W papieskiej mszy wzięło udział ponad milion osób. Do internowanych działaczy Solidarności papież mówił: „Wszechmogący Boże spraw, aby ludzie na tej ziemi żyli, pracowali i modlili się w spokoju, wolności i miłości”. Miesiąc później stan wojenny został zniesiony.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Na wrocławskie Partynice przyleciał helikopterem a powitał go kard. Henryk Gulbinowicz. I choć telewizja, z właściwym sobie uporem i konsekwencją nie pokazywała wtedy prawdziwych reakcji ludzi, atmosfera spotkania była wyjątkowa. Na partnickich polach zgromadziły się tłumy ludzi. Wierni szli tam od samego świtu, pieszo, co godzinę wyruszając w małych grupach ze swoich parafii. Ci, którzy czuli się na siłach, wychodzili później. Starsi, chorzy, potrzebujący więcej czasu na dojście już z końcem nocy podejmowali trud wędrówki. Pewnie gdyby wtedy popatrzeć na Wrocław z góry, można by było ujrzeć strumienie ludzi płynących w jednym kierunku. Ołtarz, przy którym Papież sprawował Mszę św. był imponujący. Figura Chrystusa Zmartwychwstałego zawieszona wysoko zmuszała, aby podnosić oczy, aby się w Niego wpatrywać. Zadziwiła oprawa muzyczna liturgicznego spotkania. Połączone chóry i orkiestra liczył ponad 1500 osób. Nad wszystkim „czuwały" ówczesne służby bezpieczeństwa. Nie dopuściły do złożenia w procesji z darami medalu „Solidarności’. Po Eucharystii Papież udał się do biskupiej rezydencji. Wspomina się, że obiad trwał 45 min. W tym czasie ludzie, umocnieni niezwykłym spotkaniem, pieszo wracali do swoich domów. Ulicą Powstańców Śląskich tłumy, równiutko, bez pośpiechu, z niezwykłą wobec siebie uprzejmością niosły, w sercach pamiątkę spotkania z Papieżem Polakiem.
Reklama