Tak napisał Józef Piłsudski w liście do papieża Benedykta XV. Rzeczywiście, jesień 1918 r. przyniosła jednocześnie klęskę trzech państw zaborczych oraz poparcie państw zwycięskiej ententy dla postulatu wskrzeszenia Polski, a zatem przeżywana była przez wielu Polaków jako sekwencja niespodziewanych, wręcz cudownych wydarzeń. Ich skumulowanie w jednym czasie otwierało w sposób niemalże cudowny drzwi do wolności. Ludzie wierzący widzieli w tym działanie Bożej Opatrzności.
Kiedy trzeba było bronić świeżo wywalczonej niepodległości przed nawałą bolszewicką w 1920 r., a naród modlitwą szturmował niebo, Opatrzność odpowiedziała. Zwycięstwo przyszło przez Maryję, a sam Józef Piłsudski w rozmowie z kard. Aleksandrem Kakowskim miał powiedzieć: „Eminencjo, ja sam nie wiem, jak myśmy tę wojnę wygrali”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Dlatego kiedy posłowie zasiadający w pierwszym parlamencie Polski niepodległej – Sejmie Ustawodawczym uchwalali konstytucję z 17 marca 1921 r., widzieli w fakcie restytucji państwa po latach niewoli dar od Boga. I mimo że mieli świadomość „męstwa i wytrwałości ofiarnej walki pokoleń, które najlepsze wysiłki swoje niepodległości bez przerwy poświęcały”, na pierwszym miejscu w preambule do ustawy zasadniczej umieścili słowa: „My, Naród Polski, dziękując Opatrzności za wyzwolenie nas z półtorawiekowej niewoli...”. Niewątpliwie słowa te były świadectwem wiary tego pokolenia Polaków w Bożą interwencję, podobnie jak twórców Konstytucji 3 maja, gdy podejmowali decyzję o budowie Świątyni Opatrzności Bożej jako votum za dzieło naprawy Rzeczypospolitej. Budowa świątyni długo jeszcze musiała czekać na sprzyjający czas, ale wreszcie stała się faktem w wolnej Polsce i w 100. rocznicę tamtej niepodległości była miejscem dziękczynienia za dar Bożej Opatrzności.
Promienie Bożego światła
Kiedy zaczynała się noc zaborów, wielu Polaków nie wierzyło, że naród bez państwa może przetrwać. A jednak w tej ciemności, wydawałoby się nieprzeniknionej i beznadziejnej, tliło się światło. Mówił o nim abp Stanisław Gądecki w kazaniu z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości w Świątyni Opatrzności Bożej. Dziękował „ polskiemu domowi (...) i jego staraniom na rzecz podtrzymania miłości do ojczyzny (...) – wszystkim organizatorom pracy u podstaw, którzy krzewili gospodarność, pracowitość, oświatę pośród uboższej ludności i przygotowywali ją do konkurencji z zaborcami (...), twórcom ówczesnej kultury, która kształtowała dusze Polaków, gwarantując im zachowanie ich tożsamości (...), duchowieństwu, które pracowało wówczas nad świętością ludu polskiego” oraz „tym, którzy w kolejnych pokoleniach, walcząc z zaborcami, złożyli najwyższą ofiarę krwi”.
Wielcy z wielkich
Wielkimi „światłami” byli wtedy nieznani szerzej giganci ducha, którzy stali się dla swego otoczenia znakiem Bożej obecności i przewodnikami, a później byli wynoszeni na ołtarze. Stawali się źródłem odrodzenia duchowego wspólnoty, które byłojednym z najważniejszych szlaków wiodących ku niepodległości. Ich liczba, nagromadzona w tym czasie, jest zdumiewająca. Wymieńmy niektórych z nich.
Reklama
Uczestnik tajnych związków, więzień carski, niestrudzony organizator zgromadzeń bezhabitowych, kapucyn o. Honorat Koźmiński; dwaj powstańcy: Adam Chmielowski, później znany jako Brat Albert, który dostrzegając Boga w najbiedniejszych, poświęcił życie trosce o nędzarzy i żebraków, stał się jednym z nich, oraz Rafał Kalinowski, zesłaniec (10 lat katorgi), późniejszy karmelita, nazywany „męczennikiem konfesjonału” – obaj zostali kanonizowani przez Jana Pawła II. Do grona świętych zaliczono też arcybiskupa Warszawy Zygmunta Szczęsnego Felińskiego (20 lat na zesłaniu) i ks. Zygmunta Gorazdowskiego, nazywanego ojcem ubogich. Na ołtarze została wyniesiona Maria Teresa Ledóchowska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego, zwanych popularnie urszulankami, która organizowała w okresie zaborów szkolnictwo katolickie w Petersburgu. Powtarzała często: „Naszą polityką jest miłość. I dla tej polityki jesteśmy gotowe poświęcić nasze siły, nasz czas i nasze życie”.
W okresie zaborów żył także późniejszy błogosławiony – Edmund Bojanowski, który zaangażował się w aktywność patriotyczną w znanym w pierwszej połowie XIX wieku w Wielkopolsce ośrodku polskiej myśli i czynu – Kasynie Gostyńskim. Już wtedy włączył się w działalność oświatową i charytatywną, organizując ochronki dla dzieci, szczególnie na wsiach. Założył Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Najświętszej Maryi Panny. Zmarł w 1871 r. w opinii świętości.
W tym okresie kształtowała się duchowość również innych wielkich polskich świętych i błogosławionych: Maksymiliana Marii Kolbego, Heleny Kowalskiej – późniejszej s. Faustyny, prymasa Stefana Wyszyńskiego, Karoliny Kózkówny, Rozalii Celakówny oraz bp. Michała Kozala, którego życie dopełniło się w obozie koncentracyjnym w Dachau. W tym czasie na ziemi wileńskiej dojrzewało także powołanie ks. Michała Sopoćki, który już w Polsce niepodległej spotkał s. Faustynę, i to spotkanie odmieniło jego życie.
W rękach Matki
Kościół pod zaborami był czynnikiem jednoczącym rozczłonkowany kordonami państw zaborczych naród polski, w czym najważniejszą rolę odegrał kult Matki Bożej i jego centrum, czyli Jasna Góra – cel masowych pielgrzymek ze wszystkich zaborów, zwłaszcza w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku.
Wielkim darem nieba były wtedy, w 1877 r., objawienia Matki Bożej w Gietrzwałdzie. W ówczesnej polskiej prasie nie brakowało głosów świadczących o wierze w Bożą opiekę nad cierpiącym narodem za pośrednictwem Bożej Matki z Gietrzwałdu. W jednym z tekstów z tamtego czasu czytamy: „Zwracam się do braci Polaków. Polacy katolicy! Których wiekowa niedola gniecie, których opuścili wszyscy możni na świecie, a nad którymi wielu pastwi się – a tylko Bóg i Niepokalanie poczęta Najśw. Marya i Ojciec św. nami się opiekują – módlmy się gorąco do tej Pocieszycielki naszej, a przyjdą nam lepsze czasy”. W Gońcu Wielkopolskim napisano: „.. tu z Gietrzwałdu, wioski na wskroś polskiej, leją się nowe skarby i nowe pociechy do tak okrutnie uciemiężonej Kongresówki i Litwy. Czyż to nie cuda Opatrzności? Czy to nie nowe dowody, że Boże zmiłowanie bliskie?”. Następnie autor apelował: „Rodacy! Padajmy na twarz przed miłosierdziem Bożym. Korzmy się w prochu – pokutujmy i czyńmy owoce pokuty”.
Również dzisiaj, kiedy widzimy nowe chmury nad naszą niepodległością, kiedy potrzebujemy odrodzenia duchowego, aktualne jest wezwanie do odnowienia przymierza z Bogiem i podjęcia pokuty, do czego wzywali Polacy sprzed ponad 100 lat, pokrzepieni objawieniami w Gietrzwałdzie. Wtedy Opatrzność odpowiedziała. Z pewnością i dziś to uczyni.