Reklama

Niedziela Kielecka

Misjonarz z amazońskiej dżungli

Ks. Tomasz Cieniuch, pracujący od 2014 r. w Peru, o misjach marzył już jako chłopak, odkąd przeczytał książkę Alfreda Szklarskiego „Tomek wśród łowców głów”. Zanim jednak postawił stopę w sercu amazońskiej dżungli, po szkole średniej wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Spędził w zakonie pięć lat i bardzo sobie ceni to doświadczenie. Następnie wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego w Kielcach. Po święceniach kapłańskich w 1999 r. pracował w Leszczynach, a po dwóch latach wyjechał do pracy misyjnej do Kazachstanu, gdzie przebywał do 2005 r. Potem były inne kieleckie parafie

Niedziela kielecka 42/2018, str. IV

[ TEMATY ]

misja

Zdjęcia: Archiwum ks. Tomasza Cieniucha

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W czasie posługi w parafii w Łopusznie (był rok 2013 i Tydzień Misyjny) podczas modlitwy poczuł jakiś głęboki impuls, by wyruszyć na misje. Ta myśl była na tyle mocna, że poszedł z nią do bp. Ryczana i powiedział mu o swoim pragnieniu. On dał mu zielone światło. Po roku oczekiwań i przygotowań w Warszawie w Centrum Formacji Misyjnej, pragnienie urzeczywistniło się. 1 czerwca 2014 r. został posłany przez bp. Ryczana na misje do Peru.

Od 2015 r. pracuje w parafii liczącej już 100 lat, w Puerto Ocopa, w wikariacie San Ramón, gdzie mieści się pofranciszkański kościół oraz internat dla chłopców i dziewcząt, w którym pracują siostry franciszkanki. Parafia jest rozległa, liczy siedemdziesiąt wiosek, do których ksiądz dociera drogami szutrowymi, ale przeważnie płynie łodzią po rzekach: Perené, Rio Tambo, Pangá, Ene (Stąd tak cenne była dla niego łódź, jaką mógł zakupić dzięki ofiarom mieszkańców diecezji kieleckiej). Wioski te zamieszkują Indianie z plemienia Ashaninka. Jest tutaj wiele sekt protestanckich i duże zróżnicowanie kulturowe. Tutejszy bp Gerard Žerdin założył prężnie działający Uniwersytet NOPOKI dla Indian. Kształci on obecnie ponad 700 młodych ludzi. Misja zmienia się, nawet rozrasta. W Nuevo Pozuzo na terenie misji Puerto Ocopa podczas tego lata ks. Łukasz Zygmunt, przebywający z klerykami odbywającymi staż misyjny w Peru, poświęcił krzyż misyjny. Tutaj w przyszłości powstanie parafia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Zawsze jesteśmy tutaj gośćmi

Ks. Tomek dawno wyzbył się swoich wyobrażeń na temat misji. Liczy się obecność. Resztę robi Pan Bóg. – Trzeba kochać tych ludzi, zaakceptować ich takich, jakimi są. My nie jesteśmy tam gospodarzami, zawsze jesteśmy gośćmi u nich. Nie możemy ich zmieniać na siłę. Nie o to chodzi, ile będzie chrztów, Mszy św. ect. Trzeba po prostu autentycznie być z nimi. Oni są nieufni wobec białych i mają do tego podstawy. Są bardzo poranieni przez terroryzm, jaki rozniecił maoistowski Świetlisty Szlak – komunistyczna partyzantka. Zostali wypędzeni z własnej ziemi. Wielu Indian wtedy zginęło. Teraz są ostrożni. Potrzeba czasu, by się otworzyli, zwłaszcza na białego człowieka. Ks. Tomek ma na ogół dobre doświadczenia, ale zdarzają się też trudne, czasem odrzucenie. – Jeździłem do wiosek przed Bożym Narodzeniem, przywoziłem im ryż, panettone (rodzaj babki) i podarunki dla dzieci: zeszyty, kredki, przybory szkolne. Pewnego razu, kiedy przyjechałem do jednej z wiosek, krzyczeli „saca oho”, czyli „łowca organów”. Potem jednak przekonali się, że jestem księdzem, otworzyli się powoli. Skąd ten krzyk? Nie ma się czemu dziwić, że żyją w strachu, ponieważ gangi narkotykowe, a ściślej dawni terroryści ze Świetlistego Szlaku, porywają indiańskie dzieci dla organów. Takie przypadki się zdarzają. Stąd ich wielka nieufność. Pływałem tam regularnie, a jednak pewnego dnia wyrzucili mnie stamtąd z groźbą zabicia. Takie wydarzenia też trzeba umieć przyjąć, to uczy pokory – mówi.

Reklama

O swoich parafianach może mówić bardzo długo. Indianie Ashaninka są na ogół wierni swoim partnerkom, partnerom, bardzo rzadko rozwodzą się (należałoby powiedzieć odchodzą od rodzin, bo to nie zawsze małżeństwa potwierdzone sakramentem). Jeśli zdarza się zdrada, starszyzna upomina delikwenta. Dopiero, gdy to nie skutkuje, wydalają go z wioski. – Mieszkańcy są uczynni. Kiedy poproszę ich, aby przyszli pokosić trawę przy misji, przyjdzie nawet kilkadziesiąt osób. Przy parafii posadziłem plantację bananów. Trochę jest dla nas, resztę sprzedajemy. W ten sposób parafia może się utrzymać, ma na elementarne potrzeby. Ja też im pomagam, angażuję się w prace społeczne. To nas integruje – podkreśla. – Indianie Ashaninka są niestali w decyzjach i bardzo wyczuleni na swoich punkcie. Np. Umawiamy się na konkretny dzień na chrzty, o które bardzo proszą, po czym nikt nie przychodzi. Trzeba to umieć przyjąć. Oni nie żyją na czas, jak Europejczycy, nie noszą zegarków. Kochają wolność, przestrzeń. Lubią pracować na swoim polu. Są słabo wyedukowani, na obowiązek szkolny patrzą przez swój pryzmat. Jeśli dzieci nie chcą iść do szkoły, po prostu idą na pole.

Reklama

Cierpliwość przede wszystkim

Ks. Tomasz mówi, że cierpliwość jest największą cnotą misjonarza. Długo musiał czekać aż będzie mógł uczestniczyć w zebraniach starszyzny wioski. To ważne gremium, gdzie omawiane są najistotniejsze sprawy, można sporo rzeczy wspólnie ustalić. –W końcu zostałem poproszony na część zebrania i nikt nie miał oporu wyprosić mnie po jakimś czasie – śmieje się. Jednak mieszkańcy potrafią okazać „padre” szacunek. Otrzymał od tutejszych władz strój ludowy oraz koronę ze swoim imieniem. Korona ma trzy pióra, oznaczają one władzę. Ks. Tomasz wspiera swoich parafian, odwiedza ich, przywozi niezbędną żywność, odzież. Z wioski do miasta czasem trzeba płynąć cały dzień, dlatego mieszkańcy są wdzięczni za takie podarunki. W czasie pobytu modli się z nimi, głosi katechezy, sprawuje dla nich Eucharystię, udziela sakramentów, słucha ich problemów.

Misje to również pokonywanie swoich uprzedzeń, nawet kulinarnych, całkowite przestawienie jadłospisu na lokalny. Aby być autentycznym, nie można odmówić wspólnego posiłku, tego czym częstują gospodarze wioski. Ks. Tomasz nie ma oporów przed lokalną kuchnią: zupa z żółwia należy do najdelikatniejszych, czasem są to owady, larwy... I nie z ciekawości, ale z konieczności. Podstawowe wyżywienie to ryż, juka, banany, ryby, czasem drób. Kiedyś w jednej z wiosek miesiąc żywił się tylko bananami, nic innego nie było.

– W Cutivireni raz poszedłem z mieszkańcami łapać żaby. Myślałem, że będziemy chodzić gdzieś przy brzegu, a okazało się, że trzeba było wejść po pachy do rzeki. Nad tobą masa komarów, pająków, mrówek. A ty kilka godzin spędzasz w wodzie, próbując coś złapać... Potem żaby, ktore złapaliśmy, piekliśmy na ognisku. I to był dobry posiłek – wspomina.

Reklama

Samotna Wigilia i nowy „połów”

Przed Bożym Narodzeniem odwiedziłem mieszkańców Cuitivireni. Nie było prądu, więc odprawiłem Pasterkę o 16. Potem Indianie poszli pić masato (napój alkoholowy o głęboko kulturowym znaczeniu). Jeśli Indianin pyta: „napijemy się masato”, oznacza to, że chce porozmawiać, że cię zaprasza. Wtedy jednak nie zostałem zaproszony. W Wigilię byłem sam. Pamiętam było ciemno już. Miałem tylko kawę i jakieś ciastka. Przy świeczce i latarce czytałem encyklikę Franciszka „Światło wiary” i tak sobie myślałem: – Po co tutaj jestem? Co ja tutaj robię? Przeczytałem tę encyklikę i była ona dla mnie wtedy, w trudnym momencie jakimś pokrzepieniem. My jesteśmy po to, aby świadczyć o Jezusie. Dziś nie przyszli ludzie, nieważne. Może przyjdą jutro.

I potem dzieje się coś takiego, co wyzwala nową nadzieję. – Kiedyś odwiedziłem wioskę na rzece Ene. W tym dniu, kiedy dotarłem, zmarł 11-letni chłopiec. Powiedziałem wówczas do jednego chłopaka: – Pójdźmy tam i pomodlimy się za niego. I tak zrobiliśmy. Potem on zwierzył się: – Księże, ja chcę być animatorem. Coś takiego się we mnie stało w czasie tej modlitwy, że ja muszę tak zrobić.

– Wiem, że od tej pory, gromadzi wszystkie dzieciaki z wioski w każdą sobotę. Czytają Biblię w ashaninka i modlą się wspólne. On robi dla nich katechezy. Edgar – bo tak ma na imię, to moja prawa ręka. Mnie wyrzucili stamtąd, ale on tam jest i ewangelizuje – opowiada ks. Cieniuch.

Posyła mnie Kościół

Podkreśla, że misje odzierają ze złudzeń, z własnych projektów. To Jezus posyła i On prowadzi tę misję. Ta świadomość, że nie jest się „autoposłanym”, ale to Kościół mnie posłał, jest bardzo pomocna – mówi.

Misjonarz wie, że powołanie nie jest stateczną raz wybraną drogą. Raczej ekscytującą i często wymagającą podróżą, rezygnacją ze znanych szlaków, wejściem w nieznane z zaufaniem, że jest przy tobie Chrystus. Ks. Cieniuch odczuwa w sercu wezwanie, by pójść dalej. Breu – rejon dżungli amazońskiej przy granicy z Brazylią, zamieszkiwany przez Indian Ashaninka, plemiona jeszcze nieucywilizowane, żyje tak, jak ich przodkowie. Zachowując rytuały, są wierni swoim tradycjom. Dotrzeć tam można tylko samolotem. Jedyne szlaki komunikacyjne to rzeki. Nie ma żadnych dróg, elektryczności. Już tam był wojskowym helikopterem, zobaczył przyszłe miejsce misji. Zdaje sobie sprawę, że po ludzku musi zostawić wszystko, każde zabezpieczenie. Ale wie, że idzie z Bogiem. To wystarczy.

2018-10-16 11:31

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Papież redukuje koszty, ale nie swoją misję

[ TEMATY ]

budżet

misja

Stolica Apostolska

Wydatki zaplanowane w budżecie Stolicy Apostolskiej na bieżący rok są najniższe w historii. Spowodowane jest to przewidywalną mniejszą aktywnością Papieża i jego współpracowników ze względu na pandemię, a także koniecznością oszczędzania. „Musimy zacisnąć pasa, ponieważ znacznie spadły dochody. Oszczędzamy jednak w taki sposób, aby nie zaszkodzić misji Papieża oraz ocalić miejsca pracy i wynagrodzenia” – zapewnił w wywiadzie dla Radia Watykańskiego ks. Juan Antonio Guerrero Alves SJ, prefekt Sekretariatu ds. Ekonomii.

16 lutego Papież Franciszek zatwierdził budżet Stolicy Apostolskiej na bieżący rok. Prognozuje on deficyt w wysokości prawie 50 mln euro, co oznacza spadek dochodów sięgający 30 proc. w porównaniu do wyników sprzed pandemii. W rezultacie Stolica Apostolska jest zmuszona do oszczędności. „Planujemy zredukować wydatki o 8 proc. To niewiele, ale nie możemy sobie pozwolić na więcej, gdyż połowa naszych kosztów, to wydatki na personel, a ochrona miejsc pracy i wynagrodzeń była dla Ojca Świętego priorytetem w planowaniu budżetu. Papież jest bardzo wrażliwy na trudną sytuację rodzin” – wyjaśnia jezuita.

CZYTAJ DALEJ

Kapłaństwo - dar Jezusa dla Kościoła

Niedziela legnicka 4/2004

[ TEMATY ]

kapłaństwo

Karol Porwich/Niedziela

Bóg dał światu wielki dar kapłaństwa. On sam wybiera tych, którzy stają się ministrami Jego nieskończonej miłości, którą przekazują wszystkim ludziom. Jezus Chrystus, zanim powrócił do Ojca, ustanowił sakrament kapłaństwa, aby na zawsze zapewnić obecność kapłanów na ziemi.

CZYTAJ DALEJ

Kard. Ryś: zawsze możesz spełnić czyn miłości! | Wielki Czwartek

2024-03-28 20:30

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

– Jeśli nie ma wrażliwości na siebie nawzajem, jeśli nie ma wzajemnego, w duchu, klęknięcia przed sobą, żeby obmyć sobie nogi, to spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej z ołtarza, jest spożywaniem potępienia, to mówi św. Paweł – powiedział kard. Ryś podczas Mszy Wieczerzy Pańskiej. 

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję