Joe Biden rzeczywiście jest drugim lokatorem Białego Domu wyznającym katolicyzm. Przed nim wiernym Kościoła Katolickiego był tylko John F. Kennedy. Pewnym zaskoczeniem może być to, że obaj politycy wywodzą się z Partii Demokratycznej, a więc tej, która plasuje się po lewej stronie amerykańskiej sceny politycznej. Już sam ten fakt powinien postawić pod znakiem zapytania kwestię wiary prezydenta Bidena.
Nowy prezydent USA nie ukrywa swojego przywiązania do Kościoła. Wspomina o tym bardzo często, regularnie uczęszcza na Msze Święte, a w dniu swojej inauguracji zaprosił gości na Eucharystię do waszyngtońskiej katedry. Twierdzi, że wiara bardzo mu pomogła po tragicznej śmierci żony i córki, a przy sobie nosi różaniec. Jednocześnie jednak wielu jego poglądów nie sposób pogodzić z nauczaniem Kościoła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Najbardziej w oczy rzuca się tutaj niewątpliwie kwestia aborcji. Myli się ten, kto uważa, że Joe Biden będzie stał po stronie życia nienarodzonych. Jego katolicyzm w tym momencie przechodzi w stan uśpienia. Już trzeciego dnia urzędowania nowy prezydent wydał oświadczenie upamiętniające precedensowy wyrok amerykańskiego Sądu Najwyższego znany pod nazwą Roe vs Wade, który zapoczątkował legalną aborcję w USA. Biden pisze w nim następujące słowa:
„W ciągu ostatnich czterech lat zdrowie reprodukcyjne, w tym prawo do wyboru, było przedmiotem nieustępliwych i ekstremalnych ataków. Jesteśmy głęboko zaangażowani w zapewnienie każdemu dostępu do opieki - w tym opieki reprodukcyjnej - niezależnie od dochodów, rasy, kodu pocztowego, statusu ubezpieczenia zdrowotnego czy statusu imigracyjnego". Dalej polityk zobowiązuje się ponadto do zwiększania dostępności antykoncepcji.
Żeby tego było mało, to jednym z pierwszych rozporządzeń prezydenta Bidena było zwiększenie „praw” transpłciowych uczniów. Odtąd każda publiczna szkoła średnia musi pozwolić biologicznym mężczyznom określającym się jako kobiety, na uczestnictwo w kobiecych zawodach. O poparciu dla innych niekatolickich pomysłów, tak jak choćby dla małżeństw homoseksualnych, kiedy jeszcze sprawował urząd wiceprezydenta już nie wspomnę.
Reklama
Tak oto w praktyce wygląda wiara pierwszego od kilkudziesięciu lat katolickiego prezydenta. Może jednak Donald Trump, chociaż nie był katolikiem, ale wręcz rozwodnikiem i dyplomatycznie mówiąc kontrowersyjnym politykiem, w swoich działaniach jako prezydent był bliższy nauczaniu Kościoła w powyższych kwestiach niż obecny prezydent? Pewnie za szybko na jednoznaczne oceny, ale nic nie wskazuje na to, że w nowej administracji USA nastąpi „katolicki zwrot”.
Z drugiej strony nie można się zbytnio dziwić takiemu stanowi rzeczy, kiedy na łonie samego Kościoła w USA nie ma zgody w ocenie niekatolickich postaw nowego prezydenta. Kiedy przewodniczący Episkopatu abp Gomez w dniu inauguracji prezydentury Bidena opublikował oświadczenie, w którym wyraził nadzieję, że nowy prezydent nie będzie narzucać dalszego rozwoju aborcji i antykoncepcji, sprzeciwił się mu kard. Cupich. Rozbieżności wśród biskupów amerykańskich występują także w kwestii udzielania Komunii Św. politykom, którzy otwarcie sprzeciwiają się katolickiej nauce, np. ws. ochrony życia. Skoro więc nawet wśród pasterzy Kościoła brakuje jedności w tak fundamentalnych sprawach, nic dziwnego, że wierni nie mają oporów przed wspieraniem takich polityków jak Joe Biden, gdyż w ich sumieniach panuje zamęt.
Do pewnego stopnia odpowiednikiem nowego prezydenta USA na polskim podwórku jest Szymon Hołownia. Ów „katolicki” dziennikarz zasłynął chociażby tym, że podczas ostatniej kampanii wyborczej w wyścigu o palmę pierwszeństwa w kategorii „antyklerykalizm” wyprzedził nawet Roberta Biedronia. Hołownia znany jest także z tego, że nienegocjowalne zasady moralne (mowa o prawie dot. ochrony życia) chciałby poddawać pod demokratyczne głosowanie. Jednak nie poprzestając na Hołowni - co z katolicyzmem mają wspólnego prominentni politycy partii rządzącej, którzy przez ostatnie 6 lat bojkotowali kwestie ochrony życia, a teraz bezprawnie wstrzymują publikację wyroku Trybunału Konstytucyjnego? Tego rodzaju pytania niestety można mnożyć.
Jak widać katolicyzm niektórych polityków potrafi być bardzo plastyczny. Można by rzec, że jest rotacyjny niczym słynna głodówka europosła Boniego i jak śpiewała Beata Kozidrak – pojawia się i znika (częściej znika), w zależności od politycznych zysków. Taki katolicyzm niektórzy zwą otwartym. Jeśli chodzi o to, że jest otwarty na potępienie, to rzeczywiście mogę się zgodzić.