Ludzie dobrej woli
Reklama
Staropolska gościnność to jedna z cech charakterystycznych chicagowskiej Polonii. Gościnność rozumiana jako życzliwość, serdeczność, chęć pomocy i wsparcia. Gdy przyszło nam przemierzać Chicago wzdłuż
i wszerz, Polacy zawsze byli w gotowości. Pierwszy numer "Niedzieli" w Chicago odbieraliśmy z lotniska w strugach deszczu razem ze wspomnianym już Tolkiem, który dwie godziny później zaczynał nocną pracę.
Urszuli wystarczyła chwila, by zreorganizować sobie codzienne zajęcia tak, by oprowadzić po mieście dziennikarzy Niedzieli. Rodzina Smereczyńskich siedziała z nami długo w noc, gdy trzeba było wysłać
do Polski teksty i zdjęcia do pierwszego numeru chicagowskiego dodatku. Gdy słaniając się ze zmęczenia wracaliśmy do goszczących nas domów, zawsze czekał w nich ktoś z kubkiem gorącej czekolady i dobrym
słowem.
Słowo "father" otwiera w Chicago wiele drzwi. Ksiądz katolicki jest w tutejszej społeczności w wielkim poważaniu, chciałoby się powiedzieć "jak niegdyś w Polsce". Widok koloratki od razu lepiej nastraja
ludzi. Polscy kapłani słyną z wielkiej kreatywności duszpasterskiej i pomysłowości. Wyróżnia ich też dyspozycyjność. To właśnie na budynku polskich Pasjonistów wisi ogłoszenie: "Spowiedź przez całą dobę".
I jest to - jak mnie zapewniono - jedyne takie miejsce w całym Chicago. Polacy nie ulegają amerykańskiej modzie na leczenie duszy psychoanalizą. Wolą zacząć od pojednania z Bogiem, stąd zapewne częstsza
niż u amerykańskich braci potrzeba sakramentu pokuty.
Rzuca się w oczy spore zaangażowanie świeckich w funkcjonowanie parafii. Rady parafialne są czymś w rodzaju wspólnotowego sejmu, który obraduje i podejmuje decyzje w kwestiach zarówno istotnych, jak
i mniej istotnych dla parafii. Trzymając się tej terminologii, należy dodać, iż proboszcz jest marszałkiem takiego sejmu. Amerykanie, którzy mają swoistego "bzika" na punkcie dobrej organizacji, zasadę,
że wszystko musi grać jak w zegarku przenoszą na poletko parafialne. W "offisie", czyli kancelarii, czynnej osiem godzin, zasiada sekretarka, która zbiera intencje, ustala terminy chrztów, ślubów czy
pogrzebów, umawia na spotkania z księżmi, słowem - prowadzi całą papierkową robotę.
Polacy ciągną do kościołów, bo w nich odnajdują cząstkę ojczyzny i ojczysty sposób wyznawania wiary. Nie szukają nowinek, pragną tradycji, a Kościół tradycji sprzyja. Jeden z księży wspomina, jak
to kilka lat temu z trudem opanowywał wzruszenie, gdy usłyszał pieśń Boże, coś Polskę zaśpiewaną tak, że podnosił się dach świątyni. "Tak śpiewają tylko emigranci - mówił - jest w tym żal, tęsknota, ale
i zgoda na to, że już się do Polski na stałe nie wróci, że tu, w Chicago, ma się ten swój kawałek podłogi...".
Słowiańskie dusze są nostalgiczne, chociaż ludzie niechętnie przyznają się do tego stanu ducha. Nostalgia czasem staje się kulą u nogi. Wszak "show go on" - życie toczy się dalej. Gdy uda się sprowadzić
do Stanów całą rodzinę, żal za tym, co zostało w kraju, jest minimalny. Tęskni się, ale bez taniej czułostkowości. Opowiadam o emigrancie, któremu co noc śniły się polskie krajobrazy, w tym np. rosochate
wierzby na miedzach. Słuchacze parskają śmiechem. Posadzili sobie płaczące wierzby w ogrodzie. Gdy wyglądają przez okno, mają widok "à la Pologne". Nie muszą śnić. Ameryka to sen na jawie.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Polak potrafi za granicą
Ameryka zmusza do sprostania wyzwaniu, jakie sama stanowi. Nie każdy i nie zawsze wytrzymuje tempo tego życia, jego intensywność i atmosferę. Opowieści o kraju, w którym pieniądze leżą na ulicy, szybko niweluje rzeczywistość. Nic za darmo. Doświadczeni latami emigracji mówią: "Ameryka to pot i łzy". Ogromne możliwości istnieją wyłącznie dla zaradnych, pracowitych i twardych. Opowieści emigracyjne czasem brzmią niewiarygodnie. Że można tyle wytrzymać. Spotykałam tu ludzi pracujących na dwóch, trzech etatach, od lat bez wolnego dnia. Nie ma jednak prostego przełożenia na zarobki. Ta harówka ma swojego adresata - rodzinę w kraju, lepsze szkoły dla dzieci, perspektywy na przyszłość. Tylko że ta praca popłaca, daje wymierne korzyści. Pani Stasia, od 40 lat w USA, woła: "Kocham Amerykę, bo tu człowiek pracujący uczciwie dorobi się uczciwych pieniędzy". Nie spotkałam człowieka mówiącego źle o Ameryce. Przyczepiają do samochodów amerykańskie flagi, ozdabiają nimi domy na znak solidarności z żołnierzami w Iraku, których nazywają "naszymi chłopcami", słuchając hymnu, kładą dłonie na sercu, chwalą osławiony amerykański styl życia, lubią samochody z automatyczną skrzynią biegów. Starają się wtopić w tło, a równocześnie ocalić swoją tożsamość.
Mówić czy nie mówić po polsku?
- Słyszeliście?! Małysz wygrał! - to wiadomość usłyszana na chicagowskiej ulicy Milwaukee, która pachnie Polską. Zza drzwi sklepów dochodzi zapach polskiej kiełbasy, a z restauracji - kwaśnicy czy placków
ziemniaczanych. Znany w Chicago Bobaks oferuje pełny asortyment spożywczy prosto z kraju. Na Jackowie chwilami traci się poczucie rzeczywistości - Polska to czy Ameryka. Nawet w miejskim autobusie ludzie
gwarzą po polsku, a kierowca Ekwadorczyk wita pasażerów czystą polszczyzną, bo "w domu żona Polka". Wokół polskie programy radiowe, polska prasa, polskie hity muzyczne. Byliśmy dumni, wręczając rodakom
Tryptyk rzymski Jana Pawła II, przywieziony niemal prosto z drukarni, dopóki nie zobaczyliśmy w witrynach każdej polonijnej księgarni charakterystycznej okładki ostatniego dzieła Papieża.
Iwona Pomian, ucząca m.in. w polskich szkołach, mówi, że niekiedy rodzice nalegają, by dzieci szybko uczyły się angielskiego. Dzieci chłoną nowy język jak gąbka wodę i w krótkim czasie mogą stać się
rodzinnym tłumaczem. Wtedy łatwo zapomina się język ojczysty, zwłaszcza gdy w domu nie ma nawyku mówienia po polsku. Inaczej sytuacja wygląda, gdy rodzina staje się ostoją polskości, gdy potomstwu wpaja
się dumę z narodowych dziejów, nie pozwala zapomnieć, skąd nasz ród. Iwona Pomian przyznaje, że nie jest to zadanie łatwe i wymaga od rodziców stałej kontroli, na co często brakuje czasu i cierpliwości.
W Ameryce przez wiele lat propagowano system naturalizacji: skoro wybrałeś życie w USA, musisz nabrać tutejszych nawyków, poznać język, żyć jak Amerykanin. Dziś coraz częściej mówi się o korzeniach, o
tradycji i przywiązaniu do wartości narodu, z którego się pochodzi.