Reklama

Jasna Góra

Cud Ślubowań Królowej Polski

Ślubowaniom Matce Bożej, Królowej Polski, towarzyszy od początku aura cudownych objawień, które pokazują, że ten tytuł został nadany wprost z woli Maryi. Czy prymas Polski Stefan Kardynał Wyszyński miał takie objawienia? Na pewno doświadczał duchowych natchnień i potem mógł nieraz powiedzieć, że stał się cud

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wspomnienie Roku Jubileuszowego 300-lecia obrony Jasnej Góry w 1954 r. świadczy, że Ksiądz Prymas miał przygotowany już wcześniej plan pracy duszpasterskiej o charakterze ogólnopolskim, chociaż w listach Episkopatu czy samego Prymasa nie ma o tym wzmianki. Ten zamierzony program będzie dojrzewał i ubogacał się zarówno w uwięzionym Prymasie, jak i w działaniach Jasnej Góry, która gromadziła ludzi oddanych Kardynałowi, zwłaszcza jego Instytutu oraz ludzi, którym zależało na Polsce.

Reklama

Od końca 1954 r. w refleksji maryjnej Prymasa pojawiają się coraz częściej akcenty narodowe, związane zwłaszcza z odnowieniem Ślubów. O tym, że Prymas żył tym jubileuszem, świadczy jego zapis w dniu 1 stycznia 1955 r.: „«Soli Deo» – przez Maryję Jasnogórską. W porze nocnego czuwania na modlitwie rozpoczęliśmy Nowy Rok z imieniem Maryi Jasnogórskiej na ustach. Wszak w Ojczyźnie naszej to szczególny Rok Jubileuszowy, rok trzechsetny od chwili, gdy Jasna Góra stała się siłą odrodzenia Narodu. (...) «Obrona Jasnej Góry» dziś to obrona duszy chrześcijańskiej Narodu. To stokroć donioślejszy cud, który wymaga większego jeszcze bohaterstwa do walki z wrogiem, który jest w nas. Jak łatwo godzić we wroga zewnętrznego. Jak trudno ugodzić w samego siebie. Tym większej trzeba pomocy Matki Zwycięskiej, Pośredniczki Łask Wszelkich. Dziś «obrona Jasnej Góry» – to zwycięstwo nad sobą, nad tym wrogiem, którym sam jestem. Rok Jubileuszowy «obrony Jasnej Góry» (1655-1955) będzie więc rokiem modlitwy do Królowej Polski, której Obraz dany jest przez Opatrzność «ad defensionem populi Polonici» (kolekta), aby pomogła wszystkim dzieciom Narodu zwyciężyć siebie, a w sobie – wroga Boga, wroga bliźniego i wroga wewnętrznego duszy”.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

„Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski?”

Zanim w katedrze lwowskiej padły uroczyste słowa Jana Kazimierza, oddającego koronę polską Maryi, Najświętsza Panna sama ogłosiła się Królową Polski.

Za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu sławny ze swej świętości jezuita o. Juliusz Mancinelli, który odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Niepokalanej i świętych polskich. 14 sierpnia 1608 r. – w wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U Jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka. O. Juliusz pragnął pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: „Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”. W krótkim czasie o. Mancinelli przekazał tę radosną wiadomość ks. Piotrowi Skardze i ojcom jezuitom w Polsce. Oni z kolei powiadomili o tym króla.

Reklama

O. Juliusz miał już 72 lata, lecz pomimo swego podeszłego wieku postanowił odwiedzić nasz kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą z Neapolu do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Pierwsze kroki skierował do katedry wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: „Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką tego Narodu, który jest mi bardzo drogi, więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze tak jak teraz miłosierną”. Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariackiego koronę na cześć Królowej Polski.

Ponowne objawienie o. Mancinelli miał znów w Neapolu 15 sierpnia 1617 r., w uroczystość ku czci Wniebowzięcia Maryi. W ekstazie o. Juliusza Matka Boża znalazła się przy nim i pochylając się ku klęczącemu, mówiła: „Juliuszu! Za cześć, jaką masz do mnie, Wniebowziętej, ujrzysz mnie za rok w chwale niebios. Tymczasem nazywaj mnie tu, na ziemi, KRÓLOWĄ POLSKI. Umiłowałam to królestwo i do wielkich rzeczy je przeznaczyłam, ponieważ szczególnie wielbią mnie jego synowie”. Miesiąc potem kurier z Neapolu przywiózł jezuicie o. Mikołajowi Łęczyckiemu przebywającemu w Wilnie list od o. Mancinellego. „Ja rychło odejdę – kończył piszący – ale ufam, że przez ręce Wielebności sprawię, iż po moim zgonie w sercach i na ustach polskich mych współbraci żyć będzie w chwale Królowa Polski Wniebowzięta”.

Kiedy w 1655 r. w granice Rzeczypospolitej wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami”. Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinellego, odpowiedział: „Nie, Maryja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęćcie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoście, przecież sama tego chciała”. Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwietnia 1656 r. złożył uroczysty ślub i ogłosił Maryję Królową Polski.

Oddech względnej wolności Prymasa w Komańczy

Reklama

Czy Ksiądz Prymas znał te objawienia? Nigdy o nich nie mówił, chociaż często przywoływał polską duchowość maryjną, odwoływał się do maryjnej duszy Polaków. Na pewno zmienił zdanie, że nasza maryjność bazuje na maryjności św. Ludwika Grignion de Montfort, gdy w 1964 r. poznał publikację „Niewolnictwo mariańskie” autorstwa ks. Eugeniusza Reczka, zamieszczoną w 10. tomie „Sacrum Poloniae Millennium”, gdzie tenże zamieścił teksty książek o. Jana Chomętowskiego oraz o. Franciszka S. Fenickiego z 1632 r., którego Montfort cytuje, aby nie być oskarżonym o nowinkarstwo czy herezję.

29 października 1955 r. Prymas został przewieziony do Komańczy, gdzie miał już jakieś możliwości kontaktu ze światem. W listopadzie 1955 r. nawiązał kontakt z generałem Paulinów na Jasnej Górze – o. Alojzym Wrzalikiem. Wymienili między sobą listy, w których kard. Wyszyński rysował w sposób jasny wizję przyszłej pracy Kościoła w Polsce oraz ukazywał centralną rolę Jasnej Góry w odnowie moralnej narodu polskiego. Do wiadomości więzionego Prymasa doszła informacja, co zapisał 17 marca 1956 r., że rząd komunistyczny „wyraził życzenie”, aby program „Roku Ślubów Narodowych” z okazji 300-lecia Ślubów Jana Kazimierza we Lwowie został wycofany, z pewnością z obawy przed wpływami Kościoła.

Reklama

10 listopada 1955 r. Ksiądz Prymas pisał: „Bodaj nigdy jak teraz nie widziałem tego tak jasno, że wolą Ojca Narodów jest, by naród polski był zjednoczony przez Jasną Górę i by tutaj się odnawiał i krzepił. Tej woli Bożej nikt nie zdoła złamać, o czym świadczą wieki naszego trwania na Jasnej Górze, bardziej jeszcze niezłomnego niż mury i wały obronne (...). Nie wystarczy wyspowiadać pielgrzymów, należy wyspowiadać Naród, by dokonać w nim nowej «obrony Jasnej Góry». Trzeba mu odważnie powiedzieć, co nie da się pogodzić z Królestwem Maryi w duszy Narodu. Poznanie już nie tylko detalicznych grzechów, ale ujrzenie wielkich ran i nałogów, które wrosły w obyczaj Narodu i zniekształciły jego psychikę, duchowość i charakter – oto pilne zadanie Roku Ślubów Narodowych”.

Te słowa Prymasa świadczą o wielkiej wewnętrznej przemianie, która dokonała się w jego myśleniu oraz w dojrzewaniu do roli Prymasa Tysiąclecia, którą nada mu historia po doświadczeniu uratowania wiary narodu i wyzwolenia z niewoli komunistycznej. Niejednokrotnie mówił on, że historia go przerasta. Jednak postawa otwartości na Boga oraz bezgraniczne zaufanie do Matki Bożej sprawiły, że kard. Wyszyński dokonywał cudów, których nikt się nie spodziewał. Prymas Tysiąclecia rósł dzięki Jasnej Górze, pojętej jako wydarzenie, ale i ona razem z nim rosła i stawała się sercem zmagań Kościoła na polskiej ziemi oraz wyczuwalnym pulsem polskiej tożsamości.

Reklama

Bardzo wyraźne świadectwo o doniosłości Ślubów oraz o przebudzeniu osobistym i całego Kościoła w Polsce daje sam Ksiądz Prymas, gdy w rozważaniu, wygłoszonym jeszcze w Komańczy, we wrześniu 1956 r., mówił o złożonych Ślubach: „Co stało się na Jasnej Górze? Dotąd nie jesteśmy w stanie dobrze na to odpowiedzieć. Stało się coś więcej, niż zamierzaliśmy. Zdaje się nam, że w dniu 26 sierpnia 1956 roku uwierzyliśmy na nowo w potęgę Jasnej Góry w życiu Narodu polskiego. Wszyscy wiedzieliśmy, czym jest w dziejach Kościoła i Narodu polskiego Jasna Góra (...). Do zbliżającej się rocznicy [chodzi o 300-lecie Ślubów Królewskich – przyp. J. P.] nie przywiązywano w społeczeństwie większego znaczenia: jeszcze jedna rocznica – myślano tu i ówdzie. Brak było jednak wyraźnego kierownictwa, zdecydowanej linii i jasnego programu w pracy przygotowawczej. Była to niemal inicjatywa prywatna. Oczy nasze otworzyły się na pełną prawdę dopiero w sam dzień uroczystości, gdy Jasna Góra została oblężona wałem serc polskich, nieprzeliczoną rzeszą ludzi (...). Takiego oblężenia dotąd nie widziano (...). Dla wszystkich nas: duchowieństwa i wiernych, ba, nawet dla stojących z daleka od Kościoła, a może mu przeciwnych, była to wielka niespodzianka, że potęga Królowej Jasnogórskiej jest w Narodzie aż tak wspaniała! Odkrycie dokonane w tym dniu zmieniło od razu wewnętrzną postawę niepewności: z rezerwy przeszliśmy do entuzjazmu, do poczucia mocy, do wielkiej radości”.

Cud otwierania polskich oczu i budzenia sumień

Ta wypowiedź Prymasa pokazuje dobitnie, że była duża rezerwa oraz nieufność wobec jego inicjatyw maryjnych, w jakiś sposób potwierdzona wymuszoną zgodą na jego aresztowanie. To był jeden z etapów dziejącego się w tamtych latach jasnogórskiego cudu. Bo cudem trzeba nazwać samo wydarzenie złożenia Ślubów Narodu w dniu 26 sierpnia 1956 r., jak i to wszystko, co Śluby zapoczątkowały w mentalności Polaków. Naród, który ślubował u stóp Jasnej Góry, pomimo ogromnych trudności, a nawet szykan ze strony komunistycznego reżimu, pokazał, że jest wiara w ludzie, że jest siła i nadzieja przetrwania tej ateistycznej okupacji. Prymas wysłał jasny sygnał, pisząc Śluby, o czym poinformowano rzesze pielgrzymów. Przesłał też Hostię z Komańczy, która była użyta do konsekracji podczas Mszy św. Polacy zaczęli na nowo czuć się wolni, poczuli się jednością. Wiedzieli, że ich duchowy przywódca, choć jeszcze w więzieniu, jest z narodem, jest z Kościołem, jest ze zwykłymi ludźmi, którzy w imieniu Polaków wołali: Królowo Polski, przyrzekamy! Ta świadomość była wodą potrzebną do cudu, jak w Kanie Galilejskiej. Strażniczką tej wody przemiany była Maryja.

Reklama

Wcześniej wodą potrzebną do cudu była maryjna przemiana Prymasa, który o Ślubach myślał już w Prudniku, oraz jego decyzja napisania Ślubów. Krążą różne opinie o „przymuszaniu” Prymasa, ale trzeba stanowczo powiedzieć, w świetle późniejszych wydarzeń, że był to owoc jego modlitwy oraz wewnętrznych przynagleń odpowiedzialnego pasterza.

Cudem było zwołanie na Jasną Górę milionowej rzeszy Polaków w ówczesnych czasach. Czym, jeżeli nie cudem, było napisanie ok. 8 tys. listów oraz rozesłanie ich do wszystkich parafii i placówek duszpasterskich? Młodzież wysyłała te listy z miast oraz z najbardziej zapomnianych miejscowości, aby uniknąć ich przejęcia przez agentów Urzędu Bezpieczeństwa.

Zdali egzamin jasnogórscy Paulini, zdał egzamin Instytut Prymasowski oraz wiele zakonów i osób świeckich. Oni rzeczywiście pracowali dla chwały Matki Bożej, również dla więzionego Prymasa, nie dla własnych ambicji. Nie szczędzili sił, nie bali się konsekwencji. Tamto pokolenie – a żyje jeszcze o. Jerzy Tomziński, ówczesny przeor – robiło wiele dla sprawy Matki Bożej. Gdzieś za ich plecami stał prymas Wyszyński, ale to było przyczynianie się do cudu Maryi, Królowej Polski. Czy takie pokolenia dla sprawy Matki Bożej jeszcze powstaną?

2015-11-18 08:42

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Czy Europa staje się pogańska? - debata w Warszawie

[ TEMATY ]

debata

MATEUSZ BANASZKIEWICZ

Czy Europa staje się pogańska i jak na sekularyzację mają reagować współcześni chrześcijanie, zastanawiali się 23 kwietnia uczestnicy debaty, zorganizowanej przez KAI i Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie. Gościem specjalnym wieczoru była francuska filozofka, politolog i pisarka Chantal Delsol.

Według niej, patrząc z perspektywy francuskiej, zanika nie chrześcijaństwo, ale cywilizacja chrześcijańska: antropologia, moralność, prawa, obyczaje. Prelegentka wprowadziła rozróżnienie między nihilizmem, który jest gwałtowny i prowokujący a pogaństwem, które jednak uznaje zasady moralne, o czym świadczy funkcjonowanie wielu społeczeństw nie znających Chrystusa. Gdy zanika chrześcijaństwo - dowodziła francuska badaczka - czeka nas powrót do pierwotnej, elementarnej esencji ludzkości. Profesor przywołała postaci wielkich nihilistów w cywilizacji europejskiej: Diogenesa, markiza de Sade i Michela Foucaulta. Ich dążeniem było zmienić nie kulturę, ale jej fundament - antropologię. Prawo do zawierania małżeństw przez homoseksualistów bierze się z postawy nihilistycznej, gdyż w dziejach żadna kultura tego nie legalizowała. Nihilizmowi towarzyszy cynizm, pogaństwo natomiast szerzy się i szybko rozwija, tworzy prawa. Wszystkie cywilizacje świata uśmiercały niepełnosprawnych, starców, tolerowały samobójstwa - dowodziła uczona. Odpowiadając na pytanie, czy stajemy się poganami, prof. Delsol zwróciła uwagę, że ludzie cywilizacji zachodniej żyją w niespójności. Z jednej strony przyjmują pewnik o ludzkiej godności, po Szoah wiedzą, że nie wolno traktować ludzi jak mięso, ale nie wiedzą już, dlaczego. Zakładają też wyłączność i uniwersalność prawdy, ale zarazem odrzucają ją, gdyż trąci fanatyzmem. Akceptują równocześnie relatywizm wartości, więc nie wiedzą już, w jakim punkcie się znajdują. Kolejną sprzecznością, w jaką uwikłany jest współczesny człowiek, jest - zdaniem prof. Delsol - wielka aprobata dla wolności i świadomości osobowej, które są fundamentami demokracji. Jesteśmy przywiązani do demokracji, ale nie bronimy już wolności osobowej, np. ojców, odsuwamy ojcostwo, nie zdając sobie sprawę, że tam, gdzie nie ma ojca, pleni się autorytarna władza. Brakuje nam odwagi do bycia wolnymi, choć domagamy się wolności - podkreśliła uczona. Wreszcie koncepcja czasu - chrześcijaństwo po raz pierwszy w dziejach ludzkości odrzuciło cykliczne pojęcie czasu na rzecz linearnego, który odpowiada czasowi transcendencji. Koncepcja też została odrzucona i zastąpiona dziś ideą postępu. Katastrofizm przywraca czas cykliczny - podkreśliła prelegentka. Jeśli chcemy, by ludzie nie byli traktowani jak mięso, powinniśmy przywrócić ich wielkość duchową; jeśli chcemy, by nasze idee były powszechne, powinniśmy wrócić do uznawania prawdy, jeśli chcemy zachować świadomość osobową, powinniśmy znowu zaakceptować ojcostwo, jeśli spragnieni jesteśmy autentycznego postępu, powinniśmy znowu uznać czas liniowy. W tej chwili między tymi sprzecznościami istnieje równowaga, ale nie wiadomo, w którą stronę się przechylimy - podsumowała francuska uczona. O procesie sekularyzacji mówił w referacie "Sekularyzacja i co dalej?" prof. Jerzy Kłoczowski, dyrektor Instytutu Europy Środkowo-Wschodniej w Lublinie. Cytując francuskiego badacza zwrócił uwagę, że proces sekularyzacji zaczął się w Europie w XVII w., zaś jego apogeum była rewolucja seksualna w latach 60. ubiegłego stulecia, która była najgłębszą z możliwych fal sekularyzacji. Jej istotą było też sprywatyzowanie moralności, przeświadczenie, że to jednostka o wszystkim decyduje i skrajny indywidualizm. Walczono nie tylko z chrześcijaństwem, ale z wszystkimi religiami monoteistycznymi, odrzucano przeszłość i religie. Zdaniem mówcy mimo wszystko nie wolno kapitulować, ale trzeba budować, prowadzić dialog i refleksję. "Jeśli skapitulujemy, przyszłość Europy i świata będzie zagrożona" - zakończył. "Czy nadszedł czas na równoległą cywilizację" - zastanawiał się ks. prof. Piotr Mazurkiewicz z UKSW. Zwrócił uwagę, że kryzys cywilizacji europejskiej dotyczy humanizmu, antropologii, szacunku do człowieka, gdyż człowiek nie ma już świadomości, że jest jedyną istotą we Wszechświecie, stworzoną na podobieństwo Boga. Narody europejskie stopniowo odrzucały Chrystusa, a nurty oświeceniowe, odrzucając krzyż i zmartwychwstanie Chrystusa, zaczęły sprzeciwiać się temu, czym była Europa, ukształtowana przez Ewangelię. Stopniowo kształtowały się i dziś się ścierają dwie wizje naszego kontynentu. Po jednej stronie stoi instytucja Kościoła, po drugiej - ośrodki sterujące procesami laicyzacji, które nie są spontaniczne. W rezultacie mamy świat, w którym cnoty chrześcijańskie oszalały - jak określił to G.K. Chesterton, barbarzyńcy zaś nie są już u wrót, gdyż to oni rządzą. W jakim punkcie znajduje się cywilizacja europejska - zastanawiał się ks. prof. Mazurkiewicz. Jego zdaniem nie ma powrotu do pogaństwa, ale możemy mieć do czynienia z cywilizacją posteuropejską, cywilizacją szalonych cnót, z wartościami, wyjętymi z chrześcijańskiej listy, np. prawami człowieka. Na wyłonienie się kolejnej cywilizacji trzeba będzie czekać 200-300 lat - uważa mówca. Co wobec tego mają robić chrześcijanie? Ks. Mazurkiewicz podsunął kilka możliwości. Ponieważ postnowoczesność pasożytuje na chrześcijaństwie, można nic nie robić i przeczekać, udając nieżywego, aż pasożyt zginie. Nie wolno odchodzić, gdyż jeśli chrześcijaństwo odejdzie, odejdzie cała kultura i nadejdzie barbarzyństwo. Można realizować inny pomysł: Kościół mógłby stać się liderem antykatolickiej rewolty, by "ocalić klientelę", jak wyraził się ostatnio jeden z hierarchów. Można też, jak postulował Paul Ricoeur, nadać nowy rozpęd, gdyż kultura rozwija się dzięki prawu wierności i twórczości. Żyjemy w epoce schyłkowej, ludzie są przeświadczeni, że nie warto jej przedłużać, dlatego nie chcą mieć dzieci. I właśnie nadzieja jest tą wartością, która Kościół może zaoferować Europie: tchnąć w nią ducha, dać impet, gdyż to jest jedyny świat, jaki mamy - zakończył ks. prof. Mazurkiewicz.
CZYTAJ DALEJ

Agonia św. ojca Pio. Jak cierpiał wielki święty?

[ TEMATY ]

O. Pio

św. Ojciec Pio

wyd. Esprit

Ojciec Pio za życia cierpiał przede wszystkim z oskarżeń, które wysuwano przeciwko niemu. Często płakał z tego powodu. Jego beatyfikacja stała się możliwa dzięki Janowi Pawłowi II. Kapucyna i Papieża Polaka łączyła wyjątkowo bliska więź – mówi uznany włoski dziennikarz Renzo Allegri, autor książki „Zniszczyć Świętego. Śledztwo w sprawie prześladowania ojca Pio”.

Jakie oskarżenia kierowano przeciwko ojcu Pio?
CZYTAJ DALEJ

Toruń: Zmarł ks. prałat Stanisław Kardasz, działacz społeczny i opozycyjny

2025-09-23 18:29

[ TEMATY ]

działacz społeczny

opozycjonista

ks. prałat Stanisław Kardasz

Diecezja toruńska

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardacz

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardacz

Zmarł ks. prałat Stanisław Kardasz, wieloletni proboszcz parafii pw. Matki Bożej Zwycięskiej i Świętego Jerzego w Toruniu, działacz społeczny i opozycyjny związany z Solidarnością. Miał 88 lat – poinformowała we wtorek kuria diecezji toruńskiej.

Ks. Kardasz urodził się 29 października 1936 r. w Gdyni. W 1960 r. ukończył Wyższe Seminarium Duchowne w Pelplinie, a w 1968 r. – historię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu. Był m.in. wikariuszem parafii św. Jakuba w Toruniu i parafii św. Krzyża w Grudziądzu, a w latach 1976-2013 proboszczem parafii pw. Matki Bożej Zwycięskiej i Świętego Jerzego w Toruniu.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję