Ks. Rafał Witkowski: Siostry albertynki (Zgromadzenie Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim) pracują w przytuliskach dla bezdomnych, jadłodajniach dla głodnych, domach opieki i domach pomocy społecznej, świetlicach i ochronkach, domach samotnej matki, hospicjach oraz domach księży emerytów. Jak Siostry realizują w praktyce charyzmat albertyński?
S. Sergia Walczak: Święty Brat Albert mawiał: „Niech siostry idą tam, gdzie nikt nie chce pójść”. Obecnie pracuję w jadłodajni dla ubogich i bezdomnych w Poznaniu. Aby w pełni realizować charyzmat pójścia do tych najbiedniejszych, nie wystarczy dać im gorącą zupę i porozmawiać. Trzeba zagłębić się w człowieka, wejść w jego problemy i zobaczyć, w jakich warunkach żyje, pobyć z nim. Chodzę po pustostanach i mieszkaniach, gdzie, niestety, znajduję ludzi w opłakanym stanie.
Reklama
Może Siostra podać jakiś przykład?
Choćby niedawno: pan Staszek przychodził do nas, do jadłodajni, po ciepły posiłek. Od jakiegoś czasu przestał się pokazywać. Wybrałam się do niego. Znalazłam go zarośniętego, leżącego w łóżku, wśród stosu śmieci. Ktoś przynosił mu obiad, ale pan Staszek nie był w stanie go zjeść, bo nawet nie mógł podnieść głowy. Poszłam do niego wraz z dwiema wolontariuszkami oraz jedną z sióstr albertynek. Wyrzuciłyśmy ponad dwadzieścia ogromnych worków śmieci. Zmieniłyśmy kołdrę, ogoliłyśmy go. Nasza intensywna praca trwała 3 dni. Do tego karmiłyśmy go kilka razy dziennie. Kiedy zapytałam, jak się czuje, powiedział: „Nowocześnie!”. Poprosiłam o pomoc sąsiadów, żeby karmili pana Staszka. Po 3 miesiącach znowu zaczął do nas przychodzić. Powiedział: „Siostro, przychodzę specjalnie codziennie, aby popatrzeć na ciebie, bo uratowałaś mi życie”. Tak niewiele potrzeba, aby uratować człowieka.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
A jak wygląda codzienność Siostry?
S. Klara Czepułkowska: Moja posługa dotyka inną sferę. Jestem pielęgniarką w Przytulisku św. Brata Alberta w Opalenicy. Jest to dom opieki, w którym pomagamy osobom chorym, niepełnosprawnym. Przeważnie są to osoby starsze, które nie mają zapewnionej opieki w domu, ponieważ albo są samotne, albo ich bliscy są w pracy. Rys albertyński polega na tym, aby odnajdować znieważone oblicze Pana Jezusa w drugim człowieku, bez względu na to, czy jest to bezdomny, brudny, leżący na ulicy, czy też jest to chory, niepełnosprawny, samotny. Ludzie w przytulisku może nie tyle są biedni materialnie, ile są bardzo biedni duchowo, bo często czują się odrzuceni przez rodziny i osamotnieni. Bardzo ważne jest, aby traktować ich z godnością. Potrzebują bliskości, ciepła, miłości...
Jak odkryła Siostra swój własny charyzmat?
Kiedy zamierzałam wstąpić do Zgromadzenia Sióstr Albertynek, bardzo mocno trafiły do mnie słowa z Pisma Świętego: „Po tym poznaliśmy miłość, że On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3, 16). Ten fragment tak mnie dotknął, że utwierdziłam się w decyzji, by zostać albertynką. Chcę się uczyć takiej miłości, jaką ukochał nas Chrystus. A prawdziwa miłość to oddawanie życia.
Reklama
Czy można w służbie chorym oddawać życie?
Ta moja codzienna posługa ma coś z tego. Ciężko pracujemy, bo często brakuje personelu i jest dużo pracy wśród chorych. W tym trudnym doświadczeniu stwierdziłam, że nie ma co marudzić i narzekać, ale każdego dnia trzeba podejmować cierpienia. Moja posługa może mieć dwa bieguny: jednym z nich jest bezpośrednia posługa chorym, a drugim – ofiarowanie tego trudu w jakiejś intencji. Czasami jestem tak zmęczona, że już nie mam siły na nic. Dlatego ważne jest, by nie marnować tego trudu, ale ofiarować go w intencji kogoś, kto np. prosi nas o modlitwę w konkretnej sprawie.
Jakich trudności doświadcza Siostra w swojej posłudze?
S. Sergia Walczak: Może się wydawać, że nasza praca pięknie się udaje i wszystko jest takie proste. Trudności doświadczam jednak bardzo często... Niejednokrotnie do jadłodajni przychodzą pijani i proszą o jedzenie. Kiedy mówię im, że skoro mają na picie, to niech też kupią sobie bułkę, wówczas często wyzywają mnie od najgorszych. To nie jest tak, że przychodzą na zupę i dziękują za nią uśmiechnięci. Często nie tylko nie dziękują, ale siarczyście nas wyzywają. Wielką trudnością jest dla mnie to, kiedy przychodzą ludzie młodzi bezpośrednio po wyjściu z więzienia i nie mają dokąd się udać. Nie pójdą do domu, bo rodzina ich nie akceptuje albo sami wstydzą się tam wrócić. Trudno znaleźć im noclegownię. Czasami nawet pustostany są zajęte. Przykro mi patrzeć na to, że ich cały dobytek to np. plecak i dwie reklamówki. Doświadczam wtedy wielkiej bezradności, choć staram się podpowiedzieć, gdzie mogą się schronić. Zachęcam ich, by próbowali ułożyć sobie życie: znaleźć pracę, normalne mieszkanie.
Reklama
Co zrobić w chwilach bezradności?
Nie tylko wtedy, ale w różnych momentach próbujemy pokazać ubogim, że najpierw trzeba zwrócić się do Pana Boga – uklęknąć, modlić się, prosić. Mamy wiele osób nawróconych: po 30, 20 czy po 12 latach. Idą do spowiedzi i płaczą, bo nie wiedzieli o tym sakramencie albo dlatego, że mogli to uczynić wcześniej.
Te przykłady chwytają za serce, zwłaszcza ludzi, którzy nie doświadczyli bezpośrednio ubóstwa, bezdomności, niezaradności. Do czego zachęciłyby Siostry tych, którzy nie mieli styczności z biednymi?
Zachęciłabym do przyjścia na wolontariat i podjęcia posługi np. w jadłodajni czy w domu opieki. Byłaby to okazja do porozmawiania z ubogimi, zapoznania się z nimi. Warto też zorganizować zbiórkę żywności albo odzieży, koców, śpiworów. Aby pokazać, jak wyglądają realia życia ludzi ubogich, zabrałabym chętnych do pustostanów, gdzie żyją bezdomni. Gdy jedna z poznańskich parafii przygotowała paczki dla ubogich, udaliśmy się z dwoma zamożnymi panami do biednych rodzin. Kiedy zobaczyli ubóstwo, wilgoć, brud, jeden z nich powiedział: „Siostro, zaprowadź mnie do jakiejś normalnej rodziny”. Innym razem zabrałam ich zimą do pustostanów. Warunki surowe: stara szklarnia bez okien, bez drzwi, dwie wersalki, do tego mróz. Nie wytrzymali więcej niż kilka minut i wyszli. Byli zdruzgotani, w jakich warunkach żyją ludzie. Czasami warto pokazać rzeczywistość...
S. Klara Czepułkowska: Dodałabym jedno: nie można przyklejać ludziom etykietek. Są sytuacje, o których nie wiemy. Nie każdy bezdomny jest winny swej bezdomności. Czasami wiąże się to z trudną sytuacją w dzieciństwie albo z pobytem w domu dziecka. Często taki człowiek nie zaznał miłości...