Reklama

Wspomnienia o bp. Wilhelmie Plucie (7)

Siłę do pracy czerpał od Pana Jezusa

Swoimi wspomnieniami o bp. Wilhelmie Plucie podzieliły się siostry Ambrozja Świąder i Felicja Nowakowska ze Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej, które przez lata pracowały w biskupiej rezydencji

Niedziela zielonogórsko-gorzowska 24/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

S. AMBROZJA ŚWIĄDER SMI: - Bp. Wilhelma Plutę wspominam bardzo dobrze. Był człowiekiem bardzo pobożnym i grzecznym. Kiedy przyszłam na placówkę w Gorzowie do pracy jako kucharka, bardzo życzliwie mnie przyjął - chociaż nie lubił zmian, tak jak każdy. Najpierw trochę mnie poobserwował, a po krótkim czasie zawołał mnie do siebie i powiedział: „Niech siostra przełożona się nie martwi, będzie wszystko dobrze”. A wtedy trochę tych zmartwień miałam, jak to człowiek postawiony w nowym otoczeniu. I do tego jeszcze zrobili mnie przełożoną.

Taki Boży kapłan

Za moich czasów w rezydencji były przeważnie trzy siostry. Bp Pluta patrzył, jak sobie żyjemy, uśmiechał się do nas. A kiedy były jakieś trudniejsze sprawy do wyjaśnienia, to wołał mnie. Bo jako przełożona musiałam o takich rzeczach wiedzieć. Ale to były rzadkie sytuacje, w rodzaju takich, że któraś siostra źle się czuła i trzeba było z nią iść do lekarza. Kiedy już z jakimś problemem się uporałam, zapraszał mnie do siebie i opowiadałam, jak się sprawa zakończyła.
Jako siostra przełożona nigdy nie miałam z nim najmniejszego zatargu. Nigdy też złego słowa o żadnej z naszych sióstr nie powiedział, przeciwnie - zawsze bronił w różnych sytuacjach. I dostrzegał różne rzeczy. Kiedyś, pamiętam, przyszedł do nas po kolędzie i zauważył, że śpię w mniejszym pokoju niż inna siostra, a przecież jestem przełożoną. Ja mu, oczywiście, wytłumaczyłam, że tamte siostry mają taką pracę, że potrzebują więcej przestrzeni i nie ma sensu się teraz przenosić. I już było dobrze. Ale chodzi mi o sam fakt, że on zwrócił na ten pokój uwagę, bo bardzo szanował przełożeństwo, czy to u sióstr, czy u księży.
Szanował nas. Kiedy np. widział ze swojego balkonu, że ładnie coś zrobiłyśmy w ogrodzie, to przyniósł zawsze jakieś czekoladki. Był życzliwy. Taki Boży kapłan.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Ja muszę o tym powiedzieć”

Z ludźmi żył bardzo dobrze. Nie pamiętam, żeby urządzał jakiekolwiek krzyki czy awantury.
Do rezydencji przychodzili do niego księża. Świeccy trochę mniej, bo ich przyjmował raczej w kurii i nad tym miał już pieczę ks. Marszalik. Ale kiedy ktoś przyszedł, to biskup zawsze jadł z nim posiłki, nigdy się nie odłączał.
Był pokorny. I ze swoją rodziną żył bardzo dobrze. W ogóle rodziny były dla niego ważne, troszczył się o nie, interesował się. Pamiętam, jak kiedyś siedząc przy stole z bp. Sochą, tłumaczył mu życie i małżeństwo Joanny Beretty Molli, która wtedy jeszcze nie była ogłoszona świętą. A bp Pluta już był o jej świętości przekonany. Znał się na sprawach rodzinnych i dużo o tym ludziom mówił. Czasami mu zarzucano, że głosi za długie kazania. A on wtedy: „Ale przecież ja muszę o tym powiedzieć”.

