Reklama

Polityka

POlityczny skok na SKOK-i

Choć nie weszła jeszcze w życie nowa ustawa o Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych, to już powstał projekt jej nowelizacji. Ta wytężona praca posłów PO pokazuje, jak bardzo chcą ograniczyć prawo własności ponad dwóch milionów Polaków

Niedziela Ogólnopolska 37/2012, str. 14-15

[ TEMATY ]

polityka

ARTUR STELMASIAK

Konferencja prasowa władz Kasy Krajowej SKOK

Konferencja prasowa władz Kasy Krajowej SKOK

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Jeżeli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze - to stare polskie powiedzenie doskonale ukazuje prawdę o sektorze usług finansowych w naszym kraju. Zachowanie instytucji państwowych, które powinny dbać o oszczędności obywateli oraz wspierać konkurencyjność w sektorze finansowym, stawia wiele znaków zapytania. Komuś musi bardzo zależeć na tym, aby ograniczyć udział w rynku, który od 20 lat z powodzeniem zdobywają SKOK-i. Nie da się inaczej wytłumaczyć sytuacji, gdy politycy PO planują zmienić ustawę, zanim wejdzie w życie prawo, które sami wcześniej napisali.
Takie gorączkowe zwalczanie SKOK-ów da się wytłumaczyć tylko w jeden sposób. - Chodzi przede wszystkim o przypodobanie się i wypełnienie zadań, jakie stawia przed PO lobby bankowe, które niepodzielnie rządzi w tej partii - uważa Jerzy Bielewicz, finansista i prezes Stowarzyszenia „Przyjazny Rynek”. To w interesie wielkich korporacji bankowych jest ograniczenie działalności SKOK-ów. W niepewnych czasach kryzysu Kasy okazały się bowiem bezpieczną alternatywą dla banków. - Od 20 lat nie upadła w Polsce ani jedna Kasa i żaden członek SKOK-ów nie stracił ani złotówki. Natomiast w tym samym czasie zbankrutowało już wiele banków, które były objęte nadzorem państwowym - przypomina Grzegorz Bierecki, prezes Krajowej Spółdzielczej Kasy Kredytowej.

Bankierzy z PO

Polityczna walka ze SKOK-ami zaczęła się w 2009 r., kiedy to posłowie z PO przeforsowali uchwalenie znowelizowanej ustawy o spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych. Proces legislacyjny tego nowego prawa przeszedł już do historii jako projekt, który zasłynął największą liczbą skarg do Trybunału Konstytucyjnego. Prezydent Lech Kaczyński zakwestionował 72 artykuły nowej ustawy. Jednak Bronisław Komorowski decyzję swojego tragicznie zmarłego poprzednika postanowił zmienić i wycofał z TK aż 70 artykułów (pozostałe 2 okazały się niekonstytucyjne).
W lipcu br. prezydent Komorowski podpisał słynną ustawę o SKOK-ach, według której będą one podlegać pod Komisję Nadzoru Finansowego. I choć nowe prawo będzie obowiązywało dopiero od 27 października, to posłowie z PO już przygotowali nowelizację tej ustawy. Zmienić w niej chcą aż 80 przepisów. Kto stoi za tą legislacyjną nadgorliwością?
Odpowiedź nie jest jednoznaczna, bo pod projektem nikt się nie podpisał. Jej autorzy figurują pod enigmatyczną nazwą „grupa posłów Platformy Obywatelskiej”. Pozostaje więc tylko domniemywać, że chodzi tu o polityków, którzy od lat związani są z silną frakcją bankową w PO. Do tej pory projekty ustaw o SKOK-ach firmowane były m.in. przez Jakuba Szulca (byłego pracownika Banku BPH), Sławomira Neumanna (urlopowanego pracownika Banku Nordea) oraz byłego posła PO Jarosława Urbaniaka (byłego pracownika Invest Banku). Nie zapominajmy, że z sektorem bankowym związane są również tak prominentne osoby w PO, jak Jan Krzysztof Bielecki czy Andrzej Olechowski. W efekcie tworzone przez partię rządzącą prawo jest pisane tak, jakby jej autorami byli prezesi banków, którzy chcą zahamować odpływ swoich klientów do SKOK-ów.
Projekt nowelizacji ustawy, który trafił do Sejmu 26 lipca 2012 r., jest tworzony pod dyktando sektora bankowego, który w czasach kryzysu gospodarczego ledwo wiąże koniec z końcem. Co więcej, robi się to pod szczytnymi hasłami „zwiększenia stabilności” bądź „poprawienia bezpieczeństwa” klientów Kas. - Jednak chodzi o pieniądze polskich ciułaczy, których tak bardzo dziś brakuje bankom - podkreśla Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK-ów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Wywłaszczenie członków?

