Reklama

Komentarze

Pomiędzy misją i... łajdactwem

Możliwości szkodzenia Polsce i Polakom ma środowisko dziennikarskie niezwykłe. Jego stan rzutuje na kondycję intelektualną wielu naszych rodaków

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zawsze drwiłem sobie z autorów, którzy roztrząsali meandry istnienia własnego środowiska. Nudzili mnie także prorocy wymyślający sztuczne problemy, aby potem genialnie je rozwiązywać. Poproszę jednak o zmniejszony wymiar kary, gdyż właśnie mam się zająć polskim środowiskiem dziennikarskim. Nie czynię tego tylko z takiego powodu, iżbym uznawał, że jest to środowisko wyjątkowe i należy mu poświęcać wiele uwagi. Wręcz przeciwnie: uważam, że im mniej roztrząsa się dziennikarskie fanaberie, tym lepiej dla ogółu.

Reklama

Temat się jednak pojawia, możliwości bowiem szkodzenia Polsce i Polakom ma to środowisko niezwykłe – i niestety, jego stan rzutuje na kondycję intelektualną wielu naszych rodaków. Od lat działam w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich i muszę wyznać, że tak źle jak teraz jeszcze chyba nie było, i to od czasów nieświętej pamięci komuny. Dziś uczciwego dziennikarza można szukać ze świecą, a ciśnięte nam nachalnie przed oczy „wzorce” są tak łajdackie, że nieprzyzwoicie jest nawet o nich wspominać. Większość naszego „dziennikarstwa” podzieliła się na dwa ideologiczne fronty i zawzięcie, bez dbania o podstawowe reguły zawodu, ostrzeliwuje się nawzajem. Tworzy sytuację jak z okopów I wojny światowej, kiedy to miesiącami walczące strony okładały się wszelką bronią, aż dochodziło do monstrualnego wyniszczenia wszystkiego wokół, ich samych nie wyłączając. Dziennikarze poczuli, że po prostu wymaga się od nich tego: mają być kreatorami wydarzeń politycznych. Często nie ukrywają zresztą takiej działalności i bezwstydnie naginają fakty lub tworzą fakty pozorne. Nie piszę tego wszystkiego, aby lamentować nad upadkiem rangi i misji zawodu, wszak bez dziennikarzy świat też istniał i całkiem udanie sobie radził. Dziś jednak – w dobie skondensowanej bomby informacyjnej wiszącej nad naszymi głowami – akcenty tak się przesunęły, że bez globalnego informowania nie można sobie radzić z wieloma problemami. Rzecz w tym, że owo informowanie jest coraz bardziej zafałszowane i manipulacyjne, i to już u samego źródła.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Przyjrzyjmy się konkretnym przypadkom. Oto wybucha tzw. afera Rywina. Moc „Gazety Wyborczej” była wtedy nieporównanie większa niż – szczęśliwie – dziś. Przed publicznością odsłania się kuchnia przygotowywania ustawy, która ma doprowadzić do tego, że kilka środowisk podzieli się absolutną władzą nad przekazem informacji. Napiętnowany zostaje Lew Rywin wraz z powiązanym z nim środowiskiem łączonym z Leszkiem Millerem. Przy okazji na jaw wychodzą zapędy środowiska Adama Michnika, który upatrzył dla siebie rolę niepodważalnego proroka i ma zamiar dyktować Polakom, co jest dobre, a co złe i jakie w naszym kraju mają panować reguły działania. Sprawa jest rozbierana na czynniki pierwsze. Nie ma właściwie oficjela ani celebryty, który nie czułby się w obowiązku wypowiedzieć swojego zdania na ten temat. W niesławie bledną gwiazdy Włodzimierza Czarzastego, Roberta Kwiatkowskiego i Aleksandry Jakubowskiej, dostaje się też boleśnie idolom z „Gazety Wyborczej”. Po Rywinie wielu twierdzi, że już nigdy nie będzie tak jak na początku istnienia Republiki Okrągłego Stołu. Mija nieco czasu i dziś Leszek Miller jest europarlamentarzystą, Włodzimierz Czarzasty – wicemarszałkiem Sejmu, Robert Kwiatkowski –posłem, a Aleksandra Jakubowska stała się wziętą publicystką obozu „dobrej zmiany”. Wniosek z tego taki: albo była to jedynie kłótnia w rodzinie, która potem jakoś – niewidocznie dla publiczności – się pogodziła, albo też to, co wtedy jeszcze budziło oburzenie, teraz stało się obowiązującą normą. Wiele hałasu o nic.

Reklama

Inny przykład: dziennikarska para Anna Marszałek i Bertold Kittel zdobywa wszelkie możliwe laury i kolejno niszczy kariery i publiczne wizerunki wielu znanych osób, m.in. czołowych polityków obozu patriotycznego: Romualda Szeremietiewa i bardzo obiecującego wówczas wojewody śląskiego, działacza Solidarności Marka Kępskiego. Po latach dziennikarze przegrywają procesy z Szeremietiewem, który udowadnia im konfabulacje i bezpodstawne pomówienia. Anna Marszałek ucieka z zawodu i chowa się w Najwyższej Izbie Kontroli, w której pracuje do dziś, a Kittel nadal bryluje w TVN. Co więcej, znów poczyna sobie coraz bardziej śmiało. Tworzy nowy rodzaj dziennikarstwa – szczególnie widać to w jego, nagradzanym wielokrotnie, „reportażu” o świętowaniu w śląskim lesie urodzin Adolfa Hitlera. Nic nie znaczą publikowane szeroko wątpliwości dotyczące kulis powstania tego „dzieła” ani nawet zdjęcia operatora Kittela z dłonią uniesioną w nazistowskim pozdrowieniu. Rusza – wyglądająca na dobrze zaplanowaną – kampania przypisywania Polsce antysemityzmu i pobłażania dla rzekomo odradzającego się nazizmu. Nieważne stają się fakty i ujawniane manipulacje, które towarzyszyły powstawaniu tego materiału. Rozochocony nowym sukcesem Kittel pędzi dalej: tworzy reportaż przedstawiający prezesa Najwyższej Izby Kontroli jako niemal sutenera, który patronuje hotelowi „na godziny” w swojej kamienicy. Znów rusza ogromna kampania zniesławiająca, tym razem Mariana Banasia. Wzorce są już sprawdzone, nic więc dziwnego, że w końcu odzywa się Romuald Szeremietiew i przypomina, jak kłamstwa Kittela zniszczyły życie jego rodzinie.

Sprawdzony wzór postępowania – najpierw propagandowy materiał, a potem przygotowana zawczasu kampania niszczenia człowieka. Kittelowi jednak tego jest mało (czy aby jemu, czy może tym, którzy traktują go jak cyngiel dobrze naoliwionego pistoletu?). Publikuje następne swoje odkrycia – teraz chce ubłocić b. premier Beatę Szydło. Oskarża ją o znajomość z gangsterami i nazistami. Tym razem jednak udaje się nieco gorzej, sam autor musi bowiem przyznać, że przypadkowe zdjęcia nie świadczą ani o poglądach, ani tym bardziej o sugerowanej bliższej znajomości pani premier z nieciekawymi osobami. Ale Kittel bryluje, prawdopodobnie niedługo otrzyma kolejne dziennikarskie nagrody. Jest skuteczny i potrafi dopiec politykom. Oczywiście, tylko wybranej – przez jego mocodawców – opcji politycznej. Pytanie: czy to jest jeszcze dziennikarstwo, czy już działanie na zamówienie, uprawianie propagandy, i to w najobrzydliwszym jej odcieniu?

Oczywiście, mogę także przytoczyć bardzo złe przykłady działań wobec TVN i „Gazety Wyborczej” – tu pojawia się cała gama materiałów publicznej TVP. Zasmuca fakt, że tzw. media dobrej zmiany uznały, iż brak zasad po stronie przeciwnej zwalnia je z dbałości o podstawowe reguły dziennikarskiego rzemiosła. Skoro oni kłamią i manipulują, to my będziemy im odpowiadać podobną monetą – wydaje się, że w praktyce tak twierdzą szefowie mediów wspierających rząd. Powstaje jednak pytanie: gdzie w tym wszystkim jest interes publiczności? Gdzie jest prawo obywateli do rzetelnej i niepodszytej propagandowym sosem informacji?

Kiedy usiłuję czasem rozpoczynać dyskusję na ten temat, to w większości przypadków widzę zdziwione spojrzenia, tak jakby moi rozmówcy zastanawiali się nad tym, czy aby czasem nie spadłem z księżyca. Mówienie o misji zawodu dziennikarza, o konieczności powstrzymywania się od środowiskowego konformizmu natrafia na wzruszenie ramion. Niezależni dziennikarze mają coraz gorszy żywot i najczęściej szybko się zniechęcają do uprawiania zawodu. Osobną sprawą są standardy kształcenia przyszłych adeptów dziennikarstwa. Proszę spojrzeć, do kogo trafiają tzw. MediaTory, czyli nominalnie nagrody przyznawane przez studentów dziennikarstwa. Trwa pęd do szybkiego wyrobienia sobie znanego nazwiska i czerpania z tego tytułu wszelkich możliwych korzyści. Obiektywizm, wolność, niezależność nie są dziś przez środowisko dziennikarskie uznawane za wiodące wartości. Właściwie trudno nawet mówić o „polskim środowisku dziennikarskim”. Istnieją niekomunikujące się ze sobą grupy wpływów. Gdyby dziś zapytać o to, kto jest teraz w Polsce niekwestionowanym autorytetem, odpowiedź byłaby smutna. Nie istnieją mistrzowie, nie ma szkół, nie ma wzorców. Jest powszechna praktyka przyznawania sobie nienależnych przywilejów i profitów. Może to ogólnoświatowa tendencja? Trochę na pewno... ale jednak w wielu krajach co i rusz wybuchają afery związane z nierzetelnością różnych dziennikarzy. Takie postawy są tam piętnowane. Czy zatem świat pozostał w tyle za Polską? A może warto wrócić do źródeł dziennikarskiej misji? Może to ma jeszcze głębszy sens?

2019-11-26 12:17

Oceń: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

U sąsiadów – wojna!

Niedziela szczecińsko-kamieńska 10/2022, str. VIII

[ TEMATY ]

felieton

Okazujmy solidarność, pomoc – i bardzo się módlmy za Ukrainę.

Ten felieton miał być zupełnie inny. Miał, ale dzisiaj rano (piszę te słowa w czwartek 24 lutego 2022 r. – ta data już się wpisała w rzędzie tragicznych dat historycznych) obudziły mnie informacje, że oto rosyjskie wojska zaatakowały niepodległą Ukrainę, rozpoczęła się wojna. Napaść, która niestety kojarzy mi się z 1 września 1939 r. Nie wiem, jak się potoczą wydarzenia, teraz mogą się pojawić najtragiczniejsze scenariusze, trzeba się gorąco modlić, by się nie zrealizowały. Niemniej, kiedy ten tekst ujrzy światło dzienne – świat będzie już zupełnie inny. Ale nie o tym chcę pisać.
CZYTAJ DALEJ

Rzym. Doktorat kapłana diecezji świdnickiej

2025-12-12 13:19

[ TEMATY ]

Rzym

Papieski Uniwersytet Gregoriański

studia Rzym

ks. Łukasz Bankowski

Archiwum prywatne

Ks. Łukasz Bankowski wraz biskupem i kapłanami po obronie doktoratu na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

Ks. Łukasz Bankowski wraz biskupem i kapłanami po obronie doktoratu na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie.

Na Papieskim Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie 11 grudnia odbyła się publiczna obrona rozprawy doktorskiej ks. Łukasza Bankowskiego.

Praca przygotowana na Wydziale Historii Kościoła została wysoko oceniona i zakończyła się uzyskaniem stopnia doktora.
CZYTAJ DALEJ

Bp Wołkowicz: Wpatrujmy się w Maryję po to, by poddawać Panu Bogu!

2025-12-13 09:22

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

ks. Paweł Kłys

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA.

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA.

- Wpatrujmy się w Maryję po to, by uczyć się od Niej - w każdej z tych sytuacji życiowych, w których Ona była, i w których my się znajdujemy - poddawać Panu Bogu. Pozwalali Mu się prowadzić - czy jest radość, czy jest niepokój, a wtedy znajdziemy radość najgłębszą. Radość z pewności, że Bóg jest z nami. Bóg jest przy nas - mówił bp Wołkowicz.

Bp Zbigniew Wołkowicz przewodniczył Mszy św., koncelebrowanej w kaplicy Duszpasterstwa Akademickiego PIĄTKA. W wygłoszonej homilii powiedział: - Dziś Pan Bóg przez proroka Izajasza mówi, o gdybyś zważał na me przykazanie. To jest taki troszkę wyrzut z żalem. Gdybyś to uczynił, twoje życie było inne. Wtedy stałby się pokój twój jak rzeka, a sprawiedliwość twoja jak morskie fale. Twoje potomstwo było jak piasek i jak ziarnko twoje na to rośnie. Tak naprawdę to, o co chodzi, to jest otworzyć serce, przyjąć, pozwolić Panu Bogu, żeby to On kierował moim życiem. Oczywiście to nie jest tak, że to wszystko zależy tylko ode mnie, od mojego wysiłku, bo Słowo Boże, bo przykazania, tak naprawdę to jest forma obecności Pana Boga. Taka sama jak w Eucharystii jest obecność Pana Jezusa w Słowie. Boga, który do mnie przemawia. Więc te zalecenia, które daję, są Jego słowami, ale skoro to jest Jego obecność, to to Słowo ma też moc uczynienia tego, co przekazuje. Więc to nie jest tylko mój wysiłek. Moim wysiłkiem jest otwartość, pozwolenie, żeby to Pan Bóg mnie zaskoczył, żeby Pan Bóg ciągle działał. Ale to On działa, On przemienia. Weźmy sobie takie przykazanie miłości nieprzyjaciół. Jest to jedno z przykazań. Najbardziej radykalne w chrześcijaństwie. Po ludzku niemożliwe do zrealizowania. No ale, kiedy przyjmę, że to jest Słowo Boga, że to Pan Bóg wie, co mówi i On mi daje siłę, żeby to uczynić. Z drugiej strony, jeżeli ja próbuję podjąć pewne akty, wyjść do człowieka, który jest moim nieprzyjacielem, którego kochać trudno, to Pan Bóg da mi siłę, żeby to moje działanie przyniosło owoce, żeby przemieniło naszą relację. Zobaczcie, tutaj tak naprawdę widać, że potrzebne są dwie strony w tym, żeby Pan Bóg mógł nas zbawić, mógł przyjść do nas, mógł do nas przychodzić. Z jednej strony potrzebna jest moja otwartość i moja chęć przyjęcia tego Słowa, czyli próba życia Nim. - podkreślił.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję