KS. PAWEŁ PLEŚNIEROWICZ: – Bo to piękna realizacja przykazania miłości bliźniego. Sam fakt, że zostałem krwiodawcą jest bardzo prozaiczny – znalazłem się w sytuacji życiowej, w której moja babcia potrzebowała krwi, a ja nie mogłem wtedy oddać. Kiedy babcia szczęśliwie wyzdrowiała, bo ktoś obcy bezinteresownie oddał swoją krew, postanowiłem, że jak tylko ukończę osiemnasty rok życia, to spłacę dług i zajmę się tym sam. Oczywiście, można przykazanie bliźniego realizować na wiele sposobów, ale do mnie najbardziej przemawia ewangeliczny tekst: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich”. A krew to przecież życie. Nie da się jej zastąpić. Oddając krew, oddajemy cząstkę swojego życia.
KS. SŁAWOMIR MAREK: – Niezależnie od tego, czy odda się tylko raz, czy oddaje się regularnie?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Tak, nawet jednorazowe oddanie krwi czyni nas honorowym krwiodawcą. Oczywiście, im więcej tej krwi oddamy, tym lepiej, ale w praktyce nawet jednokrotna donacja może komuś uratować życie.
Reklama
– Na początku roku prezydent Andrzej Duda wziął udział w otwarciu XII Sympozjum Polskiego Towarzystwa Transplantacyjnego zorganizowanego z okazji 50. rocznicy pierwszego udanego przeszczepienia nerki w Polsce. Powiedział tam, że w transplantologii – inaczej niż to ma miejsce w przypadku innych działów medycyny – potrzebny jest nie tylko lekarz, pacjent, ale również dawca. Czy kogoś, kto oddaje kilka kropel krwi, też możemy nazwać dawcą?
– Pół litra to wcale nie jest kilka kropel, bo to całkiem spora dawka krwi. Po drugie, pomimo olbrzymiego postępu medycyny techniki krwi nie da się zastąpić. Może być ona pobrana tylko od drugiego człowieka. Naturalnie, oddanie narządu – nerki czy wątroby, czy nawet szpiku kostnego – to trochę inny poziom, bo wiąże się z dużo większym ryzykiem dla dawcy. Przy krwiodawstwie to ryzyko jest bliskie zeru, przy narządach i szpiku jest dość spore, ale kwestia ratowania życia jest równie ważna. Nie da się przecież przeprowadzić żadnej transplantacji bez dodatkowej krwi.
– Honorowi dawcy krwi są pozytywnie odbierani w społeczeństwie. Jednak tu i ówdzie da się słyszeć głosy o przywilejach, jakie się z tym wiążą i zarzuty, że nie jest to takie honorowe oddawanie.
– To prawda, że dawcy przysługuje posiłek regeneracyjny czy przysłowiowe czekolady, jednak nie spotkałem się z kimś, kto oddawałby krew dla kilku czekolad lub dnia wolnego w pracy. Zresztą w Centrum Krwiodawstwa stoi koszyk, w którym można te czekolady zostawić dla Domu Dziecka i całkiem często zdarza się, że oprócz oddanej krwi ludzie oddają jeszcze słodycze, które z przydziału mają służyć regeneracji sił. Szczerze powiedziawszy, nie spotkałem nikogo, kto oddawałby krew z tak niskich pobudek.
Reklama
– Czy poza ratowaniem konkretnych ludzi widzi Ksiądz jakieś inne plusy wynikające z honorowego oddawania krwi?
Reklama
– Przede wszystkim wrażliwość. Wzrasta empatia i wrażliwość na potrzeby drugiego człowieka. Przy akcjach organizowanych przez nasze kluby mamy okazję poznać konkretnego biorcę. Osobę, do której ta krew ma trafić. Kiedy odpowiadamy na konkretny apel – rodziców chorego dziecka, bliskich ofiary wypadku drogowego czy ciężko chorej osoby, mamy świadomość, że to nie konkretnie nasza krew będzie użyta do operacji, bo musi ona spełniać szereg warunków technicznych, ale świadomość pomocy konkretnemu człowiekowi, znanemu z imienia i nazwiska, jest zupełnie inna. Przy tym dość ważna sprawa – podczas rozmów z dawcami okazało się, że nie jest ważne, kim jest ten człowiek. Czy jest dobry, czy zły. Czy będzie wdzięczny. Liczy się fakt uratowania komuś życia. Działa to też w drugą stronę – kiedy do naszych parafialnych klubów zapisują się ludzie niewierzący, stopniowo poprzez kontakt z potrzebującymi zbliżają się do poznania Boga. Oprócz wrażliwości jest to też przyjaźń, bo kluby z Kamieńca Ząbkowickiego, Świdnicy i Wałbrzycha, gdzie pracowałem wcześniej i pracuję obecnie, mają możliwość spotykać się razem i owocuje to wieloma pięknymi przyjaźniami, u podłoża których leży chęć pomocy, ratowania drugiego człowieka. Podobnie jest w szkołach, które przeprowadzają z nami akcje poboru. Wspólne zainteresowania są podstawą do zawiązywania nowych znajomości i całkiem poważnych przyjaźni wychodzących poza mury własnej szkoły czy drzwi własnej klasy. Młodzi ludzie widzą też dorosłych, takich jak Rafał Glapiński, wałbrzyski koszykarz, czy piłkarzy – Janusza Gola i Arka Piecha i chcą być pomocni, chcą się sobą dzielić.
– Wiemy, że dziś wielu ludzi chce pomagać, ale boją się podejmować decyzje na dłużej, mają lęk przed zrzeszaniem się. Na ile popularne jest w dzisiejszych czasach zrzeszanie się w kołach krwiodawców czy parafialnych klubach?
– Wydaje mi się, że łatwiej jest w szkołach. Koła szkole powstają często samorzutnie, na zawołanie. Potrzebna jest krew, ogłasza się w szkole średniej zbiórkę i kto raz odda, często będzie już oddawał regularnie. Są też tradycyjne koła PCK, które od wielu lat zajmują się krwiodawstwem, koła przyzakładowe. W parafiach pomimo dużej liczby zaangażowanych ludzi czy księży jest jakoś trudniej. Zwykle wiąże się to zwyczajnie z koniecznością poświęcenia czasu – w dużych parafiach jest dużo grup, a w małych mało księży. Wiem jednak, że wiele sióstr zakonnych i wielu księży krew oddaje „po cichu”, nie należąc do żadnego stowarzyszenia.
– Czy ta działalność promedyczna ma jakieś oddziaływanie duszpasterskie?
– Trudno powiedzieć, nie prowadzimy statystyk. Wierzę, że ma. Zdarza się, że osoby należące do klubu, a podające się za niewierzące jadą z nami na pielgrzymkę czy uczestniczą w nabożeństwach. Być może tak właśnie rodzi się w nich cos więcej niż altruizm. Może rodzi się właśnie wiara.
– Jaki zakres ma działalność duszpasterstwa krwiodawców w naszej diecezji?
Reklama
– Przez ostatnie siedem lat, odkąd bp Ignacy Dec zlecił mi pieczę nad tym działem, powstały kluby w Świdnicy, Dzierżoniowie, Kamieńcu Ząbkowickim i Wałbrzychu. Ciężko powiedzieć, ile osób obejmujemy swoją działalnością, bo jest dość duża rotacja – przychodzą nowi, inni odchodzą. Dla jednych to stała działalność dla innych eksperyment, ale na pierwszą diecezjalną pielgrzymkę krwiodawców do Wambierzyc, gdzie są relikwie św. Maksymiliana Marii Kolbego, patrona honorowych krwiodawców i gdzie mamy swój kościół stacyjny, przyjechało ponad 150 osób. W tym roku spotkamy się tam już po raz piąty. Mam nadzieję, że frekwencja nie zawiedzie.
– To jak zostać krwiodawcą?
Reklama
– Przede wszystkim musimy być pewni co do stanu własnego zdrowia. Nie można być chorym, przeziębionym, nie wolno zażywać żadnych leków. Przed oddaniem krwi nie wolno też poddawać się żadnym zabiegom chirurgicznym na sześć miesięcy przed oddaniem krwi. Musimy mieć świadomość, że nasza krew trafia nie do zdrowych, ale do chorych. Każdy wirus, każda choroba mogą być dla nich dużym zagrożeniem. Podobnie medykamenty, które zażywamy, mogłyby zaszkodzić leczeniu biorcy. Następnie trzeba zgłosić się do Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa – w naszej diecezji takie centrum jest tylko jedno, w Wałbrzychu przy ul. Bolesława Chrobrego 31, gdzie wypełniamy ankietę dotyczącą stanu zdrowia, przebytych chorób. Tu bardzo istotne jest wpisywanie prawdy, bo oszukując, narażamy biorcę na duże ryzyko. Następnie trafiamy na wstępne badanie krwi. Jest to badanie hemoglobiny. Jeżeli przejdziemy je pozytywnie, w gabinecie lekarskim mierzy się ciśnienie i przeprowadza krótki wywiad. Potem już tylko formalność kilka lub kilkanaście minut na fotelu, gdzie oddajemy krew i możemy cieszyć się z pomocy drugiemu człowiekowi. Jeszcze ważna rzecz – nigdy nie wolno być na czczo. Czasem zdarza się, że ludziom myli się oddawanie z badaniem krwi. Oddanie 450 mililitrów jest dla zdrowia bezpieczne, ale jest na tyle znaczące, że brak surowca do regeneracji może skutkować zasłabnięciem czy omdleniem.
– O której porze dnia?
– Najlepiej rano. Centrum ma swoje godziny pracy, a poza tym krew musi zostać przebadana i dostarczona tam, gdzie jest potrzebna.
– Poza Wałbrzychem nie ma takiej możliwości?
– Stacja krwiodawstwa jest tylko jedna, ale są organizowane pobory wyjazdowe. Kiedy zbierze się odpowiednia liczba osób i zapewni się odpowiednie warunki do przygotowania zbiórki, badania lekarskiego, wysyłane są na miejsca karetki ze sprzętem i można oddać krew w zakładzie pracy, parafii czy szkole.
– To na koniec. Dlaczego, skoro to takie proste, nie wszyscy są krwiodawcami?
– Lęk przed igłą i brak świadomości, jak ważna to sprawa. Kiedy choć raz zobaczy się dziecko, które potrzebowało naszej krwi do operacji, wszystkie strachy ulatują. Najtrudniejszy pierwszy krok. Potem już leci. Zachęcam, ratujmy życie.