Zarząd Kasy Krajowej SKOK wielokrotnie podkreślał, że nie obawia się Komisji Nadzoru Finansowego, to jednak jego zastrzeżenia budzi możliwość nacisków na Komisję. Nie od dziś wiadomo, że nominacje do KNF przeprowadzane są według klucza politycznego. Niepokój jest tym bardziej uzasadniony, gdy spojrzy się na projekt nowelizacji ustawy, która przewiduje wręcz nieograniczone możliwości ingerowania w SKOK-i. W wielu miejscach nadzór nad Kasami byłby o wiele dalej idący niż w przypadku banków. - KNF może decydować w kwestiach czysto ekonomicznych, jak np. podpisywanie umów o współpracy z innymi podmiotami, o powoływaniu i odwoływaniu zarządu, a nawet mogłaby zdecydować o zmianie właściciela - tłumaczy prof. Adam Jedliński, przewodniczący Rady Nadzorczej Krajowej SKOK. Do minimum ograniczone zostałyby prawa członków i zarządu spółdzielni. Niemal wszystkie ważniejsze decyzje muszą być uzgadniane z KNF. - Według tej propozycji, KNF mogłaby nawet wprowadzić zarząd komisaryczny i przyłączyć Kasę do zwykłego banku komercyjnego. Oznaczać to może w praktyce wywłaszczenie członków spółdzielni, jaką jest Kasa, i przekazanie ich majątku właścicielom banku. Jednak na gruncie konstytucji jest to zupełnie niemożliwe - uspokaja Jedliński.
Projekt nowelizacji jest na tyle absurdalny, że - zdaniem prezesa SKOK-ów - nie ma szans na to, aby wejść w życie. Jego twórcom mogło zależeć więc zupełnie na czymś innym. - W ten sposób chcą wywołać stan niepewności prawnej wokół Kas i zniechęcenie potencjalnych klientów, którzy mogliby zostać członkami spółdzielni. Odbywa się to przy jednoczesnej kampanii medialnej trwającej wokół Amber Gold. Sugeruje się w ten sposób, że oszczędności są bezpieczne tylko w bankach. To można uznać za działania wzmacniające pozycję kapitałową banków - wskazuje Grzegorz Bierecki. Przypomina on jednocześnie, że większość działających w Polsce banków jest własnością obcego kapitału. Wiele z nich ocenianych jest przez międzynarodowe agencje ratingowe jako instytucje o bardzo małym bezpieczeństwie - mają bardzo niskie oceny inwestycyjne i ocierają się o granicę oceny śmieciowej.
Istnieje więc niebezpieczeństwo drenażu pieniędzy za granicę. Nawet Unia Europejska ostrzegała nas o transferze kapitału z banków-córek działających w naszym kraju do banków-matek w Europie Zachodniej. - KNF uporczywie zajmuje się SKOK-ami, próbując przerobić je na banki, nie widząc, że Polsce grozi ucieczka kapitału z banków kontrolowanych przez zagranicę i funkcjonowanie piramid finansowych - uważa dr Cezary Mech, który był jednym z inicjatorów powołania KNF-u.

Ofiary sukcesu

Można powiedzieć, że SKOK-i są ofiarami własnego sukcesu. Polityczna kampania przeciwko nim nie byłaby tak agresywna, gdyby Polacy nie przenosili masowo swoich oszczędności do Kas. Zresztą podobne zjawisko widać również w innych krajach, z tą tylko różnicą, że tam wspiera się spółdzielczość, a nie dyskryminuje.
Wielkie korporacje finansowe skompromitowały się w oczach klientów, gdy okazało się, że lwią część odpowiedzialności za obecny kryzys ponoszą właśnie banki. Zupełnie w innej sytuacji znalazły się tzw. unie kredytowe (w Polsce znane pod nazwą SKOK). Nie tylko są one odporne na kryzys, ale okazały się ostoją bezpieczeństwa w czasach, gdy upadał jeden bank za drugim. - Dlatego też projekt tej ustawy jest kuriozalny, a rządzący politycy dali kolejny dowód na to, że spółdzielczość jest niemile widziana w naszym kraju - podkreśla Jerzy Jankowski, przewodniczący Zgromadzenia Ogólnego Krajowej Rady Spółdzielczej. Co ciekawe, politycy PO atakują SKOK-i właśnie w 2012 r., który został ogłoszony przez ONZ Rokiem Spółdzielczości. Na całym świecie rządy wskazują zalety spółdzielczości oraz korzyści dla gospodarki i rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, a w Polsce próbuje się je wyeliminować.
Kluczem do sukcesu w trudnych czasach nie są instytucje komercyjne, ale właśnie spółdzielcze, gdzie klient jest jednocześnie ich współwłaścicielem. Spółdzielczość ma bowiem jedną ważną zaletę, która łączy w sobie dwie przeciwstawne cechy ludzkie - egoizm ekonomiczny z wrażliwością na innego człowieka. SKOK-i mogą zaoferować tak atrakcyjne warunki dla swoich członków, ponieważ zyski, które banki muszą oddać w formie dywidendy swoim właścicielom, Kasy mogą oddać klientom w postaci np. korzystniejszego oprocentowania lub lepszej oferty kredytowej. Dzięki temu mają podobne usługi finansowe do banków, ale o wiele tańsze.
Kasy od zawsze oferowały swoje produkty osobom niezamożnym i z małych miejscowości. Natomiast banki skupiały się na bogatych klientach z wielkich miast, którym można było wcisnąć drogie produkty. Teraz, gdy instytucje finansowe liczą każdy przysłowiowy grosz, sytuacja się zmieniła.
Obecnie w Spółdzielczych Kasach Oszczędnościowo-Kredytowych jest już 2,5 mln Polaków, a ich aktywa przekraczają 15 mld zł. Rekordowe było pierwsze półrocze 2012 r., kiedy to do Kas przystąpiło 212 tys. członków. Legislacyjna inicjatywa „grupy posłów PO” jest więc odpowiedzią na tę tendencję. Dodatkowy nadzór oraz wiele innych restrykcji i obciążeń może spowodować większe koszty spółdzielczej działalności, a więc również gorszą ofertę SKOK-ów, co niewątpliwie odbiłoby się negatywnie na kieszeniach Polaków, a przy okazji mogłoby zahamować proces masowego przenoszenia oszczędności z banków do Kas. Okazuje się bowiem, że dla tajemniczej „grupy posłów” interes banków jest chyba ważniejszy niż zdrowa konkurencja na rynku i dobro polskich rodzin.

