AGNIESZKA DZIARMAGA: - Od kilku miesięcy jest Ksiądz kapelanem Domu Pomocy Społecznej im. św. Brata Alberta w Kielcach. Funkcja ta - o ile wiem - jest spełnieniem marzeń o kapłaństwie. To specyficzna, wymagająca serca i pełnego oddania służba. Tymczasem dzisiejsza cywilizacja raczej unika bezpośrednich kontaktów z ciężką chorobą, starością, umieraniem... Współczesny człowiek nie chce takiej konfrontacji, boi się jej.
KS. SEBASTIAN LECZUK: - Ale każdy kiedyś stanie twarzą w twarz z sytuacją, o której mówimy. Cierpienie, choroba i śmierć są nieodłącznym elementem ludzkiego bytowania. Pytania o sens cierpienia, choroby, starości i umierania nurtują każdego człowieka i nie można od nich uciec. Domagają się odpowiedzi, na które musi się zdobyć każdy z nas. Z drugiej strony powszechność tych zjawisk domaga się ludzkiej solidarności z tymi, którzy cierpią, odczuwają ból lub doznają trudności wynikających z zaawansowanego wieku.
- Myślę, że umiejętność integrowania środowiska, przy wprowadzaniu w praktykę wiedzy teologicznej i psychologicznej. Kapelan powinien „wlewać” w serce drugiego człowieka obarczonego bólem psychicznym i fizycznym oraz samotnością - chrześcijańską nadzieję, dawać poczucie bezpieczeństwa, spokoju, empatii, wewnętrznej radości. Uśmiech na twarzy, życzliwe zainteresowanie problemami naszych mieszkanek, cierpliwość, otwartość - to połowa sukcesu w terapii. Uważam, że pomocna jest umiejętność prowadzenia rozmowy terapeutycznej, przy zachowaniu podstaw komunikacji interpersonalnej, tak aby umożliwić pensjonariuszom otwarcie się, osobowy wzrost, a przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa i sensu życia.
- Kapelan nie działa sam, jest członkiem zespołu.
- Model pracy zespołowej jest bardzo ważny. W skład takiego minizespołu wchodzą: pielęgniarka, rehabilitant, instruktor terapii zajęciowej, psycholog kliniczny, pracownik socjalny. Taki model opieki zapewnia holistyczne podejście do mieszkanek. Atutem pracy zespołowej jest np. możliwość wyboru przez pensjonariusza osoby, którą w szczególny sposób zechce obdarzyć zaufaniem i powierzyć jej swoje obawy i nadzieje.
Cierpienie, samotność, ból fizyczny i psychiczny to rzeczywistość, z którą stykam się codziennie jako kapelan domu opieki społecznej. Wydaje się więc, że kapelan powinien stanowić dla takich osób ostoję zrozumienia, akceptacji, zaufania i bezpieczeństwa, a jego troska duszpasterska o społeczność placówki powinna się wyrażać nie tylko poprzez codzienne sprawowanie liturgii Mszy św., sakramentów czy obchodzenie oddziałów z Komunią św., ale współpracę z całym personelem. Kapelan powinien także być animatorem życia liturgicznego i kulturalnego. Może się to wyrażać np. wspólnym śpiewem, spotkaniami w kręgu biblijnym, organizacją wieczorów poetyckich, seansów filmowych, współpracą z placówkami kulturalnymi, wolontariuszami i jak najczęstszymi spotkaniami z mieszkankami na „rozmowach duszpasterskich”.
- Jako kapelan czuje się Ksiądz na właściwym miejscu?
- Jak najbardziej. Przychodząc tutaj, wiedziałem, że to jest to. Ważne, że spotykam się ze zrozumieniem i gotowością do współpracy ze strony personelu i dyr. Elżbiety Szczepaniak. Wsparcie w działaniach - to bardzo istotna sprawach. Doświadczenia wyniesione z wolontariatu w czasach studiów w seminarium oraz ze studiów podyplomowych z zakresu opieki społecznej i duszpasterstwa służby zdrowia, a także odbycie praktyk klinicznych to dla mnie wciąż wyzwanie, by jeszcze lepiej słyszeć „mowę” cierpienia chorego.
Patronem naszego Domu jest św. Brat Albert, który mówił: „Dawajmy siebie samych, bądźmy dobrzy jak chleb”. To motto - drogowskaz dla każdego z nas. Dobroć niewiele kosztuje, a przynosi tak wiele radości. Uśmiech na twarzy naszych mieszkanek rekompensuje wszystko.
Z Edmundem Muszyńskim i Mirosławem Widlickim o nowym szturmie na PAST-ę i walce o ideały Armii Krajowej rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Jest Pan, Panie Prezesie, jednym z nielicznych już, niestety, przedstawicieli pokolenia Armii Krajowej...
