Reklama

Zdrowie

Nowe życie w Instytucie

Już od ponad roku działa Instytut Rodziny, pierwsza w Warszawie poradnia naprotechnologii. Początki były trudne, dziś jednak ma pięciuset pacjentów. Wkrótce pierwsze porody

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy przed rokiem przyjmowali w willi przy ul. Miączyńskiej na Mokotowie pierwszych pacjentów, nie sądzili, że dziś będzie ich aż tylu. Zaczynali od zatrudnienia kilku lekarzy i specjalistów. Teraz jest ich już piętnastu, są wśród nich pionierzy tej metody w Polsce, a oprócz przychodni naprotechnologicznej, działają tu przychodnie ginekologiczna, endokrynologiczna, psychologiczna, laktacyjna, dietetyczna oraz pracownia USG.

Wszystkie te specjalności są istotne, bo naprotechnologia, naturalna metody diagnostyki i leczenia niepłodności (w przeciwieństwie do zapłodnienia pozaustrojowego metodą in vitro, które nie leczy przyczyn niepłodności, naprotechnologia pomaga wdrożyć właściwą terapię) wymaga wszechstronności. Zanim się człowieka wyleczy - a tym bardziej na świat przyjdzie jego dziecko - trzeba znaleźć przyczynę kłopotów.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pomysł na instytut

Pomysł na stworzenie instytutu pojawił się w głowach państwa Agnieszki i Bartosza Bujaków, późniejszych jego założycieli, poniekąd z przyczyn osobistych. Po narodzinach ich drugiego syna pojawiły się problemy z kolejnym zajściem w ciążę. Dowiedzieli się, czym jest utrata dziecka nienarodzonego. Tosię pochowali na cmentarzu w rodzinnej miejscowości.

Kilka lat starali się o kolejne dziecko, ale lekarze nie potrafili im pomóc. - Staraliśmy się nie myśleć o in vitro. I Pan Bóg nas przed tą metoda obronił - mówi Bartosz Bujak.

Zainteresowali się naprotechnologią, „wygooglowali” w Internecie kontakt do instruktora tej jeszcze raczkującej w Polsce metody, potem do lekarza. - Pierwsze, co postanowiła pani doktor było odstawienie hormonów, które braliśmy. Po roku na świecie pojawiła się Klara - mówi Bartosz Bujak. Dla niego było to ciekawe doświadczenie. Dowiedział się sporo o płodności człowieka. M.in. o tym, jak wiele czynników jest ważnych żeby mogło się począć dziecko. - Gdybyśmy nie zainteresowali się naprotechnologią, nie przeszli leczenia, pewnie nie doczekalibyśmy się córeczki.

Reklama

Wtedy - jak mówią - zakiełkowała w nich myśl, żeby pomóc także innym. Nie był to pomysł na biznes, bo pan Bartosz był pracownikiem dużej korporacji i finansowo rodzina stała dobrze. Można - myśleli - zarabiać dobrze, żyć nie niezłym poziomie, ale nic dobrego po tym może nie pozostać. Chcieli spłacić dług, który czują, że zaciągnęli. W instytut włożyli oszczędności.

Nie mieli nic wspólnego z medycyną, zaczęli rozmawiać ze specjalistami, czy jest możliwość, potrzeba stworzenia placówki naprotechnologii. Odpowiedź wtedy - w latach 2008-2009 r. - była pozytywna, ale pomysł musiał trafić do poczekalni, bo nie było za bardzo ludzi, lekarzy i instruktorów, którzy mogliby zaangażować się w projekt. A o samej metodzie w Polsce mało kto słyszał Do pomysłu wrócili już w 2011 r. Było już więcej lekarzy-naprotechnologów, więcej instruktorów.

Szacunek dla życia

Sporo trwało poszukiwanie odpowiedniego miejsca na klinikę, czy raczej po prostu przychodni składających się dziś na instytut. Nie chcieli, żeby to była nora. Znaleźli willę na Wyględowie, w miejscu spokojnym, ale też niedaleko centrum.

- Działalności Instytutu nie traktujemy jak biznesu, bo nie możemy tak traktować. Ci, którzy tu przychodzą, mają otrzymać profesjonalne wsparcie. Wszystkich łączy szacunek do życia ludzkiego - mówi Bartosz Bujak. Pacjenci mogą być pewni, że ci, których tu spotkają, reprezentują określone wartości, że po godzinach w Instytucie Rodziny nie wykonują np. zabiegów In vitro.

Przez cały czas, jak twierdza, doświadczają, że Pan Bóg odpłaca im i opiekuje się instytutem. Ot, choćby mają nowoczesne USG, na które teoretycznie nie było ich stać. Choć mógłby mieć do Stwórcy pretensja. Gdy rozpoczął prace przy tworzeniu Instytutu, ciężko zachorował. Teraz, jak mówi, jeszcze bardziej ceni życie.

Potem trzeba było skompletować zespół. W zespole są ginekolodzy, endokrynolodzy, specjaliści chorób wewnętrznych, psycholog, dietetyk i instruktorzy, pracujący ze zgłaszającymi się po pomoc małżeństwami. Dziś nie ma dnia, żeby nie zgłaszały się kolejne osoby, które nie chcą korzystać z metody in vitro i pragną dziecka poczętego zgodnie z zasadami ich sumienia.

Reklama

W instytucie można wykonać pełną diagnostykę laboratoryjną. I to kilkakrotnie taniej niż gdzie indziej w przychodniach i szpitach. - To bardzo ważne, bo w naprotechnologii diagnoza jest podstawą przywrócenia pacjentom naturalnego rytmu płodności - mówi Bartosz Bujak.

Można się pożalić

Praca z pacjentami - jak mówią Bujakowie - zakłada głębokie ich poznanie. Nikomu tu się nie spieszy, bo nie może się spieszyć. Po pierwszym, informacyjnym spotkaniu - o tym, czym jest naprotechnologia, czego należy się spodziewać, przechodząc jej procedury - jest już rozmowa z lekarzem, o konkretach.

- Ważna jest rozmowa pacjentów z instruktorem. Przychodzą tu panie, które mogą się pożalić, nawet wypłakać. Często problemem jest samotne borykanie się z problemem bezpłodności - mówi Agnieszka Bujak.

Tłoku na korytarz nie ma, ludzie nie przeciskają na schodach. Pięciuset pacjentów nie przychodzi codziennie, lecz co kilka tygodni, co miesiąc, co kilka miesięcy, co pół roku. Bardzo ważna jest aktywność małżonków, obserwacja swojego organizmu. Współpraca małżonków z lekarzem jest ważna, ale obie strony muszą być aktywne.

Do warszawskiego instytutu przyjeżdżają pary z całej Polski. Podobne instytuty są w kilku miejscach w kraju, ostatnio powstaje tego typu ośrodek we Wrocławiu, ale wciąż ich za mało. I za wolno, zdaniem niektórych, się rozwijają.

- Chcielibyśmy, żeby kiedyś powstał tu szpital, w którym będzie miejsce na laboratoria i gdzie będzie można leczyć także schorzenia ginekologiczne - mówi Bartosz Bujak. Dla państwa Bujaków szczególnie ważne jest to, żeby instytut się rozwijał, ale nie chcą, żeby rozwój „zabił” placówkę, jej idee, wartości, które od początku przyświecały jej powstaniu. Pacjenci mają tu otrzymać atmosferę odpowiednią. Nie przychodzą po to, żeby się stresować. Przeciwne. Wszak stres to jedna z głównych przyczyn niepłodności leczonych przez naprotechnologów.

Reklama

* * *

Alternatywa dla in vitro

Naprotechnologia (od słów natural procreative technology) jest alternatywą dla in vitro. Została opracowana na początku lat 80. XX wieku w Stanach Zjednoczonych przez profesora Thomasa W. Hilgersa. Polega na bardzo dokładnej diagnostyce niepłodności, m.in. poprzez drobiazgową analizę fizjologicznych i biochemicznych cyklów w okresie całego cyklu miesiączkowego oraz leczeniu zaburzeń endokrynologicznych (czyli związanych z działaniem gruczołów wydzielania wewnętrznego, np. jajników) i zmian anatomicznych w układzie rozrodczym. Obejmuje niektóre techniki wspomaganego rozrodu. Stosując tę metodę, na polu walki z niepłodnością osiągnięto już wiele sukcesów. Nie zapewnia ona jednak zdiagnozowania i wyleczenia wszystkich przypadków niepłodności.

wd

2013-06-04 13:12

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czerwcowy DAR dla małżonków

Pod znakiem naturalnych metod planowania rodziny odbyły się czerwcowe wykłady w ramach Diecezjalnej Akademii Rodziny (DAR). Spotkanie odbyło się 8 czerwca w auli Wydziału Nauk o Ziemi UŚ w Sosnowcu. Zajęcia rozpoczął wykład dr hab. Elżbiety Kortyczko (pediatry, prezes oddziału śląskiego Katolickiego Stowarzyszenia Lekarzy Polskich), pt. „Co to jest in vitro”, a następnie Daria Mikuła-Wesołowska (lekarz, doradca rodzinny, absolwentka Wydziału Lekarskiego w Zabrzu, Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach i Podyplomowych Studiów z Bioetyki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie, trener modelu Creightona) podjęła temat innowacyjnych metod leczenia niepłodności ze szczególnym uwzględnieniem naprotechnologii.

CZYTAJ DALEJ

9 dni modlitewnego szturmu nieba w intencji ojczyzny

2024-03-05 14:24

Niedziela Ogólnopolska 10/2024, str. 6-7

[ TEMATY ]

św. Andrzej Bobola

bł. ks. Jerzy Popiełuszko

Adobe Stock, montaż: A. Wiśnicka

Przed nami 9 dni modlitewnego szturmu nieba za wstawiennictwem św. Andrzeja Boboli i bł. ks. Jerzego Popiełuszki. Polscy biskupi zachęcają do uczestnictwa w nowennie w intencji ojczyzny, zgody narodowej i poszanowania życia ludzkiego.

Zainicjowana przez abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, nowenna rozpocznie się 16 marca. Przez 9 kolejnych dni – aż do Niedzieli Palmowej (24 marca) – o godz. 21.20 w kościołach, kaplicach i ośrodkach duszpasterskich w Polsce i na całym świecie zanoszona będzie do Boga modlitwa za ojczyznę.

CZYTAJ DALEJ

Rekolekcje na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu: "Tymi rękami można czynić znak krzyża"

2024-03-18 19:37

ks. Łukasz Romańczuk

Podczas konferencji ks. Aleksandra Radeckiego w kaplicy na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu

Podczas konferencji ks. Aleksandra Radeckiego w kaplicy na Dworcu Głównym PKP we Wrocławiu

Drugi dzień rekolekcji w Kaplicy Wieczystej Adoracji Najświętszego Sakramentu nosiła tytuł: “Popatrzmy uważnie na nasze ręce…”. Ksiądz Aleksander Radecki pomagał uczestnikom zwrócić uwagę na czyny, które mogą stać się dobrym motywem do dawania świadectwa wiary.

To duchowe spotkanie rozpoczęło się od wspólnej modlitwy Koronką do Bożego Miłosierdzia, po której ks. Radecki zaprosił do wspólnego śpiewu Akatystu do Ducha Świętego. Po wezwaniu Ducha Świętego rozpoczęła się konferencja. Kapłan nawiązał do fragmentu Ewangelii wg św. Łukasza, w której Jezus uzdrawia człowieka z uschłą ręką. Na samym początku ks. Radecki poprosił, aby wyobrazić sobie siebie w podobnej sytuacji. Miało to na celu uświadomienie, jakie trudności może to sprawić w codziennym życiu. W tym momencie przywołana została historia człowieka mieszkającego w Raciborzu w latach 60-tych, czy Nickiego Vujcicia, pozbawionych kończyn. - Popatrzmy na własne ręce. Czy nie potrzebują uleczenia, przywrócenia do służby i do życia? Pół biedy, kiedy wiem o swojej chorobie, szukam pomocy, staram się ograniczać swoje niepełnosprawności, przyznaję się do nich. Popatrz teraz na swoje ręce. Zadbane, sprawne kryjące wiele talentów i możliwości. Takie “złote ręce” - mówił kaznodzieja, dodając: - Złote ręce, umiejące wiele, lecz czemu bezczynne? Bo się nie opłaca, bo się za mało opłaca? Bo zbyt piękne, by je utrudzić, ubrudzić w służbie? Ileż okazji do czynienia dobra zmarnowały?

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję