Reklama

Niedziela Przemyska

Kronika biskupa Pawła

Kiedy za króla Zygmunta III Wazy wydano drukiem słynne Kroniki Jana Długosza, średniowiecznego kanonika krakowskiego, „panowie dąsali się na nią”, a król poddał jej fragmenty cenzurze na prośbę wpływowych magnatów. Podobne kontrowersje wywołała Kronika Europy biskupa przemyskiego Pawła Piaseckiego: jedni byli nią zachwyceni inni obrazili się na autora. Faktem jest, że pierwsze wydanie Kroniki rozeszło się w mig, a jedno z następnych wydrukowano w Amsterdamie...

Niedziela przemyska 31/2014, str. 8

[ TEMATY ]

historia

ARKADIUSZ BEDNARCZYK

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Miał ponoć ponure oblicze, „stoicką czoła posępność”, był łagodny w znoszeniu innowierców, „błędom dysydentów krzewić się nie pozwalał...”. Jego dom gościnny stawał dla wszystkich otworem, karności kościelnej przestrzegał, ale nie zapominał, że ksiądz jest człowiekiem. Poddani mieli w nim ojca... tak mawiano o Pawle Piaseckim, autorze słynnej Kroniki, ale także biskupie przemyskim z pierwszej połowy XVII stulecia.

Na służbie u wielkich tego świata

Piasecki miał bardzo ciekawą młodość. Podczas jego pobytu we Włoszech miał miejsce niezwykły ślub arcyksiężniczki austriackiej Małgorzaty (siostry żon polskiego króla Zygmunta III Wazy) z królem hiszpańskim Filipem III, którego udzielał w Ferrarze papież Klemens VIII. Być może nasz biskup widział ten ślub, który na ówczesnych gościach przebywających w Wiecznym Mieście musiał robić wrażenie. Piasecki był także świadkiem straszliwej powodzi w Rzymie, kiedy to – jak później pisał w swojej Kronice – „Tyber wystąpił z łożyska swego”. No i wreszcie Piasecki był także świadkiem wielkich uroczystości jubileuszowych w Rzymie w 1600 r.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Po powrocie do Polski, mentorem Piaseckiego został biskup poznański Wawrzyniec Goślicki. To na dworze biskupa Piasecki poznał rzemiosło pisarskie, wprawiał się w polemikach publicystycznych, jakie pisał Goślicki, który zresztą zlecał mu nanoszenie niezbędnych poprawek i redakcję swoich pism. Kiedy biskup Wawrzyniec umarł, Piasecki stracił swojego nauczyciela – jak wspominał w Kronice – „stracił nauczyciela najserdeczniejszego, z którym razem chciał umrzeć...” „tak głęboka była boleść moja”... Ale dzięki testamentowi odziedziczył bogatą bibliotekę Goślickiego. Wkrótce Piasecki podjął ważną dla niego decyzję, aby oddać się całkowicie nauce i w 1608 r. ponownie zjawił się w Rzymie, by napisać doktorat z prawa kanonicznego.

Król Zygmunt Waza powierzył mu swoje osobiste sprawy w swojej kancelarii. Zabiegał m.in. o biskupstwa warmińskie i wrocławskie dla królewskich synów – Jana Alberta i Karola Ferdynanda. Dzięki żonie króla Zygmunta, królowej Konstancji, został polecony na biskupstwo kamienieckie. Później otrzymał biskupstwo chełmskie. Pisał w swojej Kronice: „sądziłem, że tutaj w Chełmie kres życia położę, ale los zażartował sobie ze mnie w starości i przymusza iść dalej”. I mianowano go biskupem przemyskim.

Staropolski bestseller

Paweł Piasecki nie brał czynnego udziału w ówczesnej polityce, ale był jej bacznym i nieraz surowym krytykiem. Miał – jak każdy człowiek – swoje sympatie i antypatie. Dedykując kronikę swojemu bratankowi – ks. Jakubowi Piaseckiemu – pisał: „Nie dawaj się zwodzić tym, co pod imieniem historii nie wieku swojego dzieje, ale panegiryki pisali, a pióro swoje wedle życzliwości lub nienawiści jaką ku komu tchnęli (...) niezasłużonych wieńczyli chwałą, niewinnych piętnowali ohydą...”.

„Kronikę Europy” nasz biskup rozpoczął od doniosłego wydarzenia, jakim niewątpliwie była elekcja króla Stefana Batorego; równolegle opowiadał dzieje innych państw europejskich, opisywał wypadki rozgrywające się na dworze Zygmunta III Wazy (w wielu sam osobiście jako królewski sekretarz uczestniczył). Dzieło biskupa Piaseckiego opisuje wydarzenia chronologicznie.

Warto wspomnieć, że Kronika zyskała aprobatę rektora Akademii Krakowskiej Jakuba Ciołka i wówczas zaczęto ją drukować. Pierwsze wydanie... bardzo szybko rozeszło się w Rzeczypospolitej, ale Piaseckiemu dostało się za to, że odważnie krytykował krótkowzroczną politykę króla Zygmunta Wazy, który – jak pamiętamy – otaczał się jezuitami, że usprawiedliwiał bunty kozackie (przez dumę i chciwość panów), chwalił rokosz Zebrzydowskiego. Gniewali się na niego dysydenci, Sapiehowie, gniewała królowa Maria Ludwika, którą opisał w swojej Kronice. Mimo wszystko Kronika była „namiętnie” czytana i doczekała się drugiego wydania, w którym bp Paweł Piasecki uzupełnił kilka szczegółów m.in. opisując klęskę Rzeczypospolitej pod Piławcami. Tak pierwsze, jak i drugie wydanie rozeszło się jak przysłowiowe „ciepłe bułeczki”. Trzecie wydanie wydrukowano już poza granicami Rzeczypospolitej, w Amsterdamie w 1649 r.

2014-07-31 09:04

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Jedlni odsłonięto pomnik ku czci gen. Dąbrowskiego

[ TEMATY ]

historia

youtube.com

We wsi Jedlnia w województwie mazowieckim odsłonięto pomnik ku czci gen. dyw. Jana Henryka Dąbrowskiego. Monument powstał z okazji 210. rocznicy stacjonowania naczelnego dowódcy wojsk polskich w podradomskiej wiosce. Autorami projektu monumentu i jego fundatorami są ks. kan. Janusz Smerda, proboszcz parafii pw. św. Mikołaja w Jedlni i prezes Stowarzyszenia Jedlnia Wojciech Pestka.

W kościele parafialnym pw. św. Mikołaja odbyła się uroczysta Msza święta w intencji Ojczyzny, odprawiona przez ks. kan. Janusza Smerdę. Po zakończeniu liturgii zebrani wysłuchali prelekcji na temat gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, którą wygłosił prof. dr hab. Marek Wierzbicki z Delegatury IPN w Radomiu. Następnie zebrani parafianie przeszli na Skwer króla Jagiełły. Odśpiewano tam Mazurek Dąbrowskiego, który, jak dowodził w swoim przemówieniu badacz historii Księstwa Warszawskiego Adam W. Gorycki z Kielc, pierwszy raz w historii rozbrzmiewał w Jedlni w lipcu 1809 r., śpiewany przez żołnierzy z dywizji gen. Jana Henryka Dąbrowskiego.
CZYTAJ DALEJ

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Różaniec - chrześcijańska odpowiedź na zmęczenie świata [Felieton]

2025-10-02 00:29

Adobe Stock

Wśród wielu bolączek współczesnego człowieka jest zmęczenie, przepracowanie, zestresowanie. Człowiek poszukuje ciszy, sensu życia. Jest szeroka oferta dająca człowiekowi to czego szuka. Niektóre z nich tylko pozornie niosą pomoc, a mogą przy okazji siać duże spustoszenie w duszy człowieka. W tym całym poszukiwaniu człowiek dziś niestety przodują kursy mindfulness, aplikacje do medytacji, weekendowe wyjazdy z jogą, a przez to można przeoczyć Ale w tym wszystkim łatwo przeoczyć fakt, że chrześcijaństwo od wieków miało swoją medytację. I ona nie tylko uspokaja, ale przemienia życie.

Przykre jest to, że wielu katolików nie jest świadoma tego, jak ta modlitwa potrafi działać piękne rzeczy w życiu człowieka. Tymczasem zamiast używać go w praktyce, chowa się go w szufladzie, pomija, lekceważy - tym narzędziem do modlitwy jest różaniec, który nie jest starą dewocją do odklepania, ale żywą modlitwą, w której bije serce Ewangelii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję