Pochodzi z kochającej się, wspierającej i dość rozległej rodziny z okolic Nowego Korczyna. Ze swoją własną rodziną osiadł w Miedzianej Górze. Żona Mariola (30 l.), dwóch synów 7-latek Dawid, 2-latek Damian - to najbliżsi marszałka Jarubasa. - Mam dom, posadziłem drzewa, do pełni szczęścia rodzinnego brakuje mi jeszcze córeczki - mówi poważnie (co prawda dostał już od żony burę za tego typu publiczne deklaracje, ale córeczki się nie wyrzeknie).
Rodzina uskrzydla
Reklama
Z przyczyn oczywistych pan marszałek nie jest tak często z najbliższymi, jakby chciał, ale wtedy, gdy już jest w domu, stara się nadrobić rodzinne zaległości. Tak jak wieczorne zmywanie naczyń, do codziennych rytuałów należy usypianie młodszego syna, który uwielbia kończyć dzień w ramionach taty, słuchając ulubionej, dobrze znanej i przewidywalnej dla siebie - przeważnie tej samej bajki - o misiu. - Mnie te chwile dają moc szczęścia i wewnętrznego spokoju - wyznaje Jarubas. Ostatnio gdy wracał ze służbowego pobytu w Finlandii, starszy synek walcząc ze snem, czekał nań na kuchennym stołku do późnej nocy. To właśnie jemu, Dawidowi, tata codziennie przygotowuje śniadanie.
Bezpieczny i ciepły dom na co dzień zapewnia chłopcom mama, Mariola. Do pani domu należy także dbałość o otoczenie domu, młody trawnik, kwiaty („ja posadziłem drzewa, na więcej, choćbym chciał, nie mam czasu” - mówi marszałek). Tutaj, w Miedzianej Górze, gdzie mieszkają od pół roku, czują się dobrze i u siebie, równie dobrze odnaleźli się w swojej, nowej parafii w Kostomłotach. Marszałek przyznaje, że ze swojego domu rodzinnego wyniósł same dobre wspomnienia i wzorce, które kształtowały jego i braci, które zdecydowały o życiowych wyborach i obrazie obecnego życia. Chciałby podobny dom stworzyć swoim dzieciom.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Gniazdo
Adam Jarubas pochodzi z miejscowości Błotnowola w gminie Nowy Korczyn, gdzie „jest najbardziej płaska okolica w województwie, gdzie Nida wpada do Wisły, a ludzie zadziorni i rozpolitykowani”.
Prospołeczne i prosamorządowe zacięcie było normą w domu dziadków Strachów, u których wraz z dwoma młodszymi braćmi wychowywał się przyszły marszałek. Dziadek Władysław Strach był eksułanem, uczestnikiem wojny polsko-bolszewickiej w okrytym legendą XIII Pułku Ułanów Wileńskich. Dziadek był także przedwojennym i wojennym sołtysem, działaczem ruchu ludowego, społecznikiem. Z kolei babcia Strachowa - osoba „nieopisanej dobroci”, była po trosze strażniczką wiejskiego obyczaju, znającą moc ludowych i religijnych obrzędów i pieśni, po trosze akuszerką i zielarką. Dotąd pamięta się łomotanie po nocach do okien - a to do rodzącej, a to do umierającego - wspomina Adam Jarubas. Babcia Zofia kochała także literaturę i zadbała o to, aby jej sześciu synów i jedna córka odebrali staranne wykształcenie. - Wzrastaliśmy w kulcie wieszczów narodowych, wiedzy i ideałów ruchu ludowego - mówi dzisiaj. - Tata był działaczem PSL i ZSL. Mama była radną gminy, motorem napędowym wielu wiejskich inicjatyw, altruistką - ja się w tym wychowywałem i też właśnie tak pojmuję swoją aktywność i swoje obowiązki - wyjaśnia.
W kościelnym chórku i weselnej kapeli
Reklama
Parafia Brzostków, ks. Zbigniew Szewczyk organizuje scholę, w której śpiewa wiele młodych, fajnych osób, dziewczyny przyjeżdżają aż z Kazimierzy, Adam Jarubas śpiewa i gra na gitarze.
Mówi ks. Zbigniew Szewczyk, dzisiaj proboszcz w Imbramowicach: - Był dobrym organizatorem, angażował się w życie parafii i sporo mi pomagał, świetnie nam się wtedy współpracowało.
Młody Adam Jarubas uczestniczy także w wyjazdach formacyjnych do Szczawnicy, gdzie m.in. pod okiem kościelnych animatorów uczy się podstaw pracy z młodzieżą. - To były cudowne wyjazdy. W górach zawsze czułem się bliżej Boga, lepszy, radośniejszy - wspomina marszałek. Do IV klasy liceum był także lektorem w kościele w Brzostkowie. I nigdzie nie było takich uroczych, pachnących bzami majówek, jak przy kapliczkach i krzyżach w rodzinnej parafii…
Śpiew, gitara, muzyka - zawsze były jego pasją; grał na gitarze i śpiewał rockowo-biesiadny repertuar także w zespole „Magnum”. - Byliśmy niezłą kapelą, dorabialiśmy sobie na imprezach typu wesela - opowiada. Dzisiaj - dla relaksu (na który wciąż brakuje czasu) albo podczas jazdy samochodem pan marszałek lubi posłuchać „Wolnej Grupy Bukowina”, ceni też sobie „Stare Dobre Małżeństwo”. Odprężają przeboje z lat 80., do tego zawsze chętnie się wraca. Tak jak do „Autobiografii” zespołu „Perfect”.
Na ulubione książki, najchętniej Paula Coelho, jest czas w zasadzie tylko na pokładzie samolotu…
Jednak życie i dorastanie na wsi nie mogło ograniczyć się tylko do muzykowania i pasji, to była także codzienna ciężka praca w gospodarstwie, szkoła, przyjaźnie i pogłębiana o wciąż nowe doświadczenia, coraz bardziej dojrzała - analiza życia wsi. Z jej bolączkami i ewentualnymi perspektywami. Rodziło się coraz mocniejsze przekonanie, że współczesnej wsi brakuje liderów. - Możesz być kimś takim dla wsi, jesteś stąd, kończysz studia - przekonywał kolega ze szkolnych lat, Krzyś Gajek, ktoś ważny w życiu marszałka. Gdy pewnego wieczoru Adama Jarubas pisał w domu jedną z prac egzaminacyjnych w ramach studiów, spadła nań, właśnie za pośrednictwem Krzysztofa Gajka, niecodzienna propozycja. Jeden z posłów PSL, osoba niewidoma, potrzebuje asystenta i to natychmiast. Oczywiście w Warszawie. Zdecydował się. I tak na dwa lata wchłonęła go stolica z intensywnym życiem politycznym i publicznym. Wkrótce został asystentem innego parlamentarzysty. Było to doświadczenie niezbędne do rozpoczęcia kariery politycznej, której kolejnymi stopniami były: radny powiatu (w wieku zaledwie 24 lat), sekretarz wojewódzki PSL, wreszcie w 2006 r. prezes PSL i od listopada - marszałek województwa świętokrzyskiego. Od tego czasu stał się najbardziej rozpoznawalną twarzą spośród ludowców w województwie.
Świata nie zbawię, choć chciałbym…
Przyznaje: - Brzydziłem się polityką i choć siedzę w niej po uszy - ona mnie męczy. Traktuję politykę jako sposób realizacji wielu dostępnych dzisiaj projektów i jako możliwość pomagania ludziom - wyznaje. Lubi pracować z ludźmi, lubi nimi kierować. - Jako szef jestem chyba zbyt tolerancyjny - wyznaje. - Pan marszałek potrafi rozmawiać z ludźmi, wczuwać się w ich sytuacje i jako osoba z natury empatyczna - stara się im pomóc - tłumaczy Iwona Sinkiewicz, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego. - Zawsze spokojnie i bez emocji artykułuje swoje uwagi, a przy tym ani współpracownikom, ani interesantom nie narzuca dystansu. Nie mówię tego dlatego, że jest moim szefem - znający osobiście pana marszałka, zgodzą się ze mną. Wady, śmiesznostki? Trudno powiedzieć…
Polityka nauczyła go pragmatyzmu, twardego stąpania po ziemi i trudnej sztuki kompromisów. Gdzie jest ich granica? W krzywdzie drugiego człowieka - to bariera, której przekroczyć nie wolno.
Gdy Adam Jarubas został marszałkiem województwa świętokrzyskiego, miał własną wizję tej funkcji i tej służby publicznej. Celów do zrealizowania, i to wielkich, było takie mnóstwo, że spędzały sen z powiek, spalały. Dzisiaj już wie, że nie jest w stanie zbawić świata, choć - przynajmniej ten „świat świętokrzyski” - chciałby.
Jest, jak mówi, „fanem” i pomysłodawcą działań animujących inicjatywy kulturalno-oświatowe na świętokrzyskiej wsi. Z własnego doświadczenia wie, jak to jest dzisiaj potrzebne. Ostatnio kwotą 11 mln zł została wsparta wiejska edukacja - to efekt autorskiego, nigdzie w Polsce nierealizowanego w takiej skali programu, oczko w głowie marszałka. Jako region, zdaniem marszałka, możemy być dumni ze skali pozyskiwania funduszy unijnych i realizacji opartych o nie programów. Te najważniejsze z ubiegłego roku to m.in.: rozpoczęcie budowy Europejskiego Centrum Bajki w Pacanowie i utworzenie Oddziału Kardiochirurgii w Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Kielcach.
Adam Jarubas preferuje nieszablonowe, o lokalnym zasięgu inicjatywy, których rodzi się sporo, ot, choćby Teatr pod Lnianym Niebem, realizowany przez dzieci z Dąbrowy Dolna w gminie Bodzentyn. Marzeniem marszałka jest uaktywnienie ludzi wsi, których potencjał zna najlepiej. Marzy mu się środowisko wiejskie bardziej skonsolidowane, otwarte na kooperację, szerszą współpracę, zintegrowaną przedsiębiorczość, co w ostatecznym rozrachunku przyniesie tylko zysk. A zatem: wspierać typy działań, które uaktywnią świętokrzyskiego rolnika, podnosić poziom edukacji (szczególnie wiejskiej), wdrażać projekty pomocowe, które poprawią standard życia mieszkańców województwa. No i zmieniać wizerunek PSL, które jest postrzegane zbyt tradycyjnie, zbyt niszowo. - Mamy kapitał w postaci nowych, młodszych i przedsiębiorczych osobowości, a przy tym poszanowanie dla tradycji i kultury - przekonuje.
Irytuje go stereotyp: - ze wsi - znaczy: gorszy. - Jestem ze wsi i jestem z tego dumny - mówi.
ADAM JARUBAS
polityk, samorządowiec. Od listopada 2006 r. marszałek województwa świętokrzyskiego. Ma 35 lat. Wykształcenie wyższe humanistyczne - z zawodu jest nauczycielem historii. Po maturze w Liceum Ogólnokształcącym w Busku-Zdroju ukończył historię w Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach, a dodatkowo studia podyplomowe Zarządzanie w Warunkach Unii Europejskiej w Wyższej Szkole Ekonomii i Administracji w Kielcach oraz Zarządzanie Administracją Publiczną i Rozwojem Lokalnym w Wyższej Szkole Handlowej w Kielcach. Od 2002 do 2004 - wiceszef kieleckiego Oddziału Regionalnego Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. W latach 2004-2006 był wicedyrektorem Powiatowego Centrum Usług Medycznych w Kielcach. Od 1997 do 2001 - prezesem Zarządu Wojewódzkiego Związku Młodzieży Wiejskiej RP „Wici”. W okresie 2000-2006 pełnił funkcję sekretarza Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Stronnictwa Ludowego, a od 2006 r. - prezesa Zarządu Wojewódzkiego PSL. Jest też wiceprezesem Stowarzyszenia Ekspertów Lokalnych w Kielcach. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Zasługi. Radny Sejmiku Województwa Świętokrzyskiego.
Żonaty - żona Mariola jest ekonomistką. Ma dwóch synów - Dawida (7 lata) i Damiana (2 lata).