EDMUND MUSZYŃSKI: – Jednym z ostatnich i coraz bardziej bezsilnych, nie tylko z powodu stanu zdrowia. Bardzo martwi mnie stan naszego AK-owskiego środowiska. Choć jest w nim wciąż jeszcze wielu ludzi prawdziwych, doskonale czujących przesłanie Armii Krajowej, to jestem bardzo zniesmaczony postawą tych, którzy od kilku już lat decydują o naszym Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej. Tak naprawdę trudno mi powiedzieć, kim są ci ludzie, bo na pewno nie rozumieją słów: „Bóg, Honor i Ojczyzna”.
– Kim zatem są dzisiejsi członkowie Światowego Związku Żołnierzy AK?
MIROSŁAW WIDLICKI: – W ostatnich latach rzeczywiście coraz trudniej to określić. I takie pytania zadają nam członkowie terenowych kół AK. Sprawa była oczywista w latach 90. ubiegłego wieku, gdy żyło jeszcze wielu dowódców AK, gdy wszyscy dobrze się znali i na ogół znali swoją przeszłość. Po 2000 r. szeregi poszerzały się o wolontariuszy – takich jak ja – niekombatantów, ale przybywało też członków kombatantów, których nie miał kto weryfikować i którzy następnie trafiali do władz różnych szczebli, również do Zarządu Głównego.
– Czy częste są dziś życiorysy AK-owskie niedostatecznie uwierzytelnione?
M. W.: – To przykre, ale krążą takie opinie, a te przypadki, nawet jeśli nie są zbyt częste, to i tak podważają wiarygodność całego związku. Poza tym w ostatnich latach, w czasach docierającej do nas liberalizacji, można zaobserwować odchodzenie związku od swoich ideałów. Gdy pan prezes Muszyński napisał piękną „Preambułę” do naszego statutu (aby przeciwstawić się tej liberalizacji), wywołało to protesty, Zarząd Główny przegłosował odrzucenie „Preambuły”.
– Dlaczego?
M. W.: – Dlatego, że była zbyt „bogoojczyźniana”, a teraz to nie na czasie. Dwadzieścia lat temu taka reakcja byłaby nie do pomyślenia. Bardzo więc stępiła się ta szczególna czujność, nawet w ludziach powołujących się na etos AK, a niedługo już nie będzie tych, którzy dziś starają się tę czujność budzić...
– Światowy Związek Żołnierzy AK stara się jednak przekazać swą wartę następnemu pokoleniu, poprzez tzw. członków nadzwyczajnych...
M.W.: – Ludzie młodsi, niekombatanci, jeśli deklarują przywiązanie do wartości i etosu Armii Krajowej i chcą czynnie i całkowicie bezinteresownie pracować w związku, by zaszczepić ten etos szczególnie w młodym pokoleniu, otrzymują status członka nadzwyczajnego – bez praw wyborczych. Po roku działalności i pozytywnej opinii prezes okręgu ma prawo nadać im status członka zwyczajnego – z prawami wyborczymi, lecz oczywiście bez uprawnień kombatanckich. Taki właśnie status ja posiadam. Mimo że jestem z młodszego pokolenia, to podobnie jak pan prezes Muszyński ubolewam nad odchodzeniem (mam nadzieję, że to wyjątki) od Boga, ale i z honorem jest różnie.
E. M.: – Niedawno byłem bardzo zdumiony tym, że kilka osób przyjęło medale zasługi od... prezydenta Niemiec. Choć tego nie nagłaśniano.
M. W.: – Prezydent Niemiec wręczył te odznaczenia powstańcom warszawskim, odpowiednio dobranym członkom naszego związku. Naszym zdaniem, przyjmowanie ich było co najmniej dwuznaczne moralnie i mogło budzić niesmak.
E. M.: – Ja z zasady odmawiałem przyjmowania odznaczeń. Przyjąłem tylko Krzyż Armii Krajowej i Krzyż Partyzancki.
– Kiedy, Panów zdaniem, zaczęły się te „budzące niesmak” zmiany?
E. M.: – Moim zdaniem, widać je wyraźnie od czasu, gdy w Polsce zaczęli rządzić liberałowie, czyli Platforma Obywatelska. Wcześniej nikt w naszym środowisku nie ośmielał się kwestionować wartości, z których wyrasta etos AK. Nagle okazało się, że wszystko można wyśmiać, nawet splugawić, a w najlepszym razie przemilczeć.
M. W.: – Dwa lata temu pewna szkoła przyjęła imię jednego z naszych bohaterów lotników i... na jej sztandarze zabrakło słowa „Bóg”, jest tylko „Honor i Ojczyzna”. Komuś przyszło do głowy, żeby tak ocenzurować sztandar.
– Pytaliście, dlaczego tak się stało?
E. M.: – Nie miał kto zadać tego pytania, bo na uroczystość nawet nas nie zaproszono. Może dlatego, że byśmy tam tylko przeszkadzali jako strażnicy „przestarzałych wartości”.
M. W.: – Po prostu atmosfera poprawności politycznej trafiła pod strzechy. Decyzję w tej konkretnie sprawie najprawdopodobniej podjęli sami nauczyciele tej szkoły, może rodzice, a w najmniejszym stopniu młodzież.
– Kłopoty z wypełnianiem misji ŚZŻAK nie polegają więc dziś tylko na tym, że odchodzą już ci, którzy swym życiem zaświadczali, czym jest hasło: „Bóg, Honor i Ojczyzna”...
M. W.: – Faktem jest, że jeszcze kilkanaście lat temu, kiedy wśród nas była większa liczba dowódców o niekwestionowanym autorytecie, łatwiej było wypełniać tę patriotyczną misję w obronie najważniejszych polskich wartości.
E. M.: – Istotnie, od kilkunastu lat nie tylko na tym polegają nasze kłopoty. Wystarczy tu przypomnieć perturbacje z zakładaniem Fundacji Polskiego Państwa Podziemnego, która miała być materialną bazą dla działalności ŚZŻAK. Kiedy zaczynaliśmy powoływać fundację w roku 1998, było jeszcze całkiem uczciwie...
– Co to znaczy?
E. M.: – Założycielami fundacji mieli być pospołu Światowy Związek Żołnierzy AK i warszawski Urząd Wojewódzki. W końcu jednak jedynym fundatorem został nasz związek. Tak się złożyło, że wybrano mnie na pierwszego prezesa fundacji. To było w czasie, kiedy kończyły się rządy Jerzego Buzka, a AWS tracił poczucie bycia partią uczciwą. Przygotowałem wtedy projekt statutu, potem kolejne, których z jakiegoś powodu długo nie chciano zaakceptować w Krajowym Rejestrze Sądowym. W końcu, po pokonaniu licznych kłód pod nogami, we wrześniu 1999 r. statut został zarejestrowany. Fundacja mogła więc wreszcie przyjąć darowiznę – czyli przejąć budynek PAST-y. Ale to nie koniec kłopotów. Prawdziwa walka dopiero się zaczęła.
– Zaczęła się nowa walka o PAST-ę?
E. M.: – Tak, i to równie zacięta jak ta w 1944 r. Od początku było jasne, że ktoś za wszelką cenę chce nam uniemożliwić przejęcie PAST-y, czyli jej nieodpłatne scedowanie przez Skarb Państwa na rzecz naszej fundacji. Państwo musiało wypłacić sowite odszkodowanie firmie do tej pory administrującej tym budynkiem tylko w zamian za to, że nie będzie ona pretendowała do tytułu własności. O ile pamiętam, było to 960 tys. zł – ostatnie pieniądze, które miał do dyspozycji premier Buzek przed podaniem się do dymisji.
M. W.: – Gdyby nie to odszkodowanie, sprawa przez lata toczyłaby się w sądach, a z darowizny na rzecz naszego związku nic by nie wyszło. I tamta firma nadal by sobie pasożytowała na budynku PAST-y, podobnie jak czyniło to w innych miejscach wiele pokomunistycznych firm.
– Można powiedzieć, że to pan prezes Muszyński ponownie odbił PAST-ę?
M. W.: – Jak najbardziej, choć dzisiaj wielu się do tego przyznaje...
E. M.: – ...a nie mają nawet bladego pojęcia, jak ostro wtedy było. Po zarejestrowaniu statutu zaczęła się wojna podjazdowa – i to na wielu frontach – mająca nam uniemożliwić przejęcie PAST-y. W urzędzie wojewódzkim zadziałał ktoś wpływowy; urzędnicy zaczęli mnożyć trudności, zwłaszcza wicedyrektor wydziału gospodarki ziemią i geodezji, który aby rzecz maksymalnie utrudnić, przygotował specjalne plany geodezyjne wręcz uniemożliwiające przekazanie nam działki, na której stoi budynek PAST-y.
M. W.: – Działkę podzielono na dwie części – umyślnie w taki sposób, że część budynku PAST-y z windą wydzielono i przypisano do działki sąsiedniej! Chciano tak skomplikować sytuację prawną, by uniemożliwić, a co najmniej na bardzo długo odwlec przekazanie budynku Związkowi AK. To wszystko by się powiodło – bo ten chytry zabieg utrzymywano w ścisłej tajemnicy – gdyby nie to, że jedna z wysokich urzędniczek uczciwie ostrzegła pana prezesa Muszyńskiego, że coś takiego się kroi.
E. M.: – To prawda. Nikomu o tym nie mówiłem, ale wtedy zacząłem osobiście atakować wojewodę. Umowę przekazania darowizny, oczywiście, przedłożyłem wcześniej radcom prawnym w Ministerstwie Skarbu Państwa. Nikt tam nie miał żadnych zastrzeżeń. Pojawiły się one potem nagle – zaczęto domagać się od nas kolejnych bezsensownych dokumentów.
Do końca nie byliśmy pewni, czy podpisanie umowy w ogóle kiedykolwiek nastąpi, gdyż targi były niezwykle ostre. Strona przeciwna – na dobrą sprawę nie wiadomo kogo reprezentująca, nieżyczliwa – do końca miała chyba nadzieję, że do tego podpisania, mimo wcześniejszych uzgodnień, jednak nie dojdzie. Pomogły wspierające nas działania dyrektor Wydziału Skarbu Państwa i Przekształceń Własnościowych Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego Bożeny Grad, a szczególnie szefa Kancelarii Premiera Buzka ministra Mirosława Koźlakiewicza; przyszło polecenie od premiera, aby pan wojewoda podpisał dokument. To było 10 listopada 1999 r.
– Miał Pan wówczas wielką satysfakcję, poczucie zwycięstwa?
E. M.: – Tak, ale to poczucie trwało krótko, ponieważ już następnego dnia nie dostąpiłem zaszczytu uroczystego przejęcia budynku z rąk premiera Buzka... PAST-ę przejmował ówczesny prezes Światowego Związku Żołnierzy AK płk Stanisław Karolkiewicz, sam. Mnie zignorowano... Mimo że przecież byłem prezesem zarządu fundacji, adresatem całej korespondencji w tej sprawie, mimo że – powiem nieskromnie – przez wiele miesięcy sam walczyłem o PAST-ę.
– Cóż, taki zawsze był w Polsce los prawdziwych, najbardziej zasłużonych AK-owców, Panie Prezesie.
E. M.: – Pozostała mi tylko satysfakcja, że się udało, bo sam najlepiej wiem, że mogło się nie udać.
– Ale zasłużył Pan chyba na wdzięczność AK-owskiego środowiska?
E. M.: – No właśnie, najsmutniejsze jest, że tego nie jestem pewien...
M. W.: – Obydwaj z Prezesem jesteśmy w komisji statutowej związku i tak się składa, że wszystkie nasze najważniejsze poprawki do statutu zostały w głosowaniu odrzucone, m.in. wprowadzenie do statutu „Preambuły” i przywrócenie może nie Rady Naczelnej, ale Rady Starszych (złożonej z kilku powszechnie szanowanych kombatantów), która dbałaby o kręgosłup moralny związku i zabierałaby głos w sprawach ważnych dla Polski, którego dziś brakuje.
E. M.: – A ja mimo wszystko nie tracę nadziei, że w Światowym Związku Żołnierzy Armii Krajowej zajdzie jakaś dobra zmiana.
* * *
Wierni modlili się na tamie we Włocławku, gdzie 41 lat temu wyłowiono ciało bł. ks. Jerzego Popiełuszki
„Trzeba, żebyśmy pamiętali. Żebyśmy mówili o ks. Jerzym tym, którzy nie mają prawa tego pamiętać” - powiedział biskup płocki Szymon Stułkowski podczas modlitwy na tamie we Włocławku. W miejscu, gdzie 41 lat temu wyłowiono ciało bł. ks. Jerzego Popiełuszki, duchowny i diecezjanie oddali hołd Kapelanowi Solidarności.
Bp Stułkowski opowiedział także o pogrzebie kapłana i o robotnikach, którzy dzień i noc czuwali przy jego grobie.
W Ogrodach Geyera w Łodzi odbył się I Zjazd Dam i Kawalerów Krzyża Wolności i Solidarności.
W Ogrodach Geyera w Łodzi odbył się I Zjazd Dam i Kawalerów Krzyża Wolności i Solidarności. Wydarzenie zgromadziło kilkaset osób odznaczonych z regionu centralnej Polski, liderów projektu „Silni Polską”, a także przedstawicieli władz, wojska, duchowieństwa i członków NSZZ Solidarność.
- 45 lat temu powstało NSZZ Solidarność. Rocznica tego wydarzenia skłania nas pracowników Instytutu Pamięci Narodowej do refleksji nad przemianami jakie zaszły w Polsce, ale również uczczenia tych, którzy z odwagą i wiarą w lepszą przyszłość budowali naszą wolną Ojczyznę – powiedział dr Karol Piskorski dyrektor IPN Oddziału Łódzkiego.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.