Reklama

Kościół

Chrzest to nie magia

Po co ludzie niewierzący, obojętni religijnie czy niepraktykujący decydują się na chrzest dziecka? Dla tradycji, dla spokoju w rodzinie?

Niedziela Ogólnopolska 28/2025, str. 10-13

[ TEMATY ]

chrzest

Adobe Stock

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Zanim usiadłem do spisania tej garści refleksji, zadałem powyższe pytania kilku wybranym osobom. Usłyszałem różne odpowiedzi, od „właściwie nie wiemy dlaczego”, przez „bo tak wypada”, „dla tradycji”, „żeby ludzie nie gadali”, „żeby dziecko dobrze się chowało i nie chorowało”, aż po: „rodzice (ewentualnie dziadkowie) to na nas wymusili”. Szczególnie dużo do myślenia dała mi odpowiedź mojej znajomej, która nie ochrzciła dziecka. – Brzydzę się hipokryzją – powiedziała. – Doszłam do wniosku, że skoro jestem osobą niewierzącą, to nie mogę obiecać podczas obrzędu chrztu czegoś, czego z góry wiem, że nie dotrzymam. Teściowej, która próbowała wymusić na nas chrzest naszego syna, odpowiedziałam, że nie ma sprawy – możemy go ochrzcić, ale pod warunkiem, że zajmie się od A do Z jego religijnym wychowaniem. W tym momencie temat się urwał – zakończyła opowieść znajoma...

Reklama

Wielu duszpasterzy mówi o totalnej ignorancji religijnej rodziców i chrzestnych, dla których słowa z liturgii chrztu nic nie znaczą... Zapytam: a skąd mieliby zaczerpnąć solidną wiedzę i formację religijną? Z koślawego przekazu w rodzinach, w których niedzielna Msza św. (jeśli rodzice w ogóle na nią regularnie uczęszczają) nie przekłada się na codzienną atmosferę i standardy moralne? Z nudnych podręczników do katechezy szkolnej? Z powierzchownego, „po łebkach” przygotowania do chrztu, jakie oferuje im parafia? Potem, podczas liturgii chrztu słyszą: „Prosząc o chrzest dla swojego dziecka, przyjmujecie na siebie obowiązek wychowania go w wierze, aby zachowując Boże przykazania, miłowało Boga i bliźniego, jak nas nauczył Jezus Chrystus. Czy jesteście świadomi tego obowiązku?”. No nie! W ogromnej części przypadków rodzice nie są tego świadomi! Odpowiadając twierdząco, świadomie lub nieświadomie kłamią. Ustami wyrzekają się grzechu, choć na co dzień w nim żyją, i wyznają wiarę w Trójcę Świętą, którą na co dzień się nie kierują.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Dlaczego tak się dzieje? Bo sami nie zostali wprowadzeni w wiarę i jej tajemnice. Pozostali na poziomie rodzicielskich przestróg: „Bądź grzeczny, bo jak nie, to Bozia cię ukarze”, oraz wyniesionej z katechezy głównej prawdy wiary, że „Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze”. Nikt jednak nie wprowadził ich w relację z żywym Bogiem, z Kimś, kto naprawdę istnieje i kto kocha ich do szaleństwa, aż po krzyż, a jeśli wymaga, to dlatego, że chce dla człowieka jego prawdziwego dobra.

– Składają zobowiązanie, choć wiedzą, że słowa nie dotrzymają – mówi znajomy kapłan. – To nieuczciwe wobec Boga, rodziny, ale przede wszystkim wobec dziecka.

Tak – to jest nieuczciwe, a Kościół milcząco się na to godzi. Kto wie – może w ten sposób sam jest nieuczciwy wobec tych rodziców, bo zamiast po ojcowsku, z miłością „wygarnąć” im prawdę prosto w oczy, wchodzi w tę grę pozorów...

– Czy ksiądz powinien takie dzieci chrzcić? – kontynuuje ów kapłan. – Wiemy, że nie może odmówić sakramentu chrztu, nawet rodzicom żyjącym niezgodnie z wymaganiami Kościoła, rozwodnikom w drugich związkach czy żyjącym w wolnych związkach, ale czy powinien?

Reklama

Wydaje mi się, że jeśli zauważa u rodziców i chrzestnych prześmiewczy stosunek do sakramentu – powinien odmówić (mając świadomość, że pójdą do innego, bardziej „tolerancyjnego” proboszcza, który im nie odmówi). Jest tylko jedno „ale”: odmówić też trzeba umieć. Należy to uczynić z kulturą osobistą, cierpliwością, umiejętnością powiedzenia „nie” w sposób, który nie obraża, lecz daje do myślenia; nie odrzuca, tylko zaciekawia. Tego nie da się zrobić, jeśli ksiądz popadł w „rutynę biura parafialnego”, w którym prowadzi się „usługi duchowe”.

Dlaczego zatem księża chrzczą dzieci w takich nierokujących na przyszłość przypadkach? Tłumaczą to faktem działania łaski sakramentu, jego skuteczności i ważności ex opere operato (niezależnie od postawy przyjmującego) i mają zapewne rację. Dodałbym tylko, że byłoby dobrze, gdyby przygotowanie do chrztu było faktycznie przygotowaniem, a więc serią spotkań (warsztatów, konferencji, rekolekcji, nabożeństw), które stworzyłyby rodzicom realną szansę uporządkowania ich wiary. Konieczność systematycznego poświęcania czasu na takie spotkania – starannie, „na błysk” przygotowane – być może odsiałaby amatorów chrztu jako zabiegu magicznego lub uroczystości mającej na celu uciszenie i zadowolenie rodziców i dziadków...

Dodajmy, że w wielu parafiach sposób sprawowania liturgii chrztu też – delikatnie mówiąc – „nie powala”. Zdradzający rutynę głos księdza, który robi to tysięczny któryś raz w życiu, Litania do Wszystkich Świętych skrócona do Matki Bożej, św. Jana Chrzciciela i św. Józefa (nie wezwać w takim momencie wstawiennictwa imiennika chrzczonego dziecka?), biała sz(m)atka z jej głębokim, ale nieczytelnym, bo zazwyczaj niewytłumaczonym rodzicom sensem. Odpalenie świecy od paschału jako symbol przyjęcia światła Chrystusa... A czym właściwie jest to „światło Chrystusa” i co to znaczy „przyjąć” je?

Reklama

Chrzest – podobnie jak ślub czy pogrzeb – to nieprawdopodobna wręcz szansa duszpasterska, aby dotrzeć do tych, których być może od dawna nie ma już w Kościele. Czy przypadkiem nie jest ona marnowana?

Tomasz Strużanowski

Reklama

W debacie na temat: „czy warto chrzcić dzieci osób niewierzących”, odnalazłabym argumenty zarówno za odmową, jak i za udzieleniem tego sakramentu. Z jednej strony wiemy, że nie jest to zwykły rytuał. Ma on wielką moc, znaczenie wręcz kluczowe. W książce Z Jezusem przez Biblię, skierowanej do dzieci, chrzest w Jordanie opisany jest w tak piękny sposób, że w czasie sakramentu udzielanego mojej najmłodszej córce jej starsze rodzeństwo, które zna tę książkę na pamięć, chciało wyjść przed kościół, by spojrzeć w otwierające się niebo, z którego Bóg Ojciec przemówi, że oto mała Ania staje się Jego dzieckiem. Oczywiście, zgadzam się ze stwierdzeniem: „nie ma takiej łaski, której nie można zmarnować”, ale jednak sakrament chrztu ma wielką moc. Jak więc odmówić go małej, bezbronnej istocie? Dlaczego nie ułatwić temu dziecku powrotu do Boga, nawet jeśli wychowa się w rodzinie niewierzącej, żyjącej daleko od Kościoła (i metaforycznie, i dosłownie)? Z drugiej strony mam jednak poczucie, że wciąż panuje podejście: „płacę, żądam, wymagam”. Kładziemy 300 zł na stół w kancelarii i chcemy dostać tę fajną „szopkę” z polewaniem głowy, zapalaniem świeczki od większej świecy i nakrywaniem białą „chustką”. A skoro kasa na stole jest, to dlaczego ubrany na czarno mężczyzna w kancelarii nam to utrudnia? Chciałoby się powiedzieć: „co mu zależy?”. Ilu księży właśnie z taką postawą się spotkało? Ilu kapłanów nakłaniano, by napisali na zaświadczeniu, że rodzice są praktykującymi katolikami, i zachęcano ich tym samym do poświadczenia kłamstwa? Sakrament chrztu to nie jest odpowiednik rozbicia piniaty na urodzinach czy wypuszczenia baloników szczęścia do nieba w noc świętojańską. Dorośli ludzie stają przed ołtarzem i na głos, w obecności świadków – którymi są wszyscy zgromadzeni w kościele – dają słowo, że wychowają swoje dziecko w wierze. Nauczanie Kościoła katolickiego rzutuje na wszystkie sfery życia. Czy zatem to ksiądz w kancelarii wyrządza dziecku krzywdę, odmawiając mu chrztu św., bo jego rodzice nie traktują tego poważnie? Czy może raczej to rodzice, podchodząc niepoważnie do sakramentu swojego dziecka, de facto mu go odmawiają? Nie jestem pewna, czy dla wszystkich są to pytania retoryczne. Jestem w stanie wyobrazić sobie sytuację, w której mimo braku wiary czy praktyk religijnych ktoś chce ochrzcić dziecko. Bo jest w jego sercu głębokie, choć niedające się wytłumaczyć, przekonanie, że to będzie dobre dla jego ukochanego syna czy ukochanej córki. Nie powinien kłamać, że chodzi do innego kościoła. Nie powinien szukać proboszcza z liberalnym podejściem. Dla mnie z tej sytuacji są dwa wyjścia. Można spróbować „dać się przygotować” do chrztu własnego dziecka. W końcu w wielu parafiach taki model już funkcjonuje. Można też jednak szczerze wyznać, jak wygląda nasza sytuacja, dlaczego chcemy to zrobić, i wybrać dziecku takich rodziców chrzestnych, którzy z radością i zaangażowaniem zadbają o jego wychowanie w wierze i będą się za dziecko modlili. Warunkiem jest też, oczywiście, otwartość rodziców na taką opiekę mamy i taty chrzestnych. Nie powinniśmy odsyłać z kwitkiem ludzi, w których tli się – choć nie wiedzą skąd – chęć powierzenia dziecka Bogu. Jeśli oni nie są jeszcze gotowi, by odnowić swoją wiarę, zachęćmy ich, by poszukali kogoś, kto się tego podejmie. Nie możemy też jednak traktować sakramentów jak ładnego spektaklu, który po uiszczeniu odpowiedniej opłaty zostanie wystawiony, a na koniec wszyscy rozejdą się do domu zadowoleni. Warto też zaznaczyć, że podczas gdy my dyskutujemy o udzielaniu chrztu dzieciom osób niewierzących, wielu katolików odsuwa ten sakrament, bo np. mama chrzestna jest w ciąży, a istnieje przesąd, że to przynosi pecha. Wcale nie jest to sytuacja nietypowa. Nasza świadomość, kim jest Bóg w Trójcy Jedyny, jaką ma moc i czym jest ten sakrament, nie ma się dobrze. Bo że praktykujący katolicy potrafią odkładać go o rok, by chrzciny odbyły się w wymarzonej sali, to Państwo wiedzą? Problem jest o wiele większy i wymaga wielkiej pracy u podstaw.

