Duda. Jesteśmy razem w UE i w NATO, a także podobnie widzimy stojące przed nami wyzwania - dodał.

Prezydent Andrzej Duda wraz z małżonką Agatą Kornhauser–Dudą składają oficjalną wizytę w Republice Litewskiej; w czwartek polska para prezydencka wzięła udział w uroczystych obchodach Święta Narodowego Litwy – rocznicy koronacji króla Mendoga.

CZYTAJ DALEJ

Fatima - główne treści orędzia Matki Bożej

[ TEMATY ]

Fatima

100‑lecie objawień fatimskich

Fatima – wizerunki Dzieci Fatimskich/Fot. Graziako/Niedziela

Od maja do października 1917 roku - gdy toczyła się pierwsza wojna światowa, kiedy w Portugalii sprawował rządy ostro antykościelny reżim, a w Rosji zaczynała szaleć rewolucja - na obrzeżach miasteczka Fatima, w miejscu zwanym Cova da Iria, Matka Boża ukazywała się trojgu wiejskim dzieciom nie umiejącym jeszcze czytać. Byli to Łucja dos Santos (10 lat), Hiacynta Marto (7 lat) i Franciszek Marto (9 lat). Łucja była cioteczną siostrą rodzeństwa Marto. Pochodzili z podfatimskiej wioski Aljustrel, której mieszkańcy trudnili się hodowlą owiec i uprawą winorośli.

Wcześniej, zanim pastuszkom objawi się Matka Boża, przez ponad rok, od marca 1916 roku, przygotowuje ich na to Anioł. Na wzgórzu Loca do Cabeco dzieci odmawiają różaniec i zaczynają zabawę. Raptem, gdy słyszą silny podmuch wiatru widzą przed sobą młodzieńca. Przybysz mówi: Nie bójcie się, jestem Aniołem Pokoju, módlcie się razem ze mną". Następnie uczy ich jak mają się modlić, słowami: "O mój Boże, wierzę w Ciebie, uwielbiam Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Proszę, byś przebaczył tym, którzy nie wierzą, Ciebie nie uwielbiają, nie ufają Tobie i nie kochają Ciebie". Nakazuje im modlić się w ten sposób, zapewniając, że serca Jezusa i Maryi słuchają uważnie ich słów i próśb.

CZYTAJ DALEJ

Komunikat Zgromadzenia oblatów w sprawie zakonników zatrzymanych na Białorusi

2024-05-12 23:03

[ TEMATY ]

komunikat

Red.

O dalszą modlitwę w intencji dwóch misjonarzy oblatów zatrzymanych przez władze białoruskie oraz wiernych, którzy zostali pozbawieni opieki duszpasterskiej proszą ich współbracia zakonni. "Obaj oblaci są obywatelami Białorusi. W związku z powyższym prosimy dziennikarzy i agencje prasowe o roztropność w przekazywaniu informacji na ich temat" - pisze w wydanym wieczorem komunikacie o. Paweł Gomulak OMI, rzecznik Polskiej Prowincji Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej.

W związku z zatrzymaniem przez władze białoruskie dwóch misjonarzy oblatów posługujących w diecezji witebskiej na Białorusi misjonarze oblaci wyrażają wdzięczność za wszelkie wyrazy wsparcia i solidarności oraz modlitwy w intencji ojców Andrzeja i Pawła.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję