Reklama

Rodzina

Gdzie (i czy) popełniliśmy błąd?

Co zrobić, gdy nasze dzieci przestają chodzić do kościoła? Zapytaliśmy Barbarę i Nikodema – rodziców, którzy zmierzyli się z podobną sytuacją.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Barbara: Od 35 lat jestem żoną, mamą dwóch synów – dziś już dorosłych – i babcią cudownych wnuczek. Wychowywaliśmy naszych synów w wierze. Były wspólne modlitwy, rozmowy o Panu Bogu, w niedziele chodziliśmy do kościoła. Sami również aktywnie uczestniczyli w życiu naszej parafii. Ale przyszedł czas dorosłości i własnych wyborów. Nasi synowie oddalili się od Kościoła – jeden bardziej, drugi mniej. Obaj zaczęli budować swoje życia w przekonaniu, że wszystko zależy od nich. Staram się ich zrozumieć – chcą żyć dobrze, są dobrymi ludźmi, mężami, ojcami. Ale moje serce tęskni za czymś więcej dla nich. Za Tym, który jest Źródłem daru ich życia – Źródłem, które obdarowuje ich mądrością i zaradnością.

Na początku próbowałam przekonywać, tłumaczyć, naciskać. Ale to pogłębiało dystans między nami. Trudno mi było... i nadal jest patrzeć, jak ukochane osoby oddalają się w ciemność, a ja nie mogę nic zrobić, nie mogę ich zatrzymać.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Najtrudniejszy moment był wtedy, gdy dowiedziałam się, że nasza wnuczka – maleńka, kochana istotka – nie zostanie ochrzczona, że „nie chcą jej narzucać żadnej religii”. Pierwsze uczucie to bunt, później smutek, ale i... bezradność. Płakałam wtedy długo – nie z buntu, ale z poczucia straty. W sercu nosiłam pytania: czy moje wnuczki będą znały Boga? Czy ktoś im opowie o Jezusie? Czy ktoś oprócz nas się za nie pomodli, szczególnie za tę nieochrzczoną istotkę? Modliłam się i płakałam przed Bogiem, mówiąc Mu: „To Twoje dzieci. Ja nie wiem, co robić. Ty działaj”.

Zaczęłam rozmawiać z Bogiem jak z Ojcem, który zna serce moich dzieci lepiej niż ja. Zaczęłam się uczyć ufać – nie swoim planom, ale Jego miłości.

Z czasem w moim sercu pojawiły się pokój i nadzieja, która jest już nie pragnieniem, że wszystko będzie po mojemu, ale świadomością, że jest Bóg, który działa. Że ich prowadzi – nawet jeśli tego nie widać... Że On działa w ciszy i delikatności. A ja mam kochać, rozmawiać, trwać – i ufać. Dziś wiem, że chrzest naszej wnuczki – jeśli się wydarzy – będzie owocem miłości i modlitwy, a nie presji. Mam nadzieję, że to moje ciche trwanie będzie ziarnem, które kiedyś wyda owoc. W swoim czasie.

Reklama

Nie przestaję się modlić. I Bóg daje mi drobne znaki, które podtrzymują moją nadzieję. Kiedy nasza wnuczka nas odwiedza, z ciekawością pyta o obraz na ścianie, o figurkę na komodzie, o różaniec. Siada przy mnie i przegląda obrazki z książeczki – modlitewnika. A kiedy spacerujemy, wybieram drogę, która prowadzi obok kościoła. Wchodzimy razem do wnętrza, bo mówię jej, że tam są kolorowe szkiełka – witraże – i wielkie organy. I wiecie co? Syn i synowa już nie protestują. Nie komentują. Milczą... I w tym milczeniu widzę szansę. Dla Boga nawet milczenie może być początkiem przemiany. Nadzieja nie jest dla mnie już marzeniem, że „będzie po mojemu”. To zaufanie, że Bóg znajdzie drogę do moich dzieci. Moją rolą jest nie popychać, ale kochać, przebaczać. I rozmawiać. To dialog z Bogiem nauczył mnie, że aby rozmawiać z dziećmi, muszę najpierw spróbować zrozumieć, a nie oceniać. Nie narzucać mojej wiary, ale dzielić się nią. Po prostu być blisko i ufać. Bo nadzieja – ta prawdziwa – przychodzi, kiedy nie mam już nic oprócz miłości.

Nikodem: Dla mnie temat wiary naszych dzieci to coś, co dotyka mnie bardzo głęboko jako ojca i jako mężczyznę. Bo czułem się odpowiedzialny i... trochę przegrany. Poczułem zawód i obwiniałem się: gdzie popełniłem błąd?

Kiedy jeden z naszych synów powiedział: „Tato, nie czuję potrzeby wiary. Kościół mnie nie interesuje”, słowa te uderzyły mnie jak młotem. Poczułem ból. Bo dla mnie wiara to nie tylko tradycja – to Jezus, który mnie nie raz uratował i daje nadzieję na nowe życie. Chciałem, żeby i on miał szansę tego doświadczyć. Ale nie mogę dać mu tego „na siłę”.

Słysząc z jego ust to zdanie, zdałem sobie sprawę, że wkroczył w ten inny świat – szybki, głośny, nowoczesny. Świat, który mówi: wszystko masz w zasięgu ręki. Nauka ci wszystko wyjaśni, technika ci wszystko zapewni, a jeśli coś boli – medycyna cię naprawi. Wiara? To relikt. Tak mówią. I nasze dzieci w to weszły. Z entuzjazmem, z siłą młodości. Patrzyliśmy z Basią na to oddalenie i... czułem bezradność. A wraz z nią pojawiło się pytanie: czym jest nadzieja? Zrozumiałem, że nadzieja to nie jest czekanie, aż coś się wydarzy, ale to decyzja, że mimo ciemności wierzę, iż Bóg jest wierny. I że moja rola to nie przekonywanie, ale dawanie świadectwa. Prawdziwego. Że warto ufać Bogu – nawet jeśli nie widzę efektów.

Reklama

Ostatnio nasza synowa zapytała mnie: „Tato, dlaczego ty ciągle w to wierzysz?”. Nie odpowiedziałem jej kazaniem. Powiedziałem tylko: „Bo gdyby nie Bóg, nie byłbym tym, kim jestem. I nadal Go potrzebuję”.

Temat wiary naszych dzieci długo był dla mnie bolesny i nie potrafiłem o tym mówić głośno. Bo jako ojciec miałem poczucie odpowiedzialności i porażki. Ale właśnie w tej bezradności pojawiła się nadzieja. Wierzę i mam nadzieję, że jest Bóg – który kocha moje dzieci i który nie rezygnuje z nich, nawet jeśli one chwilowo zrezygnowały z Niego. Wierzę, że On ich szuka. Mam nadzieję, że kiedyś pozwolą się odnaleźć. Przeszedłem długą drogę – od chęci „naprawiania” ich do cichej modlitwy, pokornego słuchania i czekania.

Zrozumiałem, że moja siła to nie mądrość, którą chcę im dać, ale pokora, z którą mogę kochać i nieustannie przebaczać. Nie chodzi o to, że mnie zranili, ale że są zagubieni.

Wielką pomocą jest dla mnie dialog – z Bogiem, z Basią i z samym sobą. Zanim zacząłem inaczej rozmawiać z dziećmi, musiałem nauczyć się dzielić swoimi uczuciami z Basią. Rozmawiamy o bólu, nadziejach, czasem się nie zgadzamy – ale to właśnie rozmowa chroni mnie przed osądem, krytyką, przed goryczą. I uzbraja mnie w cierpliwość.

Moja nadzieja? Że nasze dzieci – choć dziś idą inną drogą – w pewnym momencie zatęsknią za Tym, który daje pokój. Że zaczną zadawać pytania. A my wtedy... po prostu będziemy gotowi do dialogu. Bez przymusu. Z miłością. Bo tylko ona naprawdę prowadzi do Boga. Może się też zdarzyć, że wrócą do Boga dzięki innym spotkanym osobom, a nie przez nas...

2025-10-07 15:19

Ocena: +1 -2

Reklama

Wybrane dla Ciebie

O sztuce rozmowy

W obliczu coraz większych i częstszych problemów w relacjach z dziećmi i młodzieżą trzeba wciąż na nowo przypominać o znaczeniu rozmowy.

Miłość to niezgłębiona cnota. Źródło, z którego można czerpać siły i natchnienie do każdego działania. I słowo, które może mieć wielką i nieograniczoną moc. Może zainspirować do działania, zachęcić i zmotywować, ale może także zranić, a w ekstremalnych momentach nawet... zabić. Umiejętność panowania nad językiem to zatem wielka sprawa. I jeszcze odwaga – mocno związana z odpowiedzialnością i przewidywalna w swojej logice (nie mylić z brawurą, która w bezrozumny sposób pędzi na zatracenie, licząc na szczęście, że nie będzie tak źle...).
CZYTAJ DALEJ

Słynny już na świecie film „Najświętsze serce” trafi do polskich kin!

2025-12-05 10:12

[ TEMATY ]

film

Najświętsze Serce

Karol Porwich/Niedziela

Fenomen francuskiego kina religijnego wreszcie zobaczą polscy widzowie. Głośny film „Najświętsze serce” („Sacré Coeur”) – produkcja, która we Francji stała się sensacją i nieoczekiwanym przebojem box office’u – wejdzie do polskich kin 20 lutego 2026 r. Dystrybutorem jest Rafael Film.

„Najświętsze serce”, wyreżyserowane przez Sabrinę i Stevena Gunnell, zaskoczyło francuską branżę filmową już w pierwszym tygodniu wyświetlania: uzyskało najlepszy od 2021 r. wynik liczby widzów na jedno wyświetlenie. Mimo skromnego budżetu i braku znanych nazwisk film przyciągnął tłumy – przed kinami ustawiały się kolejki, a widzowie opuszczali seanse głęboko poruszeni. Dodatkowej rozgłosu dodały kontrowersje: zakaz ekspozycji plakatów w metrze i na dworcach czy odwołanie seansów w Marsylii tylko zwiększyły zainteresowanie publiczności. W kilka tygodni film obejrzało ponad 400 tys. widzów.
CZYTAJ DALEJ

Młodzież z Goerlitz poznaje Wrocław

2025-12-06 15:12

ks. Łukasz Romańczuk

Od lewej: Emilia, Johann, Louis, ks. Markus, ks. Adam, Martin, Stefan oraz młodzież z Kiełczowa: Aleksandra i Filip

Od lewej: Emilia, Johann, Louis, ks. Markus, ks. Adam, Martin, Stefan oraz młodzież z Kiełczowa: Aleksandra i Filip

Młodzieżowa grupa z parafii św. Wacława w Görlitz postanowiła odwiedzić Wrocław, aby poznać to miasto. Dla większości uczestników była to pierwsza wizyta w stolicy Dolnego Śląska.

Grupa przyjechała wraz z opiekunem duchowym, księdzem Markusem Winzerem, a ich przewodnikiem w Polsce był ks. Adam Kaźmierski, wikariusz z parafii NMP Różańcowej w Kiełczowie, który przez pewien czas pełnił posługę w Görlitz. Wśród młodych była także Emilia, które urodziła się w Warszawie, przez pewien czas mieszkała we Wrocławiu i została ochrzczona w tutejszej parafii Ducha Świętego.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję