Jedyny postulat ze „stu konkretów” wyborczych partii rządzącej, który udaje się skutecznie wdrożyć, to właśnie usuwanie katechezy z siatki godzin i nieliczenie oceny z religii do średniej. Marksistowscy prześmiewcy mawiają: przecież świadomi swoich potrzeb i tak będą chodzić na religię, będą się starać mieć dobre oceny, bo „co powie babcia”. Jeden z wuefistów skomentował to tak: - „Czy analogicznie świadomi swoich potrzeb i rozwoju fizycznego uczniowie będą chodzić na w-f nawet wtedy, gdy ocena nie będzie się liczyć do średniej, a zamiast wychowania fizycznego w siatce godzin zostawi się im tylko pozalekcyjne zajęcia?”.
Reklama
Można powiedzieć, że na pierwszy ogień w mijającym roku oświatowej de-formacji poszli katecheci, bo są solą w oku rządzących, promujących aborcję, seks bez ograniczeń, związki partnerskie, quasi-kulturę gender; usuwających krzyże. Usiłują wpływać na dzieci i nauczycieli w duchu pogańskim, wypaczać młode charaktery, odwodzić od wiary, niszczyć tożsamość narodową i chrześcijańską. Przeszkadzają im w tym katecheci i katecheza szkolna, więc dążą do zamknięcia katolików w gettach i „opiłowania z przywilejów”. Dlatego bezcenny był tegoroczny czas rekolekcji i szkolenia, w którym dane mi było po raz 35. uczestniczyć. To był czas odbudowywania człowieka wewnętrznego, wyciszenia, przywracania duchowej mocy, aby zachować męstwo w ucisku i cierpliwość w doświadczeniach. Cierpliwość jest wszak córką nadziei, a obecnie w Kościele szczególnie za nadzieją i z nadzieją pielgrzymujemy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Wdzięczność, która jest „odtrutką na grzech”, nie pozwala milczeć bez słowa i poddać się zgorzknieniu. Wydział Katechetyczny (nazwa ulegała zmianom w różnym czasie) Kurii Metropolitalnej troszczy się o formację intelektualną i duchową swoich „talibów”, jak niektórzy złośliwie określają katechetów. Rekolekcje i szkolenia pomagają nie tylko „ładować akumulatory” duchowe, ale wciąż na nowo przypominać sobie o synostwie Bożym. Po co? Aby pomóc innym w szczerej relacji z Bogiem i samym sobą, aby pomóc młodzieży w tym, czego się samemu doświadczyło. Wszak większość naszych uczniów-wychowanków będzie prowadzić życie świeckie.
Niezależnie od koniunktur i decyzji ludzi zagubionych, którzy ostatnio „odnaleźli się w polityce walki, odwetu i nienawiści”, wrócimy do szkół od września. Wrócimy, aby być wyrzutem sumienia dla decydentów, ignorujących głos własnych sumień. Ale przede wszystkim wrócimy, aby młodzi nie zostali sami ze swoimi problemami, których czasami nie dostrzegają lub deprecjonują nawet ich „wpływowi i zamożni” rodzice.
Kiedy przychodziliśmy do szkół, podejmując się katechizowania, spora część z nas reprezentowała inne dyscypliny wiedzy. Przeważali chyba historycy, i to jest kolejny powód nienawiści ludzi, wychowanych na historycznym zakłamaniu i przemilczaniu prawdy. Nikt nie mówił 35 lat temu, gdy Kościół nas potrzebował, że będzie łatwo.
Wygodne dla „ludzi władzy i pieniądza” byłoby katolickie getto, „kościółek i zakrystia”: wiara sobie - życie sobie, czyli potwierdzenie, że nie jest możliwe chrześcijaństwo w zwykłej codzienności, a katolicką naukę społeczną można kultywować tylko w podręcznikach akademickich i na wielkich sympozjach. Niech zajmują się remontami kaplic, cmentarzy, byle nie remontem duszy; niech bezmyślnie powtarzają niezrozumiałe formułki teologiczne, byleby nie prze-formowali swojego życia; niech reformują życie plebanów i biskupów, byleby nie reformowali życia społecznego z roztropną troską o dobro wspólne. Niech upajają się wystawnymi ślubami, zakrapianymi Komuniami, chrzcinami czy nawet pogrzebami, byleby nie sprawdzali, czy ich „wybrańcy narodu” nie kradną, nie cudzołożą, nie uchwalają prawa do aborcji i eutanazji; nie wsiadają po pijanemu za kierownicę i fałszywie nie oskarżają niewinnych, wsadzając niewygodnych do więzień i aresztów.
„Błogosławieni cierpiący dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy Królestwo Niebieskie”. Drogie katechetki i katecheci: róbmy swoje! A mniej wytrwałym (i nie tylko) szczególnie polecam „podyplomówkę” w konfesjonale. Bez niej ani doktorat, ani magisterium, ani matura czy chęć szczera, niewiele dają. Róbmy swoje!