Reklama

Obowiązki przeżywał pobożnie

On bardzo martwił się o to, żeby ktoś nie zgrzeszył. A kiedy sam miał co do siebie wątpliwości, to nawet w nocy wzywał swojego spowiednika (był nim ks. Marszalik). To był skrupulant - wiemy o tym, ale to nie była jakaś wielka wada. Swoje obowiązki biskupie przeżywał bardzo pobożnie. Wszystko musiało być tak jak trzeba.
Siłę do takiej intensywnej pracy czerpał od Pana Jezusa. Może prosił o pomoc różnych świętych, ale powtarzał, że jest jeden Arcypasterz. Odmawiał Różaniec, brewiarz, a potem do późna pisał. Kiedy przeżywał trudności, chodził zamyślony. Nieraz siedział sobie długo przy stole. I modlił się dużo. Nigdy na nikogo nie narzekał - a mógł, bo przecież mieszkaliśmy pod jednym dachem.
Na modlitwie był tak skupiony, że nie można mu było przeszkodzić. Jeśli rozpoczął modlitwę, to musiał ją skończyć. Kiedy odprawiał Mszę św., to w taki sposób, żeby nic nie było uszczuplone. A po Mszy św. to nieraz i godzinę trwało jego dziękczynienie. Bywało, że go wołali, że już trzeba jechać.
Kiedy nigdzie nie wyjeżdżał, odprawiał Mszę św. w kaplicy w rezydencji i myśmy na niej były. Sam wszystko czytał, chyba że akurat jakiś ksiądz odprawiał w koncelebrze. Tak bardzo chciał dać Panu Jezusowi to, co Mu się należało.

Reklama

Ostatnie duże nabożeństwo

Jest kilka wydarzeń, które mocno zapadły mi w pamięć. W sylwestra, w tym samym roku, w którym zmarł, było wystawienie Najświętszego Sakramentu. O dwunastej bp Pluta pobłogosławił cały dom, wszędzie Pana Jezusa posłał po tych kącikach - bo taki był pobożny. Myśmy myślały, że to już będzie koniec, bo za oknem fajerwerki. A on mówi: „Niech tam strzelają, a my pomódlmy się jeszcze godzinę”. To było ostatnie jego takie duże nabożeństwo.

Radosny do końca

Było to styczniu 1986 r., po jego imieninach, na które przyjechało dużo księży i osób z rodziny. Wtedy napisał do niego jego brat z Wodzisławia, Franciszek - podziękowanie za to, że tak miło zostali przyjęci. Tamtego dnia bp Pluta przyszedł do nas i chyba przez godzinę (nawet nie chciał usiąść) z wielką radością opowiadał nam, jaki piękny list otrzymał. Nawet nam go przeczytał. Pamiętam tę jego radość. A już na drugi dzień widziałyśmy, że dużo się modlił i był bardzo zamyślony. Po śniadaniu chciał się napić wody, to przyniosłam taką, jaką lubił, gazowaną. I widać było, że jakoś nie może wyjść z domu. A czekał już na niego ks. Marszalik, bo mieli razem jechać. I kiedy w końcu wyjechali, to za godzinę dostałyśmy informację, że był wypadek i biskup nie żyje.
Do dziś pamiętam, że tak wesołego, jak w dzień przed śmiercią, to nigdy go nie widziałyśmy - i wszystkie siostry tak mówiły.

Tylko dostać się do nieba

Nie bał się śmierci. Bardziej troszczył się o to, żeby tylko dostać się do nieba, kiedy już się z Panem Bogiem spotka. Nieraz o tym mówił. A Pan Bóg tak to zrobił, że śmierć przyszła nagle i biskup nie miał nawet czasu o tym pomyśleć.
Martwił się jedynie tym, że ma już 75 lat i musi przygotować się na odejście z biskupstwa, a nie był pewien, czy wszystko dobrze zrobił.
Dużo wiedział, dużo rozumiał, ale nie wynosił się nad innych. Uważam, że powinien być wyniesiony na ołtarze. Choćby ze względu na to wszystko, co przeżywał i jak przeżywał przez całe lata - i wojnę, i komunistów, i różne szykany. Kiedyś coś powiedział w kazaniu, co się nie spodobało i później okna nam powybijali, a to było w stanie wojennym. Dzwoniłam wtedy na policję, ale oni przyjechali dopiero na drugi dzień. Ks. Marszalik wiedział, że biskup będzie się tym przejmował, więc okna w jadalni tak zasłonięto, żeby nic nie było widać, a na drugi dzień wszystkie okna wymieniono. Wybite były od wejścia aż do części, gdzie mieszkał bp Socha. Do tego wybijania okien wysłano jakiegoś obłąkanego człowieka i bp Socha do niego wyszedł. Tamten krzyczał, że chce do biskupa. I bp Socha go pytał, czy to z siekierą się do biskupa idzie i wybija okna? Szykany były częste, trzeba było czuwać, pilnować.
Widać było, że bp Pluta to był człowiek na wyższym poziomie niż inni. Wystarczyło spojrzeć na samo odprawianie Mszy św., modlitwę i ten jego spokój, uśmiech. Nigdy nie słyszałam, żeby komuś ubliżył. Był święty, ale nie zamęczał ludzi swoją świętością. Był uśmiechnięty i cieszył się wszystkim.

Reklama

S. FELICJA NOWAKOWSKA SMI: - „Bp. Plutę poznałam, jeszcze będąc „w świecie”, bo miałam kontakt z Siostrami Maryi Niepokalanej, które były w rezydencji i w sądzie biskupim w Gorzowie Wlkp., a do których później wstąpiłam. Pracowały tam wtedy s. Nikodema - przełożona, s. Kanizja i s. Wenancja.
Do pracy w rezydencji zostałam początkowo posłana na zastępstwo. Miałam tam być tylko przez 3 miesiące, a zostałam prawie 5 lat. Krótko przed śmiercią bp. Pluty zostałam oddelegowana na inną placówkę.

Jego wielka pokora

Bardzo miło go wspominam, bo miał ogromy szacunek dla sióstr zakonnych i nie tylko dla sióstr, ale w ogóle dla wszystkich - i dla kapłanów, i dla osób świeckich. Nie było człowieka, z którym on by nie porozmawiał, którego by odesłał z kwitkiem.
Nigdy nie okazywał, że jest z nas niezadowolony. Chociaż kiedyś była sytuacja, że siostra przełożona - nasza kucharka - wyjechała. A my dwie nie byłyśmy kucharkami i sknociłyśmy obiad. A on powiedział, że było bardzo smaczne. To nas bardzo zdziwiło. Ale teraz myślę, że to chyba była ta jego wielka pokora.

Reklama

Kochał spotkania z ludźmi

Był bardzo wesoły, tryskał humorem i sypał żartami. Za to go wszyscy cenili. Kochał też spotkania z ludźmi - często przyjeżdżała rodzina, bo bardzo był do niej przywiązany. Ale też i księży zapraszał. I siostry - elżbietanki, marianki.
Bp Pluta często zapraszał ludzi na osobiste rozmowy. Zgłaszał wtedy tylko, że ktoś przyjdzie, i prosił, żeby nie przeszkadzać. Przeważnie byli to księża, osoby świeckie też, ale świeckich raczej przyjmował w kurii. Nie wiem, czego dotyczyły te rozmowy.
Pracy w rezydencji miałyśmy sporo. Kiedy mieszkali tam bp Jeż, bp Stroba i bp Pluta, wtedy były z nimi na stałe 4 siostry, jedna w kuchni, a pozostałe do innych prac. Potem, po podziale diecezji, w rezydencji mieszkali bp Pluta i bp Socha i wtedy były trzy siostry. Nieraz wzywałyśmy kogoś do pomocy, bo to jednak był duży dom. Bardzo często w pomoc angażowały się siostry elżbietanki, szczególnie przy dużych przyjęciach, jak opłatek czy spotkanie kapłanów z okazji Wielkiego Czwartku.
Przy okazji takiego przyjęcia powiedział mi kiedyś: „Im więcej gości, tym siostra jest radośniejsza”. To mi sprawiło dużą radość.

Biskup na podsłuchu

Pamiętam taką historię. Był remont rezydencji, w 1983 lub 1984 r., i zmieniano parkiet w pokoju, w którym biskup przyjmował interesantów. Tam zostały podłożone podsłuchy. Ks. Starczyński wymówił pracę temu panu, który miał już lakierować parkiet i powiedział, że zrobi to sam. Zabrakło mu lakieru i poprosił, żebym skoczyła do sklepu. Ks. Starczyński usiadł wtedy w fotelu i zaczął grzebać w podłodze, bo zauważył szczelinę. Wydłubał z niej kabelek i znalazł podsłuch. Razem z ks. Marszalikiem zaczęli szukać centrum nadawczego i okazało się, że w kotłowni był założony aparat. Ponieważ było to zapchane gazetami, widziano na nich daty i stwierdzono, że było to założone prawdopodobnie w 1956 lub 1958 r., a teraz tylko wzmocnili podsłuchy. Nie pamiętam, czy biskup zostawił ten podsłuch na pamiątkę, ale w każdym razie tak się skończyło.

Reklama

Od rana w kaplicy

Bp Pluta był przede wszystkim człowiekiem modlitwy. Zdarzało się tak, że jechał na wizytację na 3-4 dni, wracał późno w nocy, a następnego dnia musiał znów gdzieś jechać i wstawał już od 3 rano - nigdy nie wyjechał bez modlitwy. Rozmyślanie, brewiarz, Różaniec - to musiało być. A jak się zdarzyło, że przysnął, to zaczynał od początku. Zawsze musiała być to w pełni świadoma modlitwa, z głębokim przeżyciem. I to było widać na każdym kroku, czy to przy spotkaniach, czy w rozmowie.
Biskup bardzo długo przesiadywał w kaplicy, a szczególnie pod koniec życia, gdy już był słabszego zdrowia i nie miał siły tyle pracować. W kaplicy był już od wczesnych godzin rannych, potem parę godzin w kurii, obiad i żadnego odpoczynku, tylko modlitwa. Miał taki piękny zwyczaj, że o północy i podczas Apelu Jasnogórskiego wychodził na swój balkon nad Kłodawką i stamtąd udzielał błogosławieństwa miastu i diecezji.

S. AMBROZJA ŚWIĄDER SMI, pracowała rezydencji biskupiej w Gorzowie od grudnia 1982 r., później także w rezydencji biskupiej w Zielonej Górze, w sumie 18 lat w naszej diecezji

S. FELICJA NOWAKOWSKA SMI, pochodzi z Kujaw, po wojnie z rodzicami przeniosła się do Gorzowa, tam skończyła pielęgniarstwo i pracowała w szpitalu, potem wstąpiła do klasztoru. Pracowała w rezydencji biskupiej w Gorzowie Wlkp. w latach 1980-85

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Krewna św. Maksymiliana Kolbego: w moim życiu dzieją się cuda!

Niedziela Ogólnopolska 12/2024, str. 68-69

[ TEMATY ]

świadectwo

Karol Porwich/Niedziela

Jej prababcia i ojciec św. Maksymiliana Kolbego byli rodzeństwem. Trzy lata temu przeżyła nawrócenie – i to w momencie, gdy jej koleżanki uczestniczyły w czarnych marszach, domagając się prawa do aborcji.

Pani Sylwia Łabińska urodziła się w Szczecinie. Od ponad 30 lat mieszka w Niemczech, w Hanowerze. To tu skończyła szkołę, a następnie rozpoczęła pracę w hotelarstwie. Jej rodzina nigdy nie była zbytnio wierząca. Kobieta więc przez wiele lat żyła tak, jakby Boga nie było. – Do kościoła chodziłam jedynie z babcią, to było jeszcze w Szczecinie, potem już nie – tłumaczy.

CZYTAJ DALEJ

Fundacja Grupa Proelio: nowy przedmiot „edukacja zdrowotna” to permisywna edukacja seksualna

2024-04-19 14:27

[ TEMATY ]

edukacja

Adobe Stock

Od września 2025 r. w szkołach realizowany ma być nowy przedmiot „Edukacja zdrowotna”, który zastąpi „Wychowanie do życia w rodzinie”. - Ministerstwo Edukacji wraz z resortami zdrowia i sportu, pod przykrywką troski o zdrowie dzieci i młodzieży, planuje wprowadzić do szkół permisywną, deprawacyjną, edukację seksualną. W odróżnieniu od Wychowania do Życia w rodzinie nowy przedmiot może być obowiązkowy - alarmuje Grupa Proelio i zachęca do sprzeciwu wobec tych planów.

Ministrowie edukacji, zdrowia i sportu na wspólnej konferencji prasowej zapowiedzieli, że od września 2025 r. w szkołach realizowany ma być nowy przedmiot, który zastąpi „Wychowanie do życia w rodzinie” - „Edukacja zdrowotna”. Jego elementem ma być edukacja seksualna.

CZYTAJ DALEJ

Abp Galbas do księży: Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą

2024-04-20 08:50

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

archidiecezja katowicka

Karol Porwich/Niedziela

Śpiący i półsenni nikogo nie obudzą, a nieprzekonani nikogo nie przekonają! ‒ pisze do księży abp Adrian Galbas. Metropolita katowicki wystosował List do Księży z okazji Światowego Dnia Modlitwy o Powołania. Ten przypada w najbliższą niedzielę (21 kwietnia).

W liście hierarcha zwraca uwagę na orędzie papieża Franciszka. Przypomniał, że „bycie pielgrzymami nadziei i budowniczymi pokoju oznacza budowanie swojego życia na skale zmartwychwstania Chrystusa”, a naszym ostatecznym celem jest „spotkanie z Chrystusem i radość życia w braterstwie ze sobą na wieczność.” ‒ To ostateczne powołanie musimy antycypować każdego dnia: relacja miłości z Bogiem i z naszymi braćmi oraz siostrami zaczyna się już teraz, aby urzeczywistnić marzenie Boga, marzenie o jedności, pokoju i braterstwie ‒ wskazuje. Zachęca, za Ojcem Świętym, by nikt nie czuł się wykluczony z tego powołania!

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję