“Miesiąc temu, po krótkim pobycie w Polsce, wróciłeś do Charkowa. U Magdy Gessler nie wystąpiłeś, za to u Mazurka zebrałeś pieniądze na dom dziecka w Charkowie.
O tym domu dziecka powiedział mi kolega ze szkoły operatorów dronów. Siedzieliśmy przy koniaku i on mówi, że obok miejsca, gdzie mieszka, są te dzieci. Że jest dom dziecka i tam są sieroty z Kupiańska. Straumatyzowane, bojące się mundurów. W sumie sto siedemdziesiąt cztery dzieciaki. Nieewakuowane, nie wiadomo dlaczego pozostawione tutaj. I wymyśliłem sobie, że im pomożemy i że dam wywiad, by przyniósł coś dobrego.
I udzieliłeś wywiadu. Nawet dwóch. Obejrzało je kilkaset tysięcy ludzi. Zebrałeś ponad czterdzieści tysięcy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wróciłem i okazało się, że dom dziecka ewakuowany na Zakarpacie. Za pośrednictwem księdza Wojtka Stasiewicza z parafii w Charkowie, do którego namiar z kolei dostałem od ciebie, poznałem Nadię zajmującą się tutejszymi dziećmi w świetlicach. Czasem takimi, które mają oboje rodziców, czasem takimi, które mają tylko jedno. Tymi, które nie wyjechały. A także dziećmi ze wsi objętych działaniami wojennymi kilkadziesiąt kilometrów od Charkowa.
Reklama
To prawda. Poznałem w Charkowie księdza Stasiewicza. Ciekawa postać. Z pozoru delikatny, jest tak naprawdę bardzo twardym i zdeterminowanym gościem. Zasłynął tym, że odprawiał nabożeństwo podczas najsilniejszego rosyjskiego ataku.
Robi tu masę dobrej roboty, bo jest też szefem Caritasu, który niesie ludziom pomoc wszędzie, gdzie się da. Otrzymałem informację, że dom dziecka ewakuowano, więc zająłem się dziećmi z tych świetlic. Nadia, o której mówiłem, dwa razy mi się popłakała w samochodzie, jak z nią rozmawiałem. Rosyjskojęzyczna dziewczyna, całe życie w Charkowie. I ona mówi: „Niech zabiorą ten Donbas, niech zabiorą ten Krym, tylko niech już przestaną bombardować nasze dzieci. Niech przestaną zamieniać je w wygnańców, wywoływać traumy, robić z nich małych, nieszczęśliwych dorosłych”.
Co robiłeś dla dzieci?
Bawiłem się z nimi. Uwielbiam się bawić z dziećmi. Zorganizowałem dla nich wycieczkę. Na razie wydałem na to dopiero dwa i pół tysiąca złotych, więc mam jeszcze całą resztę i w sumie tak wiele potrzeb, że nie wiadomo, na co ją przeznaczyć. Jedna świetlica prosiła, żeby pomóc im w remoncie. Inni, żeby kupić im samochód typu Renault Berlingo, by mogli wozić niewidomym dzieciom pomoc humanitarną. Jestem strasznie zadowolony, że mogę pomóc. Bardzo mocno mnie to zaangażowało.
Te dzieciaki są rosyjskojęzyczne?
Reklama
Tak. Z tym jest w ogóle wielki problem, bo jest nauczanie online cały czas. Przez całą wojnę. Tak naprawdę to mam wrażenie, że nie ma żadnej edukacji. Te dzieci są kompletnie niedouczone. Będą miały duży problem, żeby się odnaleźć w szkole średniej. A co dopiero na studiach.
Ale co, matematyka, lektury leżą?
Trzecia klasa podstawówki, a tu niektóre dzieci nie potrafią pisać i czytać! Jak masz dom rosyjskojęzyczny, a nagle zaczynają cię uczyć po ukraińsku, to też jest problem. Nie każde dziecko to ogarnie. Często rodzice nawet nie są w stanie pomóc, bo również nie znają ukraińskiego.
Dla swoich córek pisałeś bajki. Pisałeś je też dla dzieci z Ukrainy?
Ja aż tak dobrze po ukraińsku nie mówię. Dzieci opowiadały swoje bajki. I straszne historie. Także o tym, że przyjdzie rosyjski zabójca i im krzywdę zrobi. Na wycieczce pokazywały mi leje po bombach, odpryski po artylerii. Mówiły, że tu ruscy strzelali.
Odwracałeś od tego ich uwagę? Co one lubią?
To, co lubią polskie maluchy. Byliśmy na kulkach. Kupiłem im Jengi i takie krokodylki, gdzie się zęby wciska. Wciskaliśmy. Rysowaliśmy. Byliśmy w zoo i na rolkach. Byliśmy na pizzy i w KFC. One często po raz pierwszy. Robiliśmy takie normalne rzeczy, jakie robią normalne dzieci w Warszawie, a jakich one nigdy nie robiły.
A na wycieczkę z dziećmi niewidomymi dokąd chcesz pojechać?
Mam nietypowy pomysł, bo chcę z nimi pojechać do kina.
Do kina?!
Reklama
Wiedziałem, że się za głowę złapiesz. Ale to nie tak. W kinie masz opcje z audio, fajne, rzeczywiście śmieszne słuchowiska, a mają tam świetne nagłośnienie. Chcę taki audiobook puścić, żeby sobie usiadły, posłuchały, pojadły popcornu i napiły się coli, poczuły, jak jest w kinie. One nigdy tam nie były. Wiedzą z opowieści, co to jest, ale żadne z nich w kinie nie było.
W Charkowie jest czynne kino?
Jest. Tam jest kilka kin. Jest piękne centrum handlowe Nikolsky, są kręgle, kino. Wszędzie pójdziemy.
W Charkowie widziałem jeden z najbardziej chyba poruszających pomników, jakie istnieją. Pomnik dzieci, ofiar wojny. Pod nim zamiast kwiatów leży stos maskotek zniesionych przez ludzi, czasem inne dzieci.
Tak. Statystyki podają, że zginęło około pięciuset dzieci, a tysiąc dwieście zostało rannych. Ale to tylko część problemu. Małych ofiar wojny jest wielokrotnie więcej. Większość dzieci tu ma wojenną traumę. To trzeba zobaczyć, by zrozumieć skalę. Nawet na Ukrainie nie każdy to rozumie. Tu jest tak, że ludzie w Kijowie nie wyobrażają sobie, jak jest w Charkowie. Wczoraj przeszliśmy z kolegami pół Kijowa. Ze dwadzieścia kilometrów. Byliśmy nad rzeką. Ludzie się opalają, łowią ryby, pływają łódkami. Dzieci sobie jeżdżą na rowerkach. Wszyscy się uśmiechają. Słychać troszkę angielskiego na ulicach, niedużo, ale słychać. Ci ludzie tutaj w ogóle nie zdają sobie sprawy, co się dzieje na froncie, co się dzieje w Charkowie i w tych miastach przyfrontowych. Oni żyją w innym świecie. Trochę w takim jak my w Warszawie.
Są alarmy przeciwlotnicze…
Reklama
Trochę więc mają gorzej, no bo faktycznie czasem ten alarm rakietowy jest, ale generalnie system antyrakietowy, antydronowy działa całkiem dobrze. A w Charkowie co rusz wyłączają wodę, gaz, prąd i ciągle wisi w powietrzu rosyjski ostrzał czy nawet oblężenie. Ci w Charkowie z kolei nie wyobrażają sobie czasem, jak jest na wsiach przy froncie.
(...)
No ale ten tam ksiądz, oprócz myślenia, to nawet trochę działa.
Tak, oni rewelacyjnie działają. Caritas w Charkowie to naprawdę siła. Ludzie, którzy tam pracują, są superzaangażowani, Widzą sens tego, co robią, i pracują, bo chcą. Ksiądz powiedział mi, jak sprawdzić, czy twój zespół jest dobry. Niezaangażowany pracownik pięć minut przed szesnastą kończy pracę, jest już spakowany i czeka, żeby wyjść, „odbić kartę”. Dobry to taki, który zostaje po godzinach i chętnie spędza czas z innymi. Tam są właśnie tacy ludzie. Im jest po prostu dobrze w tej grupie. W kółko robią coś dodatkowo: a to bezdomnym jedzenie wydają, a to jakąś pomoc humanitarną rozprowadzają, a to załatwiają dla chorych wózki inwalidzkie. Dla dzieci prowadzą świetlicę i zajęcia. W kółko szukają czegoś nowego, co można zrobić. Teraz organizują ewakuację dla swoich wiernych.
Poznałeś też biskupa charkowsko-zaporoskiego Pawło Honczaruka.
Jak ksiądz był zajęty, to wszedłem w parafii na górę i tam siedziało kilku kolejnych księży. Zaczęliśmy gadać. Zacząłem zadawać pytania. Szukać odpowiedzi.
O czym gadałeś z charkowskimi duchownymi?
Między innymi o Rosji. O tym, czy w Rosji są ludzie.
Reklama
Dzieliłeś się swoją nienawiścią do Rosjan? Pytałeś, co z nią zrobić? I do jakich wniosków doszliście?
W pojedynkę człowiek zazwyczaj jest człowiekiem. Z pojedynczym człowiekiem się dogadasz, stworzysz coś z nim, znajdziesz wspólną pasję, pokonasz problemy. Ale kiedy jest grupa, to już nie jest człowiek, tylko grupa. W grupie zaczyna się jakaś władza, propaganda. Dlatego trzeba być nakierowanym na jednostkę, na ludzi z osobna. Z nimi rozmawiać. Rozmawialiśmy też o Rosji. O dawnym KGB i dzisiejszym FSB. O tym, że to jest struktura, która tam rządzi. I nieważne, czy będzie Putin, czy nie będzie Putina, tam jednostka się nie liczy.
Mówiliśmy także o tym, że w średniowieczu było pod jednym względem lepiej. Władca, król, stał na czele armii i musiał z nią iść do bitwy. Jakby ci politycy znaleźli się na nulu, między minami, w obliczu czołgów, artylerii i dronów, całej tej techniki coraz doskonalszej, która już nie próbuje cię zabić, ale ze stuprocentową pewnością zabija, toby się tak nie rwali do walki. A tymczasem dzisiaj oni sobie siedzą tysiąc, dwa tysiące albo dziesięć tysięcy kilometrów dalej i życie żołnierzy ich nie interesuje. Życie żołnierza jest dla nich mniej warte niż życie psa. Dosłownie. Bo jakby na przykład bomba trafiła schronisko dla zwierząt, gdzie by zginęło sto psów, to na całym świecie ludzie by płakali, a tutaj, jak stu żołnierzy ginie, to się nazywa spokojny dzień.
A biskup jakie wrażenie na tobie zrobił?
Reklama
To bardzo inteligentny facet. Mówił, że władza opiera się na tworzeniu iluzji, na trzech iluzjach. Musi stworzyć iluzję bezpieczeństwa, iluzję sprawiedliwości i iluzję wolności. To są rzeczy, których ludzie potrzebują.
Myślisz, że to prawda uniwersalna?
Oczywiście. My w Polsce i w całej Europie też mamy taką swoją iluzję wolności. Niby czujemy się wolnymi ludźmi, niby decydujemy o sobie. Także potrzebujemy bezpieczeństwa i politycy grają tym, udając, że nam je zapewniają. No i sprawiedliwość, że będziemy traktowani tak samo jak inni. To wszystko tylko iluzja.
Kreacja tworzona, by władać. Ciekawe to bardzo. Spieraliście się o jakieś rzeczy? W czymś się z nim nie zgadzasz?
Ksiądz mówił, że tam był jakiś proboszcz, który chciał zmienić podejście ludzi w całej parafii i nie mógł tego zrobić. Biskup z nim usiadł i mówi: „Ty nie zmieniaj całej parafii, ty zacznij od zmian w sobie”. A ja jednak chciałbym, jeszcze próbuję, zmieniać tę całą parafię.”
Piotr Mitkiewicz i Wiktor Świetlik, “Znaleźć i zniszczyć. Rozmowa z polskim ochotnikiem walczącym na Ukrainie”, Rebis, Poznań, 2024