Dzisiejsza pedagogika nastawiona jest na sukces. Nauczycieli rozlicza się według kryterium opanowania wiedzy przez uczniów, rodziców klasyfikuje się na podstawie osiągniętych pozycji społecznych, dlatego
wiele pisze się i mówi o tych, co mają najkorzystniejsze wskaźniki.
Tendencja powyższa wydaje się z gruntu słuszna. Warto przyjrzeć się ludziom, którzy potrafią pociągnąć tłumy, zafascynować uczniów. Dobrze jest przeanalizować ich systemy wartości, metody wychowawcze.
Jeden wniosek nasuwa się jako wspólny bez względu na czas, miejsce czy światopogląd. Potrafią dowartościować swoich podopiecznych i pokazać im pozytywną motywację działań.
Jednak gdzieś w dalszym planie pojawia się tendencja do ukazywania negatywnych następstw złego postępowania dzieci jako środka prewencyjnego przed porażkami życiowymi przekreślającymi sukces pedagogiczny.
Stąd np. Janusz Korczak stworzył sąd koleżeński, gdzie same dzieci oceniają swoich rówieśników, a nawet przełożonych. Przyjęła to dzisiejsza szkoła przez działalność samorządów uczniowskich. Mają one
doprowadzić do korekty niewłaściwych zachowań.
W chrześcijańskiej wizji rozwoju człowieczeństwa dominuje postawa miłości jako otwartości na Boga i drugiego człowieka. Jej uszczegółowienie dokonuje się w przykazaniach Bożych i kościelnych, błogosławieństwach,
uczynkach miłosiernych. Człowiek Boży żyje więc napełniony cnotami boskimi (wiara, nadzieja, miłość), a jednocześnie doskonali się po ludzku przez praktykowanie cnót kardynalnych (roztropność, sprawiedliwość,
męstwo, umiarkowanie).
W tym procesie rozwoju na pewno nie przeszkodzi nam refleksja nad znanym z katechizmu wyszczególnieniem siedmiu grzechów (wad) głównych. Można nawet zaryzykować twierdzenie, iż bez posiadania ich
świadomości grozi nam niemożności osiągnięcia moralnej cnoty umiarkowania. Dlatego warto zastanowić się, na ile człowiek XXI w. narażony jest na ich obecność w procesie wychowawczym.
Pomóż w rozwoju naszego portalu