Rząd Prawa i Sprawiedliwości udowadnia, że w odróżnieniu od swoich poprzedników, nie zaniedbuje i nie zapomina o Polakach mieszkających poza wielkimi aglomeracjami. Polityka prorodzinna, wzmacnianie pozycji inwestycyjnej Polski Wschodniej, duży nacisk położony na innowacyjność i przedsiębiorczość – także na terenach małych miejscowości to znacząca zmiana w stosunku do działań administracji państwowej, jakie znamy z lat ubiegłych. Jednak rolą mediów jest kontrolowanie poczynań rządzących i weryfikacja płynących z nich korzyści społecznych. Dużo komentarzy wywołuje w ostatnich tygodniach prozdrowotna polityka rządu i toczące się wokół niej spory. Warto postawić sobie pytanie – czy te wątpliwości są uzasadnione?
Priorytetem gospodarczym rządu Beaty Szydło jest Plan Odpowiedzialnego Rozwoju przedstawiony przez wicepremiera Mateusza Morawieckiego. - Polska musi się szybciej rozwijać. Polska musi postawić na przemysł, na produkcję. Polska musi dać dobrą pracę Polakom. Polska musi być w awangardzie najszybciej rozwijających się państw - mówiła premier podsumowując pierwszy rok działalności rządu. - Nie będzie ambitnych programów społecznych, jeśli nie będzie rozwoju, szybkiego rozwoju – dodawała Beata Szydło.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zrównoważony rozwój to podstawa
Reklama
Swoistą skazą na wizerunku zrównoważonego rozwoju Polski jest wciąż dostęp do opieki zdrowotnej – szczególnie uciążliwy właśnie dla mieszkańców małych miejscowości. Statystyki stawiają nas w ogonie państw UE w zakresie czasu oczekiwania na przyjęcie do specjalistów oraz w kwestii nakładów przeznaczanych na rozwój służby zdrowia. Wielu lat zaniedbań nie da się jednak naprawić w ciągu roku.
Parlamentarzyści i specjaliści resortu zdrowia pracują obecnie nad restrukturyzacją rynku farmaceutycznego w Polsce. Wdrażane zmiany budzą jednak pewne wątpliwości komentatorów. Wątpliwości te dotyczą przede wszystkim dostępu do farmaceutyków poza dużymi aglomeracjami i wycofania ze sprzedaży sklepowej leków dostępnych bez recepty.
W trosce o bezpieczeństwo?
Ze sprzedażą pozaapteczną kontakt mamy właściwie wszyscy. Odwiedzając sklepy czy stacje benzynowe sięgaliśmy nierzadko po tak potrzebny lek przeciwbólowy, a „złapani” przez przeziębienie wychodziliśmy do najbliższego sklepu po lek łagodzący uciążliwe objawy i umożliwiający normalne funkcjonowanie. Głosy sprzeciwu pojawiające się w sprawie dystrybucji farmaceutyków poza aptekami mogą jednak wkrótce sprawić, że leczyć będziemy się wyłącznie za pośrednictwem aptek.
Reklama
Propozycję ograniczenia dystrybucji znanych od lat leków w sprzedaży sklepowej usilnie promuje Naczelna Rada Aptekarska. NRA argumentuje swoje poczynania troską o bezpieczeństwo konsumentów oraz o rozwój prywatnych, prowadzonych przez farmaceutów aptek na terenie kraju. Producenci i dystrybutorzy leków dostępnych w sprzedaży sklepowej kontrargumentują i przypominają, że właśnie w trosce o bezpieczeństwo klientów wprowadzają szereg szkoleń dla przedstawicieli handlowych, przygotowują wiele materiałów informacyjnych dla sprzedawców lekarstw bez recepty a przede wszystkim ulotek informacyjnych dla klientów, dotyczących bezpiecznego stosowania i przechowywania tych leków. Przypominają jednocześnie, że już dziś znacząca większość przychodów ze sprzedaży leków bez recepty trafia do aptekarzy, zaś na ograniczeniu stracą właściciele małych, lokalnych sklepów oraz, co najważniejsze, klienci którzy w punkcie handlowym mogą nie znaleźć już leków pierwszej potrzeby.
Kto poniesie konsekwencje?
Rozmowy toczą się na wysokich szczeblach. Warto jednak przypomnieć, że ich konsekwencje poniosą przede wszystkim klienci, szczególnie z małych miast i terenów wiejskich a także ludzie osłabieni chorobą, dla których dotarcie do najbliższej apteki – oddalonej nierzadko o klika kilometrów – będzie prawdziwym wyzwaniem.
Według szacunków, w Polsce znajdziemy około 350 tysięcy sklepów, w których kupimy najprostsze leki dostępne bez recepty. Aptek jest około 14 tysięcy. W przypadku wprowadzenia radykalnych zmian, ograniczenie dostępności środków przeciwbólowych, preparatów ziołowych czy leków zwalczających objawy przeziębienia będzie bolesnym ciosem, który odczują przede wszystkim mieszkańcy słabiej skomunikowanych regionów kraju, oddalonych od wielkich miast.
Problemem może stać się również cena popularnych leków. Według informacji podawanych na stronie Ministerstwa Skarbu Państwa, średnia marża apteczna dla wszystkich leków w październiku wyniosła 25,7 proc. Ograniczenie zakresu dystrybucji leków bez recepty wyłącznie do aptek na pewno zredukuje skalę konkurencji na rynku farmaceutycznym, dając możliwość podniesienia cen.
Reklama
Elżbieta Piotrowska-Rutkowska, prezes Naczelnej Rady Aptekarskiej, zwraca uwagę na przewagę aptek, wzbogaconą o wiedzę farmaceutów, w zakresie przechowywania leków i fachowego doradztwa w ich stosowaniu, co niewątpliwie wpływa na bezpieczeństwo klientów. Przedstawiciele branży produkującej i dystrybuującej leki bez recepty przypominają o nowych oznaczeniach leków, tysiącach termometrów i higrometrów rozdawanych w punktach handlowych, przeszkoleniem przedstawicieli handlowych w zakresie niezbędnej wiedzy niezbędnej do przekazania sprzedawcom w sklepach.
– Bezpieczeństwo naszych klientów jest dla nas najważniejsze – czy to w przypadku sprzedaży ogólnodostępnych leków, czy jakichkolwiek innych produktów – podkreślał w mediach Waldemar Nowakowski, prezes Polskiej Izby Handlu, organizacji zrzeszającej 30.000 sklepów i hurtowni.
A kto zyska?
W argumentach o dostęp do leków bez recepty i w dyskusji toczącej się ponad naszymi – klientów – głowami, pojawia się jeszcze argument finansowy. Rynek leków dostępnych bez recepty jest wart w całości przeszło 10 miliardów złotych. Rywalizacja trwała więc będzie o każdą jego część. Jako konsumenci, możemy tylko mieć nadzieję na to, że głos mieszkańców małych miast, miasteczek oraz słabo skomunikowanych regionów kraju, w których o apteki czynne całą dobę jest trudno, zostanie usłyszany. Możemy mieć nadzieję, że sprawdzą się słowa wicepremiera Mateusza Morawieckiego, który podsumowując rok rządu Beaty Szydło powiedział
- Rozwój zrównoważony traktujemy bardzo serio, bo do tej pory rozwój był postrzegany przez pryzmat wzrostu wielkich aglomeracji, dużych miast. Wicepremier przypominał także – w Polsce 40 proc. osób żyje na terenach wiejskich, 30 proc. pozostałych osób żyje na terenach małych miejscowości, powiatów mniejszych i tylko pozostała część, 30 proc., na terenach dużych miast.
Miejmy nadzieję, że głos tej cichej i skromnej większości społeczeństwa zostanie wysłuchany.