- Pojęcie kary Bożej, czy kar Bożych, pojawia się Piśmie świętym wielokrotnie. Słownik teologiczny pod red. X. Leon-Dufoura wyróżnia trzy znaczenia tego pojęcia, tj. karę Bożą jako „znak grzechu”, jako „owoc grzechu”, wreszcie jako „objawienie Boże”. Jak podaje Słownik: „Swoją wewnętrzną logiką kara objawia Boga samego”. I dalej, „kara ukazuje całą głębię serca Bożego”: Jego zazdrość już od chwili zawarcia przymierza - (Wj 20, 50, Jego gniew (Iz 9,1 nn), Jego sprawiedliwość (Ez 18,31), miłosierdzie (Oz 11,9) i wreszcie przynaglającą miłość ku nam: „A wy nie powróciliście do mnie!” (Am 4, 6-11; Iż 9,12; Jer 5,3)” – wyjaśnia o. Jan.
Z kolei kard. G. Müller wyjaśnia nam w swej wspaniałej Dogmatyce sens pojęcia gniewu Bożego: „Paweł w Liście do Rzymian przedstawia następstwo pragrzechu jako „utratę Bożej chwały” (Rz 1,22-24; 3,3). Dlatego wszyscy ściągnęli na siebie „gniew Boży” (Rz 1,18; 2,5), to znaczy Jego słuszny wyrok za grzechy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Gniew Boga nie oznacza jednak, że Bogiem miotają nawałnice emocji, pragnienie zemsty i chęć rewanżu. W „gniewie” Bóg objawia potrzebę i pragnienie wszystkich ludzi otrzymania przebaczenia swych grzechów. „Gniew” Boga jest objawieniem Jego świętości przeciwko grzechowi i dlatego jest pierwszym wezwaniem do nawrócenia i skruchy (metanoia) – mówi jezuita.
Błędem jest przeciwstawianie kary Bożej i/lub gniewu Bożego Bożej miłości.
- Oczywiście, nie każde zło, nie każde cierpienie należy traktować w ten sposób. Nie żyjemy jeszcze w „nowej ziemi”, przemienionej, przebóstwionej przez Trójjedynego Boga. Trzeba jednak postawić pytanie, jakie ma znaczenie pandemia z punktu widzenia Bożej woli dla nas? Czym jest, jak powinna być rozumiana przez ludzi wierzących? I wreszcie pytanie chyba najważniejsze; Jeżeli pandemia koronawirusa nie jest karą Bożą, to czym jest? Jak należy ją rozumieć?! Bardzo chciałbym, żeby ktoś odpowiedział na te pytania – mówi o. Konior. - Moim zdaniem, jest dopustem samego Boga – dodaje.
Reklama
W obliczu zagrożenia pojawiają się różnego rodzaju reakcje. Część z nich jest zabobonna czy nawet magiczna i pokazuje słabości naszej wiary.
- Uleganie „internetom”, uleganie patologiom współczesnej kultury i technik psychomanipulacyjnych, niewłaściwym a nawet krzywdzącym nadinterpretacjom. Trzeba dodać, że ulegają jej również ludzie innych światopoglądów i religii. Oni też nie są od nich wolni, uleganie nie dotyczy tylko katolików – tłumaczy jezuita.
- Pojawią się jednak reakcje lękowe (i to jest gorsze), czy lepiej: nadmiernie lękowe, czasem nawet histeryczne, kładące nadmierny nacisk na bezpieczeństwo. Czym innym jest przecież stosowanie surowych reguł bezpieczeństwa, a czym innym – dla przykładu – krzyki, że nawet pięć osób w kościele to za dużo (wspominali o tym świeccy: np. p. red. Lisicki w „Do Rzeczy”, czy były minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz) – mówi o. Konior.
- W katedrze na kilka tysięcy osób też? – dodaje. - Muszę powiedzieć, że mam ogromne wątpliwości nawet co do tej reguły o pięciu osobach. Przecież w tramwajach i autobusach, sklepach i aptekach reguły są znacznie łagodniejsze. Czy ponoszenie pewnego ryzyka, aby skorzystać z sakramentów, nie jest dopuszczalne a nawet potrzebne? Oczywiście, po rozważeniu każdorazowej sytuacji w sumieniu wspartym łaską dzięki modlitwie Moim zdaniem, w niektórych przynajmniej przypadkach dopuszczalne, a nawet potrzebne.
Z tym wiąże się ściśle kwestia sakramentów.
- Pisanie o wymogach bezpieczeństwa, o tym, co może dać korzystanie z transmisji Mszy św., itd. jest ważne i potrzebne. Ale czy ktoś np. na Deonie, chociaż raz po prostu westchnął, że brakuje mu sakramentów, a zwłaszcza tej szczególnej, intymnej, życiodajnej, bezcennej bliskości, jaką daje Eucharystia...?. Moi wierzący, katoliccy przyjaciele odkrywają - na nowo, nie po raz pierwszy - piękno Domowego Kościoła, ale też – zacytuję wiernie: „po prostu tęsknią za sakramentami” – mówi wrocławski jezuita.
Reklama
Księża w różnych krajach wychodzą do potrzebujących w różny sposób. Najpierw trzeba wspomnieć o tych kapłanach, którzy wychodząc do chorych i umierających poświecili swoje własne życie. O księdzu w zaawansowanym wieku, który oddał swój respirator młodszemu choremu i zmarł. O dwóch księżach, a pewnie jest ich już więcej, polskim i amerykańskim, którzy spowiadają w samochodach, z zachowaniem stosowanych reguł bezpieczeństwa. O siostrach, które opiekowały się wiernymi przed epidemią i opiekują się nimi również teraz, zarażając się koronawirusem i umierając. O ojcach, braciach i siostrach z zakonów kontemplacyjnych, modlących się nieustannie za świat. Za wielu wiernych świeckich, którzy służą Bogu w chorych; wielu z nich choruje, niektórzy umierają. O wszystkich tych, począwszy od papieża Franciszka, którzy wspierają nas na duchu i uczą, że nawet jeśli „uciekniemy” od koronawirusa, to i tak umrzemy – i uczą nas przygotowania do śmierci z ufnością do Zbawiciela, który pokonał śmierć i zmartwychwstał, musimy pamiętać.
- Według mnie obecna sytuacja jest dopustem samego Boga i dobrze byłoby odczytać dlaczego – mówi o. Konior
O. Jan Konior SJ - jezuita, filozof, teolog, sinolog, rekolekcjonista i kierownik duchowy, autor wielu publikacji naukowych i popularnonaukowych w Polsce i za granicą, głównie z obszaru świata wschodniego oraz duchowości i mistyki. Wykładowca filozofii i kultury. Znawca zła, grzechu i cierpienia w chrześcijaństwie i w religiach niechrześcijańskich.