Reklama

Wiara

Całun Turyński to Ewangelia napisana ciałem Jezusa

Całun to pierwsza Ewangelia, napisana przez samego Jezusa Jego własnym ciałem - powiedziała prof. Emanuela Marinelli, badaczka Całunu Turyńskiego. W rozmowie z KAI przedstawiła ona zarówno historię badań nad tą szczególną relikwią, jak i jej znaczenie dla wiary w mękę i zmartwychwstanie Pana Jezusa.

[ TEMATY ]

całun turyński

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Prof. E. Marinelli: Osobiście zainteresowałam się tym tematem, ponieważ 40 lat temu ówczesny szef Służby Naukowej Policji w Zurychu prof. Max Frei-Sulzer, botanik i ekspert w dziedzinie pyłków, zidentyfikował na Całunie ślady pyłków roślin, które nie występują w Europie. Na 58 gatunków pyłków znalezionych na tym płótnie 38 pochodziło z roślin, nie występujących na naszym kontynencie, ale obecnych na Bliskim Wschodzie. Na przykład jedną z nich można spotkać tylko w Chinach, Jordanii i Izraelu, na bardzo ograniczonym terenie. Był to botaniczny dowód na pochodzenie Całunu z okolic Jerozolimy. A ponieważ sama specjalizuję się w naukach przyrodniczych i geologicznych, ten dowód naukowy mnie zafascynował i wówczas rozpoczęłam prowadzenie badań.

KAI: Jak po tylu latach podsumowałaby Pani to, co Całun mówi o męce i śmierci Jezusa?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

- Istnieje całkowita zbieżność między tym, co zostało utrwalone na Całunie a tym, co opisuje Ewangelia, choć Całun podaje więcej szczegółów. Np. w Ewangelii czytamy, że Jezus został ubiczowany. Płótno daje dowody, że Jezusowi wymierzono ok. 120 uderzeń biczem. To było biczowanie inne od tego, jakie otrzymywali wzdłuż drogi ci, którzy nieśli krzyż, dużo obfitsze i bardziej okrutne. Bicz był zakończony kawałkami kości albo ołowiu, które rozrywały skórę. Wiemy z Ewangelii, że po ubiczowaniu Piłat chciał Jezusa uwolnić, przewidział dla niego jedynie ciężką karę. Ostatecznie jednak, po jej wymierzeniu, Chrystus został także ukrzyżowany.

Reklama

- Potem nałożono Mu koronę cierniową. Także tu Ewangelie nie podają szczegółów, jak ona wyglądała, artyści zaś przedstawiają ją jako małą obręcz wokół skroni. W rzeczywistości Jezus został ukoronowany jako król Judei, miał więc na głowie rodzaj królewskiej mitry, jakby kask z cierni, które zadały Mu ok. 50 ran.
Następnie niósł patibulum, czyli poprzeczną belkę krzyża. Wielokrotnie pod nią upadał: Jego twarz nosi ślady wielu obrzęków na czole i policzkach. Był torturowany przez swoich oprawców. Widzimy, np. że z jednej strony wyrwano mu brodę. Jego twarz i kolana noszą ślady ziemi wymieszanej z krwią. To dowód, że upadał.
Chrystus został ukrzyżowany za pomocą gwoździ, ale Całun pokazuje, że aby mogły one podtrzymywać całe ciało, zostały wbite w nadgarstki, a nie w dłonie. To dlatego, że pod stopami nie było kawałka drewna, który podpierałby ciało, tak często pokazywanego przez artystów. Stopy były przygwożdżone bezpośrednio do krzyża. Ciało utrzymywało się na nim za pomocą gwoździ. Nawet myśl o tym jest czymś strasznym: ciało wiszące na gwoździach.
Wreszcie ostatnia z ran. To rana w boku. Wiemy, że zadano ją po śmierci, i że z niej, jak widzimy to na Całunie, wypłynęły krew i osocze. Wewnątrz klatki piersiowej doszło wcześniej do krwotoku wewnętrznego wokół serca. Kardiologowie mówią, że Jezus zmarł wskutek ataku serca: w następstwie bardzo silnego okrzyku bólu Jego serce się zatrzymało. Po śmierci Jego ciało wisiało jeszcze ok. 2,5 godz. na krzyżu, aby zesztywniało.
Św. Jan mówi, że widział krew i wodę wypływające z rany w boku i nie jest to opis symboliczny. Niektórzy chcą czytać Ewangelię jako opowieść symboliczną, tymczasem ona jest bardzo konkretną relacją, niemal kroniką. A Całun, jak mówił watykanista Horacio Petrosino, jest obrazem Kalwarii.
Z kolei badacz ks. Giulio Ricci nazwał Całun “piątą Ewangelią” zapisaną krwią. Możemy powiedzieć, że Całun to pierwsza Ewangelia, napisana przez samego Jezusa Jego własnym ciałem.

- Czy Całun jest też świadectwem zmartwychwstania?

- Tak. Jest kroniką tego wydarzenia, nad którą należy medytować, bo to, o czym opowiada Ewangelia, dzięki Całunowi możemy zobaczyć na własne oczy i to w sposób, który naprawdę porusza. Zobaczyć te wszystkie rany, ogrom cierpienia i zrozumieć, że Bóg dobrowolnie wybrał to wszystko, by zmazać nasze grzechy - wobec tego nie można pozostać obojętnym.
Obraz ciała, który widzimy na Całunie, pozostaje wielką tajemnicą, bo pochodzenia tego obrazu nie można wyjaśnić inaczej, jak tylko w ten sposób, że ciało wygenerowało promieniowanie, rodzaj światła. Sam obraz jest odbiciem, które powstało na materiale wskutek działania światła.
Pewne dziecko powiedziało, że na Całunie Jezus zrobił sobie “selfie”. Urocze porównanie.

- Czy wiemy, jak dokładnie powstał ten obraz ciała widoczny na Całunie?

Reklama

- Ciało pozostawiło ten ślad w sposób niewytłumaczalny. To, że obraz powstał pod wpływem światła, potwierdzili także naukowcy z centrum badań ENEA Frascati, posługujący się laserem generującym promienie ultrafioletowe. Obliczyli oni, że aby uzyskać obraz taki, jak ten, który widnieje na Całunie, należałoby użyć energii co najmniej 10 tys. laserów.
Dla nas, wierzących, nie ma nic dziwnego w uznaniu, że to cud zmartwychwstania wywołał to wielkie światło, podobnie jak działo się to podczas przemienienia Jezusa na górze Tabor, kiedy, jak mówi Ewangelia, “twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło”. Ale dla osoby niewierzącej Całun pozostaje przedmiotem wielkiej fascynacji. Znam osoby, które pochylając się nad nim, zbliżyły się do wiary lub odnalazły ją z powrotem.

- A zatem czy na Całun Turyński należy patrzeć przez pryzmat nauki czy wiary?

- Najprostszą drogą jest spojrzenie naukowe. Gdybyśmy, dzięki badaniom naukowym i danym historycznym, nie przekonali się wpierw, że Całun jest autentyczny, moglibyśmy uwierzyć w coś, co nie jest prawdziwe. Przekonani o jego prawdziwości możemy natomiast spojrzeć na niego także z punktu widzenia wiary, która pomaga zrozumieć nam ten obraz.
Dla osoby niewierzącej pozostaje on nierozwiązaną tajemnicą, bo żadne ciało nie może pozostawić śladów takich, jak to. Jednakże wierząc, że Jezus zmartwychwstał, możemy zrozumieć, że świadectwo Całunu przekracza śmierć, że pokazuje nam cierpienie i mękę Jezusa, ale daje też pewność zmartwychwstania i pomaga nam w spojrzeniu na nasze własne życie i śmierć.
Autentyczność Całunu mogą uznać także ateiści. I wiemy, że to się zdarzało. Na początku XX w. znany biolog z Paryża Yves Delage, który deklarował się jako agnostyk, analizując zdjęcia, które dowodziły, że na Całunie znajduje się negatyw ciała, uznał, że Całun należał do Jezusa z Nazaretu.
Podobnie w grupie amerykańskich naukowców, badających Całun w 1978 r., złożonej z katolików, protestantów, żydów i ateistów, wszyscy byli przekonani o autentyczności Całunu i o tym, że okrywał on ciało Jezusa z Nazaretu - postaci historycznej, która naprawdę istniała.

Reklama

- Czy to znaczy, że za prawdziwością Całunu przemawiają nie tylko badania naukowe, ale też fakty historyczne?

- Tak. W swojej najnowszej książce przedstawiłam źródła islamskie, które poświadczają, że w Edessie w dzisiejszej południowo-wschodniej Turcji był przechowywany całun ze śladami ciała Chrystusa. Są to niepodważalne źródła, gdyż źródła chrześcijańskie posądza się, że wymyślili je chrześcijan dla swej własnej wygody.
Opatrzność Boża ocaliła Całun w muzułmańskim sułtanacie w Edessie, podczas gdy w pobliskim Konstantynopolu wielu chrześcijan niszczyło ikony, odwołując się do biblijnego fragmentu mówiącego o tym, że Boga nie należy przedstawiać za pomocą żadnych wizerunków. Całun przetrwał, bo na terenie sułtanatu muzułmanie pozwolili chrześcijanom oddawać mu cześć, jako że oni sami czcili Jezusa jako wielkiego proroka.
Jest też wiele innych przykładów, choć pozostają w historii okresy, w których nie znamy losów Całunu.

- A jak odpowiadać tym, którzy wątpią w jego prawdziwość?

Reklama

- Z pewnością Całun okrywał ciało zmarłego przez ok. 36-40 godzin. Koniec tego kontaktu z ciałem nastąpił bez jakiegokolwiek ruchu. Widać to po śladach krwi. Także ślady aragonitu, znalezionego na Całunie, są takie same, jak te pochodzące z grot w Jerozolimie, podobnie jak pyłki kwiatów. To wszystko razem świadczy o autentyczności, żaden artysta ani fałszerz nie byłby w stanie stworzyć przed wiekami przedmiotu, którego do dziś nie potrafimy skopiować.
Wiemy też, że obraz ciała pojawił się na materiale później niż ślady krwi. Krew pochodzi z ran osoby, która była zawinięta w płótno. Ran, które się otworzyły ponownie pod wpływem kontaktu z płótnem nasączonym pachnącymi olejkami.
To także świadczy o najgodniejszym pochówku. Ktoś, kto został skazany na śmierć przez ukrzyżowanie, powinien spocząć w zbiorowym grobie.
Ostatnio na płótnie znaleziono ślady DNA osoby pochodzącej z Indii. Może to znaczyć, że bela materiału, z którego pochodzi całun, została sprowadzona z tamtych stron.
Wiemy, że w popołudnie święta Jom Kippur najwyższy kapłan ubierał się w szaty z lnu pochodzącego z Indii. Takie szaty były dostępne w Świątyni Jerozolimskiej. Być może Józef z Arymatei właśnie tam kupił ten najwyższej jakości materiał z myślą o pochówku tego, którego nazywał Mesjaszem.
Wszystkie te elementy po kolei eliminują możliwość fałszerstwa.

- Uznawszy autentyczność Całunu, czy nie trzeba być osobą wierzącą, by zrozumieć jego przesłanie?

Reklama

- – Piękne jest to, że Całun przemawia do każdego serca. Papież Franciszek powiedział bardzo piękną rzecz: że musimy pozwolić, by to Całun na nas patrzył. To znaczy, że powinniśmy w ciszy medytować przed tym płótnem, przez które patrzy na nas sam Chrystus. Z kolei św. Jan Paweł II mówił, że Całun jest niezwykłą i tajemniczą relikwią, świadkiem Paschy: męki, śmierci i zmartwychwstania. Świadkiem niemym, ale zarazem zaskakująco wymownym.
Kiedy patrzymy na Całun, w każdym z nas otwiera się przestrzeń medytacji nad tym, co znajduje się poza śmiercią. Nad tym, że po śmierci Jezusa przyszło światło zmartwychwstania, które fascynuje i przyciąga także niewierzących.
Kiedyś zaprosiła mnie z wykładem pewna niewierząca kobieta, którą interesował ten temat ze względów naukowych. Na zakończenie powiedziała mi: nie byłabym w stanie wyjść z tej konferencji taką, jaką na nią przyszłam. Opowieść o wynikach przeprowadzonych analiz Całunu podbiła także jej serce.
Nie dalej jak wczoraj po konferencji podeszła do mnie kobieta, która powiedziała: przyszłam tu tylko po to, by towarzyszyć mojej znajomej. Przed laty utraciłam wiarę, od dawna nie chodzę do kościoła, ale tutaj dziś Jezus na mnie czekał i wiem, że muszę powrócić do wiary.
Te świadectwa są piękne i pokazują, jak ważne jest to, by starać się zrozumieć to, co mówi nam Całun.

- Pani Profesor, czy po tylu latach badań naukowych, Całun Turyński pomaga Pani w głębszym przeżywaniu tajemnicy paschalnej?

- Oczywiście. Całun bardzo pomaga w wierze, bo jako ludzie potrzebujemy tego, co oddziałuje na zmysły. Kiedy umrze osoba nam bliska, zachowujemy jej zdjęcie. Ja np. mam przy sobie zdjęcie mojego ojca, który zmarł przed laty. Lubię na nie patrzeć, by lepiej go zapamiętać.
Całun pomaga w tym, by nie zapomnieć o Tym, który tak wiele dla nas dokonał. Pomaga też w medytacji nad tym tak ważnym wydarzeniem, które zmieniło historię i które pokazuje, że śmierć nie jest końcem naszej wędrówki, ale oznacza początek podróży jeszcze piękniejszej.
Mnie, tak jak innym osobom wierzącym, Całun pomaga we wzrastaniu w wierze. Także przyjmowanie Komunii Świętej z myślą o tej krwi i tym ciele, które widnieje na Całunie, pogłębia refleksję. Od 40 lat dzielę swoje życie z Osobą z Całunu, który w Wielkim Tygodniu staje się mi jeszcze bliższy. Benedykt XVI mówił wręcz, że dla niego Całun jest ikoną Wielkiej Soboty.

2017-04-13 20:47

Oceń: +3 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?
CZYTAJ DALEJ

Najświętsze Imię Maryja

Niedziela świdnicka 39/2017, str. 8

[ TEMATY ]

wspomnienie Imienia NMP

Ks. Zbigniew Chromy

Bazylika Santa Maria Maggiore – najważniejsza świątynia dedykowana Matce Bożej

Bazylika Santa Maria Maggiore – najważniejsza świątynia dedykowana Matce Bożej
Wśród wielu uroczystości, świąt i wspomnień Najświętszej Maryi Panny, jakich wiele jest w ciągu roku liturgicznego, dowolne wspomnienie Najświętszego Imienia Maryi jest nieco zapomniane, już przez sam fakt, że jest ono dowolne. Święto imienia Maryi zaczęto obchodzić w Hiszpanii, ale dopiero po zwycięstwie odniesionym przez Jana III Sobieskiego pod Wiedniem, 12 września 1683 r. papież bł. Innocenty XI, na wniosek polskiego króla rozciągnął jego obchód na cały Kościół katolicki. Zgodnie z tradycją i żydowskim zwyczajem Matka Boża cztery dni po swoim urodzeniu otrzymała imię Maryja. Ponieważ Jej urodziny obchodzimy 8 września, stąd 12 września przypada wspomnienie nadania Najświętszej Dziewicy imienia Miriam. To hebrajskie imię oznacza „być pięknym lub wspaniałym”, zaś w języku aramejskim, którym posługiwano się w Palestynie w czasach Jezusa i Maryi, imię to występuje w znaczeniu „Pani”. Gdy zsumujemy znaczenia tego imienia w języku hebrajskim i aramejskim, otrzymamy tytuł „Piękna Pani”. Zatem Maryja to „Piękna Pani”, i tak jest ona nazywana od najdawniejszych czasów. Potwierdziły to badania archeologiczne przeprowadzone w Grocie Nazaretańskiej pod kierownictwem o. Bellarmimo Bagattiego. Największą niespodzianką było wydobycie kamienia z napisem: EMAPIA. To skrót greckiego wyrażenia: „Chaire Maria” (Bądź pozdrowiona, Maryjo). To jedne z najstarszych dowodów czci oddawanej Maryi, Matce Bożej. Po przeprowadzeniu zaś wnikliwych badań archeolodzy doszli do wniosku, że znaleziska te są fragmentami najstarszej świątyni chrześcijańskiej w Nazarecie. Znaleziono tam również dwa inne napisy z końca I wieku. Drugi z nich zawiera dwa słowa: „Piękna Pani”. Kiedy czytamy relacje osób widzących Matkę Bożą, np. św. Katarzyny Labouré, św. Bernadety Soubirous czy Dzieci z Fatimy, wszystkie te osoby nazywają Maryję Piękną Panią. Przejdźmy teraz do samego wspomnienia Najświętszego Imienia Maryi. Wyżej powiedziano, że bł. Innocenty XI wspomnienie to rozciągnął na cały Kościół na wiosek naszego Króla Polski. W 1683 r. potężna turecka armia groziła całej Europie, w tym Stolicy Apostolskiej. Pewny siebie Sułtan Mehmed IV rozmyślał, jak to uczyni z Bazyliki św. Piotra stajnię dla swoich rumaków. Wydawało się, że nie ma już ratunku ani dla oblężonego Wiednia i całego chrześcijaństwa. W tym ciężkim położeniu bł. Innocenty XI wysłał posła do Jana III Sobieskiego z prośbą, aby pośpieszył na odsiecz, podobne poselstwo wysłał cesarz austriacki. Jednak Sejm, mając na uwadze pusty skarb i wyczerpany wojnami kraj, wahał się. Wtedy to spowiednik króla św. Stanisław Papczyński dzięki Maryi ostatecznie przekonał króla oraz sejm. Matka Boża ukazała się św. Stanisławowi i zapewniła o zwycięstwie. Kazała iść pod Wiedeń i walczyć. Założyciel Marianów wystąpił wobec króla, senatu, legata papieskiego i przemówił tymi słowami: „Zapewniam cię, królu, Imieniem Dziewicy Maryi, że zwyciężysz i okryjesz siebie, rycerstwo polskie i Ojczyznę nieśmiertelną chwałą”. Sobieski idąc na odsiecz Wiednia, zatrzymał się na Jasnej Górze. Wstępował też po drodze do innych sanktuariów maryjnych, aby błagać Maryję o pomoc. 12 września Sobieski przed bitwą uczestniczył w dwóch Mszach św., w tej drugiej służąc bł. Markowi d’Aviano jako ministrant. Przystąpił do Komunii św. i leżąc krzyżem, wraz z całym wojskiem ufnie polecał się Matce Najświętszej. Chcąc, aby wszystko działo się pod Jej znakiem, dał rycerstwu hasło: „W imię Panny Maryi – Panie Boże, dopomóż!”. Polska jazda z imieniem Maryi na ustach ruszyła do ataku, śpiewając „Bogurodzicę”. Armia turecka licząca ok. 200 tys. żołnierzy uciekała przed 23 tys. polskiej jazdy. Atak był tak piorunujący i widowiskowy, że wojska cesarza austriackiego opóźniły swoje uderzenie, żeby podziwiać szarżę naszej husarii. Tego dnia zginęło 25 tys. Turków, a Polaków tylko jeden tysiąc.
CZYTAJ DALEJ

„Pilecki–Wyszyński. Portret podwójny” – ważna wystawa w Warszawie

2025-09-12 19:34

[ TEMATY ]

bł. kard. Stefan Wyszyński

rtm. Witold Pilecki

Vatican Media

Przed Świątynią Opatrzności Bożej w Warszawie otwarto wystawę „Pilecki–Wyszyński. Portret podwójny”. Ekspozycja przybliża niezwykle ważne postacie dla najnowszej historii Polski – rotmistrza Witolda Pileckiego i bł. prymasa Stefana Wyszyńskiego. Choć urodzili się w tym samym roku i byli związani z ziemią ostrowską, nigdy się nie spotkali. Pozostają jednak duchowo bliscy, a łączy ich wierność, odwaga i niezłomność.

Wystawa powstała z inicjatywy Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego oraz Muzeum Domu Rodziny Pileckich w Ostrowi Mazowieckiej.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję