Tak wiele słów słyszymy i wypowiadamy każdego dnia – zarówno wielkich i ważnych, jak i małych i karłowatych. Jedne są głęboko przemyślane, inne wypowiadane pod wpływem emocji. Każde z nich ma wpływ na nas i nasze otoczenie. Każde z nich nas zmienia, może nas uświęcać lub ogołocić ze świętości. Czasem słowa nas prowokują. Za jednymi idziemy jak w ogień, inne nas odstraszają. Często mówimy wielogłosem, przekrzykujemy się, nie słuchamy siebie nawzajem, miotamy się w kłamstwach i półprawdach. Zdarza się, że nawet w Kościele czujemy się zagubieni, bo słyszymy słowa, za którymi nie idzie czyn; bo w szumie medialnej ewangelizacji słyszymy kaznodziejów, którzy bazują na swoich odczuciach, a nie na Słowie Boga; bo wciąż w Kościele powtarza się historia z czasów św. Pawła Apostoła: „Ja jestem Pawła, a ja Apollosa”, ja jestem o. Daniela, a ja o. Tadeusza, ja... ja... ja... „Ja” w centrum. Gdzie w tym szumie jest miejsce dla Chrystusa? Gdzie jest przestrzeń dla Jego słowa?
Reklama
W tej codziennej wojnie między wyznawcami Chrystusa, którzy przekrzykują się tak, jakby prawda należała do tego, który jest głośniejszy, przychodzi Pan, by osiąść w tej krainie mroku, by zamieszkać na pograniczu naszych serc i głosić nam prawdę o zbawieniu. Czyni to spokojnie, bez medialnego szumu, a na posłańców Dobrej Nowiny wybiera prostych rybaków, którzy pokładają ufność w Jego mocy, a nie w ukończonych szkołach i oratorskich zdolnościach. I okazuje się, że to właśnie ich nieporadne słowo zakotwiczone w Słowie samego Boga ma wielką moc – zmienia świat, zapala światło.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bez zjednoczenia ze Słowem Boga nasza mowa będzie jak fajerwerki na ciemnym niebie. Ucieszy na chwilę, może nawet na chwilę rozjaśni mrok, ale nie przyniesie światła nadziei, które nigdy nie zgaśnie. Bieganie za fajerwerkami może się skończyć rozczarowaniem i pozostaniem w ciemności, z której Chrystus chce nas wyprowadzić.
Jak w szumie świata odnaleźć to światło? Zdarza się, że szukając odpowiedzi na dręczące nas pytania o sens życia, słuchamy wszystkich, tylko nie Tego, który to życie nam dał i zna drogę do szczęścia. Zadowalamy się namiastkami, prywatnymi objawieniami czy wizjami, a nie sięgamy do źródła, nie bierzemy do ręki Pisma Świętego.
Marzę o Kościele, w którym wszyscy rybacy ludzi będą mówili jednym głosem – głosem Chrystusa, który ich powołał. Marzę o Kościele, w którym wszyscy wierni będą słuchali Boga i czytali list, który im zostawił. Marzę o Kościele, w którym, choć czasem, zapadnie milczenie i znikną przepychanki i podziały. Marzę... i wierzę, że to marzenie może się spełnić.
Dwa tysiące lat temu Chrystus osiadł na pograniczu ziem Zabulona i Neftalego, by wnieść tam światło. Dziś przychodzi, by zamieszkać także tu, w podzielonym Kościele, na pograniczu wiary i odrzucenia Boga, na pograniczu zaufania Stwórcy i pokładania ufności we własne siły, miłości Boga i miłości świata. Przychodzi i mówi: „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie”. Nie zwlekaj. Zaufaj Jego słowu i pójdź za Nim.