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Zbyt duża dawka prawdy

W PRL panował niepisany zwyczaj, że w miesiącach wakacyjnych należały się czytelnikom prasy teksty bardziej optymistyczne, dlatego co najwyżej można było postraszyć turystów w Tatrach informacją o pojawieniu się na szlakach niedźwiedzi. Wspomniany zwyczaj był po to, aby nie zakłócać ludowi pracującemu miast i wsi zasłużonego wypoczynku. Obecnie ponad 2 mln osób „odpoczywa” niezasłużenie na bezrobociu, kolejne 3 mln Polaków jest w rozjazdach za granicą w poszukiwaniu pracy, dlatego, jak sądzę, im żadna prawda nie zaszkodzi. Może uda mi się jednak popsuć wypoczynek tym, którzy na niego „zasłużyli”.
Mam na myśli głównie posłów, senatorów, ministrów, a nawet członków PO i PSL, którzy udali się na urlopy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Ich dobre samopoczucie płynie stąd, że uchwalali najlepsze rozwiązania w ustawach, zawsze mając przed oczyma dobro wszystkich obywateli. I dlatego uznali np., że należy odebrać ulgę na pierwsze dziecko rodzinom dobrze zarabiającym, a dać te pieniądze rodzinom wielodzietnym. Ktoś powie: Salomonowe rozwiązanie. Absolutnie nie, ponieważ skorzysta na tym w większości budżet państwa. Z badań GUS wynika, że liczba rodzin żyjących poniżej granicy skrajnego ubóstwa wynosi obecnie blisko 2,5 mln. Tych osób nie stać już na pokrycie kosztów utrzymania mieszkania oraz wyżywienia. Ale co ważne: w tak skrajnie biednych warunkach żyje blisko 15 proc. rodzin z dwójką dzieci, blisko 28 proc. rodzin z trójką dzieci i wreszcie blisko 50 proc. rodzin z czwórką i większą liczbą dzieci. Wniosek: większość rodzin wielodzietnych nie skorzysta ze zwiększonej ulgi, ponieważ nie osiąga odpowiednio wysokich dochodów. Jaki więc był sens majstrowania przy ulgach? Ktoś, kto nazywa takie rozwiązanie polityką prorodzinną, musi być albo z PO, albo z PSL!
Przypomina się podobna decyzja rządu i parlamentu, równie bałamutnie tłumaczona, o wydłużeniu wieku pracy do 67 lat z dwóch powodów: rzekomo dzięki temu otrzymamy kiedyś wyższe emerytury oraz z powodu braku środków na bieżące wypłaty rent i emerytur. W sytuacji rosnącego w całej Europie bezrobocia, czy ktoś wyobraża sobie 67-letnich pracowników w kopalni, w fabryce, w budownictwie itp.? Jaki pracodawca będzie trzymał takich staruszków? A co do braku pieniędzy na bieżące wypłaty, warto zapytać: gdzie wyparowują składki z kont emerytalnych w ZUS należące do osób, które umierają, nie dożywszy emerytury? W ubiegłym roku było to ponad 8 mld zł.
Zapewne sejmowa i rządowa ekipa Tuska, udając się na zasłużony urlop, uważa, że nadal „Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej”. Potwierdzą to zwłaszcza młode rodziny bez własnego mieszkania, którym koalicja PO-PSL zabiera program „Rodzina na swoim”. Mówiąc językiem rządzących, ma to być dobre rozwiązanie, ponieważ Polacy są już wystarczająco zadłużeni: obecnie 2 mln Polaków żyje już w „pętli zadłużenia” na 30 mld zł, ponadto 14 mld zł długu jest na kartach kredytowych.
Zakłócając urlopowy spokój rządzącym partiom, przypomnę im, za co lud ich kocha i wybiera: za zmniejszenie zasiłku pogrzebowego o 50 proc., za zmniejszenie becikowego o 50 proc., za trzykrotny wzrost podatku od „użytków wieczystych”, za likwidację prawie wszystkich ulg podatkowych, za wzrost cen wody i energii, za likwidację ok. 1500 placówek oświatowych - szkół, przedszkoli, burs, schronisk młodzieżowych, za podwyżkę VAT na książki, za podwyżkę przeglądów rejestracyjnych aut, za podwyżkę akcyzy na papierosy, za podwyżkę VAT na żywność i na ubranka dziecięce, za podwyżkę stóp procentowych, a co za tym idzie - za problemy ze spłatami kredytów, wreszcie za wysokie ceny paliwa oraz brak rewaloryzacji progów podatkowych PIT. Ponadto wyborcy okażą dopiero wdzięczność za wprowadzenie podatku dachowego, śniegowego i od deszczówki. Skądinąd też wiadomo, że rząd po cichu pracuje nad podatkiem katastralnym, ze świadomością, że doprowadzi to do nędzy kilka milionów Polaków. Ale za to uratujemy przed bankructwem zagraniczne banki, które pożyczały nam bez opamiętania. A zbliża się ten publiczny dług do konstytucyjnego progu: wynosi teraz 815 mld zł.
Ktoś optymistycznie przypomni mi, że przecież dzięki PO mamy otrzymać 300 mld zł z budżetu Unii Europejskiej. „Bo tylko Platforma jest w stanie zapewnić ten transfer do Polski” - obiecywał w kampanii wyborczej premier Tusk i PO. Ciekawe, dlaczego nikt z dziennikarzy nie zapyta premiera o te obiecane unijne pieniądze.
Jak znam życie, nawet tak duża dawka prawdy nie zmąci zasłużonego odpoczynku rządzących. Ale może kiedyś poruszy wreszcie ich wyborców.

CZYTAJ DALEJ

Droga nawrócenia św. Augustyna

Benedykt XVI w jednym ze swoich rozważań przytoczył wiernym niezwykłą historię nawrócenia św. Augustyna, którego wspomnienie w Kościele obchodzimy 28 sierpnia.

CZYTAJ DALEJ

Znamy datę prawnego objęcia urzędu biskupa sosnowieckiego przez bp. Artura Ważnego

2024-04-25 15:40

[ TEMATY ]

diecezja sosnowiecka

bp Artur Ważny

diecezja.sosnowiec.pl/ks. Przemysław Lech, ks. Paweł Sproncel

- Pokój wam wszystkim, którzy trwacie w Chrystusie – słowami z 1 Listu św. Piotra Apostoła bp Artur Ważny pozdrowił wszystkich zebranych na auli w Kurii Diecezjalnej w Sosnowcu. W spotkaniu, które odbyło się przed południem 25 kwietnia br. wziął udział abp Adrian Galbas SAC, administrator apostolski diecezji sosnowieckiej oraz pracownicy instytucji diecezjalnych, m.in.: kurii, sądu biskupiego, archiwum, Caritasu i mediów diecezjalnych.

To pierwsza oficjalna wizyta biskupa nominata na terenie diecezji sosnowieckiej. Bp Ważny miał więc okazję do wstępnego zapoznania się z pracownikami lokalnych instytucji kościelnych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję