Boże Narodzenie to opowieść o dzieciach. Najpierw o nowonarodzonym chłopcu, któremu po ośmiu dniach nadano imię Jezus, zmuszonemu do ucieczki do Egiptu, a potem o dużej liczbie małych chłopców zamordowanych przez siepaczy Heroda. Niestety, opowieści o dzieciach uchodźców i dzieciach zabijanych mają swoje współczesne wersje.
W dalekim Irbilu
Habiba to imię, nazwisko zaś brzmi bardzo oryginalnie – Mohammad Awdel Mohammad. Ma 12 lat i mieszka w obozie dla uchodźców w pobliżu Irbilu, stolicy autonomii Kurdystanu, na północy Iraku. Jest córką chrześcijan obrządku melchickiego, mama samotnie wychowuje ją i piątkę młodszego rodzeństwa już od trzech lat. Ojciec został zamordowany przez terrorystów z tzw. Państwa Islamskiego. Dziewczynka marzy o tym, aby zostać lekarką. Widziała wielu swoich rówieśników z kikutami rąk i nóg, chciałaby nauczyć się zakładania protez.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Być może do spełnienia pragnienia Habiby przykłada się jedna z lubelskich rodzin, która comiesięcznie przekazuje kwotę 100 dolarów. To wystarcza, aby pokryć koszty nauki, leczenia i wyżywienia młodej Kurdyjki. Fundatorzy pomocy należą do grona kilkudziesięciu lublinian, którzy uczestniczą w programie „Przywrócić marzenia”. Można dołączyć do tego wspaniałego charytatywnego dzieła: https://solidarity.com.pl/.
W bliskim Lwowie
Reklama
Lilia żyje dwa tysiące kilometrów od Habiby, ale tylko dwieście od Lublina, w Winnikach pod Lwowem. Ma 10 lat i od kilkunastu miesięcy jest półsierotą. Mama nauczyła ją, aby mówiła, że jej tata nie umarł, ale oddał życie za Ojczyznę. A to duża różnica. Umierać może każdy, a za wolność swojego kraju oddają życie tylko niektórzy, bohaterowie. Lilia nie płacze, wspominając ojca; wspomina go z dumą i powagą. Ponadto musi to wszystko po swojemu tłumaczyć Jurijowi, sześcioletniemu bratu. Mama pracuje długo, więc dziewczynka wciela się w rolę przewodniczki po życiu wobec brata.
Lilia i Jurij są w grupie 94 dzieci w wieku od 1 do 16 lat, objętych pomocą jednego z lwowskich wojskomatów (komenda wojskowa). Major Rusłan Rud oddelegowany został do smutnej, ale odpowiedzialnej funkcji, kogoś w rodzaju „zwiastuna śmierci”. Przynosi do rodzin wiadomości o śmierci ojców, synów, braci czy mężów. Nie poprzestaje na tym, odwiedza stale rosnącą wspólnotę w dniach urodzin dzieci. To jego własna, ponadobowiązkowa inicjatywa.
Przed Mikołajem, obchodzonym już w wersji europejskiej 6 grudnia, szukał pomysłu na prezenty dla dzieci. Jego jednostka mogła przekazać jedynie po kostce chałwy. Przez ks. Olega Salomona, profesora lwowskiego seminarium, jego prośba o wsparcie dotarła do Lublina, a kilka tutejszych firm ofiarowało słodycze, przybory szkolne, zabawki i ubrania. Kolejna partia dla dzieci zabitych ukraińskich żołnierzy dociera właśnie do Lwowa. Teraz upominki są bardziej spersonalizowane, bo darczyńcy już wiedzą, że Lilia lubi kolor zielony. Darczyńcy to ludzie z różnych kościelnych wspólnot w Lublinie i diecezji.
Modlitwa i dar
Ile ukraińskich dzieci zginęło w Buczy czy Irpieniu pod Kijowem? Nie wiemy. Łatwiej zapada w pamięć niepełnosprawna dziewczynka, ugodzona śmiertelnie rakietą w Winnicy, w dziecięcym wózeczku razem z lalką. Nikt nie policzył też małoletnich ofiar wojny w Syrii i Iraku i innych miejscach konfliktów zbrojnych. Tak samo nie wiemy, ilu niewinnych chłopców zgładził Herod. Dzieci są ofiarami brudnych gier prowadzonych przez polityków, władców narodów i terrorystów.
Jesteśmy bezradni wobec tych dramatów? Nie do końca. Mamy różańce, modlitwy i możemy wspierać osierocone dziewczynki i chłopców nawet drobną ofiarą, która niesie nadzieję.