Miłosierdzie to przejaw miłości Boga, to przypomnienie, że mimo naszych grzechów, słabości i odchodzenia od Niego, Bóg nas kocha. W sakramencie pojednania Bóg nieustannie czeka na nasze powroty. Praktycznie rzecz ujmując, codziennie się brudzimy i codziennie się myjemy, by być czystymi. I podobnie jest w życiu duchowym. Jak naucza papież Franciszek: Bóg nie nudzi się przebaczaniem – tłumaczy istotę miłosierdzia ks. Szczepan Sowa, proboszcz parafii Miłosierdzia Bożego w Dziepółci.
Boże kochanie
Parafianie również podzielili się z Niedzielą swoimi doświadczeniami związanymi z Bożym wybaczeniem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
– Miłosierdzie Boże jest dla nas opoką i podporą. Jest to opieka nade mną, czuję ją w każdej chwili. W trudnych sytuacjach modlitwa do Bożego Miłosierdzia pomogła mnie i mojej rodzinie – opowiada Jadwiga Kłosowska. – Jestem rolnikiem i Boże Miłosierdzie jest dla mnie szczególnym przejawem Bożej mocy. Rolnik zawsze prosi Stwórcę o dobrą pogodę, o obfite zbiory, a naszą parafię jakoś szczęśliwie omijają klęski żywiołowe – zauważa Zdzisław Rudek, członek rady parafialnej. – Boże Miłosierdzie jest dla mnie wsparciem. Kiedy mnie spotkała tragedia, o której nie chciałabym rozmawiać, modliłam się do Bożego Miłosierdzia i pomogło – zwierza się Maria Bogacz. – Boże Miłosierdzie to jest sam Bóg, to jest wiara w Niego, to jest Jego miłość – podkreśla Krzysztof Kuśmierz, organista. – Boże Miłosierdzie to dla mnie miłość i otwartość Boga na nasze problemy – wskazuje Katarzyna Śliwowska. – Wezwanie parafii – Boże Miłosierdzie – to po prostu Boże kochanie – podsumowuje refleksje wiernych Jan Śliwa.
Ich świątynia
Teresa Śliwa i Grażyna Pyka są związane z parafią od samego początku. Traktują ją jak dom. Doskonale pamiętają dzień 18 lipca 1984 r., kiedy to w Dziepółci została odprawiona pierwsza Msza św. Jak wspominają panie, nabożeństwo odbyło się pod brzozą, która rosła w zrujnowanej świątyni.
– Budynek kościoła został wykupiony w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku od ewangelików. Ksiądz Marek Czernecki z Dmenina przyjechał, zobaczył zrujnowaną świątynię i postanowił ją z nami uratować. Pracowałem przy renowacji budynku, który został wyremontowany siłą miejscowych rąk. Ostatnio wymienialiśmy okna i drzwi, w dalszej kolejności na wiosnę chcemy zamontować witraże. Dostaliśmy trochę funduszy. Kogo pan z naszej wspólnoty zapyta, to wszyscy mówią: U nas coś się dzieje. Teraz mamy blisko i mamy swojego proboszcza – cieszy się Zdzisław Rudek, członek rady parafialnej.
Reklama
Jan Śliwa był przy powstawaniu parafii. Jeździł do warszawskiego Konsystorza, by załatwiać zakup budynku świątynnego od wspólnoty ewangelicko-augsburskiej. – Fundusze na zakup były nasze, potem częstochowska kuria też nam pomogła. Pieniądze zbieraliśmy po wsi. Budynek kupiliśmy w 1984 r., a już w 1986 r. byliśmy parafią. W dwa miesiące przygotowaliśmy budynek do użytku, w którym zamiast dachu było widać niebo. Wszystko, co jest w kościele, to wkład pracy wiernych. Wszystko społecznie zrobiliśmy i odbudowaliśmy go w całości. Tamto okno sam zrobiłem, bo wcale go nie było – mówi z satysfakcją p. Śliwa.
– Kościół remontowała cała wieś. Z Bożą pomocą i parafianami można góry przenosić – śmieje się Maria Bogacz i dodaje: – Jestem zadowolona, że mamy własny kościółek i nie wyobrażam sobie, gdyby go nie było. Zdaję sobie sprawę, że nasza parafia jest zagrożona, bo jest trochę za mała, by przetrwać.
Ich parafia
Parafianie, którzy mieszkają tutaj od lat, są mocno związani z kościołem. – Oni i ich rodzice tę świątynię odnawiali i ten trud jest pokoleniowo przekazywany z ojca na syna. Dlatego część tego najmłodszego pokolenia angażuje się w parafialne przedsięwzięcia. Schola obecnie liczy 6 osób, Liturgiczna Służba Ołtarza składa się z 9 ministrantów, a parafia liczy 600 osób. Staramy się przyciągnąć młodych. W maju wyjeżdżamy z dzieciakami na weekend do Niedzicy. Będzie to wyjazd nie tylko turystyczny, bo każdego dnia będzie sprawowana Msza św. Tym sposobem też budujemy wspólnotę – mówi ksiądz proboszcz.
Reklama
Katarzyna Podolak od dwóch lat kieruje parafialną scholą. Jest z niej bardzo dumna. Udało się ją powołać przy wsparciu ks. Szczepana. O swoich podopiecznych wyraża się w samych superlatywach. – Widziałam ich drogę nawrócenia od początku, kiedy zaczynaliśmy. Teraz mogę szczerze powiedzieć: oni głoszą Pana Boga i Jego miłość. Kiedy rozmawiałam z ks. Szczepanem na temat scholi, to zgodziliśmy się, że schola musi być zbudowana na fundamencie Chrystusa. Schola w parafii nie służy do występów artystycznych, ale śpiewa ku chwale Boga i pożytkowi ludzi. Wierni słuchacze powinni mieć szansę „wejść” nie tylko w melodię, ale i w słowa pieśni. Próby mamy w soboty. Sprawiają nam ogromną radość. Wkładamy sporo pracy, by się dobrze przygotować do posługi w parafii – przekonuje p. Katarzyna.
Ich proboszcz
– Cieszymy się, że mamy blisko kościół. Od zarania parafii organizowaliśmy pielgrzymki na Jasną Górę. Byłem na pielgrzymce już 33 razy, a pierwsza miała miejsce w 1984 r. Wtedy poszło 120 osób, a jak na wieś, która wówczas liczyła 750 osób, było to bardzo dużo – przypomina fakty z historii dziepółckiej wspólnoty Jan Śliwa.
– Ksiądz proboszcz to dobry organizator, przyciąga młodych. Scholka to efekt jego starań. Ksiądz proboszcz jest jeszcze młody, musi być aktywny. Kiedy ja byłem młody, to na wieży kościoła dzwon montowałem – mówi z uśmiechem Jan Śliwa. – W naszej parafii chce się być, a zawdzięczamy to przede wszystkim naszemu księdzu proboszczowi, który czyni wszystko, byśmy w każdej chwili życia czuli Boże Miłosierdzie – tłumaczy Katarzyna Śliwowska i podkreśla: – Odkąd ks. Sowa do nas przyszedł, to w parafii nastąpiła duża zmiana. – Ksiądz proboszcz jest u nas krótko, a już bardzo dużo zrobił. Parafia jest nieduża, ale zgrana, tutaj wszyscy się znają. Może się utrzymamy – wyraża nadzieję Krzysztof Kuśmierz, który od 17 lat jest parafialnym organistą.
***
W rozmowach z parafianami stale przewijał się niepokój związany z przetrwaniem tak małej wspólnoty. – Cieszymy się, że mamy swój kościół, że mamy gdzie przyjść, ale nie wiadomo, co będzie dalej, za dwa, trzy lata, kiedy zabiorą księdza i połączą parafie – martwi się Jadwiga Kłosowska.
Rodzi się zatem pytanie: czy kryterium łączenia wspólnot będzie się opierało tylko na administracyjnych założeniach, czy też zostanie uwzględniona duchowa żywotność parafii?