Reklama

Wiadomości

Wolność słowa i niezależne media

Niedziela Ogólnopolska 43/2017, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

media

Grzegorz Boguszewski

Joanna Lichocka

Joanna Lichocka

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wiesława Lewandowska: – Do niedawna na polskim rynku medialnym obowiązywał wyraźny podział na silne media mainstreamowe, wspierające rząd PO-PSL, oraz znacznie słabsze, bo mające mniejsze możliwości dotarcia do szerokiego kręgu odbiorców, media opozycyjne. Co się zmieniło w ciągu dwóch lat rządów dawnej opozycji?

Joanna Lichocka: – Zmieniło się sporo i zasadniczo, ponieważ nie możemy już mówić, że medialny mainstream jest zmonopolizowany przez narrację postkomunistyczną. Dzięki zmianom w mediach publicznych udało się wprowadzić do debaty publicznej głos ludzi, którzy podzielają wrażliwość patriotyczną, konserwatywną, prawicową i antykomunistyczną, czego po 1989 r. do tej pory w tym stopniu nie było.

– Nie można jednak powiedzieć, że ten dawny mainstream stracił głos i siłę rażenia...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Przecież chodzi nie o to, by kogokolwiek pozbawiać głosu, ale by słychać było różne opinie, by prezentowane były różne punkty widzenia. Dzięki spluralizowaniu debaty siła rażenia postkomunistycznych mediów zmalała. Wreszcie udało się mocno zaznaczyć głos prawej strony sceny politycznej. Polacy, których poglądy i racje były spychane do – jak to z satysfakcją określał publicysta i strażnik systemu postkomunistycznego Jacek Żakowski – „rezerwatu”, teraz zostali upodmiotowieni. Dzieje się tak przede wszystkim dzięki temu, że media publiczne stały się dostępne dla tych publicystów i dziennikarzy, którzy do tej pory mieli nieformalny i nigdy oficjalnie nie ogłaszany, ale realizowany w praktyce zakaz wypowiadania się w tych mediach.

– Bo media publiczne zazwyczaj są emanacją obozu rządzącego i w Polsce są wciąż najlepszą areną do prowadzenia walki politycznej?

– Z tego założenia wychodzili nasi poprzednicy, to dlatego pod rządami PO-PSL-SLD nie można było dowiedzieć się z mediów publicznych i mainsteramowych wielu ważnych rzeczy. Polacy nie byli informowani, niczego nie można było się dowiedzieć o funkcjonowaniu karuzeli vatowskiej czy zbójeckiej reprywatyzacji w Warszawie. Teraz w stopniu dalece pełniejszym reprezentowany jest głos Polaków, znacznie więcej i obszerniej informowani jesteśmy o rzeczywistości, w której żyjemy. Fasadowe dziennikarstwo pudrujące rzeczywistość systemu III RP było efektem tego, że po 1989 r. media publiczne w Polsce były – z krótkimi przerwami – w całości zdominowane przez obóz postkomunistyczny. Emanacją poglądów i interesów tego obozu w większości były i są największe media komercyjne.

Reklama

– Teraz trwa kampania, prowadzona właśnie przez owe dawne media mainstreamowe, że media publiczne, zwłaszcza TVP, prowadzą wyłącznie propagandę prorządową.

– Ten z gruntu nieprawdziwy zarzut pojawia się dlatego, że media publiczne ośmielają się wreszcie prezentować spojrzenie na polską rzeczywistość zupełnie inne niż to w „Gazecie Wyborczej” czy TVN. To po stronie przeciwników mamy wciąż do czynienia ze skrajną propagandą, z produkowaniem kłamliwych informacji. Łamanie standardów dziennikarskich było i jest do tej pory domeną wielu mediów komercyjnych, a wcześniej, pod rządami sił postkomunistycznych było także specjalnością mediów publicznych. W tej chwili to lobby straciło kontrolę nad przekazem mediów publicznych, stąd ta dzisiejsza wściekłość. Nie da się już tak łatwo wprowadzać Polaków w błąd, bo manipulacje są natychmiast prostowane przez inne duże media. Jeżeli ktoś dziś mówi o uprawianiu propagandy przez „Wiadomości” TVP, to co trzeba by powiedzieć o „Faktach”, o programie „Czarno na białym” w TVN, jak określić to, co od lat robi „Gazeta Wyborcza”? Jeżeli w „Wiadomościach” jest propaganda, to brakuje słownika na opisanie warsztatu dziennikarskiego i poziomu tego, co reprezentują sobą Superstacja czy „Fakty” TVN.

– W efekcie mamy dziś do czynienia z dość bezkarnym dyskredytowaniem dziennikarzy mediów publicznych.

– Niestety, tak się dzieje. Niedawno Rada Mediów Narodowych wydała oświadczenie, w którym potępia ataki na dziennikarzy i przypomina o tym, że język agresji i nienawiści prowadzi również do przemocy czynnej; dziennikarze mediów publicznych byli przecież fizycznie atakowani podczas demonstracji totalnej opozycji. Odbyła się przy tej okazji debata w różnych mediach i mam wrażenie, że w ostatnim czasie troszeczkę stonowano te bezpośrednie ataki na dziennikarzy. Trzeba tu przypomnieć, że ton tej agresji nadawali przede wszystkim politycy Platformy Obywatelskiej, i to od dawna. Już przecież wtedy, kiedy PO była u władzy, jej politycy prowadzili kampanię nienawiści wobec PiS, a niektórzy – np. Stefan Niesiołowski – dopuszczali się fizycznej agresji wobec dziennikarzy. Przemysł pogardy, nienawiść z przekazów partyjnych PO przeniosła się też wprost na wyborców. Ta właśnie narracja PO doprowadziła przecież do morderstwa politycznego w Łodzi. Niewiele to jednak Platformę Obywatelską nauczyło...

– Wydaje się, że w obecnej sytuacji jakiekolwiek oświadczenia w obronie dziennikarzy to po prostu rzucanie grochem o ścianę...

– Rzeczywiście, Rada Mediów Narodowych nie ma narzędzi do ścigania tych, którzy bezpodstawnie atakują dziennikarzy lub utrudniają im pracę. Oczywiste jest natomiast, że w przypadku gdy w jakikolwiek sposób zostaje złamane prawo, powinna zawsze wkraczać prokuratura, a dziennikarze powinni składać pozwy sądowe, nie powinni lekceważyć tej agresji, której doświadczają. Uważam, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich powinno uruchomić nadzwyczajną pomoc prawną, która by niejako automatycznie kierowała do sądu wszelkie przypadki agresji – nawet tej słownej – wobec dziennikarzy. Uważam też, że dla dobra demokracji należy znacząco wzmocnić pozycję dziennikarza.

– W jaki konkretnie sposób?

– Trzeba po prostu unieszkodliwić postkomunistyczne podejście do zawodu dziennikarza. W obowiązującym w III RP prawie prasowym z 1984 r. był zapis w art. 10, że dziennikarz może być wyrzucony z pracy, jeśli nie będzie realizował tematów zgodnie z linią redakcji i wydawnictwa. Dopiero teraz PiS przegłosował w Sejmie likwidację tego zapisu, wyrzucił też odwołanie do konstytucji PRL-u, które do tej pory nikomu nie przeszkadzało. Można mieć nadzieję, że dzięki tej zmianie nie będzie już przynajmniej tak skandalicznych nacisków ze strony wydawców, jak ten w wydawnictwie Axel Springer, gdy w liście szef z Niemiec instruował polskich dziennikarzy, że Donald Tusk jest zwycięzcą, a Jarosław Kaczyński wprost przeciwnie... Oczywiście, nie stanie się cud, że dziennikarze natychmiast poczują, iż są naprawdę wolni i mogą pisać to, co widzą i co naprawdę myślą. Ale przywrócenie w polskim prawie prasowym zasady, że dziennikarz jest od opisywania rzeczywistości, opisywania tego, jak jest, a nie pisania tego, co wymaga linia wydawnictwa, przyniesie efekty. Jeśli dziennikarze zechcą się sami organizować i będą umieli powiedzieć „nie”, to w pewnym momencie te potężne korporacje medialne, te machiny propagandowe – jak wielkie niemieckie wydawnictwa czy Agora – będą wreszcie musiały zacząć się z nimi liczyć. A to będzie służyć prawdzie.

– Obawiam się jednak, że nieprędko to nastąpi.

– Ważne, że zrobiliśmy już ten ważny krok w odzyskiwaniu podmiotowości przez dziennikarzy. Nie zdobyły się na to ani PO, ani żadna poprzednia ekipa rządząca. To PiS przywraca standardy wolności w mediach.

– PiS mówi także o konieczności zrobienia całkiem dużego kroku – o uzdrowieniu całego rynku medialnego w Polsce przez jego dekoncentrację i ewentualnie repolonizację. Jak bardzo trudny to krok?

– Trudny, ale nie niemożliwy. W Ministerstwie Kultury trwają już prace nad ustawą o dekoncentracji rynku medialnego, która zapewne pomoże rozwiązać wiele z dzisiejszych problemów. Pluralizm mediów polega również na pluralizmie własności. A ten jest dziś w Polsce bardzo ograniczony. Wiadomo, że wielkie wydawnictwa będą z nami walczyć; już walczą, zarzucając, że obecny polski rząd zamierza ukrócić wolność słowa, zlikwidować niezależne media. To oczywiście bzdury, jest dokładnie odwrotnie – niezależne media mają dominującą pozycję na rynku i rządzący chcą ją zachować.

– Chodzi, oczywiście, o media niezależne od obecnego rządu i walczące z nim. Czy nie na tym polega rola mediów, że kontrolują rządzących?

– Oczywiście, że na tym także. Ale przypomnę tu, że te właśnie media – w większości należące do zagranicznych koncernów – były tubą propagandową poprzedniego rządu i wtedy ich właścicielom zupełnie to nie przeszkadzało. Trzeba spowodować, żeby na polskim rynku medialnym było więcej wydawnictw i tytułów. Monopol nie służy pluralizmowi. Gdyby dziś policzyć stan posiadania poszczególnych wydawnictw we wszystkich segmentach rynku medialnego – chodzi tu o radio, telewizję oraz portale internetowe – to okazałoby się, że kilka wielkich podmiotów kontroluje ponad połowę obiegu informacji i opinii w Polsce.

– Co to dokładnie znaczy?

– To znaczy, że powstaje złudne wrażenie pluralizmu medialnego, co zwykłemu odbiorcy wręcz uniemożliwia weryfikację przekazywanych informacji. Bo gdy np. rano w „Fakcie” pojawi się jakiś fake news, to jest on natychmiast powielany i wzmacniany przez portal internetowy należący do tego samego wydawnictwa, a potem przez tygodnik opinii. W ten sposób przeciętny odbiorca ma złudzenie, że jest rzetelnie poinformowany, bo przecież czerpie informację z „różnych” źródeł.

– Ustawa dekoncentracyjna była zapowiadana już na wczesną jesień, dlaczego się opóźnia?

– Dlatego, że najpierw trzeba przeprowadzić inne ważne reformy – przede wszystkim reformę sądownictwa – a potem dopiero zająć się dekoncentracją mediów. O tym projekcie nie można więc myśleć w jakiejś ekspresowo krótkiej perspektywie. Nie zapominamy o nim, toczą się odpowiednie prace, ale wprowadzenie pod obrady Sejmu nastąpi dopiero wtedy, kiedy będziemy już mieli te kluczowe ustawy, które fundamentalnie zmienią system III RP.

– Tymczasem, jak się zdaje, nic nie stoi na przeszkodzie, by doprowadzić do końca dobrą zmianę w mediach publicznych – które przejmują na siebie rolę mówienia głosem tej części opinii publicznej, która za poprzednich rządów była wykluczona z debaty – aby naprawdę zaczęły wypełniać właściwą sobie misję. Dlaczego tak trudno rozwiązać ten podstawowy problem mediów publicznych, którym jest zapewnienie im stabilnych podstaw finansowych?

– Moim zdaniem, może jeszcze niedoskonale, ale media publiczne już zaczęły wypełniać tę misję. Mimo kłopotów z finansowaniem. W tej chwili w przestrzeni publicznej, a także w parlamencie toczy się dyskusja nad co najmniej trzema rozwiązaniami tego właśnie problemu. Jest w Sejmie projekt uszczelnienia obecnego systemu opłacania abonamentu, toczą się także prace nad innym projektem proponowanym przez Ministerstwo Kultury, który zakłada połączenie opłaty audiowizualnej z podatkiem dochodowym PIT, co wiązałoby się z obciążeniem każdego płatnika podatkiem w wysokości 6-8 zł miesięcznie. Poważnie zastanawiamy się nad projektem PSL-u, który proponuje likwidację abonamentu i finansowanie mediów publicznych z budżetu państwa.

– Najbardziej prawdopodobną podstawą utrzymania mediów publicznych będzie finansowanie z budżetu państwa, skromne i niepewne?

– To rozwiązanie rzeczywiście najbardziej podoba się wyborcom, ale zdajemy sobie sprawę, że docelowo trzeba opracować taki system finansowania budżetowego, który by nie tylko gwarantował mediom publicznym przyzwoite wpływy, ale także dawał finansowe gwarancje na wypadek zmiany władzy na mniej im życzliwą, która chciałaby je zlikwidować przez ograniczanie ich budżetu. Potrzebna jest zatem jednoznaczna ustawowa regulacja, jak to ma miejsce np. w przypadku finansowania polskiej armii. Ale dyskusja na temat finansowania mediów publicznych trwa – żadne z rozwiązań nie jest jeszcze przesądzone.

Joanna Lichocka, Dziennikarka telewizyjna, publicystka, autorka filmów dokumentalnych („Mgła”, „Pogarda”, „Przebudzenie”, „Prezydent”) oraz książek, m.in. „III RP. Kulisy systemu” (wywiad rzeka z prof. Andrzejem Zybertowiczem). Posłanka na Sejm VIII kadencji. Od 2016 r. członkini Rady Mediów Narodowych.

2017-10-18 11:03

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezes Instytutu Nowych Mediów: "Niedziela" ma szansę stać się centrum informacyjnym dla katolika

[ TEMATY ]

media

wiara

Archiwum

Eryk Mistewicz prezes Instytutu Nowych Mediów

Eryk Mistewicz
prezes Instytutu
Nowych Mediów

Transformacja cyfrowa jest najtrudniejszym zadaniem przed którymi stoją redakcje na całym świecie. Niektóre upadają, inne ograniczają o połowę lub więcej swoje aktywności, inne poszukują najlepszych sposobów przeniesienia się do internetu bez utraty reputacji i renomy wiążącej się z wydaniem papierowym - pisze w swoim słowie z okazji jubileuszu 25-lecia portalu niedziela.pl Eryk Mistewicz, prezes Instytutu Nowych Mediów.

Jak czytamy w dalszej części wypowiedzi:

CZYTAJ DALEJ

Papież do młodych: to wy twórzcie przyszłość, razem z Bogiem

2024-04-19 16:20

[ TEMATY ]

młodzi

papież Franciszek

PAP/ETTORE FERRARI

Papież Franciszek

Papież Franciszek

To od was zależy przyszłość i wy macią ją tworzyć. Nie możecie być biernymi widzami - mówił papież na audiencji dla uczniów „szkół pokoju”. Przyznał, że istnieje pokusa, by nie myśleć o jutrze, lecz skupić się wyłącznie na teraźniejszości, a troskę o przyszłość delegować na instytucje lub polityków. Dziś jednak, bardziej niż kiedykolwiek dotąd, potrzeba właśnie brania odpowiedzialności za przyszłość. Potrzebujemy odwagi i kreatywności zbiorowego marzenia - mówił Franciszek.

„Drodzy chłopcy i dziewczęta, drodzy nauczyciele, marzenie to wymaga od nas czujności, a nie snu - mówił papież. - Aby je urzeczywistnić, trzeba pracować, a nie spać, wyruszyć w drogę, a nie siedzieć na kanapie. Musimy dobrze korzystać ze środków, które oferuje informatyka, a nie tracić czas na sieciach społecznościowych. Ale marzenie to urzeczywistnia się również, słuchajcie dobrze, urzeczywistnia się również poprzez modlitwę, czyli razem z Bogiem, a nie jedynie o własnych siłach”.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Halík na zgromadzeniu COMECE: Putin realizuje strategię Hitlera

2024-04-19 17:11

[ TEMATY ]

Putin

COMECE

Ks. Halík

wikipedia/autor nieznany na licencji Creative Commons

Ks. Tomas Halík

Ks. Tomas Halík

Prezydent Rosji Władimir Putin realizuje strategię Hitlera, a zachodnie iluzje, że dotrzyma umów, pójdzie na kompromisy i może być uważany za partnera w negocjacjach dyplomatycznych, są równie niebezpieczne jak naiwność Zachodu u progu II wojny światowej - powiedział na kończącym się dziś w Łomży wiosennym zgromadzeniu plenarnym Komisji Episkopatów Wspólnoty Europejskiej (COMECE) ks. prof. Tomáš Halík. Wskazał, że „miłość nieprzyjaciół w przypadku agresora - jak czytamy w encyklice «Fratelli tutti» - oznacza uniemożliwienie mu czynienia zła, czyli wytrącenie mu broni z ręki, powstrzymanie go. Obawiam się, że jest to jedyna realistyczna droga do pokoju na Ukrainie”, stwierdził przewodniczący Czeskiej Akademii Chrześcijańskiej.

W swoim wystąpieniu ks. Halík zauważył, że na europejskim kontynentalnym zgromadzeniu synodalnym w Pradze w lutym 2023 roku stało się oczywiste, że Kościoły w niektórych krajach postkomunistycznych nie przyjęły jeszcze wystarczająco Vaticanum II. Wyjaśnił, że gdy odbywał się Sobór Watykański II, katolicy w tych krajach z powodu ideologicznej cenzury nie mieli lub mieli minimalny dostęp do literatury teologicznej, która uformowała intelektualne zaplecze soboru. A bez znajomości tego intelektualnego kontekstu niemożliwe było zrozumienie właściwego znaczenia soboru. Dlatego posoborowa odnowa Kościoła w tych krajach była przeważnie bardzo powierzchowna, ograniczając się praktycznie do liturgii, podczas gdy dalszych zmian wymagała mentalność.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję