Niemniej ta deklaracja nie może uśpić naszej czujności. Ewidentnie decyzja podyktowana jest wyborczymi kalkulacjami. Kilka dni temu jako zwolennik tego, by "edukacja zdrowotna", była nieobowiązkowa, objawił się ... Rafał Trzaskowski. Ten sam Rafał Trzaskowski, który w 2019 r. w Warszawie podpisał kartę LGBT+, która zakładała prowadzenie "edukacji seksualnej zgodnej ze standardami WHO", czyli w skrajnie permisywnej formie i jest wiceszefem partii, która przez wiele ostatnich miesięcy parła na wprowadzenie edukacji seksualnej, nie licząc się z rodzicami i obowiązującym prawem. Jak widać przed wyborami prezydenckimi politycy Koalicji Obywatelskiej są w stanie powiedzieć i obiecać wszystko, ukrywając swoje prawdziwe poglądy.
Wszystko wskazuje na to, że po wyborach minister Nowacka będzie chciała powrócić do obligatoryjności przedmiotu - po pierwsze zapowiedziała, że po roku przedmiot zostanie poddany ewaluacji, a po drugie nie widać po niej śladu zrozumienia dla protestujących ani woli podjęcia merytorycznej debaty. W wywiadzie dla radia RMF ponownie nas obrażała, kłamała, że nie czytaliśmy podstawy programowej oraz przypisywała nam fałszywe intencje i poglądy. Próbowała wmawiać m.in. że protesty mają charakter polityczny oraz że nie chcemy by dzieci umiały obronić się przed złym dotykiem czy pornografią. Minister skrzętnie milczała na temat istoty protestów - protestujemy ponieważ planowana edukacja seksualna w ramach "Edukacji Zdrowotnej" ma opierać się na radykalnie odmiennej wizji seksualności od tej, w której tysiące rodziców chcą wychować swoje dzieci ( m.in. odrywanie seksualności od kontekstu małżeństwa, rodziny i trwałej miłości ; rezygnacja z mówienia o szkodliwości przedwczesnej inicjacji seksualnej). Do tego, aby uczyć dzieci walczyć ze złym dotykiem naprawdę nie potrzeba forsować taką wizję seksualności, jak w "Edukacji Zdrowotnej". Zapisy dotyczące szkodliwości pornografii czy umiejętności obrony przed wykorzystaniem seksualnym sformułowane były także w podstawie programowej WDŻ. Nic nie stało na przeszkodzie, aby je rozbudować. Można było też wprowadzić nowy przedmiot, ale zachowując podejście do seksualności zapisane w podstawie WDŻ. Protesty nie miały też charakteru politycznego - były oddolną inicjatywą przerażonych rodziców, do których z czasem dołączyli politycy.
Dlatego ciesząc się z wczorajszego sukcesu, musimy być gotowi do dalszej walki.
Co więcej uważamy, że deprawacyjnej edukacji seksualnej w ogóle nie powinno być w szkołach, nawet jako przedmiotu nieobowiązkowego. Nie chcemy by dzieci były w szkołach narażone na demoralizację, nawet jeśli ich rodzice by się na to zgadzali. Tym bardziej, że skutki takiej "edukacji" dotknęłyby także te dzieci, które na zajęcia by nie chodziły. Dlatego będziemy kontynuować walkę o to, aby usunąć z "edukacji zdrowotnej" maksymalnie dużo szkodliwych treści. Będziemy analizować podstawę programową, która ma zostać zaktualizowana po uwagach zgłoszonych w ramach konsultacji publicznych, treść podręczników, materiały dla nauczycieli i w razie potrzeby podejmować interwencje - podsumowuje Fundacja Grupa Proelio.
Wygraliśmy bardzo ważną bitwę, ale walka o nasze dzieci trwa nadal.
Pomóż w rozwoju naszego portalu