Reklama

Awantura o Turów

Ekoaktywiści razem z politykami w Czechach prawie sparaliżowali energetykę w Polsce. Zatrzymanie elektrowni w Turowie jest jednak niemożliwe ze względu na strategiczne bezpieczeństwo państwa.

Niedziela Ogólnopolska 23/2021, str. 46

Adobe.Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Decyzja Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej o zastosowaniu środka tymczasowego, polegającego na natychmiastowym wstrzymaniu wydobycia w kopalni do czasu ostatecznego wyroku, uderza w mieszkańców Bogatyni i okolic, a także zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Polski. – Żadne decyzje TSUE nie mogą naruszać obszarów związanych z podstawowym bezpieczeństwem krajów członkowskich – oświadczył premier Mateusz Morawiecki.

Arbitralna i niewykonalna decyzja sędziego TSUE zaskoczyła polityków i związkowców. Skargę zgłosili Czesi, którzy podnosili, że polskie władze wydały kopalni Turów koncesję bez wykonania oceny środowiskowej. W dodatku twierdzą, że kopalnia wpływa na obniżanie się wód gruntowych na terenach przygranicznych.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Udane konsultacje

Strona polska dowodzi jednak, że to nieprawda, bo kopalnia Turów otoczona jest górzystym terenem, co sprawia, że jej oddziaływanie na otoczenie jest zdecydowanie mniejsze niż jakiejkolwiek kopalni położonej na płaskim terenie. Czynnikiem wpływającym na obniżanie się wód gruntowych na tym obszarze jest susza hydrologiczna, czyli zbyt mała ilość opadów atmosferycznych. W Czechach susza jest największa od ponad 300 lat. PGE podkreśla, że zasoby wodne przy granicy czeskiej są od wielu lat monitorowane przez polsko-czeskie i polsko-niemieckie zespoły specjalistów, a wyniki badań potwierdzają, że kopalnia nie powoduje zmian w ujęciach wody pitnej.

Reklama

Kopalnia Turów może mieć potencjalne oddziaływanie tylko na jedno ujęcie wody pitnej w przygranicznej Uhelnéj, gdzie mieszka ok. 500 osób. Specjalnie dla tej wioski PGE buduje za 17 mln zł podziemny ekran, który ma powstrzymać odpływ wody. Podobny ekran został wybudowany pod koniec lat 80. ubiegłego wieku na granicy kopalni Turów i Niemiec, a jego skuteczność jest bardzo wysoka.

Przedstawiciele PGE wielokrotnie spotykali się zarówno z czeskimi ekspertami, jak i z mieszkańcami terenów przygranicznych. Hydrogeolodzy omawiali wątpliwości zgłaszane przez Czechów i wyjaśnienia te zostały przyjęte na spotkaniu kończącym konsultacje transgraniczne w październiku 2019 r., co jest poświadczone protokołem podpisanym przez przedstawiciela czeskiej delegacji. Bez protokołu nie byłoby raportu środowiskowego, a bez niego PGE nie uzyskałoby koncesji na dalsze wydobycie w kopalni Turów do 2044 r.

Polski problem

Konsultacje zakończyły się sukcesem, a kopalnia odkrywkowa w tym miejscu też nie jest zjawiskiem nadzwyczajnym, bo węgiel wydobywa się w tym miejscu od 1904 r. Przedłużona koncesja nie powinna więc nikogo dziwić. Elektrownia ma być zabezpieczeniem i stałym dostawcą energii przez najbliższe 23 lata, bo Polska potrzebuje czasu na transformację energetyczną i odejście od węgla. Dlatego w ostatnim czasie przeprowadzono szereg modernizacji w elektrowni Turów, dzięki którym do minimum zredukowany został poziom emisji do atmosfery. Oddany został również nowoczesny blok energetyczny za 4 mld zł, który jest najnowocześniejszą tego typu jednostką pracującą w całej Unii Europejskiej.

Według branżowego portalu BiznesAlert, do pracy nowego bloku i starych bloków elektrowni Turów potrzebna jest kontynuacja wydobycia w obszarze określonym w decyzji z 1994 r. Jeśli Czesi zablokują lokalne miejsce wydobycia, elektrownia będzie musiała kupić węgiel z innych źródeł. Najbliższe są w Czechach i Niemczech. Tak się jednak składa, że te niemieckie też należą do czeskich właścicieli – oligarchów, którzy pośrednio wspierają protesty przeciw rozbudowie kopalni w Polsce. Dodatkowo w sprawę zaangażowane są polskie organizacje ekologiczne i czeski minister środowiska, wieloletni dyrektor w firmie czeskiego premiera, też oligarchy oraz najbogatszego człowieka w Czechach. Co ciekawe, o wiele większe kopalnie z czeskim kapitałem nie mają takich problemów z ekologami, a okoliczni mieszkańcy – z wodą. Kopalnia Turów ma wielki problem, bo jest polska.

2021-06-01 09:28

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W Oświęcimiu aż trzy procesje na uroczystości 84. rocznicy śmierci św. Maksymiliana Kolbego

Utrudnienia będą w godzinach od 8.00 do 10.30 na drogach w Oświęcimiu, Brzezince i w Harmężach. Przejdą tam trzy procesje zmierzające do byłego obozu Auschwitz, gdzie odbędą się uroczystości 84. rocznicy śmierci Maksymiliana Kolbego – podała policja.

Pierwsza procesja wyruszy o godzinie 8.40 spod kościoła św. Maksymiliana Męczennika w Oświęcimiu, druga około godziny 8.30 spod Bramy Śmierci w Brzezince, a trzecia o godzinie 9.20 z sanktuarium Matki Bożej Wspomożenia Wiernych w Oświęcimiu. O godzinie 10.30 procesje spotkają się na terenie byłego KL Auschwitz I. Wierni wezmą udział w mszy świętej przy Bloku 11 – poinformowała rzeczniczka oświęcimskiej policji asp. szt. Małgorzata Jurecka.
CZYTAJ DALEJ

Nieznane oblicza świętego męczennika

Talentu do interesów mógłby mu pozazdrościć sam Rockefeller, z tą różnicą, że ten najbardziej przedsiębiorczy z polskich zakonników rozwijał biznes z potrzeby głoszenia Bożego słowa.

Świętego o. Maksymiliana Marię Kolbego znamy przede wszystkim jako męczennika, który oddał swoje życie za współwięźnia z Auschwitz. Ponadto był on także misjonarzem, przedsiębiorcą, który rozwinął w Polsce pierwsze medialne „imperium”, znawcą mediów, który najnowsze zdobycze technologiczne swoich czasów wykorzystał do głoszenia słowa Bożego. Pewnie gdyby żył dzisiaj, pierwszy napisałby tweeta lub wyemitował podcast na YouTubie. Poznajmy więc różne twarze św. Maksymiliana.
CZYTAJ DALEJ

Obywatel Niemiec odpowie za znieważenie i uszkodzenie flag Polski

2025-08-14 14:25

[ TEMATY ]

uszkodzenia

obywatel Niemiec

znieważenie flag Polski

Adobe Stock

Flaga Polski

Flaga Polski

Zarzut publicznego znieważenia flag Polski usłyszał 58-letni Niemiec Thomas S. Pod koniec lipca na moście granicznym w Słubicach (Lubuskie) zerwał on przyczepione do barierek flagi, kilka z nich wrzucił do rzeki, a pozostałe zostawił na moście – poinformowała Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wlkp.

Obywatel Niemiec Thomas S. przyznał się do popełnienia zarzuconego mu czynu i wyjaśnił, że w chwili zdarzenia był pijany i nie był w stanie wyjaśnić motywów swojego zachowania. Jednocześnie wyraził żal i skruchę.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję