Pośród wielu zagrożeń, obciążeń i wad, jakie niósł ze sobą komunizm (a niesie – jak wolno przypuszczać – każdy totalitaryzm), donosicielstwo to prawdziwa gangrena życia społecznego. Mamy aż nadto przykładów i sytuacji, łącznie z tymi na nowo rozgorzałymi, że straszliwie wikłało ono i w różnym stopniu niszczyło pojedyncze osoby, że negatywnie wpływało na całe grupy zawodowe czy społeczne. Powstałe w związku z tym podziały wydają się trudne, a może nawet niemożliwe do zasypania, a rany – nie do zabliźnienia.
Ponadto co jakiś czas doświadczamy swego rodzaju zemsty zza grobu, gdy – najczęściej po śmierci któregoś z funkcjonariuszy komunizmu – wypadają kolejne trupy z szafy, czyli np. zaginione do tej pory kompromitujące dokumenty. W tym sensie gangrena donosicielstwa jest ciągle szkodliwa, wręcz groźna dla społeczeństwa.
W leczeniu gangreny półśrodki, a zwłaszcza przemilczanie, zatykanie oczu i uszu lub uspokajanie na zasadzie: „jakoś to będzie”, okazują się śmiertelnie nieskuteczne. Potrzebne są środki radykalne, z amputacją włącznie. W sensie społecznym trzeba stanąć w prawdzie – wobec Boga, siebie i bliźnich. Tylko odcięcie się od gangreny donosicielstwa może być ozdrowieńcze, choć – nie ma co ukrywać – ból pozostanie do końca życia.
Pomóż w rozwoju naszego portalu