Reklama

Niedziela w Warszawie

Pożegnanie z Miodową

Gdy w ostatnim okresie życia kard. Józef Glemp odprawiał Mszę św., odczuwał, jak sam mówił, wyjątkową bliskość Chrystusa. Miał też świadomość, „że czas się kurczy”

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Z tym miejscem kard. Józef Glemp związany był najbardziej: to warszawska Starówka, a na niej: katedra i Dom Arcybiskupów Warszawskich przy Miodowej. Bardzo pragnął tu przybyć w Boże Narodzenie, mimo że choroba mocno dawała się już we znaki, a sił ubywało. Było zresztą to widać, kiedy osłabiony chorobą Ksiądz Prymas w pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia stał przy ołtarzu, do którego wolniutko prowadził go kapelan.

Bezpośrednio po Mszy św. kard. Glemp, wraz z księżmi, uczestniczył w świątecznym obiedzie u kard. Kazimierza Nycza. Było to bardzo przejmujące spotkanie, bo pożegnalne. I chociaż nie padło to wprost, wszyscy tam obecni tak właśnie to odebrali. Zwłaszcza, że Ksiądz Prymas zabrał w czasie obiadu głos. Cichym, słabym głosem, siedząc przy stole, powiedział kilka słów, podziwiając piękno liturgii w bazylice św. Piotra w Rzymie, bo po raz pierwszy nie odprawiał Pasterki, tylko oglądał w telewizji transmisję z Watykanu.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Kardynał starał się nie zajmować obecnych swoją osobą. Raczej wyrażał zadowolenie, że może wziąć udział w tym spotkaniu.

Następnego dnia, w drugi dzień Świąt, Prymas z ostrą infekcją wirusową trafił do szpitala. Organizm osłabiony chemioterapią, nie miał już sił się bronić, odporność była praktycznie zerowa.

Potem już gasł z dnia na dzień.

Starość - to łaska

Ostatnie pięć lat życia spędził w Wilanowie. To tam, przy ul. Kolegiackiej, mieszkał Prymas Senior, dźwigając „brzemię lat”. Ale starość wcale go nie przytłaczała. „Młodość, dojrzałość i starość to naturalne etapy życia ludzkiego” - mówił. „Tak jak każdy wiek ma swoje prawa, tak i starość jest okresem, który naszemu życiu po prostu towarzyszy. Jeżeli natomiast ktoś doczeka późnej starości, to już jest wielka łaska Boga. A jeśli do tego człowiek ma jeszcze sprawny umysł, jest to duża satysfakcja. Może wówczas patrzeć na minione okresy i zauważać rozwój w wielu dziedzinach, podziwiać postęp. I cieszyć się z tego. To jest pozytywne w starości. Nie bardzo sobie mogę wyobrazić, by nie akceptować starości. Uważam, że życie, także i to w starszym wieku, widocznie jest przemyślane przez Boga i dane nam jako najlepsze z możliwych”.

Reklama

Dokąd mógł, pracował. Głosił kazania, rekolekcje, brał udział w celebrach, pisał, śledził na bieżąco wydarzenia w Polsce i na świecie, szukał nowych wiadomości w Internecie. I dużo się modlił. Jak wyznawał, „za Kościół, by szedł drogą Opatrzności Bożej, zachował swą tożsamość i głosił niezmiennie prawdy Ewangelii”. Za kapłanów. Za swoją rodzinę, i najbliższą sobie siostrę Stanisławę, która do końca towarzyszyła mu w chorobie, z wielkim oddaniem i miłością przy nim czuwała.

Wilanów lubił, jednak o wiele bardziej związany był z siedzibą arcybiskupów warszawskich przy Miodowej. Tam spędził przecież ponad ćwierć wieku jako prymas. A wcześniej - dwanaście lat przy boku kard. Wyszyńskiego.

Nie zamykał drzwi na klucz

Ci, którzy dobrze znali Prymasa, zgodnie twierdzą, że zadziwiał skromnością i stylem życia, a urząd nie zmienił go jako człowieka. Gdyby ktoś zajrzał do rezydencji Prymasa przy Miodowej, przekonałby się, że jeszcze od czasów kard. Wyszyńskiego, nic tam się prawie nie zmieniło: to samo łóżko, stolik, nocna lampa.

Znamienne jest, że drzwi do pokoju Prymasa nigdy nie były zamknięte na klucz, a każdy ze współpracowników miał tam cały czas dostęp. - Na Miodowej był naprawdę nasz dom - mówi ks. prof. Jan Krokos, były kierownik Sekretariatu Prymasa Polski.

Największy kłopot był z Prymasem, gdy chorował, ponieważ bardzo trudno było go nakłonić, aby położył się do łóżka. Chyba że miał bardzo wysoką gorączkę i nie miał siły wstać, wtedy przez kilka godzin leżał i pozwolił siostrom zakonnym się nim zaopiekować. Gdy tylko jednak temperatura spadała, natychmiast wstawał i brał się do pracy.

Reklama

Prawdą jest, że Prymas nie przywiązywał wagi do spraw materialnych. Do tego stopnia, że nawet, gdy jakiś przedmiot czy mebel był już wyraźnie zużyty, nie dbał o to, by wymienić go na nowy. Ks. prof. Krzysztof Pawlina, wieloletni kapelan kard. Glempa, chciał kiedyś wymienić Prymasowi duży, prostokątny stół, który był bardzo stary i bardzo zniszczony, Kardynał absolutnie jednak nie chciał się na to zgodzić. Kupili więc z jedną sióstr zakonnych stół bez zgody Prymasa i postanowili go wstawić do pokoju pod jego nieobecność. - Prymas wyjechał na lotnisko, miał bowiem tego dnia wylecieć do Rzymu - opowiada ks. Pawlina. - Ale samolot został odwołany i … po godzinie wrócił na Miodową. Zastał nas przy ustawianiu nowego mebla w pokoju! Ze śmiechem skwitował nasz wyczyn: „No i co wy robicie, przecież tamten stół był jeszcze całkiem dobry!”.

- Miał bardzo skromne potrzeby, ograniczał je do minimum, żył niezwykle prosto, myślę, że o wiele skromniej niż przeciętni mieszkańcy bloków - opowiada ks. Jan Krokos.

Regularność i dyscyplina

Tryb życia prowadził bardzo intensywny, wręcz morderczy - twierdzą współpracownicy kard. Glempa, którzy niekiedy kondycyjnie nie nadążali za Prymasem. Bywało tak, że po całym dniu pracy, spotkań, wyjazdów, późnych powrotów, około północy Prymas mówił do swego kapelana: „To jutro wyjeżdżamy o 6 rano, zgodnie z planem”. - Dla Prymasa nie było taryfy ulgowej - mówi ks. Krzysztof Pawlina.- Miał on swój rytm pracy i wpisywał go w rytm życia Kościoła, który wyznaczała pewna regularność i dyscyplina.

Dzień powszedni zaczynał przed szóstą. Gdy w planie nie miał wizytacji parafii, albo uroczystej celebry, o godz. 7 w prywatnej kaplicy odprawiał Mszę św. Potem przeglądał prasę. Miał spotkania, audiencje: polskie i zagraniczne, grupowe, ale też indywidualne. - Ksiądz Prymas nikomu ich nie odmawiał. Dodatkowo wprowadził audiencje dla księży: dwa razy w miesiącu mogli przyjąć bez wcześniejszego umawiania się - wspomina ks. inf. Grzegorz Kalwarczyk, wieloletni kanclerz kurii.

Reklama

Kard. Glemp starał się też przyjmować wszystkie zaproszenia: na uroczystości, rocznice, otwarcia, poświęcenia. Rzetelnie przestrzegał terminów. Wolał wyjechać gdzieś wcześniej, niż się spóźnić.

Wieczorami pracował. Lubił też samotnie zaglądać do kaplicy, najczęściej przed północą. Potem w jego pokoju jeszcze paliła się lampa, a on siedział przy biurku nad stosem dokumentów. Sam wszystko przeglądał, sam odpisywał na listy. Nie pozwalał, by go wyręczać. Potwierdza to emerytowany biskup warszawsko-praski Kazimierz Romaniuk, były współpracownik Prymasa:

- Kardynał był niezwykle pracowity. Często my, jego współpracownicy, wyrażaliśmy zdziwienie, że podejmował tak wiele niekoniecznie bardzo ważnych posług i to przecież nie tylko w dwóch diecezjach (warszawskiej i warszawsko-praskiej), ale w całej Polsce i poza jej granicami. Tak intensywny tryb życia sprawiał, że Prymas praktycznie nie miał czasu na odpoczynek. W nielicznych wolnych chwilach zaś chętnie oglądał transmisje sportowe. Nie tylko w domu, ale również podczas wyjazdów.

- Kiedyś z jednym z księży asystowałem Prymasowi w podróży do Limanowej. Wieczorem nie było już żadnych zajęć i Ksiądz Kardynał postanowił obejrzeć transmisję meczu - opowiada ks. Kalwarczyk. - Ucieszyliśmy się, bo przy okazji i my mogliśmy uczynić to samo.

- Latem w czasie wolnym chętnie też wędrował po górach - dodaje ks. Pawlina. - Ale również wtedy sporo pisał, nadrabiał zaległości w korespondencji, ale także formułował plany lub duszpasterskie programy na przyszłość.

Odchodził z godnością

Intensywnym trybem życia Prymas zadziwiał też księży, gdy był już na emeryturze. Najpierw kapelana ks. Mirosława Kreczmańskiego, a potem jego następcę - ks. Piotra Wierzbickiego, który z ogromną troską opiekował się kard. Glempem w czasie jego choroby. Do samego końca był też przy Prymasie ks. prof. Krzysztof Pawlina. I rodzona siostra Stanisława Glemp.

Kard. Józef Glemp odchodził z godnością. Był spokojny. I szczęśliwy. Dając receptę na szczęśliwe życie, tłumaczył: „Otworzyć serce na działanie Boże. I zawierzyć Opatrzności. Kiedy człowiek to uczyni, będzie szczęśliwy, nawet gdy życie będzie się toczyć wbrew naszym ludzkim planom. Szczęście jest wtedy, kiedy się wypełnia swoje zadanie i kiedy ma się pewność, że to właśnie jest moje zadanie do wypełnienia”.

2013-01-31 14:35

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Pozostawił trwałe ślady w Warszawie

Posługa kard. Józefa Glempa to nie tylko wielka polityka i historyczne przemiany, ale także zwykła praca biskupa dla swoich diecezjan

Wiele mówi się o zasługach kard. Józefa Glempa dla całego polskiego Kościoła, jako prymasa. O wiele mniej miejsca poświęca się jego działalności stricte diecezjalnej. A przecież od 1981 do 2006 r. był on ordynariuszem archidiecezji warszawskiej. Jaki jest bilans tego 25-lecia? - To czas dynamicznego rozwoju instytucji kościelnych, tworzenie nowych parafii oraz budowy kościołów - mówi „Niedzieli” ks. inf. Grzegorz Kalwarczyk, wieloletni kanclerz Kurii Metropolitalnej Warszawskiej oraz bliski współpracownik Kardynała.

CZYTAJ DALEJ

Rozpoczął się proces beatyfikacjny sł. Bożej Heleny Kmieć

2024-04-14 14:19

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja Heleny Kmieć

Ogłaszam decyzję o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Sługi Bożej Heleny Agnieszki Kmieć, wiernej świeckiej - czytamy w dokumencie podpisanym przez Metropolitę Archidiecezji Krakowskiej.

Abp Marek Jędraszewski wydał edykt zachęcający wiernych do przekazanie do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, jakichkolwiek dokumentów, pism, zdjęć, pamiątek lub wiadomości dotyczących Heleny Kmieć.

CZYTAJ DALEJ

Francja: kościół ks. Hamela niczym sanktuarium, na ołtarzu wciąż są ślady noża

2024-04-18 17:01

[ TEMATY ]

Kościół

Francja

ks. Jacques Hamel

laCroix

Ks. Jacques Hamel

Ks. Jacques Hamel

Kościół parafialny ks. Jacques’a Hamela powoli przemienia się w sanktuarium. Pielgrzymów bowiem stale przybywa. Grupy szkolne, członkowie ruchów, bractwa kapłańskie, z północnej Francji, z regionu paryskiego, a nawet z Anglii czy Japonii - opowiada 92-letni kościelny, mianowany jeszcze przez ks. Hamela. Wspomina, że w przeszłości kościół często bywał zamknięty. Teraz pozostaje otwarty przez cały dzień.

Jak informuje tygodnik „Famille Chrétienne”, pielgrzymi przybywający do Saint-Étienne-du-Rouvray adorują krzyż zbezczeszczony podczas ataku i całują prosty drewniany ołtarz, na którym wciąż widnieją ślady zadanych nożem ciosów. O życiu kapłana męczennika opowiada s. Danièle, która 26 lipca 2016 r. uczestniczyła we Mszy, podczas której do kościoła wtargnęli terroryści. Jej udało się uciec przez zakrystię i powiadomić policję. Dziś niechętnie wraca do tamtych wydarzeń. Woli opowiadać o niespodziewanych owocach tego męczeństwa również w lokalnej społeczności muzułmańskiej.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję