Listopadowy Wieczór Tumski poświęcony niezwykłemu instrumentowi zgromadził licznych słuchaczy. Spotkanie poprowadził Stanisław Rybarczyk.
– Dzisiejszy Wieczór Tumski jest poświęcony instrumentowi, którego w tej chwili nie ma. Ten instrument mam w sercu. Od samego początku gdy spotykałem się z biskupami tego miejsca, apelowałem, by te organy naprawić, remontować, nastroić. Były różne głosy co do ich przyszłości, byli również zwolennicy tego, by ten instrument rozebrać i spalić. I doszliśmy do momentu, kiedy po tych moich nieustannych prośbach przyszedł ks. proboszcz Paweł Cembrowicz i powiedział, że z organami trzeba coś zrobić – mówił tytułem wstępu Stanisław Rybarczyk.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
O historii organów i samym instrumencie opowiedzieli w dwugłosie ks. kan. Paweł Cembrowicz, proboszcz parafii katedralnej i prof. dr hab. Piotr Rojek z Akademii Muzycznej im. Karola Lipińskiego we Wrocławiu.
– Pan Stanisław powiedział, że instrumentu nie ma. Ale to nie tak do końca, bo instrument jest, tylko nie ma go w tej chwili w katedrze. W czerwcu został rozmontowany i zawieziony do warsztatu organmistrzowskiego w Wołominie – mówił ks. Paweł Cembrowicz o rozpoczętym remoncie organów katedralnych. Wskazując na rusztowania umieszczone w miejscu organów, podkreślił, że jest to moment historyczny a dzięki temu, że nie ma instrumentu, można też poprowadzić renowację ścian katedry w tamtym miejscu.
Reklama
– W 1945 r. przed Wielkanocą to był inny instrument, bardzo przypominający organy, które Państwo znają z kościoła garnizonowego. Katedra też wyglądała wtedy inaczej. Dotarłem do bardzo starych zdjęć archiwalnych i ku mojemu zaskoczeniu nie zobaczyłem na nich cegieł, katedra była pomalowana na biało. Istnieją dwa takie zdjęcia obrazujące ówczesny instrument. Znajdował się on w pięknej barokowej szafie. To były organy, które zbudowało trzech budowniczych: organmistrz Christian Müller, Janaczek i Engler – mówił prof. Piotr Rojek, podkreślając, że organy te posiadały 32-stopowe piszczałki. Prospekt był potężny, barokowy, przepiękny. Organy miały 60 głosów i były większe od organów Englera z kościoła garnizonowego, które mają 54 głosy.
– Wrocław do stycznia 1945 r. to była najbezpieczniejsza prowincja ówczesnej III Rzeszy. Przyjeżdżali tutaj Niemcy z innych rejonów, aby przetrwać wojnę. Wrocław miał wtedy 1 mln 200 tys. mieszkańców. To była potężna, bogata metropolia. Dopóki nie ogłoszono Festung Breslau – opowiadał prof. Rojek.
– Wiele rzeczy w katedrze ocalało, pomimo tego, co się wydarzyło na Wielkanoc 1945 r. Dlatego, że ówcześni włodarze katedry, spodziewając się najgorszego, zaczęli zabezpieczać i wywozić poza Wrocław najcenniejsze skarby. Chowano je też w podziemiach katedry, piwnicach na Ostrowie Tumskim – opowiadał ks. Cembrowicz. Przypomniał, że niektóre z nich wracały później do katedry. Po 75 latach powrócił srebrny ołtarz św. Jana Chrzciciela fundacji bp. Andreasa von Jerina. 20 grudnia minie pięć lat od jego powrotu.
– Natomiast organy nie wróciły dlatego, że w wyniku bombardowania i pożaru, który był w katedrze, uległy całkowitemu zniszczeniu – mówił ks. Cembrowicz. Przypomniał, że kiedy zaczęła się odbudowa katedry, administratorem był ks. Karol Milik. Kiedy ruiny katedry zobaczył prymas August Hlond, radził znaleźć inny kościół, albo wybudować nową katedrę, ruiny zaś zostawić jako pomnik II wojny światowej. Ks. Milik ze współpracownikami zdecydowali jednak o odbudowie katedry. 29 lipca 1951 r. katedra została poświęcona na nowo przez prymasa Stefana Wyszyńskiego.
Reklama
– I już wtedy była tutaj pierwsza część instrumentu, który ocalał we Wrocławiu. Instrument, który mamy w katedrze jest instrumentem, który ocalał w Hali Stulecia – mówił proboszcz parafii katedralnej.
Prof. Piotr Rojek podkreślił, że Wrocław miał szczęście do fantastycznych ludzi i przykład odbudowy katedry jest jednym z takich sztandarowych. Zauważył, że ciekawa historia wiąże się z instrumentem z Hali Stulecia, który ocalał w wielu procentach. Były to organy Wilhelma Sauera. Hala przed wojną pełniła rolę sali koncertowej, więc obecność instrumentu organowego była tam w pełni uzasadniona.
– Instrument został zbudowany w 1912 r. i oddany do użytku. Wiąże się z tym wiele historii. Instrument ten był największy na świecie. Wrocław miał w tym obszarze niezwykłe podejście i niezwykłe ambicje. Instrument, który pierwotnie został zbudowany jako konstrukcja 200-głosowa – 5 manuałów, klawiatura nożna, mnóstwo urządzeń pomocniczych – był instrumentem, który był wówczas najnowocześniejszy. Miał już elektryfikację, system elektropneumatyczny. Wśród urządzeń pomocniczych były wolne kombinacje – opowiadał o instrumencie prof. Rojek, podkreślając, że największy kompozytor przełomu XIX i XX wieku Max Reger napisał na ten instrument swoje największe organowe dzieło.
Reklama
– Mija kilka lat i na zachodzie w części niemieckiej pewne organy zostały przebudowane, co dało im liczbę 208 głosów. A więc wyprzedziły Wrocław. Wrocław wraz z włodarzami miasta postanowił w 1937 r. rozbudować instrument do 222 głosów, co się przekładało na prawie 16500 piszczałek. Dokonała tego firma Sauera – snuł opowieść prof. Rojek. Dla porównania organy Englera mają 3468 piszczałek.
Organy w Hali Stulecia przetrwały w tym stanie do końca II wojny światowej. Już wtedy były legendą. Nie były jednak odpowiednio zabezpieczone. Znikały całe rzędy głosów, co sugeruje, że służyły jako składnica piszczałek.
– Z dzisiejszej perspektywy decyzje władz Kościoła, żeby translokować wielkie organy Sauera z Hali do katedry, która potrzebowała instrumentu organowego, okazały się zbawienne, bo nie tylko katedra zyskała niezwykły, legendarny instrument, ale również dzięki temu te organy ocalały. Ok. 1950 r. rozpoczęły się prace, które doprowadziły do demontażu instrumentu z Hali. Następnie w częściach został on zdeponowany na strychu kościoła św. Doroty a część wiatrownic została przekazana w darze do Częstochowy na Jasną Górę. W ten sposób część wiatrownic (55-60 głosów) została zainstalowana na Jasnej Górze. Taki stan funkcjonował do roku 1990 – opowiadał prof. Rojek.
Okazało się, że Jasna Góra jest gotowa oddać te wiatrownice, ponieważ w jasnogórskich organach zrobiono remont i zamontowano nowe. Wiatrownice zostały przywiezione do Wrocławia, jeszcze bez planu remontu organów wrocławskich.
– Instrument liczy 151 głosów. A posiadał 222 głosy. Przyjeżdżali bowiem szabrownicy, którzy wiedzieli, co jest cennego i co należy zawieźć w głąb Polski. Traktowano te ziemie jako zdobyczne po II wojnie światowej – podkreślał proboszcz parafii katedralnej.
Reklama
Prof. Rojek tłumaczył, że tak naprawdę nikt nie był w stanie policzyć, ile głosów mają obecnie te organy. Było dużo wersji, ostatecznie okazało się, że to 151 głosów, ale to nie tylko głosy z Hali Stulecia. 27 głosów jest umiejscowionych nietypowo. Zastosowano tutaj element echoorganów, co jest unikatowym rozwiązaniem. W Europie są tylko dwa miejsca z takim rozwiązaniem – jedno we Francji, drugie w Hiszpanii. Podnosi to wartość całego instrumentu.
– Okazuje się, że mieszkając we Wrocławiu, przez całe lata nie zdawaliśmy sobie sprawy z tej niezwykłej historii niezwykłego instrumentu, największego instrumentu w Polsce. Jest on wyjątkowy pod każdym względem – mówił ks. Cembrowicz i tłumaczył, że jeśli chodzi o remont organów, przewidziane są dwa etapy: – Pierwszy zakłada odrestaurowanie tego, co jest, czyli 151 głosów. Natomiast drugi etap to rozbudowanie do 194 głosów. Byłyby to trzecie organy pod względem wielkości na świecie – mówił o planach na przyszłość ks. Cembrowicz i apelował, by po wyjściu z katedry mówić o tym swoim znajomym.
– Inicjatorem tego remontu jest abp. Józef Kupny, metropolita wrocławski. Jego decyzją jest powołanie nas do tego zespołu, który odpowiada za przebieg całego remontu. Jest to w porozumieniu z władzami miasta, jest wspaniała współpraca z gminą Wrocław, bo sami nie dalibyśmy rady finansowo – mówił o remoncie organów ks. Cembrowicz i apelował o włączenie się na miarę możliwości w finansowanie remontu. Niektórzy wierni parafii katedralnej regularnie, co miesiąc, na specjalne konto wpłacają jakąś kwotę. – Gdy zaczynaliśmy remont, powiedziano nam, że będzie to kosztować 15 mln. Obecnie jest to już 17 mln. Gdybyście Państwo chcieli się włączyć, będziemy wdzięczni. Będzie kapsuła czasu, w której będą imiona i nazwiska tych wszystkich, którzy zdecydowali się pomóc. Chodzi nam o taką ideę, żeby ten instrument zabrzmiał nie tylko głosami mechanicznych piszczałek, ale też głosami naszych ludzkich serc, kochających to miejsce. Tutaj jest kolebka Wrocławia. Tutaj się zaczął Wrocław ponad 1000 lat temu. I to jest nasz czas i szansa, żebyśmy się w tę historię zapisali – zachęcał proboszcz parafii katedralnej.
W drugiej części wieczoru wystąpił chór Cantores Minores Wratislavienses. Chórzyści wystąpili z akompaniamentem Marty Niedźwieckiej, która zagrała na specjalnie przywiezionym pozytywie. Całością dyrygował Piotr Karpeta.