Gdy słyszymy wezwanie do nawrócenia, niekiedy zdarza się nam wręcz odruchowo myśleć o innych: Nawrócenia potrzebują poganie, którzy nie mają nic wspólnego z Kościołem, ale mnie to
nie dotyczy. Owszem, może powinienem coś poprawić w swoim życiu, ale nawracać się? O tym, że ktoś jest naprawdę dobrym człowiekiem, że rozumie Ewangelię, świadczy to, że ma odwagę
postawić sobie pytanie o swoją wiarę, swoje chrześcijaństwo. W największym niebezpieczeństwie znajdują się ci, którzy są zbyt pewni siebie, którzy są zawsze zadowoleni ze swojej
postawy. Ta pewność to sen, podczas którego mogą zupełnie utracić żywą wiarę. Ciągle musimy pytać samych siebie: Czy moja wiara jest żywa, czy nie jestem już tylko „pobielonym grobem”, czy
nie stałem się faryzeuszem, którego pogaństwo przykryte jest religijnymi emblematami i dekoracjami? Wydaje się, że żyjemy w świecie, gdzie zatarły się granice pomiędzy Kościołem
a światem pogańskim. Źle pojęta światowość wdziera się do naszych serc. Nurt materializmu, hedonizmu, relatywizmu, któremu ulega wielu chrześcijan sprawia, że ich wiara pozostaje już tylko
światopoglądową deklaracją, jakimś kulturowym odniesieniem, z którym jedynie teoretycznie się identyfikują. Zaś tak bardzo rozpowszechniona postawa, która sprowadza się do słów: przecież inni
też tak żyją, jeszcze bardziej utwierdza tych ludzi w ich stanowisku.
W przeddzień Wielkiego Postu powinniśmy stanąć w świetle prawdy Ewangelii. Powinniśmy przejrzeć się w tych słowach. To pozwoli nam dostrzec wszelkie zakłamanie, którym próbujemy
uspokajać nasze sumienia. Chciałbym skierować słowo do tych, którzy określają siebie słowami: Jestem katolikiem wierzącym, ale niepraktykującym. Zamiast jakiegoś teoretycznego wywodu wskazującego na absurd
łączenia wiary z jednoczesnym odrzuceniem największych skarbów chrześcijaństwa, jakim są Msza św. i sakramenty, chciałbym opowiedzieć pewną historię. Skarżyła się kiedyś sąsiadka
sąsiadce na swego męża alkoholika, opowiadając o nieszczęściach, jakie przychodzi jej przeżywać. Na to zaskoczona, usłyszała w odpowiedzi: - Pani sąsiadko, niepotrzebnie się
pani przejmuje. - Jak ja mam się nie przejmować? - zapytała zdumiona kobieta. - Przeżywam w domu prawdziwą gehennę. Kłótnie i awantury. Jak żyć z alkoholikiem?
- Niech się pani nie martwi - powtórzyła sąsiadka - ja z pani mężem rozmawiałam. On mi powiedział, że jest abstynentem, tyle, że niepraktykującym.
Wierzący i niepraktykujący - to absurd taki sam, jak kochający kogoś i jednocześnie nielubiący go, pragnący czegoś i unikający tego samego. Kto tak mówi, nie
wierzy w słowa Chrystusa, nie potrzebuje Mszy św., nie spowiada się. Ludzie, którzy oszukują się popularnym stwierdzeniem wierzący niepraktykujący, przyjmują postawę, którą można wyrazić w słowach:
To, że tam gdzieś daleko jest jakiś Bóg, uznaję. Od święta mogę nawet spojrzeć w Jego stronę. Ale niech pozostanie On tam, gdzie jest, gdzieś daleko. Niech w moją codzienność nie
wchodzi. I niech nikt inny nie mówi, jaki jest Bóg i czego chce ode mnie. Ja sobie sam to powiem. I tak zaczyna się budowanie swojej własnej religii, często jedynie podobnej
do chrześcijaństwa. Zazwyczaj wygodnej i niewymagającej.
Nawróćcie się - mówi Pan. Nawróćcie się do Boga, który chce z wami siadać do stołu, karmić was Chlebem Życia. Nawróć się. Jesteś wolny i zrobisz z tym wezwaniem,
co zechcesz, ale pamiętaj - Bóg wzywa cię do nawrócenia.
Cdn.
Pomóż w rozwoju naszego portalu