Reklama

Wiadomości

Trauma aborcyjna

Kiedy poruszamy temat aborcji, zwykle skupiamy się na kwestii najważniejszej – pozbawieniu życia najbardziej bezbronnej istoty, którą jest dziecko.
W cieniu pozostaje dramat kobiety, która dopuściła się tego czynu. A decyzja ta może stać się traumą, z którą będzie ona musiała zmagać się przez długie lata

Niedziela Ogólnopolska 20/2016, str. 44-45

[ TEMATY ]

kobieta

aborcja

Grażyna Kołek

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

– Od dłuższego czasu namawiałam Cię na rozmowę na temat Twojego przeżycia aborcyjnego, z którym zmierzyłaś się na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Zawsze odmawiałaś. Dlaczego teraz zmieniłaś zdanie?

– Uważałam, że jest to moja osobista tragedia i nie ma sensu wywlekać jej na światło dzienne. Dopiero wypadki związane z nagonką na prof. Chazana pozwoliły mi spojrzeć inaczej na ten problem. Dużo się wówczas mówiło o cierpieniu, jakie profesor zadał matce niepełnosprawnego dziecka, gdy odmówił jej prawa do aborcji. Głos zabrały lewicowe autorytety, pałające świętym oburzeniem z powodu rzekomego nieludzkiego traktowania nieszczęśliwej kobiety przez znanego profesora.
Uważam, że na sprawę aborcji trzeba spojrzeć oczami tych kobiet, które kiedyś zdecydowały się na ten krok. Ja jestem ich reprezentantką. Pod koniec lat 70. ubiegłego wieku zabiłam swoje dziecko. Tak, zabiłam. Nie ma sensu używać eufemizmów na określenie takiego czynu. Ówczesna wiedza na ten temat była żadna. Wprawdzie Kościół zawsze miał określone stanowisko w sprawie ochrony życia poczętego, ale przeważnie młode dziewczyny nie brały sobie tych nauk do serca. Aborcję traktowano wówczas jak zwykły zabieg, który pozwalał pozbyć się kłopotu. Usuwało się bliżej nieokreślone ziarnko fasoli, jakąś zygotę. Można to było zrobić niemal w każdym prywatnym gabinecie ginekologicznym. I tak postąpiło bardzo dużo moich koleżanek.

– Dlaczego zdecydowałaś się na ten dramatyczny krok?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Byłam wówczas daleko od wiary, nastawiona hedonistycznie do życia i nieprzytomnie zakochana w starszym od siebie mężczyźnie, który miał już syna z poprzedniego małżeństwa i nie chciał słyszeć o późnym ojcostwie. Chciałam za wszelką cenę uratować związek i zdecydowałam się na ten krok. Do końca jednak wierzyłam, że mój partner zmieni zdanie i nie zaprowadzi mnie na tę rzeź. Byłam studentką romanistyki. Do Warszawy przyjechałam z małego miasta i nie wyobrażałam sobie samotnego powrotu z dzieckiem do rodzinnego domu.
Dzisiaj te sprawy widzę inaczej i pokonałabym wszystkie trudy, aby nie dopuścić do tej haniebnej decyzji. Ale wtedy wybrałam pogoń za jakimś iluzorycznym uczuciem. To był początek trzeciego miesiąca ciąży. Wcześniej, gdy miałam jeszcze jakąś nadzieję na inny obrót sprawy, zauważyłam u siebie krwawienie. Natychmiast pobiegłam do lekarza. Zastosowałam się do jego zaleceń i ciąża została uratowana. Dzisiaj winą nie obarczam jedynie swojego partnera. To było moje dziecko i to ja jestem głównie odpowiedzialna za jego śmierć. A konsekwencje tego odczuwam do dzisiaj.

– Miałaś szansę na urodzenie zdrowego dziecka. Dziś przy dokonywaniu aborcji mówi się o dzieciach, które urodziłyby się z poważnymi wadami rozwojowymi...

– Nie widzę w tym żadnej różnicy. Każdy ma prawo do życia – zarówno niepełnosprawny, jak i zdrowy. Tym chyba różnimy się od dzikich zwierząt z buszu. To tam samice eliminują z miotu najsłabsze, chore osobniki, które w naturalnych warunkach nie mają szans na przeżycie. Drażni mnie hipokryzja zwolenników aborcji, którzy w ten sposób chcą wyeliminować cierpienie zarówno dziecka, jak i matki. Idąc tokiem ich myślenia, nie wiadomo w stu procentach, jaki będzie stopień niepełnosprawności dziecka. Są także przypadki, gdy lekarze stawiają dramatyczną diagnozę, a dziecko rodzi się z niewielką wadą. No i druga sprawa – aborcja dokonana z miłosierdzia dla kobiety. To już kompletny absurd. Skutki psychiczne zabiegu mogą okazać się dla niej nie do udźwignięcia, zaważyć na całym jej życiu. Ona przeważnie podejmuje tę dramatyczną decyzję pod wpływem negatywnych emocji. Gdyby otrzymała wsparcie od swoich bliskich, od odpowiednich instytucji, wahałaby się przed podjęciem takiego wyboru.

Reklama

– Jak ułożyło się Twoje życie po zabiegu?

– Związek z moim partnerem rozpadł się, i to nie z jego winy. Miałam do niego żal. I to wielkie, jak wydawało mi się wówczas, uczucie gdzieś się rozprysło. Ten żal wynikał wtedy z czystego egoizmu. Czułam się zraniona. Nie mogłam pogodzić się z tym, że ktoś tak mi bliski nie podał mi ręki, zwyczajnie mi nie pomógł. O dziecku niewiele wtedy myślałam. Sytuacja zmieniła się dopiero po nagłośnieniu filmu „Niemy krzyk”. Zrozumiałam, co zrobiłam. Nie zabiłam bliżej nieokreślonego zespołu komórek, ale w pełni ukształtowanego człowieka. Wpadłam w jakąś obsesję. Wyobrażałam sobie, jak moje dziecko bało się, uciekało przed śmiercionośnymi narzędziami. Przed zaśnięciem, gdy zamykałam oczy, widziałam upiorne obrazy. Myślałam, że to chwilowa reakcja na ten film. Trzeba się z tym zmierzyć i wyprzeć tę sprawę ze świadomości. Na pozór żyłam normalnie. Skończyłam studia, poszłam do pracy. Starałam się ułożyć sobie życie prywatne, ale z tym były kłopoty, nie mogłam bowiem zaufać żadnemu mężczyźnie. Szukałam pomocy w poradniach psychoterapeutycznych. Na niewiele się to jednak zdało.
Powoli zaczęłam dochodzić do wiary. To był bardzo długi i żmudny proces. Ale w końcu w miłosierdziu Bożym znalazłam pewne ukojenie. Nie znaczy to, że potrafiłam do końca sobie wybaczyć. Ta rana we mnie pozostała.

– Gdyby słyszały Cię działaczki feministyczne, walczące o prawo do aborcji, powiedziałyby, że miałaś zbyt kruchą psychikę, która gdyby nie aborcja, też byłaby porysowana. Przecież tyle kobiet decyduje się na ten zabieg i potem żyje normalnie, jakby się nic nie stało...

– Nieprawda. Przyczyna nie tkwi w mojej nadwrażliwości. Oczywiście, jest pewien procent kobiet, które aborcję traktują jak wyrwanie zęba. Ale to są wyjątki. Ja w tamtym okresie nie miałam żadnych uczuć macierzyńskich. Bycie matką to nie był mój priorytet. Nie potrafiłam nawiązać kontaktu z małymi dziećmi, nie ćwierkałam nad wózkiem z napotkanym maleństwem. Tęsknota za dzieckiem przyszła później. I to ta dominująca, bolesna. Podświadomie wyobrażałam sobie w konkretnych sytuacjach moje dziecko – jak by wyglądało, jaki by miało charakter. Przeliczałam czas, ile by miało lat w konkretnej chwili. Ono nie żyło, ale było cały czas obecne w moim życiu. Rosło, chodziło do szkoły, miało swoich przyjaciół.
W kręgu moich znajomych prawie wszystkie koleżanki przeżyły doświadczenie aborcyjne. Starają się o tym nie mówić. Przeważnie wyparły ten incydent ze swojej świadomości, nie chcą do tego wracać. Ale ten strup na ranie jest bardzo powierzchowny. Wystarczy nawet jedno słowo, jakieś zdarzenie, a rana zaczyna od nowa krwawić.

– Może gdybyś zbudowała szczęśliwe życie rodzinne, tamta bolesna sprawa zatarłaby się...

– Nie sądzę. Obserwuję losy moich koleżanek. Przeważnie są matkami, ale to dziecko, które nie mogło się urodzić, pozostaje głęboko w sercu. Kilka lat temu u jednej z moich koleżanek wykryto raka. Bała się o swoje życie i o przyszłość Marysi, swojej córeczki. – Gdybym nie dokonała aborcji – mówiła – Marysia miałaby brata albo siostrę. Z rodzeństwem łatwiej pokonać życiowe trudności. Inna znajoma przyznała się, że często wraca myślami do nienarodzonego dziecka, chociaż ma dwójkę udanych dzieci.
Jeszcze raz podkreślam, że nie chcę generalizować zagadnienia. Nie sądzę, że wszystkie kobiety wracają myślami do utraconego wskutek aborcji dziecka, ale większość nosi tę zadrę w sobie do końca życia.

2016-05-11 08:32

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Kobiety z Astany

Niedziela Ogólnopolska 11/2017, str. 18-20

[ TEMATY ]

kobieta

Bożena Sztajner/Niedziela

Cztery kobiety. Różnią je wiek, doświadczenie, miejsce urodzenia. A łączy jedno: mimo że mieszkają w stolicy Kazachstanu, blisko 4 tys. km od Polski, czują niezwykłą więź z naszym krajem. Dlaczego Polska tak mocno zagościła w ich sercach?

Pani Tatiana ze wzruszeniem oprowadza po plebanii katolickiej katedry Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Astanie. Pracuje tu 7 księży, z czego 3 to Polacy. Ona mieszka niedaleko. Z mężem, w kawalerce, 22 m2. – Bogactwa u nas nie ma – mówi lekko żartobliwie. – Ale najważniejsze to lubić ludzi. Wchodzimy na piętro, do sporej sali zastawionej stołami. Na najważniejszym miejscu stoi fotel, wyjątkowa pamiątka – to fotel papieski. Siedział na nim podczas pielgrzymki do Kazachstanu Jan Paweł II. W tej sali jadł obiad. Na ścianach wiszą zdjęcia przypominające tę chwilę. – Śpiewałam wtedy w chórze – wspomina pani Tatiana. – Tu, w Astanie, niedaleko stąd Papież odprawiał Mszę św. Było ogłoszenie: kto potrafi śpiewać, niech się zgłosi. Śpiewaliśmy po rosyjsku. Niebywałe wzruszenie. Nie ma słów, by je opisać. Nawet po latach. Pamiętam, że jak uczyłam się w szkole, to słyszałam, iż Papież jest z Polski. A wtedy, w 2001 r., mogłam go zobaczyć na własne oczy. Oczy pełne łez...

CZYTAJ DALEJ

8 lat temu zmarł ks. Jan Kaczkowski

2024-03-27 22:11

[ TEMATY ]

Ks. Jan Kaczkowski

Piotr Drzewiecki

Ks. dr Jan Kaczkowski

 Ks. dr Jan Kaczkowski

28 marca 2016 r. w wieku 38 lat zmarł ks. Jan Kaczkowski, charyzmatyczny duszpasterz, twórca Hospicjum św. o. Pio w Pucku, autor i współautor popularnych książek. Chorował na glejaka - nowotwór ośrodka układu nerwowego. Sam będąc chory, pokazywał, jak przeżywać chorobę i cierpienie - uczył pogody, humory i dystansu.

Ks. Jan Kaczkowski urodził się 19 lipca 1977 r. w Gdyni. Był bioetykiem, organizatorem i dyrektorem Puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio. W ciągu dwóch lat wykryto u niego dwa nowotwory – najpierw nerki, którego udało się zaleczyć, a później glejaka mózgu czwartego stopnia. Po operacjach poddawany kolejnym chemioterapiom, nadal pracował na rzecz hospicjum i służy jego pacjentom. W BoskiejTV prowadził swój vlog „Smak Życia”.

Podziel się cytatem

CZYTAJ DALEJ

Ponad 50 tysięcy widzów w polskich kinach na pokazach 4. sezonu "The Chosen"

2024-03-28 11:39

[ TEMATY ]

„The Chosen”

Materiały promocyjne/thechosen.pl

Serial o Jezusie z kolejnym sukcesem. W polskich kinach 4. sezon zebrał ponad 50 000 widzów, a licznik wciąż rośnie. Kolejne odcinki serialu, co stało się całkowitym fenomenem w branży filmowej, wciąż wyświetlane są w kinach.

Poza repertuarowym wyświetlaniem w kinach, również społeczność ambasadorów serialu organizuje w całej Polsce pokazy grupowe, które nierzadko mają sale zajęte do ostatnich miejsc. W wielu miejscowościach można wybrać się na taki pokaz czy to do kina sieciowego, lokalnego czy domu kultury. Kina widząc ogromne zainteresowanie same wstawiają do repertuaru kolejne odcinki lub powtarzają wyświetlanie od 1 odcinka. Już pojawiają się pierwsze całodzienne maratony z 4. sezonem.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję