22 stycznia minęła 34. rocznica rozpoczęcia działalności Towarzystwa Kursów Naukowych zwanych też potocznie „Latającym Uniwersytetem”. Deklaracja założycielska z 22 stycznia 1978 r. stwierdza: „(…) niedostatki wykształcenia oficjalnego oraz praktyczne i ideologiczne ograniczanie wolności nauki znane były i krytykowane od wieków. Świadomi tej tradycji oraz współczesnych potrzeb, występujemy z naszą inicjatywą, mającą na celu pomoc wszystkim, którzy przez samokształcenie chcą wzbogacić swoją wiedzę”. Wykłady odbywały w prywatnych mieszkaniach i w kościołach. Program dotyczył w szczególności treści fałszowanych lub pomijanych w szkołach z zakresu historii, socjologii, ekonomii, literaturoznawstwa. Po trzech latach działalności, wraz z wybuchem stanu wojennego, Towarzystwo zawiesiło swoją działalność.
Pojawienie się „Solidarności” dało nadzieję, że cele stawiane przez Towarzystwo zostaną osiągnięte na zwyczajnej drodze sanacji procesu kształcenia i wychowania. Nadzieje okazały się płonne. Miejsce siermiężnego komunizmu zajął liberalizm, dziś postrzegany coraz bardziej jako libertynizm. Wraz z jego nadejściem kapłani trendu zaczęli bogatymi środkami walczyć z narodowością, patriotyzmem i prawdą historyczną. „Towar” podany w eleganckim opakowaniu zaczął być chętnie kupowany. Z czasem nabywcy nie zauważają już nawet, że jest to kłamstwo i są gotowi stawać w szranki w walce o „uprawdziwienie” kłamstwa.
Pomysł tego tekstu zrodził się już przed paroma laty. Gościłem w redakcji znajomych, którzy wybierali się na Ukrainę w odwiedziny do znajomego księdza, a przy okazji matka chciała pokazać swojej córce, maturzystce, groby przodków, bo rodzina wywodziła się z Kresów. W trakcie snutej przez panią opowieści dotarliśmy do Rudy Łańcuckiej. Mama maturzystki wspominając czasy ucieczki ze Wschodu opowiadała: „Pamiętam, zatrzymaliśmy się w tej miejscowości niedaleko Nowej Sarzyny. Rano, o piątej któregoś z kolejnych dni pobytu usłyszeliśmy odgłosy budzenia gospodarzy i szeptem wypowiadane ostrzeżenia: „UPA jest w pobliżu”. Dalszy ciąg opowieści przerwała córka, zadając pytanie: „Mamo, a co to jest UPA?”. Spojrzeliśmy po sobie nieco zdziwieni. Pomyślałem, że dziewczyna pochodzi z centralnej Polski, więc pewnie nie uczono jej o tym w szkole. Kilka dni później zebrała się w redakcji grupka przemyskich maturzystek i jedna studentka. Postanowiłem im zadać to pytanie. Podkarpackie maturzystki wykazały podobne zdziwienie, jak ich koleżanka z centralnej Polski, co więcej, podobne zdziwienie wykazała i studentka, twierdząc, że ona też nie wie i wcale się tego nie wstydzi, bo wiedza historyczna przekazywana w liceach zamyka się na latach 50.-60. XX wieku, w dobrych szkołach.
Wydarzenia na Krakowskim Przedmieściu, które miały miejsce po katasttrofie smoleńskiej wywoływały różne uczucia i postawy. Trudno było udowodnić obrońcom, że działają z pobudek religijnych, a przeciwnikom, że ich motywacją jest ukrycie prawdy smoleńskiej i wyciszenie sprawy. Kiedy jednak krakowska prokuratura ujawniła precyzyjne wyniki swych badań, które obaliły kłamstwo o obecności gen. Błasika w kokpicie, w obozie zwolenników przysypywania kurzem prawdy o smoleńskiej tragedii, zapanowało milczenie. W dzień po ujawnieniu tej prawdy przez „Rzeczpospolitą”, „Gazeta Wyborcza” nie umieściła żadnego komentarza. Z pewnością trwały gorączkowe debaty nad sposobem stępienia wymowy tej wiadomości. I tak rzeczywiście się stało w kolejnych dniach.
Uświadomiłem sobie, że jest potrzebą chwili tworzenie czegoś na wzór tamtego Towarzystwa Kursów Naukowych. Utwierdziły mnie w tym przekonaniu rekolekcje dla Domowego Kościoła w parafii Humniska. Przepiękne zaplecze w podziemiach kościoła, które może pomieścić sporo ludzi, scena, na której mogliby występować prelegenci. Z początku będą to z pewnością niewielkie grupy, ale nie należy się zniechęcać. Prawda musi być pielęgnowana i w końcu wybuchnie z wielką siła. Z pewnością w polskich liceach można znaleźć zapalonych nauczycieli - historyków, polonistów, znawców polityki itp. Zduszeni w ramach kłamliwej i błędnej polityki wychowawczo-dydaktycznej z chęcią zgodzą się na spotkania, które będą oddechem dla ich pasji. W ten sposób zaczną się tworzyć wspólnoty ludzi świadomych i dzięki tej świadomości coraz bardziej kochających swoją Ojczyznę.
Wiem, że pomysł jest nieco karkołomny, ale kto wie, może się ktoś nim zapali. Abp Francisco Javie Martinez na łamach Frondy stwierdza: „Na obecnym etapie sprawą zasadniczą jest budowa lokalnych form wspólnotowych, w których możliwe byłoby zachowanie cywilizacji oraz życia intelektualnego i moralnego w obliczu epoki nowego barbarzyństwa, które już nadchodzi” (Fronda, 6½011, s. 166 nn).
Pomóż w rozwoju naszego portalu