Ludzie tworzący parafię Przemienienia Pańskiego w Starokrzepicach wypatrują młodzieży i nie kryją braku uczestnictwa młodych rodzin, nie tylko w życiu parafii, ale również w Eucharystii. W tym względzie parafia przeżywa kryzys, taki sam jak ten, który możemy dostrzec w innych polskich parafiach. Przyczyn tej sytuacji można doszukiwać się wielu. Pomimo braku młodego pokolenia w kościele wspólnota jednak trwa, a parafianie ze spokojem przyjmują każdy dzień, upatrując w Panu Bogu szansy na zbawienie.
Czasy się zmieniają
Kazimierz Sas, zakrystianin, w ciągu 14 lat swojej posługi zobaczył na własne oczy, jak zmienia się wieś, a wraz z nią lokalny Kościół. Dzisiaj współpracuje już z czwartym proboszczem. – Jest coraz mniej ludzi. Nie wiem dlaczego... Może dzisiaj ludzie mają za dobrze? – zastanawia się p. Kazimierz, który nie wyobraża sobie życia bez służby przy ołtarzu, która jest siłą napędową w jego życiu.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Anna Wąsińska też zauważa brak młodych ludzi w kościele: –To, że jestem tutaj dzisiaj z wnuczkiem, to przypadek, bo do mnie przyjechał – wyjaśnia parafianka. I dodaje: – Nas nikt nie zmuszał do chodzenia do kościoła. Mieszkam 2 km od kościoła i chodziłam zawsze na Roraty, na majowe i Różaniec – zaznacza. – Podobno z góry więcej widać? – pytam Piotra Łapuchy, który od 11 lat jest w parafii organistą. – Jak zaczynałem tutaj, to naprawdę kościół pękał w szwach. Było dużo dzieci i młodzieży, a ławki z przodu były zawsze wypełnione – wspomina początki swojej pracy w Starokrzepicach. Podczas Pasterki miał problemy z przeciśnięciem się, aby wejść na chór. – A teraz skróciło się to troszkę, nie wiem, od czego to zależy. Niektórzy po prostu wyjechali na studia do miasta i z tego, co wiem, nie wrócili – konkluduje.
Co robić?
Ksiądz Marek Szumilas, proboszcz parafii, doskonale wie, jak wygląda sytuacja. Kapłan poszukuje właściwej drogi, która pomoże powrócić nieobecnym do Kościoła. Na pewno nie zrobi tego sam. Potrzebuje pomocy wspólnoty parafialnej i chęci do zmian. – Zależy mi również na pogłębieniu świadomości rodziców, na zwróceniu uwagi, jak wiele od nich zależy – zaznacza kapłan.
Parafianie dobrze wiedzą, jak skomplikowaną materią jest nieobecność młodych w kościele, o wielu przeszkodach opowiadają sami. – Mamy salkę katechetyczną, są stoły do bilarda i do ping-ponga, z których można korzystać... Ale dzieci mają inne zajęcia i priorytety – zauważa Małgorzata Jelonek, która należy do rady parafialnej. Parafianka wskazuje na ważny aspekt w sytuacji, kiedy rodzice przychodzą na Mszę św. z małymi dziećmi: – To naturalne, że małe dzieci czasami „broją” w kościele. Jedni na to nie zwracają uwagi, ale niektórzy pytają, po co to dziecko tu przyszło i przeszkadza. Też mam syna, który „broił”, i wstydziłam się za niego. Kiedy próbowałam go uspokoić, było jeszcze gorzej... i tak odpuściłam. A kiedy już nie miałam na niego wpływu, przestał chodzić do kościoła...
Reklama
Józef Bala, ojciec dwójki dorosłych synów, którzy, jak zaznacza, „mają własne drogi na wychowanie dzieci”, uważa, że nie wszyscy młodzi wychowują dzieci prawidłowo. – Chociaż byli wychowani w duchu wiary, to dziś odwracają się od Kościoła. Duży wpływ na tę sytuację mają media – zauważa. Rzeczywiście nie sposób odebrać mediom siły, z jaką oddziaływają, w końcu to „czwarta władza”. Dlatego warto przyjrzeć się ogromnej ofercie, którą prezentują, i zdać sobie sprawę, że niektóre z nich pokazują również zafałszowany lub wybiórczy obraz rzeczywistości.
Zdzisław Droś chciałby, żeby do Kościoła powróciło jak najwięcej młodzieży. Wspomina czasy swojej młodości: – Nie mieliśmy jakichś wielkich wycieczek parafialnych, ale były tu łąki i boisko, na których razem z księdzem spędzaliśmy czas.
Solidne podstawy
Są parafianie, którzy nie szukają przeszkód, tylko troszczą się o swoją wiarę. Czerpią na co dzień siłę z bogactwa, które daje Kościół. Maciej Kiedrzyn od zawsze czuje potrzebę uczestnictwa we Mszy św. – Nie chodzę tu dla księdza, dla innych parafian czy dla rozgłosu. Myślę, że trzymanie się tradycyjnych i solidnych podstaw, na których nasi dziadkowie i rodzice byli wychowani, i ich kultywowanie mają znaczenie – zaznacza. I dodaje: – Ksiądz pochodzi z ludu, trudno więc oczekiwać nadczłowieka. Dobrze, jak jest kapłan, który rozumie istotę parafii. A proboszcz w moim rozumieniu powinien wykazywać się dobrocią i empatią w stosunku do parafian.
Reklama
Dla małżonków Anny i Bronisława kościół jest ważnym miejscem, w którym mogą się spotkać z całą wspólnotą. Katarzyna i Mateusz Karbowieccy każdego tygodnia uczestniczą w niedzielnej Eucharystii wraz ze swoim synkiem. – Dla nas jest to obowiązek chrześcijański wynikający z wiary – zaznacza p. Mateusz. Jolanta Pilśniak z małżonkiem odnajdują w kościele spokój i poczucie wolności. – Tu mogę oderwać się od wiecznego zabiegania – zwierza się p. Anna. A jej mąż Edward wie, że wiara pozwala mu na wybranie właściwej drogi uczciwego życia.
Nasza kaplica
Barbara Waloszczyńska mieszka pod Cieszynem. Przyjeżdża w rodzinne strony i z sentymentem wspomina pierwsze lata kaplicy dojazdowej w Kostrzynie: – Moja mama była bardzo aktywna w kościele. Kiedy nie było organisty, to prowadziła tutaj śpiew. Jesteśmy związani z tym miejscem, ale wyjechaliśmy za pracą. Amelia Jureczka, wnuczka p. Barbary, zauroczona jest wiejską atmosferą i klimatem: – Zawsze w wakacje namawiam dziadków do przyjazdu do Kostrzyny. Krystyna Kloc, seniorka, dziś nie wyobraża sobie braku kaplicy. Wyjaśnia: – Tu mamy blisko, a do Starokrzepic to nie zawsze można pojechać. Z kolei Irena Janik przypomina, że kaplica powstała w budynku starej szkoły: – A my wykupiliśmy tutaj pomieszczenie i dzięki temu mamy kaplicę i miejsce, gdzie się modlimy.
Piotr Jagiełło daje świadectwo zaangażowania młodych w Kościele – służy przy ołtarzu w kaplicy. – Przed pandemią było nas czterech, po pandemii wróciłem tylko ja, a to, co robię, sprawia mi satysfakcję i jestem tu za wszystko odpowiedzialny – dodaje ministrant, który myślał już o drodze do kapłaństwa.
Za Marysię
Danuta Popiołek z córką Klaudią przyjechały z Lublińca, aby modlić się wspólnie z rodziną w intencji Marysi, którą czeka operacja serca. Dziewczynka jest parafianką. – Cały sens jest w tym, żebyśmy przez wspólną modlitwę umocnili się i mieli siłę do wyproszenia łask dla Marysi. Jej córka Klaudia, jako młoda osoba, nie ulega presji tych, którzy odchodzą od Kościoła: – To wszystko kwestia własnych przemyśleń i tak naprawdę poszukiwania sensu życia. Jeśli ktoś się nad tym zastanawia, to na pewno dochodzi do pewnych wniosków i szuka tego, co daje tę pewność, że można żyć właściwie i z określonym celem.
– Staram się pracować i modlę się o wiarę dla siebie i dla innych. Taki jest sens naszego życia ziemskiego i bycia Kościołem – wyjaśnia ks. Szumilas. Proboszcz ma już pewne plany na pobudzenie wspólnoty i jak zaznacza, drzwi na plebanię są zawsze otwarte.