Reklama

Nie mówię, że kocham...

Niedziela Ogólnopolska 1/2012, str. 34-35

Grażyna Kołek/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zajmują się obcymi dziećmi. A gdy się do nich przywiążą - muszą je oddać prawdziwym rodzicom. Albo obcym.
Agnieszka: - Najtrudniej jest, gdy dziecko zapyta: Czy ciocia mnie kocha?
Odpowiada, że lubi. Nigdy nie mówi, że kocha.
Mariusz: - My nie jesteśmy najważniejsi. Najważniejsi są rodzice.

* * *

Pierwsze przykazanie zastępczego rodzicielstwa: Dziecko powinno wiedzieć, że ma swoich naturalnych rodziców, i mieć możliwość powrotu do nich.
Wiesława Sędziak, współzałożycielka Chrześcijańskiego Ośrodka Adopcyjno-Mediacyjnego „Pro Familia”: - Każdy człowiek ma prawo do poznania swoich rodzinnych korzeni. Bez tego nie zbuduje poprawnie swojej osobowości.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

* * *

Agnieszka i Mariusz, małżeństwo trzydziestokilkulatków. Dwóch synów: Adam - piętnaście lat, Bartek - dziesięć.
W łóżeczkach dwóch Patryków: trzy miesiące i pięć miesięcy. Na dywanie bawi się klockami roczna Joasia. Jest jeszcze trzyletnia Ania.
Agnieszka: - Patryków i Joasię będziemy musieli oddać. Ania jest już nasza.

* * *

Sześć lat wcześniej. Mariusz całymi dniami w pracy. Starszy syn w szkole, młodszy w przedszkolu. Agnieszka siedzi w domu i marzy o córeczce. Wie, że marzenie się nie spełni - więcej dzieci mieć nie może.
W telewizji program „Kochaj mnie”. Opowiada historie dzieci porzuconych przez rodziców i czekających na adopcję. Agnieszka po każdym odcinku płacze. - Pomyślałam, żeby coś zrobić dla tych dzieci - wspomina. Postanowiła, że adoptują kogoś.
Mariusz zachwycony nie był. Zgodził się dla świętego spokoju. Poszli do ośrodka adopcyjnego. Kazali im przejść szkolenie. Po raz pierwszy usłyszeli o rodzinnym pogotowiu opiekuńczym. To opieka nad dziećmi, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej i czekają na powrót do rodziców, adopcję albo na dom dziecka. W pogotowiu opiekuńczym dzieci mogą być najdłużej rok.
Zdecydowali, że chcą być pogotowiem. - Choć na szkoleniu robili wszystko, żeby nas zniechęcić - mówi Mariusz. - Chcieli nas zahartować.
Najbardziej zapamiętał zdanie: „Bierzecie na siebie problemy obcych rodzin”.
A że to prawda - przekonał się szybko.

Reklama

* * *

Dostali szóstkę rodzeństwa. Dwie dziewczynki i czterech chłopców. Wiek: dwa, cztery, pięć, siedem, dziewięć i jedenaście lat. Ojciec pił, matka nie dawała sobie z nimi rady.
Mariusz o pierwszym dniu: - Na szkoleniu uczyli nas, że dzieci będą wystraszone, a one wbiegły do nas jak horda barbarzyńców.
Agnieszka: - Nawet sąsiedzi zaczęli się nas bać.
Dzieciaki były zaniedbane. Nie wiedziały, że trzeba regularnie się myć. Najmłodszy chłopiec nie umiał powiedzieć: „mama” ani „tata”. Na wszystkich mówił: „głupi palant”.
Nie umiały się ze sobą bawić.
Mariusz: - Kiedyś zasiadły do chińczyka. Pokłóciły się już przy rozdawaniu pionków.
Gdy odezwał się telefon albo dzwonek do drzwi, chowały się pod stół i kołdry.
Agnieszka: - Bo tak chowały się wcześniej w domu przed panią kurator.
Chciały jeść tylko chleb posmarowany musztardą albo koncentratem pomidorowym. Długo musieli je przekonywać do kanapki z wędliną.
Mariusz: - Jadły łapczywie i dużo, jakby chciały najeść się na zapas.
Gdy Agnieszka zabrała dziewczynki na zakupy, były zachwycone.
- Cieszyły się, że mogą wybrać włoszczyznę. Sprawdzały, czy marchewka nie jest nadpsuta. Jedna przez drugą kładły jabłka do koszyka - opowiada Agnieszka.
Mariusz: - Były złaknione normalnego, domowego życia.
Agnieszka obiecała starszej dziewczynce, że co wieczór poświęci jej godzinę.
Agnieszka: - Nie mogła się doczekać wieczoru. Opowiadała o szkole, nauczycielach, koleżankach. Czuła się ważna.
Oni też poznawali ich trudny świat.
Agnieszka: - Były strasznie nieufne. Musieliśmy zapracować, żeby zaczęły nam wierzyć.
Mariusz: - Pilnowaliśmy się, żeby zawsze dotrzymywać słowa. Gdy obiecałem chłopakom, że pójdziemy na boisko, stawałem na głowie, żeby znaleźć czas. Nie mogłem ich zawieść.

Reklama

* * *

Robią błędy. Nakupowali masę zabawek. Dzieciaki bawiły się przez chwilę i odstawiły zabawki w kąt. Znowu były znudzone.
Mariusz: - Bo normalnie jest tak: dziecko dostaje zabawkę, nacieszy się nią i dostaje następną.
Agnieszka: - Z naszymi dziećmi tak postępowaliśmy. Ale to było naturalne. Tutaj chcieliśmy im wszystko nadrobić.
Mariusz: - Przedobrzyliśmy.

* * *

Muszą pamiętać, że mają własne dzieci.
Agnieszka: - Bartek i Adam muszą wiedzieć, że są dla nas najważniejsi.
Pilnują, żeby tamte mówiły do nich: „ciocia”, „wujek” (tak uczono ich).
Łatwo powiedzieć, życie jest bardziej skomplikowane. Jedna z dziewczynek łasi się do Agnieszki.
- Ciocia jest fajna - mówi któregoś dnia.
- Ciociu, kochasz mnie? - dopytuje innym razem.
Agnieszka: - Nie powiedziałam, że kocham, tylko, że bardzo ją lubię i szanuję, że jest dla mnie ważna. Ale nie powiedziałam, że nie kocham. Nie umiałabym.
Czasem starsze dzieci pytają: - Czemu kochacie Bartka i Adama, a nas nie?
Odpowiadają: - Bo to są nasze dzieci. Wy macie swoich rodziców, którzy was kochają.
Nie jest łatwo. Każą im narysować rodzinę. Każde rysuje: ciocię Agnieszkę, wujka Mariusza, Bartka, Adama i siebie. Bez rodzeństwa i bez rodziców biologicznych.
Agnieszka i Mariusz znowu tłumaczą, że ich rodzice są biedni i mają problemy. I dlatego nie są teraz z nimi. Ale to rodzice.

* * *

Co jakiś czas dzieci odwiedza biologiczna matka (takie są przepisy).
Dzieci chwalą nowy dom. Pytają: - Mamo, a dlaczego ty nie chodzisz do pracy jak ciocia i wujek?
Matka widzi, że mają lepsze warunki niż w rodzinnym domu. Próbuje przeciągnąć córkę na swoją stronę. Mówi: - W domu nie musiałaś sprzątać.
Agnieszka: - Rodzice za wszystko winią nas. Wydaje im się, że to my odebraliśmy im dzieci.
Mariusz: - Nie widzą winy w sobie, że sami postępują w niewłaściwy sposób.
Matka przyniosła ze sobą siatkę chipsów i cukierków. Dzieciaki opychają się bez opamiętania.
Mariusz zwraca uwagę: - Niech pani nie daje im tyle słodyczy naraz, bo potem wymiotują.
Matka czuje się obrażona. Mówi, że wie, co jej dzieci lubią.
Agnieszka: - Chciała okazać dzieciom jak najwięcej miłości. Wydawało jej się, że jak zje z nimi chipsy, to będzie wszystko. A ważniejsze byłoby, gdyby ułożyła z nimi puzzle.
Dzieci dopytują: - Mamo, a kiedy wrócimy do domu?
Matka na odczepnego: - W poniedziałek.
W poniedziałek mają pretensje do Agnieszki i Mariusza, że nie wróciły do domu.
Agnieszka: - Wydawało nam się, że zrobiliśmy krok do przodu. Po spotkaniu z matką byliśmy dwa kroki do tyłu.

Reklama

* * *

Rok później. Sześcioro rodzeństwa znalazło rodzinny dom dziecka. Agnieszka i Mariusz odwożą ich samochodem. Jadą dwa razy, bo wszyscy się nie zmieszczą. Po drodze radość. Dzieci nie mogą się doczekać nowego domu, nowej cioci i wujka, nowych zabawek.
Dojechali na miejsce, posiedzieli, pora się pożegnać. Agnieszka sięga po kurtkę z wieszaka. Najmłodszy zakłada buciki, mówi, że też chce do domu. Reszta dzieciaków rzuca im się na szyję. Płacz.
Mariusz: - My też płakaliśmy.
Do domu wracali sami. Przez pięć godzin zamienili ze sobą ze dwa słowa. W domu nie mogli pogodzić się z pustką.
Agnieszka, gdy dziś o tym opowiada, płacze.

* * *

Starszych dzieci już potem nie dostali, tylko same niemowlaki albo noworodki. Te, które matki urodziły i zostawiły w szpitalu.
Mariusz: - Teraz nie zajmujemy się wychowaniem, tylko pielęgnacją. Fizycznie jest trudniej, ale łatwiej psychicznie, bo dzieci szybko idą do adopcji i nie przywiązujemy się do nich. Ani one do nas.

Reklama

* * *

Joasia powiedziała najpierw do Mariusza: „tata”. Udał, że nie słyszy. Spojrzał na żonę. Miał mieszane uczucia. - Radość, bo moja próżność została połaskotana. I żal, bo wiem, że to nieprawda.
Później Asia zaczęła mówić na Agnieszkę „mama”.
Agnieszka i Mariusz nie uczyli jej mówić „mama” ani „tata”. Nauczyła się od Bartka i Adama.
Agnieszka: - Dziecko kocha bezwarunkowo.

* * *

Przychodzą rodzice adopcyjni. Ci, którym sąd zezwolił na adopcję dziecka. Najpierw są nieśmiali. Niektórzy boją się wziąć dziecko na ręce. Inni nie chcą z rąk wypuścić. Kąpią.
Mariusz: - Czujemy się, jakbyśmy widzieli powtórne narodziny.
Jak to jest oddać komuś dziecko, którym samemu zajmowało się przez wiele miesięcy?
Mariusz: - Gdy idzie do adopcji, wierzymy, że trafia w dobre ręce. Ale często zastanawiamy się, jak się tam czuje.
A gdy wraca do rodziców biologicznych?
Agnieszka: - Martwimy się, czy znowu nie cierpi.

* * *

Ania ważyła niewiele ponad dwa kilo. Miała miesiąc, gdy ją dostali.
Mariusz: - Taki pędraczek był.
Miała rozszczep podniebienia i nie miała odruchu jedzenia. Agnieszka co trzy godziny nastawiała budzik, żeby ją nakarmić. Inaczej zagłodziłaby się.
Mariusz: - Może przez to tak ją pokochaliśmy. Ona się wżarła w naszą rodzinę.
Agnieszka: - Prawie przykleiła się do nas pępowiną.
Bartek i Adam traktowali ją jak siostrę.
Mijał rok i Ania musiała odejść z ich domu. Nie wyobrażali sobie, jak to przeżyją.
Po małe dzieci do adopcji są kolejki. Ani nikt nie chciał. Pojechali do sądu.
- Znalazła się rodzina, która adoptowała Anię - mówi Agnieszka, gdy wrócili z sądu.
- Jak to? - Bartek i Adam nie dowierzają. Miny markotne.
- To my ją weźmiemy - mówi Agnieszka.
Mariusz: - Wszyscy płakaliśmy z radości.

Reklama

* * *

Joasia trafiła do nich też po urodzeniu. Miała miesiąc.
Agnieszka: - Ona nie zna nikogo poza nami. To jest jej dom.
Mariusz: - Rozstanie to będzie ból. Dla nas i dla niej.

* * *

W ciągu pięciu lat mieli 20 dzieci.
Agnieszka miała parę razy dość. Chciała zrezygnować. Kryzys dopadał ją, gdy dzieci były chore. Niektóre bez przerwy płakały. Czasem do łazienki szła z dzieckiem na ręku. Cały dniami była zmęczona, niewyspana. W ogóle nie jest łatwo. Nie znają życia towarzyskiego.
Agnieszka: - We dwoje jest ciężko gdzieś razem wyjść, a co dopiero spotkać się ze znajomymi.
Mariusz: - Niektórzy znajomi wspierają nas duchowo. Inni odwrócili się.

* * *

Dwóch Patryków też mają od urodzenia. Obaj jeszcze nie mówią. Agnieszka i Mariusz chcą, żeby ich sytuacja rozwiązała się szybciej niż Joasi. Wtedy będzie mniejszy ból. Dla dzieci. I dla nich.

* * *

Dlaczego to robią?
Mariusz mówi, że z egoizmu. - Mam poczucie spełnienia się w życiu - powiada.
Twierdzi, że zmienił się. Stał się bardziej dojrzały, odpowiedzialny i ma w sobie więcej spokoju. - Chociaż przy tylu obowiązkach na pozór powinno być odwrotnie - mówi. To znaczy powinien czuć się bardziej zmęczony, znerwicowany i mieć wszystkiego dość.
Agnieszka zajmuje się obcymi dziećmi, bo zawsze chciała mieć dużą rodzinę. Od dziecka marzyła o gromadzie własnych dzieci. - Zawsze miałam dużo lalek.
Mariusz: - Najbardziej boli nas, gdy ktoś mówi, że robimy to dla pieniędzy.

* * *

Agnieszka pamięta wszystkie imiona dzieci i daty urodzin. Myśli wtedy o nich.

* * *

Adam chodził do trzeciej klasy podstawówki, jak rodzice wzięli na wychowanie pierwszą szóstkę rodzeństwa. Cieszył się, bo mógł z nimi robić teatrzyk.
Teraz potrafi dziecko nakarmić butelką, wykąpać, a nawet przewinąć.
Adam: - Kiedyś maluchy to był obcy świat. Dziś wydaje mi się, że dzięki nim jestem bardziej dorosły.

* * *

Najtrudniejszy moment?
Agnieszka: - Rozstanie z tymi pierwszymi dziećmi.
Odnaleźli się potem na „Naszej Klasie”. Jedna z dziewczynek napisała, że ich nienawidzi.
Agnieszka: - Miała nadzieję, że ich adoptujemy.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Forum „Jestem mężczyzną, znam swoje miejsce”

2024-04-23 10:54

[ TEMATY ]

forum

mężczyźni

Mat.prasowy

Co słyszymy, trzeba rozgłaszać po dachach! (por. Mt 10, 27). Dlatego zapraszamy na spotkanie Forum pod hasłem „Jestem mężczyzną, znam swoje miejsce” w Częstochowie, 25 maja 2024 r. (sobota), w godzinach od 9 do 16. Będzie to wspólna Eucharystia oraz modlitwa o świętość dla współczesnych mężczyzn. Jak również możliwość wysłuchania konferencji wybitnych Gości oraz szansa na wymianę doświadczeń poprzez przedstawienie osobistego spojrzenia uczestników na męskie sprawy w ramach panelu dyskusyjnego.

CEL

CZYTAJ DALEJ

Słowo abp. Adriana Galbasa SAC do diecezjan w związku z nominacją biskupią

2024-04-23 12:39

[ TEMATY ]

Abp Adrian Galbas

Karol Porwich/Niedziela

Abp Adrian Galbas

Abp Adrian Galbas

Nasze modlitwy o wybór Biskupa przyniosły piękny owoc. Bp Artur nie jest tchórzem i na pewno nie będzie uciekał od spraw trudnych - pisze abp Adrian Galbas.

CZYTAJ DALEJ

Bp Bronakowski o zakazie sprzedaży alkoholu na stacjach paliw: to ochrona młodego pokolenia Polaków

2024-04-23 13:30

[ TEMATY ]

bp Tadeusz Bronakowski

Karol Porwich/Niedziela

Alkoholik włącza mechanizmy obronne, nie dostrzegając problemu

Alkoholik włącza mechanizmy obronne, nie dostrzegając problemu

- Niwelowanie zagrożeń związanych z promocją i dostępnością alkoholu to przede wszystkim ochrona młodego pokolenia Polaków - zaznaczył bp Tadeusz Bronakowski w komentarzu dla Katolickiej Agencji Informacyjnej. Przewodniczący Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych wyraził tę opinię w odpowiedzi na propozycję wprowadzenia w Polsce zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Obecnie Ministerstwo Zdrowia pracuje nad rozwiązaniami, które mają doprowadzić do zmniejszenia dostępności alkoholu.

Publikujemy pełną treść komentarza bp. Tadeusza Bronakowskiego - przewodniczącego Zespołu KEP ds. Apostolstwa Trzeźwości i Osób Uzależnionych:

CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję