Reklama

Rodzina

Zła metoda na stresy

Czy zajadanie stresu i emocji, jedzenie jako pocieszenie i ucieczka przed decyzjami i trudnościami może być problemem społecznym? Nie może być, ale... nim jest, bo – w mniejszym lub większym stopniu – dotyczy większości z nas. Jedzenie emocjonalne stało się powszechnym zaburzeniem wysoko rozwiniętych społeczeństw

Niedziela Ogólnopolska 13/2016, str. 46-47

[ TEMATY ]

zdrowie

rodzina

Boyarkina Marina/pl.fotolia.com

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Gdy do psychologa zgłasza się osoba otyła i mówi, że ma problemy z jedzeniem emocjonalnym („Bo ja mam stresy, bo mam dużo emocji” itd.), to na dwoje babka wróżyła. Może je mieć, ale niekoniecznie. Może mieć fatalne przyzwyczajenia, nawyki żywieniowe, może także folgować bez ograniczeń swojemu łakomstwu. Bo kiedy mówi, że wie, iż trzeba jeść mało i często – i dlatego je 10-12 razy dziennie – to... siłą rzeczy nie może być osobą szczupłą.

Wówczas może wystarczy uświadomienie prawdy, dostarczenie trochę wiedzy i zaprowadzenie ładu na talerzu. Ale bałagan w jedzeniu może też wynikać z problemów emocjonalnych i to nie głód fizyczny, ale inne głody powodują, że osoba otyła radzi sobie w najprostszy – choć najgorszy – dostępny dla siebie sposób, zatykając głody: emocjonalne, społeczne, duchowe jedzeniem. Efekty są zatrważające. Według badań, aż dwie trzecie dorosłych mieszkańców USA, Kanady i krajów Europy ma skłonność do nadmiernego jedzenia lub jedzenia byle czego w sytuacjach stresowych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Jak zje, to coś zyska

Przyczyn jedzenia emocjonalnego często trzeba szukać w dzieciństwie, a ich utrwalenia – poprzez szkodliwe nawyki i przekonania – w młodości. Trzylatek zje tylko tyle, na ile ma ochotę. Ale pięciolatek zje już tyle, ile mu damy. Wie, że gdy zje, ile da mu mama, zaskarbi sobie jej wdzięczność, spokój albo otrzyma nagrodę. Jedzeniem zaczyna coś rozgrywać. Je to, co mu nie smakuje, i za dużo, ale nie ma wyboru, bo wie, że jak zje, to coś zyska. Z czasem to się utrwala.

– Miałam do czynienia z przypadkiem, gdy mama pracująca na wysokim stanowisku nie miała wiele czasu dla dzieci. Widziała, co one robią, w kategoriach źle lub dobrze: są nakarmione, nauczone, wyspane, czyste, a więc wszystko jest w porządku – opowiada Marta Pawłowska, pierwsza akredytowana chrześcijańska diet coach w Polsce, specjalistka rozwoju osobistego i trener zdrowia rodziny. – Jej córka zauważyła, że jak zje wszystko, to mama ją chwali i bardziej zwraca na nią uwagę. W ten sposób pracowała na zainteresowanie mamy.

Reklama

Gorzej, że potem, gdy córka poszła na studia, mama zawoziła jej całe torby jedzenia do akademika, a ona przyjmowała jedzenie bezrefleksyjnie jako wyraz matczynej troski. – Jadła, bo kojarzyło jej się to z bezpieczeństwem, przejawem miłości mamy – mówi Marta Pawłowska. – Z czasem, kiedy pojawiały się problemy w życiu, pierwsze, co robiła, to jadła. Utrwalił jej się schemat myślowy, że tylko wtedy, gdy jest porządnie najedzona, może stawiać czoło problemom i nie potrzebuje do tego innych ludzi. Że wystarczy nagromadzona „siła” jedzenia.

Czekolada na smutki

Dziewczynka, potem dziewczyna, studentka, wreszcie żona nie mogła dać sobie rady z nadmiernym, kompulsywnym jedzeniem. Trafiła na warsztaty prowadzone przez Martę Pawłowską. Nie są one przeznaczone dla osób, które mają fatalne nawyki żywieniowe, a głodne jedzą za dużo – im pomoże dietetyk. Są przede wszystkim dla osób, które jedzeniem uciszają zupełnie inne głody. Smutek, lęk, samotność, nuda, strach przed ważnymi decyzjami, problemy, brak bliskości, brak sensu życia – to niektóre z nich.

Jedzą na pocieszenie, karzą się za niepowodzenia i brak skuteczności odchudzania. Często towarzyszy temu niskie poczucie własnej wartości: po przejedzeniu pojawia się poczucie winy i wstydu. Jedzenie staje się uniwersalnym „korkiem” na niedostatki emocjonalne i społeczne, pełni funkcję pseudodowartościowania, staje się nieświadome, realizuje nieuświadomione potrzeby. Tymczasem musi mieć właściwe miejsce w naszym życiu. Badania pokazują, że dziennie podejmujemy ponad 200 decyzji dotyczących jedzenia (świadomi jesteśmy ok. 30), a często decydują za nas nawyki, marketing i wszechobecna reklama.

– Na zewnątrz kompulsywne jedzenie nie musi się objawiać otyłością. Na warsztatach, ku mojemu zdziwieniu, trzy czwarte to osoby szczupłe, „normalne”, bez nadwagi. Ale mówią: gdy w pracy dzieje się coś złego, od razu myślę o czekoladzie, o tym, żeby pójść do biurka po tabliczkę czekolady i pochłonąć ją, nawet nie czując smaku – zaznacza Marta Pawłowska. Prowadzi warsztaty, w których uczestniczą bardzo różni ludzie, w tym osoby leczące depresję, po bulimii, po nagłym schudnięciu, przestraszone, że „to wraca”, osoby świadomie ciekawe siebie czy robiące wszystko, by ubrać w cokolwiek własne łakomstwo – czyli lustro tego, jacy jesteśmy. – Każdy z nich to dobry człowiek, z bogatym wnętrzem, posługujący we wspólnotach, służący całemu światu, tylko... nie sobie samemu – mówi.

Reklama

Bez „12 kroków”

W wychodzeniu z jedzenia kompulsywnego nie da się zastosować „12 kroków”, metody wychodzenia z uzależnienia alkoholowego. – Zasadą w „12 krokach” jest odstawienie tego, co uzależnia, czyli absolutna abstynencja i jej kontrola, by do nałogu nie wrócić. Ta metoda tu nie zadziała, bo przecież nie da się odstawić jedzenia – zaznacza Marta Pawłowska. – Chodzi o to, żeby nasze jedzenie było na tyle świadome, byśmy nie wymagali od niego niczego więcej niż tylko właściwego odżywiania i naturalnej przyjemności.

Warto – uważa Pawłowska – odwołać się do św. Ignacego Loyoli, który 8 swoich reguł poświęcił zaprowadzeniu ładu w jedzeniu. Ten ład – uważał – jest odzwierciedleniem naszego stosunku do świata, do konsumpcji jako takiej. Jeżeli panuje ład w stosunku do jedzenia, to robię w sobie przestrzeń, żeby słyszeć siebie i słyszeć Boga. Nie potrzebuję zatykać siebie jedzeniem.

Gdy ktoś ma z tym problem, powinien przyjrzeć się swojemu jedzeniu. Gdy głodni (głód fizyczny pojawia się 3 godziny po jedzeniu) jemy za dużo, za szybko itp., powinniśmy to uregulować. Można pójść do dietetyka, porozmawiać z kimś zaufanym, poszukać podpowiedzi w Internecie itp. Badania prof. Roberta Emmonsa z Kalifornii sugerują, że najadaniu się przeciwdziała modlitwa przed jedzeniem, a co najmniej przyjrzenie się przed posiłkiem talerzowi z potrawą. Wdzięczność pobudza mózg do wydzielania hormonów szczęścia.

Reklama

Można też zastosować... picie gorącej wody, prawie wrzątku. Fala głodu emocjonalnego trwa nie dłużej niż 20 minut i można ją przetrwać, np. pijąc małymi łykami gorącą wodę; nasz mózg zostawia emocje, które chcemy kompensować jedzeniem, musi się skupić na tym, żeby się nie oparzyć. Jeżeli jednak nie potrafimy tego jedzenia ułożyć i staje się ono dla nas problemem, koncentrujemy na nim nadmiernie nasze codzienne myśli. Jeżeli uczucie łaknienia pojawia się nagle i po jedzeniu nie znika, i bardzo nam to przeszkadza, trzeba temu zaradzić inaczej, bardziej na serio. Warto przyjść do specjalisty, coacha, czy do diet coacha, psychologa, do kogoś, kto stanie obok i... razem z nami.

Jak się dobrze czuć

To jest m.in. rola Marty Pawłowskiej. Spotkania indywidualne, warsztaty grupowe trwają od kilku tygodni do pół roku. – Pracujemy z celem, z motywacją, z oporem, z przekonaniami o nas samych, mocnych stronach, z pojęciem zadowolenia z siebie, z sukcesem, ze stosunkiem do własnego ciała – mówi. – Praca polega często na uświadomieniu, że osoba zajadająca różne głody ma deficyt miłości samej siebie, ma zaburzoną tożsamość jako dziecko Boże i wolny, odpowiedzialny człowiek. Często związane jest to z fałszywym obrazem Boga.

Zadaniem diet coacha jest pomóc osobom z problemami na tyle, żeby dokładnie wiedziały, jak mają się odżywiać, żeby się dobrze czuć, żeby były z siebie zadowolone, a także by wiedziały, co robić, kiedy sobie pofolgują, kiedy „poświętują”. Siłą coachingu jest to, że nikomu nie układa diet. – Ja proponuję, namawiam, inspiruję, motywuję, przekazuję wiedzę, ale każdy musi wszystko robić samodzielnie. Bo gdy kogoś dotknie po dwóch miesiącach efekt jo-jo i zrezygnowany w nim pozostanie, to jest to nasza wspólna porażka – mówi Marta Pawłowska.

Reklama

Efekt jo-jo jest niebezpieczny w Wielkim Poście, gdy wielu wyrzeka się „normalnego” jedzenia. Ważne, żeby dać sobie czas na stopniowe przejście od postu do normalnego jedzenia, bo zagraża nam pułapka: objadanie się. Marta Pawłowska zna osoby, które wpadają w błędne koło: jednego dnia poszczą, a drugiego pochłaniają kilka tabliczek czekolady.

Jak twierdzi, osobom wierzącym łatwiej jest wyjść z problemów żywieniowych, o ile zrozumieją, że odpowiadają przed Bogiem, jak dbają o swoje zdrowie. Coaching chrześcijański mówi o odkrywaniu prawdy o sobie, swoich mocnych i słabych stron. – Wielu ludziom stanięcie w prawdzie pomaga uporządkować swój stosunek do innych sfer życia – mówi Marta Pawłowska. – A to jest łatwiejsze, gdy się uzna, że jest Bóg, dobry Bóg, do którego się należy.

2016-03-22 08:44

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Utrata węchu i smaku w COVID-19. Skąd bierze się ten objaw?

Kawa, która nie ma aromatu? Cytryna, którą można jeść bez skrzywienia ust, bo nie odczuwa się jej kwasoty? Takie objawy mogą świadczyć o COVID-19. Utrata węchu lub smaku zostały uznane przez Światową Organizację Zdrowia za jeden z charakterystycznych objawów zakażenia wirusem SARS-CoV-2. Jest kilka hipotez, które mogą wyjaśniać pojawienie się tego symptomu. Definitywnej odpowiedzi jednak wciąż nie ma. Z pewnością jednak nie jest to efekt pobrania wymazu z nosogardzieli.

"Nagła, częściowa, a niekiedy całkowita utrata węchu, inaczej anosmia, jest u niektórych osób pierwszym lub jednym z pierwszych, a czasem nawet jedynym z odczuwalnych symptomów zakażenia SARS-CoV-2, zgłaszanym najczęściej jeszcze zanim zostanie jeszcze wykonany wymaz.

CZYTAJ DALEJ

Rozpoczął się proces beatyfikacjny sł. Bożej Heleny Kmieć

2024-04-14 14:19

[ TEMATY ]

Helena Kmieć

Fundacja Heleny Kmieć

Ogłaszam decyzję o rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego Sługi Bożej Heleny Agnieszki Kmieć, wiernej świeckiej - czytamy w dokumencie podpisanym przez Metropolitę Archidiecezji Krakowskiej.

Abp Marek Jędraszewski wydał edykt zachęcający wiernych do przekazanie do Kurii Metropolitalnej w Krakowie, jakichkolwiek dokumentów, pism, zdjęć, pamiątek lub wiadomości dotyczących Heleny Kmieć.

CZYTAJ DALEJ

Patriotyzm może mieć różne oblicza

2024-04-18 23:18

Grzegor Finowski / UPJPII

    Stowarzyszenie Absolwentów i Przyjaciół Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozpoczęło 12 kwietnia projekt „Trzy kobiety. Trzy drogi. Patriotyzm jako misja Uniwersytetu”, włączając się w program „Z kobietami – patriotkami”.

Św. Jadwiga Królowa, Hanna Chrzanowska, błogosławiona pielęgniarka i Emilia Wojtyłowa, matka Ojca św. Jana Pawła II to trzy bohaterki projektu, którego celem jest popularyzacja ich życia i działalności, a także na przykładzie tych wyjątkowych kobiet próba odpowiedzi na pytanie – jak patriotyzm może stać się misją? Działalność na niwie rodzinnej, wspierająca, wychowująca dzieci w duchu najwyższych wartości, działalność społeczna czy polityczna – patriotyzm może mieć różne oblicza. Konferencja była też świetnym czasem dla refleksji – w jaki sposób z postaw tych trzech kobiet można czerpać wzorce na dziś.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję