Reklama

Dziecko Syberii (V)

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mama po śmierci babci wróciła do opiekowania się moją najstarszą siostrą, która leżała na oddziale zakaźnym i wiadomo było, że pozostało jej niewiele czasu. Odwiedzała ją często. Mogła ją widzieć tylko przez okna baraku. Musiała zawsze siedzieć na zewnątrz. Nieraz myślałam o mojej mamie, że tak wysiaduje, mając nadzieję, że Bóg może uratuje jej umiłowaną córkę. Modliłam się dużo o siły dla niej.
W tym czasie jeszcze inna nagła boleść dotknęła mamę i resztę rodziny. Mój braciszek Wiktor, z którym tak wędrowałam po Warszawie, zachorował na grypę i nie przeżył jej z powodu wady serca. Zmarł, mając zaledwie 17 lat. Bolało mnie to bardzo. Nasze wspólne przygody zbliżyły nas, chociaż nie miałam z nim kontaktu po wyjeździe do Domu Dziecka. Kilka miesięcy przed śmiercią przysłał mi pamiętnik. Na pierwszej stronie wykaligrafował słowa, które pozostały mi na zawsze w sercu.
Bardzo ucieszyłam się z tego pamiętnika. Było to dla mnie jakby małe spotkanie z moim bratem. Wiktor był bardzo zdolnym chłopcem. Bardzo ładnie kaligrafował, malował, jeden obraz jeszcze mi się zachował. Mama otrzymała telegram o jego śmierci, ale na pogrzeb nie pojechaliśmy, ponieważ spodziewała się, że siostra umrze lada dzień. Dzielnie to znosiła, prosząc Boga o siłę, a mnie o modlitwę. Nieraz widziałam ją patrzącą na krzyż ze łzami w oczach.
Był luty. Pogrzeb brata odbył się bez naszego udziału, choć tak pragnęłam na nim być. Z drugiej strony ogarniał mnie ból i lęk, z powodu tych wielu smutnych zdarzeń. Przed śmiercią brat uczęszczał do gimnazjum. Cała szkoła była na jego pogrzebie. Pochowany został w Barlinku, gdzie spędził kilka ostatnich lat swojego życia. Chciałam dodać, że śmierć Wiktora najbardziej przeżyła nasza starsza siostra Józefa. Opowiadała mi, że brat zmarł w jej ramionach. Siostra Józefa była już wtedy mężatką z dwojgiem dzieci. Opiekowała się także w tym czasie moim bratem Wiktorem i siostrą Tosią. Czuła się bardzo odpowiedzialna za nich.
W dwa miesiące później zmarła moja najstarsza siostra Władzia w wieku 28 lat. Była dla mnie jak druga mama. Byliśmy na jej pogrzebie. Jeszcze przed śmiercią wybłagała u kogoś dla mnie sukienkę do I Komunii św. Tak bardzo przeżywała ten szczególny dla mnie dzień. Była osobą głęboko wierzącą. Chciała mnie widzieć przystępującą do Komunii św., ale nie było to jej dane. Sukienka była z wielką plamą, której nie dało się usunąć. Ale była!
Pamiętam chwile niesamowitego bólu. Miałam uczucie, jakby coś pękło w moim sercu. Bardzo płakałam. Będąc w Domu Dziecka, opłakiwalam babcię, brata i siostrę. Było mi niesamowicie żal mojej mamy. Trzy pogrzeby w tak krótkim czasie były dla niej wielką boleścią. Opowiadała mi, że była u Władzi w dniu jej śmierci. Gdy podeszła do okna, Władzia poprosiła ją, żeby poszła do kościoła pomodlić się. Mama udała się do świątyni, gdzie spędziła kilka godzin. Po powrocie nie zastała już córki w pokoju. Powiedziano jej, że córka zmarła i wyniesiono ją do kostnicy szpitalnej. Pozwolono mamie iść tam. Mama chciała zobaczyć ją jeszcze i pożegnać. Wyobrażałam sobie, jak ciężko musiało być mojej mamie, po tylu latach nadziei, znaleźć się całkowicie samej w zimnej kostnicy. Nie było nikogo przy niej w tej chwili. Podziwiałam jej siłę ducha i wiarę. Moja siostra po 7 latach walki została pochowana w Lubatowej, w miejscowości, w której urodziła się moja mama.
Zarysowała się dla mnie perspektywa wyjścia z Domu Dziecka i powrotu do mamy. Ale w takiej bolesnej sytuacji okazało się, że nie jest to już dla mnie takie ważne. Troje musiało odejść, żebym ja miała lepiej. - To była okropna ofiara - myślałam. Czułam się w jakiś sposób winna. Co ja bym dała za to, żeby oni żyli. W tym niesamowitym poczuciu winy weszłam raz do kaplicy. Byłam w tym dniu tak załamana, że moim największym pragnieniem było to, aby ktoś mógł wziąźć mnie na kolana. Wyszeptałam więc do Chrystusa prośbę: - Weź mnie na kolana! Tak załamana poczułam jakbym rzeczywiście znalazła się na Jego kolanach. Tyle miałam żalu, że nie sposób było mnie samej to udźwignąć. Mówiłam Bogu, że zawsze tak prosiłam Go, żebym mogła wyjść z Domu Dziecka i być z mamą. Mówiłam Mu, że teraz tego żałuję, że ten Dom Dziecka nie jest taki najgorszy, tym bardziej że On był ze mną i tak mnie kocha. Przeprosiłam Go za początkowe moje zachowanie i bunty. Poleciłam Mu mamę i resztę rodziny na Zachodzie. Po wylaniu wielu łez musiałam czuć się tak wyczerpana, że w tej skulonej pozycji, wciśnięta w róg ławki - zasnęłam. Byłam tak drobna, że trudno mnie tam było zauważyć. Nie wiem, jak długo spałam, ale wołanie dzieci mnie obudziło. Szukano mnie. Siostry nie wiedziały, co się ze mną stało. Nie wiem, czy siostry wiedziały, co przeżywałam, bo ja nie potrafiłam się skarżyć. Z radością zauważyłam, iż dzieci mnie już w tym czasie polubiły i często wieczorami czekały na mnie, żebym im opowiadała bajki. Zguba się znalazła - to było najważniejsze.
Ten smutny rok był dla mnie równocześnie najradośniejszym. Może dla kogoś to trudne do zrozumienia. W tym roku przystąpiłam do I Komunii św. Chrystus był moim największym skarbem. Mimo cierpień nie potrafiłam Mu niczego odmówić. Mimo tego wszystkiego, co przeszłam, Bóg był dla mnie najważniejszy. Nie przeszkadzało mi, że miałam na sobie pożyczoną i poplamioną sukienkę. Chrystus znowu wziął mnie w ramiona.
Ponieważ ktoś mi powiedział, że Chrystus wysłuchuje prośby przy I Komunii św., prosiłam Go gorąco, aby nigdy nie odszedł z mojego serca, abym zawsze Go kochała, cokolwiek wydarzy się w moim życiu. Uważam ten dzień za najważniejszy w moim życiu. Nie wyobrażałam sobie już mojego życia bez obecności Chrystusa we mnie. Msza św. z Komunią św. stała się dla mnie codziennym faktem od tamtego czasu. Mama była obecna podczas tych uroczystości. Podeszła potem do mnie i szepnęła mi do ucha, że się bardzo pięknie zachowywałam podczas tej Mszy św. To napełniło moje serce radością.
Nie wspominałam tego poprzednio, a chciałabym zaznaczyć, że Dom Dziecka, w którym przebywałam, był bardzo ubogi. Posiłki były tak skąpe, że nieraz po zajęciach szukaliśmy niedojedzonych skórek chleba. Dość często jedynym posiłkiem była zupa i chleb. Dzieci pomagały w ogrodzie lub pasieniu krów.
W okresie powojennym nie było mowy o jakieś pomocy ze strony państwa. Czasem z jakieś organizacji amerykańskiej przyszła paczka. Dzieci w większości były bez rodziców albo z bardzo biednych rodzin. Nikt nie mógł im wiele pomóc. Pamietam moment, kiedy trochę skarżyłam się do Chrystusa, że tak biednie z nami. Ale takie to były czasy. Jednak w większości wypadków byłam wdzięczna Bogu za wiele.
Pewne zdarzenie szczególnie utkwiło mi w pamięci. Otóż jednego z chłopców odwiedziła matka z pobliskiej wioski. Usiadła na trawie i rozłożyła chustę. Z ciekawością przyglądałam się, co przyniosła temu chłopcu. Zauważyłam, że w chustce było tylko kilka ziemniaków ugotowanych w łupinach. Obydwoje usiedli i z apetytem je zjedli. Zrobiło mi się wstyd, że mnie było trochę lepiej. Mama czasem przysłała mi złotówkę, którą tak pielęgnowałam, żeby kupić sobie bułkę w drodze do szkoły. Pobiegłam do kaplicy i poprosiłam Ukochanego Zbawcę, żebym już nigdy nie skarżyła się, przepraszając Go za wszystko. Od tej chwili z Jego pomocą jadłam, cokolwiek mi podano bez skargi.
Powrót do mamy nie był odrazu możliwy, gdyż moja średnia siostra, bliska wiekiem do zmarłego brata Wiktora, poważnie zachorowała i trzeba było nią się zaopiekować. Początkowo mieszkałam u starszego rodzeństwa w Barlinku.
W lecie pojechałam do mamy. Najbardziej pragnęłam być blisko niej. W tym okresie zachorowałam na tyfus brzuszny. Sytuacja była na tyle poważna, że przez kilka tygodni nie rozpoznano choroby i leczono mnie na grypę. W końcu od gorączki straciłam przytomność. Zabrano mnie do szpitala i umieszczono na oddziale zakaźnym, stwierdzając tyfus brzuszny. Znalazłam się w izolatce, w tym samym szpitalu, w którym niedawno zmarła moja starsza siostra. Mamie zabroniono mnie odwiedzać. Nie bardzo orientowałam się, co się dzieje. Po tygodniu gorączka spadła, ale czekało mnie jeszcze wiele tygodni w tej izolatce. Byłam sama i prawie bez żadnego kontaktu z ludźmi, poza wsunięciem jedzenia i czasem jakimś zabiegiem. W pokoju, w którym się znajdowałam, nie było niczego, czym mogłabym się zająć.
Bardzo się bałam. Gorączka i strach wyczerpały mnie i spowodowały niesamowite majaczenia. Po nocach słyszałam płaczące dzieci. Widziałam czasem, jak je wynoszą. To było prawie nie do zniesienia. Najgorsze były noce. Byłam pewna, że tam umrę. Budziłam się w nocy oblana zimnym potem. Po ciężkich snach ogarniały mnie takie lęki, że myślałam, że umrę ze strachu. To wszystko było wynikiem wyczerpania fizycznego i psychicznego oraz straszliwej samotności. Tak bardzo potrzebowałam drugiej osoby.
I tym razem Bóg okazał się miłosierny, bo jakimś cudem znalazłam przy sobie różaniec. Być może mama zostawiła mi go przed wyjazdem. Wtedy zaczęłam odmawiać tę wspaniałą modlitwę różańcową. Myśli moje zostały wypełnione życiem Chrystusa i Jego Matki. Odmawiałam różaniec w dzień i w nocy. Dziesiątki tych Różańców wypełnił moją pustkę i samotność. Od tej chwili Różaniec stał się już moim stałym towarzyszem. Znów nie byłam sama. Koszmarne sny czasem dawały o sobie znać, ale mnie już nie męczyły, tak jak poprzednio.
cdn.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Prezydencka Rada: alienacja rodzicielska powoduje wzrost samobójstw dzieci i młodzieży

2024-04-26 17:30

[ TEMATY ]

rodzina

dzieci

prezydent

Adobe.Stock

Prezydencka Rada ds. Rodziny Edukacji i Wychowania zaapelowała o zmianę przepisów Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego dotyczących orzeczenia o winie jednego z rodziców. Wpływają one na skalę zjawiska alienacji rodzicielskiej i przyczyniają się do wzrostu samobójstw wśród dzieci i młodzieży - dodała Rada.

W czasie piątkowego posiedzenia prezydenckiej Rady ds. Rodziny, Edukacji i Wychowania, która obradowała w KPRP, dyskutowano na temat zjawiska alienacji rodzicielskiej.

CZYTAJ DALEJ

Jan Paweł II wciąż obecny – ulice, szkoły, pomniki, muzea imienia Papieża Polaka

2024-04-26 16:09

[ TEMATY ]

pamięć

św. Jan Paweł II

Zdzisław Sowiński

Na mapie Polski często spotkać można imię Jana Pawła II. To m.in. ponad 679 ulic, 139 placów i prawie 80 rond. Za patrona przyjęło Papieża Polaka też niemal 40 parafii i ponad 1000 szkół oraz Uniwersytetów. Nie brakuje także sanktuariów, muzeów oraz ośrodków myśli imienia Świętego Patrona, który wciąż inspiruje wielu Polaków. W sobotę przypada 10. rocznica kanonizacji Jana Pawła II, która miała miejsce 27 kwietnia 2014 roku.

Jan Paweł II w przestrzeni miejskiej

CZYTAJ DALEJ

10. rocznica kanonizacji Jana Pawła II

2024-04-27 07:11

[ TEMATY ]

św. Jan Paweł II

© Wydawnictwo Biały Kruk/Adam Bujak

W sobotę przypada 10. rocznica kanonizacji Jana Pawła II, który został wyniesiony na ołtarze wraz z innym papieżem Janem XXIII. Była to bezprecedensowa uroczystość w Watykanie, nazwana „Mszą czterech papieży”, ponieważ przewodniczył jej papież Franciszek w obecności swego emerytowanego poprzednika Benedykta XVI.

O godz. 17 w bazylice Świętego Piotra Mszę św. z okazji kanonizacji papieża Polaka odprawi dziekan Kolegium Kardynalskiego, jego wieloletni współpracownik kardynał Giovanni Battista Re.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję