Reklama

Niedziela Łódzka

Medjugorie – miasto miłości i pokoju

Niedziela łódzka 35/2015, str. 6-7

[ TEMATY ]

Medjugorie

Archiwum autora

Kościół św. Jakuba w Medjugorie

Kościół św. Jakuba w Medjugorie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przestało być ważne to, w co wątpiłem;
Stało się ważne to, co zobaczyłem.

O Medjugorie dowiedziałem się błyskawicznie. Był wtedy u nas okres komuny, ja stawiałem pierwsze kroki na drodze kapłańskiej, ale takie wiadomości rozchodziły się bardzo szybko. Na początku niedowierzanie. Stąd pytania: Co chce nam powiedzieć? Jak to? Matka Boża w dzisiejszych czasach? Rozumiem – Lourdes, La Salette – ale Jugosławia? Dlaczego w państwie reżimu komunistycznego?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Początki mojej wiary na temat objawień w Medjugorie były żywe, szczere i prawdziwe, ale z czasem… No właśnie… z czasem! Kiedy upływały lata, coraz więcej zwątpienia, coraz więcej niedowierzania w prawdziwość objawień. Czasy komuny się skończyły, ale wybuchła, niestety, wojna na Bałkanach, a pośród tych historycznych zawirowań stała Ona – Królowa Pokoju. Słyszałem o tym, że ziemia objawień nie została naruszona przez wojnę, że mimo bombardowań pielgrzymi nadal jeździli w to miejsce i nikomu z nich nic się nie stało, że Matka Boża nadal wzywa do miłości Jej Syna – miłości, która przynosi pokój serca.

Ale potem spowszedniało, z czasem poszło w zapomnienie… No cóż, tyle lat! Zaczęły narastać coraz większe wątpliwości, a z nimi coraz więcej pytań, które oddalały… oddalały…

Pamiętam, że kiedy 5 lat temu ks. Tomasz wrócił z Medjugorie, zasypałem go różnymi pytaniami: Co sądzi o tym? Jaka jest jego opinia? Co tam widział? Czego doświadczył?

- Pojedziesz, to sam zobaczysz – odpowiadał.

Na pół roku przed swoim wyjazdem otrzymałem Koronkę Pokoju. Nawet nie wiedziałem, jak to odmawiać. Wówczas jednak padły znamienne słowa: Kogo Matka Boża zaprosi, ten musi tam pojechać. I zaczęło się! Myśl o wyjeździe nie odstępowała mnie. Kiedy więc padła propozycja, przyjąłem ją natychmiast z otwartym sercem. Wyjazd miał nastąpić w lipcu 2015 r.

Reklama

I zaczęło się… Pierwsze, co nas – przybyszy – przywitało na miejscu, to upał z temperaturą ponad 40 stopni w cieniu. Ponieważ w powietrzu jest tam mniej wilgoci, znosić go można nieco łatwiej. Ja – jak adwokat diabła z filmu „Ziemia Maryi” – w strugach słońca i potu zacząłem obserwować. Obejście miejsc znanych z różnorakich filmów i zdjęć nie wniosło w moje serce niczego nowego. Stwierdziłem tylko, że jest tu ładnie. Zdawałem sobie jednak sprawę z tego, że nie po to zaprosiła mnie Maryja. Nie wrażenie estetyczne, ale poruszenie serca powinno być moim udziałem. I wreszcie stało się… Drugiego dnia mojego tam pobytu.

Pierwsze poruszenie serca

Tego dnia przed południem mieliśmy wejść na Górę Objawień. Nie jest ona może zbyt wysoka, nawet dla mnie, ale wejście na nią jest niewygodne, kamieniste. Wymaga na pewno sporo wysiłku i uwagi. Kiedy dotarliśmy na górę – po odmówieniu cząstki Różańca w drodze – pilotka grupy oznajmiła, że będziemy losować teraz orędzia Matki Bożej, abyśmy w ten sposób mogli odczytać, co Maryja chce powiedzieć każdemu z nas. Mając już w ręku kartkę z tekstem, odszedłem nieco, przycupnąłem na kamieniu i zacząłem czytać. Serce podeszło do gardła, a łzy same wylewały się z moich oczu. To nie był przypadek (dla mnie przypadki to są szczególne działania Pana Boga), że wylosowałem właśnie to, a nie inne orędzie. Najważniejsze dla mnie były zdania: „Dlatego, drogie dzieci, módlcie się, aby z waszych serc wytrysnęło źródło miłości dla każdego człowieka i dla tego, który was nienawidzi i pogardza wami. Miłością Jezusa łatwo możecie zwyciężyć całą nędzę tego żałosnego świata, który jest bez nadziei dla tych, którzy nie znają Jezusa…”.

Nie uwierzycie, że tym przesłaniem zamknęło się moje życie kapłańskie w jakimś przeogromnym kręgu. Wspomniałem początek kapłaństwa i napis na prymicyjnym obrazku: „Na to zaś wszystko przyobleczcie miłość, która jest więzią doskonałości” (Kol. 3,14). Teraz, po 35 latach, z ogromną wiarą powtarzam słowa: „Miłością Jezusa łatwo możecie zwyciężyć całą nędzę tego żałosnego świata”. Sensu kapłańskiemu życiu nadaje tylko miłość. Chcesz być dobrym kapłanem – kochaj! Nawet tego, który was nienawidzi i pogardza wami.

Reklama

Drugie poruszenie serca

Spotkanie z Nancy z Kanady. Nawrócona, zakochana w Medjugorie, dająca o sobie i rodzinie przepiękne świadectwo wiary. Lecz nie o tym chcę tu napisać. Podczas spotkania podeszła do mnie kobieta, wcześniej przyglądając mi się nieco, i powiedziała, że chciałaby się u mnie wyspowiadać.

- Dlaczego u mnie? – zapytałem.

- Bo wzbudził ksiądz we mnie zaufanie – odpowiedziała.

- Dobrze, w takim razie umówmy się jutro po Mszy św. – zaproponowałem.

Propozycja została przyjęta. Kiedy zatem wyszedłem z zakrystii po wieczornej Mszy św., od razu zauważyłem ową panią. Była zresztą nie sama, ale z koleżanką.

- Czy wyspowiada ksiądz również koleżankę? – zapytała.

- Oczywiście – odpowiedziałem i zacząłem spowiadać.

Po spowiedzi koleżanka doszła do zainteresowanej i zaczęły ze sobą dość długo rozmawiać. Być może dzieliła się spostrzeżeniami po spowiedzi. Chwila ta jednak trwała na tyle długo, że w pewnym momencie poczułem delikatne stukanie w ramię. Za mną stała inna kobieta.

- Czy ksiądz spowiada?

- Tak.

- A czy mogę też skorzystać ze spowiedzi?

Spojrzałem na dwie rozmawiające ze sobą panie i gestem rąk i mimiką twarzy zapytałem, czy jeszcze będą rozmawiały, czy mogę w międzyczasie wyspowiadać kolejną osobę. Zainteresowana pani odkiwnęła, że jeszcze poczeka. W tym właśnie momencie niebo schodzi na ziemię. Rzecz jasna, związany tajemnicą spowiedzi nie mogę na jej temat nic powiedzieć, oprócz tego, że była ona bardzo głęboka, z pełnym otwarciem duszy i serca, problemowa, ze łzami w oczach i to z obu stron, wprost konieczna tu i teraz. To była ta chwila, ten moment i chyba ten spowiednik. Zrozumiałem, że to właśnie dla tej osoby Bóg posłużył się tamtą panią, żebym mógł wyspowiadać.

Reklama

No właśnie… a tamta kobieta? Nie mogąc się doczekać, bo spowiedź trwała około pół godziny, poszła do innego, aktualnie spowiadającego księdza. Zrozumiałem, że tak naprawdę to Bóg wybiera nam spowiednika i w tym celu może posłużyć się nawet osobą, której wydaje się, że to ona dokonuje wszelkich wyborów.

Trzecie poruszenie serca

Figura Zmartwychwstałego z metalu. Niby nic najważniejszego, może i nawet żadne wielkie dzieło artystyczne, choć intrygujące, ale przede wszystkim figura bardzo „wymodlona”, otaczana czcią i miłością. Dlaczego? Z niezrozumiałych powodów, dodajmy – po ludzku niezrozumiałych. Z prawej nogi Chrystusa sączą się krople białego płynu. Ponoć jest to ludzkie osocze. Tak mówiono, ale nie sprawdzałem tego. Pielgrzymi gromadzą się przy tej figurze z białymi, czystymi chusteczkami i wycierają ów płyn, który – jak mówiono – pomaga leczyć wiele ran i chorób. Odezwał się we mnie adwokat diabła. Cóż, sprawdzimy!

Kilkakrotnie podchodziłem do figury o różnych porach dnia, późnym wieczorem również i … nic. Ani jedna kropelka. W międzyczasie przyszła pewna osoba z naszej grupy. Z twarzą pełną radości oznajmiła wszystkim, że ma! Ma na chusteczce krople cieczy z figury, bo gdy podeszła, to się akurat sączyło.

- No nie, Panie Boże, tak nie można! – pomyślałem. – Dlaczego nie ja?

Podczas wieczornej Mszy św., po przyjęciu Komunii modliłem się, adorując Chrystusa. Tkwił we mnie jednak jakiś wyrzut, dlaczego ja nie dostałem owej upragnionej kropli. W modlitwie serca i w głębokim skupieniu delikatnie zapytałem: Dlaczego?

To, co usłyszałem – nie uszami ciała, ale w sercu i w duszy – jeszcze bardziej powaliło mnie na kolana, mimo że już klęczałem…

Reklama

- Ty nie potrzebujesz mojego cudu.

Od tego momentu wszystko stało się jasne, spadł jakiś kamień z serca, zostałem uwolniony od oczekiwań „znaków”. – Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli – powiedział Chrystus. I niech to wystarczy. Nie w danej chwili, ale na całe życie.

Zapytajcie mnie teraz, co myślę o Medjugorie. Odpowiedź moją znajdziecie w pierwszym zdaniu tego artykułu: „Przestało być ważne to, w co wątpiłem; stało się ważne to, co zobaczyłem”.

* * *

Stolica Apostolska zapowiedziała jesienią ogłoszenie decyzji w sprawie autentyczności objawień w Medjugorie. Na razie nie wydała decyzji ani o ich uznaniu, ani o odrzuceniu. Co roku do Medjugorie przyjeżdża ok. 2 mln ludzi.

2015-08-27 12:57

Ocena: +2 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Cavalli: Medjugorje to miejsce modlitwy, a objawienia trzeba badać

[ TEMATY ]

Medjugorie

Monika Książek

Medjugorie

Medjugorie

„Kto chce się modlić i zmienić swoje życie, znajdzie w Medjugorju miejsce głębokiej łaski” – wskazuje abp Aldo Cavalli. Hierarcha jest specjalnym wysłannikiem papieskim w tej bośniackiej miejscowości uznanej przez licznych ludzi za punkt wciąż trwających objawień maryjnych. Przypomina, że Kościół nie wypowiada się o owej sprawie, dopóki nie osiągnie pewności co do danej kwestii według ogólnych i jak najbardziej wiarygodnych kryteriów.

Abp Cavalli mówi o tym w odniesieniu do utworzonego niedawno w Watykanie ośrodka badań nad objawieniami maryjnymi. Wskazuje na konieczność takiej instytucji, aby faktycznie wprowadzić jasne rozróżnienia i pomóc wiernym w sytuacji sprzecznych oświadczeń.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Franciszek: cnoty teologalne pozwalają nam działać jako dzieci Boże

2024-04-24 10:07

[ TEMATY ]

papież

papież Franciszek

PAP/EPA/GIUSEPPE LAMI

O znaczeniu cnót teologalnych: wiary, nadziei i miłości w życiu moralnym chrześcijanina mówił dziś Ojciec Święty podczas audiencji ogólnej. Zaznaczył, że pozwalają nam one działać jako dzieci Boże.

Na wstępie papież przypomniał, że każdy człowiek jest zdolny do poszukiwania dobra, jednakże chrześcijanin otrzymuje szczególną pomoc Ducha Świętego, jaką są wspomniane cnoty teologalne. Cytując Katechizm Kościoła Katolickiego Franciszek podkreślił, że „są one wszczepione przez Boga w dusze wiernych, by uzdolnić ich do działania jako dzieci Boże i do zasługiwania na życie wieczne” (n. 1813).Dodał, iż wielkim darem cnót teologalnych jest egzystencja przeżywana w Duchu Świętym. Są one wielkim antidotum na samowystarczalność i zarozumiałość, czy pokusę wywyższania samych siebie, obracania się wokół swego „ja”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję