Reklama

Świat

Dzień, w którym Rzym mówił po polsku

Nad gmachami z kamienia i marmuru rozłożyła się chłodna rzymska noc. Nic nie zapowiada jeszcze świtu. Nad nami tylko gwiazdy poprzetykane chmurami, niżej latarnie rzucają mokre światło na chodniki i ulice. Po niedawnej burzy powietrze jest świeże, niemal wiejskie

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dokładnie za 6 godzin na Placu św. Piotra rozpocznie się uroczystość kanonizacji dwóch Papieży. Mszę św. koncelebrować będzie kolejnych dwóch Następców św. Piotra. Czujemy na karkach oddech historii, tej pisanej dużą literą. Jednak w tej chwili Rzym wygląda jeszcze jak uśpiony olbrzym.

Bezsenność

Viale Vaticano idzie się, dotykając starych murów z czerwonej cegły. Wzdłuż nich krążą o tej porze tylko kolumny wozów policyjnych i służb miejskich. Jednak ten spokój jest złudny. Okazuje się, że kilkaset metrów dalej, w okolicach monumentalnej Via della Conciliazione – szum i gwar. Droga już przypomina rwący ludzki strumień. Idę śladami światła i muzyki, ulicami, których nazwy brzmią jak początek lekcji historii sztuki: Via Michelangelo, Via Fra Angelico. Wokoło nastrój wielkiego świętowania. Śpiewy, tańce, nawoływania, wybuchy radości, bo najwyraźniej ktoś kogoś spotkał po latach, przekomarzanie się. Podekscytowanie poprzedzające wielkie wydarzenie. W taką noc szkoda czasu na sen. Mimo lekkiego chłodu ciągnącego od Tybru temperatura rośnie z każdą chwilą. Oto Afrykańczycy, jak zgaduję po zawojach na głowie i pstrokatych strojach. Tańczą, podskakując w rytm bębnów. Obok przechodzi potężna kobieta ubrana w suknię, której – w pierwszej chwili nie wierzę oczom – przód zdobi wizerunek Jana Pawła II, a bok i kawałek pleców – oblicze Jana XXIII. Uśmiechnięta od ucha do ucha, wywija nad głową różańcem, którego paciorki zrobiono z jakiejś fluorescencyjnej materii. Kilka metrów dalej – Włosi z gitarami. Stoją w kołach, jakby w ten sposób chronili resztki ciepła, i ruszają się w rytm skocznej pieśni, powtarzając nieustannie słowa refrenu: „Deus meus…”. Dalej – dwie niewysokie Francuzeczki wyśpiewują jasnymi głosami śliczną pieśń. Nie rozumiem ani słowa, ale musi być piękna, bo wokół dziewczyn zebrał się już tłum zmęczonych, ale rozmarzonych i wspartych o siebie ludzi. Obok Słoweńcy zakładają obóz, wciskając się bez pardonu w szczelinę obok kościoła Santa Maria in Traspontina. Ameryka Południowa znalazła swój przyczółek prawie dokładnie naprzeciw. Konkurują z całym otoczeniem melodiami przywodzącymi na myśl karnawał w Rio. Przy wlocie do wąskiej uliczki para w dżinsach tańczy tango. No tak, od kiedy papież Franciszek publicznie przyznał, że lubi tango, taki widok blisko Watykanu nie powinien dziwić.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Jednak im bliżej placu, tym więcej ludzi śpiących na każdym miejscu, które można zaadaptować na nocleg – skwerki, trawniki, ławki, szersze kawałki chodników. Niektórzy, powtulani w siebie jak kocięta szukające ciepła, śpią oparci o starożytne mury. Nad nimi – pozwijane chorągwie, transparenty, napisy. Zadziwia, że mogą spać w takich warunkach. Wokoło ludzki gwar, nieustannie krążące na sygnale karetki pogotowia i patrole policji. Od ilu godzin tak koczują? Ile wytrwałości trzeba mieć, żeby po długiej podróży z drugiego końca Europy, a nawet świata, trwać w takich warunkach kolejne godziny?

Odpowiedź przynosi rozmowa z Polakami, którzy upychają w plecakach koce. Są w Rzymie od piątku. Bez noclegu.

– Gdy Jan Paweł II umarł, przyjechaliśmy do Rzymu autostopem. Gnaliśmy jak wariaci. Rzuciliśmy wszystko, brało się urlopy w pracy. To było takie ciśnienie, że trudno opisać. Słyszeliśmy na własne uszy ten krzyk: „Santo subito! Santo subito!”. Obiecaliśmy sobie, że jeśli ten okrzyk jest proroczy, to my musimy przy tym być. Takich obietnic się dotrzymuje… A jako że z groszem krucho, to nocujemy, gdzie się da. Na szczęście pootwierano kościoły.

Zielonooki Tyber spogląda

Na rozległym placu Risorgimento przyglądam się, jak włoskie służby miejskie pomagają medykom w ustawianiu szpitala polowego. Przełykam głośno ślinę, gdy dostrzegam w jednym z wojskowych namiotów stoły operacyjne. Młodziutka pielęgniarka odsłania szerzej wejście, żeby pokazać mi rzędy kroplówek na stojakach i stoliki przykryte zielonymi chustami, pod którymi – jak nietrudno się domyślić – leżą narzędzia chirurgiczne. Ludzie z czerwonymi krzyżami na kurtkach spokojnie popijają pierwszą tego dnia kawę.

Reklama

Nieczęsto wspomina się, że przy okazji tak wielkich wydarzeń, jak np. kanonizacja, miasto Rzym stawia na nogi wszystkie swoje służby. Tysiące ludzi w mundurach i w cywilu nieustannie patrolują miasto. Podrywane są w powietrze nawet helikoptery, by z góry monitorować sytuację. Robią to zadziwiająco sprawnie, bez pośpiechu, rzec można – niezauważalnie. Panowanie nad nieustannie rosnącym tłumem opanowano do perfekcji.

Plac Risorgimento jest normalnie hałaśliwym miejskim rondem. Dziś jednak ruch na nim odbywa się tylko w jedną stronę. Ulicą Ottaviano płynie nieprzerwana ludzka rzeka. Od dwóch godzin ta rzeka wzbiera i wzbiera. Przyjeżdżają metrem z końcowej stacji Anagnina, gdzie policja zamknęła miasto i nakazała zostawić autokary. Plac i ulice wypełnia szczelnie rzesza ludzka. Wszędzie słychać język polski. Na pytanie, skąd jesteście, słyszę w odpowiedziach nazwy miejscowości z całej Polski. Najbardziej zmęczeni są ci, którzy jechali do Rzymu bez przerwy na odpoczynek. Wielu jest w Rzymie po raz pierwszy. Idą też wspólnoty, np. studenckie z Krakowa czy grupy z Lednicy. Jest Akcja Katolicka, Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Są miasta, miasteczka, wioski. Wiele grup to parafie, które przygotowały wyjazd na własną rękę. Maszerują w strojach kurpiowskich, łowickich i góralskich, w dżinsach, trampkach i ubrani elegancko. Patrząc na las biało-czerwonych sztandarów wzdłuż Tybru, trudno uniknąć wzruszenia.

Nocą jeden z najpiękniejszych rzymskich placów – plac Navona – oddany zostaje we władanie Polakom. Prześliczny kościół św. Agnieszki wypełniają młodzi ludzie. – Jest nas jednak tak dużo, że trzeba wyjść z modlitwą, z adoracją Najświętszego Sakramentu na plac – opowiada Sylwiana ze wspólnoty lednickiej. To właśnie młodzi z poznańskiego duszpasterstwa o. Jana Góry zachwycają tej nocy Rzym. Ich tańce lednickie i śpiewy przyciągają, mimo później pory, także inne nacje. Plac faluje i oddycha powietrzem modlitwy i uniesienia. Odrobina Lednicy w środku Rzymu. Szkoda, że trwa to tak krótko. O północy policja prosi o opuszczenie placu. Trzeba przygotować miejsce do transmisji kanonizacyjnej Mszy św. Gdy kilka godzin później wracam na plac Navona, spotykam tych, którzy nie dali się wygonić. Siedzą przy stolikach, śpią z głowami na blatach kawiarnianych stołów.

Reklama

Konno, piechotą i na motorach

Okolice Placu św. Piotra są już zapełnione. Ciasno spleciony ze sobą tłum stoi zwartym szykiem daleko za Zamkiem Świętego Anioła, aż po most Umberto I. Kto zna choć trochę Rzym, wie, że to spory kawał drogi od Watykanu. Andrzej, który od 23 lat mieszka w Rzymie, ocenia, że już teraz jest więcej ludzi niż podczas beatyfikacji. Policja kieruje ciągle napływające masy pielgrzymów do sześciu innych miejsc, gdzie rozstawiono wielkie telewizyjne ekrany. Telebimy stoją na placach Navona i del Popolo, trzy ustawiono na Via dei Fori Imperiali. Organizatorzy boją się, że ludzie się zadepczą. Skoro wiem, że na placu Navona dominują Polacy, idę na plac del Popolo. Mówią, że plac ten zapełnią Włosi z Północy, ci od Jana XXIII. Ale i tam roi się od polskich flag. Spotykam nie tylko pielgrzymów autokarowych czy kolejowych. Przyjechali do Wiecznego Miasta także na rowerach i motorach. Niektórzy zdecydowali się nawet na pieszą pielgrzymkę. Mija mnie dostojnie kawalkada olbrzymich motorów ozdobionych biało-czerwonymi skrzydłami husarii. Na placu Weneckim – chwila rozmowy z samotnym rowerzystą. Pan Jan, emeryt z Wielkopolski, przymocował sobie do kasku kamerkę. Marzy o nakręceniu filmu z podróży na kanonizację. Opowiada o swoim doświadczeniu drogi i ludziach dotkniętych świętością obu Papieży.

Reklama

Wieczne Miasto przejęli we władanie Polacy.

– To jakby inwazja – żartuje Andrzej. – Nieraz byłem świadkiem, jak Rzym przestawał mówić po włosku. Wszędzie język polski, aż się serce radowało. I trzeba powiedzieć, że rzymianie mają szacunek dla nas za to, jakim człowiekiem był Jan Paweł II. Uważają, że naród, z którego wyszła taka osobowość, musi być nadzwyczajny. Oni naszego Papieża przywłaszczyli sobie już w chwili, gdy poprosił, żeby go poprawiali, jak skaleczy język włoski. Papa Wojtyla to już część ich tradycji, ich sposobu przeżywania wiary. Z polskiej perspektywy pewnie nie widać, jak bardzo Jan Paweł II zmienił także religijność Włochów.

Viva Sancti!

Modlimy się. Od placu słychać śpiew powtarzany przez dziesiątki głośników. Ludzie na turystycznych krzesełkach i karimatach sadowią się na skwerach blisko Watykanu. W rzymskich kawiarniach i barach jest tłok. Zapach świeżo parzonej kawy i aromat rogalików wyjmowanych właśnie z pieca miesza się z religijną pieśnią. Właściciele przestawiają kanały w telewizorach, na których najczęściej ogląda się mecze piłki nożnej lub listy przebojów, na RAI Uno, które transmituje uroczystość kanonizacyjną. Zaskakuje mnie cisza. Śródmieście generuje hałas, rozgardiasz, a tu takie, niemal nabożne, skupienie.

Gdy na placu pojawia się procesja, ludzie wyciągają swoje iPody, tablety itp. i szukają bezpośredniej transmisji. Ekrany telewizyjne na placach są tak ustawione, że stojący z boku nie widzą dobrze obrazu, w ruch idą więc owe najnowsze zdobycze techniki, a wokół kawiarenek przechodnie tarasują chodniki, by lepiej zobaczyć, co dzieje się na placu. Brawa witają Franciszka i wzmagają się w chwili, gdy ten wita papieża Benedykta XVI. Jednak prawdziwy huragan braw słychać, gdy papież Franciszek formalnie ogłasza Jana Pawła II i Jana XXIII świętymi. Brawo biją nawet przechodnie, policjanci, kelnerzy… Krzyczą: „Viva Papa! Viva Sancti!”. Jak echo powtarzają to zdanie następne ulice, skwery, place.

Uroczystość wzrusza i porusza. Przecież wiedzieliśmy, że Jan Paweł II był człowiekiem świętym, ale ogłoszenie tego faktu działa na nas uskrzydlająco. Ludzie wznoszą ręce ku niebu, płaczą lub radośnie machają chustami. Włoskie media już nazwały ten dzień „kanonizacją stulecia”. Najbardziej trafne wydaje się jednak zdanie powtarzane na ulicach coraz częściej – że jesteśmy pokoleniem wybrańców, bo widzieliśmy i pontyfikat, i kanonizację.

2014-05-13 13:04

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Drohiczyn: podczas Mszy Krzyżma przekazano Kanonizacyjną Iskrę Miłosierdzia

[ TEMATY ]

miłosierdzie

kanonizacja

Mariusz Książek

Prośmy Boga, by nasze kapłaństwo było iskrą Miłosierdzia, bo widocznie epoka, w której żyjemy potrzebuje tego – mówił dziś do księży bp Antoni Dydycz. Administrator apostolski diecezji drohiczyńskiej przewodniczył w katedrze pw. Trójcy Świętej w Drohiczynie Mszy Krzyżma. Na jej zakończenie. delegacje ze wszystkich parafii otrzymały zapalone lampiony z Kanonizacyjną Iskrą Miłosierdzia Bożego.

W kazaniu bp Dydycz mówił o łączności duchowej z Wieczernikiem, z Ojcem Świętym Franciszkiem a w tym roku również z nowo mianowanym biskupem, który obejmie diecezję 25 maja. – Już teraz musimy wypraszać dla niego łaski, by przyniósł do nas bogaty zasób duchowych treści i duchowych przeżyć – wzywał emerytowany biskup drohiczyński. Modlono się także za księży, którzy przeżywają trudności i zmagania wewnętrzne oraz za zmarłych księży, a także wszystkich wiernych
Bp Dydycz wyrażając radość z licznej obecności w katedrze kapłanów, przypomniał kraje, w których pracują księża z diecezji drohiczyńskiej. - Miłość i gorliwość dają o sobie znać na przestrzeni wieków. Żadne prześladowania nie były w stanie przeszkodzić, osłabić jakości jaka zawiera się w kapłańskim powołaniu. Jakości, która płynie z zaufania Jezusa Chrystusa, który swoje cierpienie i śmierć na krzyżu składa w ręce każdego kapłana – mówił kaznodzieja.
Nawiązując do listu Episkopatu Polski do kapłanów, biskup przytoczył słowa: „ To nie wyście mnie wybrali” i przypominał, ze kapłaństwo jest darem. Zwrócił też uwagę, że zarówno kapłaństwo, jak i człowieczeństwo są darami Bożymi, które należy szanować, szacunkiem tym darząc jednocześnie Stwórcę.
Administrator diecezji drohiczyńskiej nawiązał też do zbliżającej się kanonizacji i zachęcał, by przy tej okazji poznać życiorys Jana XXIII i przypomnieć sobie przesłanie Jana Pawła II.
- Prośmy Boga, by nasze kapłaństwo było iskrą Miłosierdzia, bo widocznie epoka w której żyjemy potrzebuje tego. Skoro u progu tej epoki Pan Jezus przekazał swojej świętej sekretarce tyle treści i polecił by je spisała, to widocznie na te czasy jest to konieczne. Wszyscy powinniśmy czuć się dumni, że w naszych czasach kapłaństwo utożsamia się z miłosierdziem, które może dawać o sobie znać na różne sposoby, a wszystko zaczyna się od tej iskierki, tak jak zaczęło się od skromnego żłóbka w Betlejem – mówił
W wielkoczwartkowej Eucharystii wzięli udział także alumni, siostry zakonne, służba liturgiczna przybyła z całej diecezji oraz wierni z Drohiczyna, zaś oprawą muzyczną zajęła się młodzież z Diecezjalnych Warsztatów Muzyki Liturgicznej. Na zakończenie Mszy Św. delegacje ze wszystkich parafii otrzymały zapalone lampiony z Kanonizacyjną Iskrą Miłosierdzia Bożego. To symboliczne światło ma być przekazane rodzinom w Niedzielę Miłosierdzia.
- W geście przyjęcia Kanonizacyjnej Iskry Miłosierdzia zawieramy postanowienie, że będziemy ludźmi miłosierdzia, którzy w codzienności kierują się wyobraźnią miłosierdzia i są dla siebie nawzajem znakiem podnoszącej na duchu nadziei oraz świadkami czynnej, bezinteresownej miłości i odpowiedzialnej wiary - mówił ks. dr Krzysztof Mielnicki – dyrektor Wydziału Katechezy i Szkolnictwa Katolickiego w drohiczyńskiej kurii, który przewodniczył delegacji diecezjalnej, odbierającej ten znak w Sanktuarium w Łagiewnikach, gdy w Wielki Czwartek przedstawiciele parafii odbierali go z rąk bp. Dydycza.

CZYTAJ DALEJ

Papież w Wenecji: Młody człowieku - wstań i idź!

2024-04-28 10:52

[ TEMATY ]

papież Franciszek

PAP/EPA/VATICAN MEDIA HANDOUT

"Młody człowieku, który chcesz wziąć w ręce swe życie, wstań! Otwórz swoje serce przed Bogiem, podziękuj Mu, przyjmij piękno, którym jesteś; zakochaj się w swoim życiu. A potem idź! Wyjdź, idź z innymi, szukaj samotnych, nadaj barwy światu swoją kreatywnością, pomaluj drogi życia Ewangelią. Wstań i idź" - wezwał Franciszek podczas spotkania z młodzieżą na placu przed bazyliką Santa Maria della Salute w Wenecji. Papież zachęcił: "Weź życie w swoje ręce, zaangażuj się; wyłącz telewizor i otwórz Ewangelię; zostaw telefon komórkowy i spotkaj się z osobami!

Franciszek zachęcił młodych do dzielenia się doświadczeniami, które są tak piękne, że nie można ich zatrzymać dla siebie. "Jesteśmy tu dzisiaj właśnie po to: aby na nowo odkryć w Panu piękno, którym jesteśmy i by radować się w imię Jezusa, Boga młodego, który miłuje młodych i który zawsze zaskakuje" - powiedział papież.

CZYTAJ DALEJ

Lublin. Wiosna organowa

2024-04-28 10:52

materiały prasowe

W archikatedrze lubelskiej rozpoczyna się kolejna edycja „Lubelskiej Wiosny Organowej”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję