Oscar Wilde w „The Disciple” rysuje przed swoimi czytelnikami malowniczą wersję antycznego mitu o Narcyzie: „Kiedy umarł Narcyz, nieutulone w żalu kwiaty polne poprosiły rzekę o parę kropel wody, by mogły go opłakać. «Och – odparła rzeka – gdyby każda moja kropla wody była łzą, nie starczyłoby mi ich, by samej opłakać Narcyza. Kocham go». «Och – odpowiedziały kwiaty – jak mogłabyś nie kochać Narcyza? Był piękny». «Był piękny?» – spytała rzeka. «A któż mógłby to wiedzieć lepiej od ciebie? Każdego dnia leżąc na brzegu, podziwiał swoje piękno w twoich wodach». «Jeżeli ja go kochałam – odparła rzeka – to dlatego, że gdy pochylał się nad moimi wodami, widziałam w jego oczach odbicie moich wód»”.
Jak wynika z przekazu Ewangelistów, niektórzy faryzeusze byli zakochani w sobie niczym mityczny Narcyz. Byli zauroczeni własną doskonałością jak rzeka z opowieści Wilde. Dlatego usłyszeli od Jezusa: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji” (Mk 7, 6-8).
W życiu duchowym ważna jest umiejętność pozwalająca zachować pewne ramy obiektywizmu w ocenie samego siebie. Chodzi o zdolność spojrzenia na siebie z dystansem. Gdy mamy tę umiejętność, wówczas rzeczy nabierają właściwych wymiarów. Nie przypisujemy zbytniego znaczenia sprawom mało istotnym ani nie bagatelizujemy rzeczy ważnych. Na co dzień bardzo łatwo o zachwianie tych proporcji. Łatwo o postawę poszukiwania w oczach innych jedynie odbicia własnego piękna.
Pomóż w rozwoju naszego portalu