Weronika Kostrzewa

Odpowiedź na pytanie, dlaczego niewierzący ludzie chrzczą dzieci, nie jest prosta, gdyż cała etiologia ludzkich zachowań, obok czynników racjonalnych, musi brać pod rozwagę również czynniki pozaracjonalne, a czasem wręcz irracjonalne. Zaczynając od tych pierwszych, na pewno na pierwszy plan wysuwa się presja rodzinna i społeczna. Kiedy dziadkom, choćby tylko jednej strony, bardzo na tym zależy, rodzice dla świętego spokoju mogą prosić o chrzest dziecka, choć sprawa ta jest im całkowicie obojętna. Również opinia znajomych, sąsiadów nie jest tu bez znaczenia. Czasem, by nie odpowiadać na niekończące się pytania: kiedy chrzest?, kiedy chrzciny?, lepiej dla świętego spokoju mieć to za sobą. Jeśli mowa o presji społecznej, szczególnie trzeba brać pod uwagę fakt I Komunii św. Gdy cała klasa przystępuje do tego sakramentu, trzeba dziecko ochrzcić – stąd spora liczba chrztów 6- czy 7-latków.

Reklama

W ramach przyczyn racjonalnych należy wymienić również fakt, że Polska należy do cywilizacji łacińskiej, chrześcijańskiej. Tak więc jak wśród pamiątek rodzinnych przekazujemy z pokolenia na pokolenie święte obrazy, krzyże – tak również chrzcimy dzieci. Oczywiście, w takim zachowaniu nie ma nic złego. Święty Jan Paweł II powiedział, że wiara, która nie przeszła procesu inkulturacji, nie jest wiarą do końca przyjętą. Stąd wiele zachowań, poglądów płynących pośrednio lub bezpośrednio z wiary – szacunek dla kobiet, potrzeba przebaczenia – ma wręcz charakter automatyczny. Gorzej, gdy jest to jedyny powód. Dlatego wśród odpowiedzi na pytanie: dlaczego państwo proszą o chrzest dziecka?, może być i taka, która wskazuje na pewną inercję ludzkich zachowań: „przecież u nas w rodzinie zawsze się tak robiło”.

I tak oto przeszliśmy do powodów pozaracjonalnych. Obok wskazanego działania siłą rozpędu taką przyczyną może być bardzo naturalne pragnienie, aby dziecku ofiarować wszystko, co najlepsze. Skoro więc inni chrzczą swoje dzieci, widząc w tym jakieś dobro, to i my (choć nie wierzymy) również tego dziecku nie poskąpimy. Podobnie pozaracjonalną przesłanką działania mogą być samo upodobanie w pięknych ceremoniach i towarzyszące im wzruszenie. Uroczysta oprawa, zebrani goście, złoty ołtarz, organy, śpiew, obecność kapłana (w ornacie czy kapie) i wielu ludzi oraz towarzyszące poczucie, że dzieje się coś ważnego – chociaż nie mam pojęcia co – mogą stanowić dla niektórych wystarczający motyw, aby coś takiego przeżyć wraz z dzieckiem i rodziną.

Wreszcie motywy irracjonalne. Kiedyś na pytanie: dlaczego chce pani ochrzcić dziecko?, padła odpowiedź: „bo chcę, aby mu nic nie zaszkodziło”. W świecie pozbawionym Boga jest ogromna przestrzeń dla zabobonów: pierwsza kąpiel powinna być chłodna, aby dziecko nie było w gorącej wodzie kąpane; do wózka trzeba przypiąć czerwoną kokardkę, by nikt dziecka nie zauroczył; nie wolno nieochrzczonego dziecka pokazywać ludziom, bo ktoś może na nie rzucić urok; nie wolno kąpać dziecka po chrzcie, by nie zmyć święconej wody, itd.

Oczywiście, wszystkie te motywy mogą się ze sobą przeplatać. Co więcej – nawet osoby głęboko wierzące i rozumiejące istotę sakramentu chrztu mogą kierować się również pozareligijnymi przesłankami. Pozostaje jednak bardzo ważne pytanie: co w takiej sytuacji powinien zrobić kapłan – ochrzcić dziecko czy nie? Przepisy prawa kanonicznego mówią jasno: musi istnieć „uzasadniona nadzieja, że dziecko będzie wychowane po katolicku; jeśli jej zupełnie nie ma, chrzest należy odłożyć” (kan. 868 k.p.k.). Tyle przepis, ale jak stwierdzić jednoznacznie, że tej nadziei zupełnie nie ma? W mojej ponad 30-letniej posłudze kapłańskiej nie spotkałem się jeszcze z taką sytuacją, co nie oznacza, że nie miałem wątpliwości. Odpowiadając jednak na pytanie, posłużę się obrazem. Pewien ksiądz opowiadał mi, że jego ojciec, były rolnik, po przeprowadzeniu się na obrzeża miasta hodował przy domu kilka kur. Aby karmić je pszenicą, uprawiał małe poletko. Kiedy kończył je obsiewać, brał miotełkę i szufelkę, szedł wzdłuż betonowej ścieżki okalającej pole i starannie zbierał wszystkie ziarna, które padły na drogę, aby nic się nie zmarnowało. Nie tak działa ewangeliczny Siewca. On sieje szczodrze. Ziarna padają na drogę, między chwasty i kamienie, a On niczego nie żałuje. Dlatego pomijając niezmiernie istotny fakt, że sakramenty działają ex opere operato – są owocne i skuteczne niezależnie od postaw i zasług przyjmującego i szafarza – warto podjąć takie ryzyko. Oczywiście, należy pamiętać, że obowiązkiem kapłana jest odpowiednie przygotowanie rodziców. W uzasadnionych przypadkach może ono trwać nieco dłużej. Wygłoszenie katechez ewangelizacyjnych, odwiedziny kapłana w domu, modlitwa z rodziną i za rodzinę mogą przynieść błogosławione owoce i być elementem tego, co nazywamy nową ewangelizacją. Ponadto wychowanie przez dziadków, piękna postawa chrzestnych, szkolna i parafialna katecheza mogą sprawić, że „Bóg potrafi nieskończenie więcej uczynić, niż to, o co prosimy albo o czym myślimy” (por. Ef 3, 20).

Ks. Wojciech Kowalski

2025-07-08 07:36

Oceń: +7 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Chcę wiary dla mego dziecka

Zdecydowana większość rodziców pragnie dla swoich dzieci dobrego życia. Chcą, aby miały pracę, pieniądze, żeby odnalazły swoją drogę, miłość – po prostu żeby były szczęśliwe. Czy może zatem dziwić, że dla ludzi, którzy odnaleźli skarb, którym jest Jezus Chrystus, myśl o przyszłości ich dzieci nierozerwalnie wiąże się z przekazaniem im tego skarbu?

Święty Paweł napisał: „Przekazałem wam to, co sam przyjąłem” (1 Kor 15, 3). Jeśli człowiek spotyka w swoim życiu Boga, to przekazywanie Dobrej Nowiny jest dla niego czymś oczywistym. Tym bardziej przekazywanie jej swoim ukochanym dzieciom. Decyzja o chrzcie dziecka powinna być skutkiem wiary rodziców, którzy pragną dla niego najlepszej przyszłości. Obok wymiaru materialnego troszczą się o wymiar duchowy oraz o jego szczęście wieczne.
CZYTAJ DALEJ

Papież prosi, by 22 sierpnia był dniem modlitwy i postu o pokój

2025-08-20 11:01

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

BP Archidiecezji Krakowskiej

Papież prosi, aby 22 sierpnia był dniem modlitwy o pokój na Ukrainie i Bliskim Wschodzie oraz na całym świecie.

W najbliższy piątek, 22 sierpnia, będziemy obchodzić wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Królowej. Maryja jest Matką wierzących tutaj, na ziemi, i jest również wzywana jako Królowa Pokoju.
CZYTAJ DALEJ

Zmarł abp Józef Kowalczyk

2025-08-21 10:56

Archidiecezja Gnieżnieńska

W nocy 20 sierpnia 2025 roku, w wieku 86 lat, odszedł do Domu Ojca arcybiskup senior Józef Kowalczyk.

Przez wiele lat był nuncjuszem apostolskim w Polsce (1989-2010), a w latach 2010-2014 arcybiskupem metropolitą gnieźnieńskim, Prymasem Polski. Wiadomość o jego śmierci ogłosił w Gnieźnie dzwon św. Wojciech.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję