Reklama

Żołnierze wolności

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wczesnym rankiem 6 czerwca 1944 r. niemieccy żołnierze obserwujący morze z plaż Normandii mieli powody do zaniepokojenia. Noc była niespokojna, docierały do nich fragmentaryczne informacje o desantach alianckich spadochroniarzy i podejmowanych przez nich akcjach w różnych częściach tej francuskiej prowincji. Nie wiedzieli jednak, czy to już wstęp do prawdziwej inwazji, czy też kolejna akcja dywersyjna, mająca na celu odwrócenie uwagi od właściwego kierunku ataku. Odpowiedź miały przynieść pierwsze promienie słońca rozjaśniające atlantyckie wybrzeże. I wtedy niemieckim obserwatorom ukazał się niezwykły i groźny widok. W rzednącej mgle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, horyzont zapełnił się okrętami różnej wielkości i rodzaju, jakby niedbale manewrującymi tam i z powrotem. W mrocznym, szarym świetle poranka przed plażami Normandii stała w całym swym majestacie grozy wielka flota aliancka - prawie 5 tys. okrętów. Na całym horyzoncie łopotały bandery wojenne. Na tle nieba rysowały się sylwetki wielkich pancerników, groźnych krążowników, chyżych jak charty niszczycieli. Za nimi stały przysadziste okręty dowodzenia z lasem anten. A jeszcze za nimi sznury transportowców, zapełnionych wojskiem i sprzętem. Transportowce otaczały roje barek desantowych, czekających na sygnał, by wziąć kurs na plaże, wypełnione po brzegi żołnierzami, którzy mieli lądować w pierwszym rzucie. Ciszę poranka rozerwał huk okrętowych dział zasypujących normandzkie plaże tysiącami pocisków.
Niebo zaroiło się od eskadr alianckich bombowców zrzucających na niemieckie linie obronne grad bomb. Był to niezawodny znak, że największa przeprowadzona do tej pory operacja desantowa właśnie się zaczyna.
Ten dzień, jeden z najważniejszych dni II wojny światowej, był przygotowywany od lat. Po przystąpieniu do wojny Stanów Zjednoczonych alianci zyskiwali coraz większą przewagę. Niemieckie wojska wyparto z Afryki, Amerykanie i Anglicy zaatakowali Sycylię i południowe Włochy, front wschodni nieubłaganie zbliżał się do granic III Rzeszy. Decydujące uderzenia miały dopiero jednak nadejść - jednym z nich była właśnie inwazja w Normandii. Była ona możliwa dzięki udziałowi w wojnie Stanów Zjednoczonych. Wcześniej amerykańskie dostawy uratowały Wielką Brytanię przed groźbą niemieckiej dominacji, a teraz Amerykanie stanowili główny motor inwazji na kontynent i wyzwalania Europy Zachodniej spod hitlerowskiej okupacji.
Sprzymierzeni zaatakowali pięć odcinków normandzkich plaż. W pierwszej fali natarcia brały udział wojska amerykańskie, brytyjskie i kanadyjskie. Na plażach, na których desantowały się wojska amerykańskie i kanadyjskie, oznaczonych jako „Omaha” i „Juno”, rozpętało się piekło. Żołnierze ginęli w rozrywanych przez pociski barkach, tonęli objuczeni sprzętem, wylatywali w powietrze na minach. Ukryci w bunkrach Niemcy strzelali do nacierających aliantów jak do kaczek. „To była rzeź” - wspominają ci, którzy przeżyli. Mimo morderczego ognia żołnierze metr po metrze przedzierali się przez plaże wąziutkimi ścieżkami wytyczonymi przez saperów, by wdrapać się na kilkudziesięciometrowe zbocza klifów. Do wieczora udało im się wedrzeć w głąb lądu.
Losy desantu w Normandii ważyły się długie tygodnie, ostatecznie jednak alianci odnieśli zdecydowany sukces. W dużej mierze przyczyniły się do niego także brytyjskie służby wywiadowcze, dzięki którym Niemcy spodziewali się desantu w innym rejonie atlantyckiego wybrzeża. Dało to sprzymierzonym bezcenny czas, pozwalający umocnić się na zdobytych przyczółkach. Zwycięstwo zostało jednak okupione krwawymi stratami. Szczególnie zacięte walki toczyły się na plaży „Omaha” - ten fragment normandzkiej plaży zaczęto od dnia inwazji określać jako „krwawa Omaha”.
Lądowanie aliantów w Normandii przyspieszyło upadek III Rzeszy oraz uratowało Europę Zachodnią od dominacji Stalina. Udział Amerykanów w tej wyzwoleńczej misji nie ograniczył się tylko do zaangażowania militarnego. Zaraz po wojnie ruszyła wielka akcja pomocy dla Europy, nazwana „planem Marshalla”, która umożliwiła krajom zachodnioeuropejskim szybkie wyjście z wojennego koszmaru (kraje, które znalazły się pod dominacją sowiecką, w tym Polskę, Stalin zmusił do rezygnacji z udziału w tym wielkim planie). Właśnie ta amerykańska wyzwoleńcza misja w aspekcie militarnym i gospodarczym zaskarbiła wobec amerykańskiego społeczeństwa wielką wdzięczność wielu narodów, którą - mimo obecnych politycznych sporów - wyraził prezydent Francji Jacques Chirac podczas jubileuszowych uroczystości w Normandii. Obchody te upamiętniające 60. rocznicę desantu zgromadziły liderów 22 krajów, w tym prezydenta George W. Busha i prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Podczas uroczystości amerykański prezydent wyraził pogląd, że obecna walka z terroryzmem jest kontynuacją wyzwoleńczej walki z czasów II wojny światowej. Wielu ludzi jednak, nie tylko zresztą polityków, nie zgodziłoby się z taką interpretacją. Według nich iracka awantura nie została w Waszyngtonie do końca przemyślana i Amerykanie rzucają się w nią, myśląc naiwnie, iż będą witani w Iraku jako wyzwoliciele; tak jak 60 lat temu w Normandii. Rzeczywistość jest jednak inna. Irakijczycy najwyraźniej nie chcą być uszczęśliwiani na siłę, trudno więc się dziwić, że obecnym amerykańskim działaniom zbrojnym towarzyszy zupełnie inna atmosfera. Na świecie przybiera na sile fala antyamerykańskich nastrojów. Sprzyjają jej kolejne wpadki i błędy, które głośnym echem odbijają się w międzynarodowej opinii, jak np. maltretowanie irackich więźniów. Politolog z Uniwersytetu w Harvardzie Joseph Nye twierdzi, że jeszcze nigdy w najnowszej historii Stany Zjednoczone nie były na świecie tak niepopularne. Postrzega się je jako hegemonistyczne imperium dążące do narzucania innym swojej wizji świata. Taka sytuacja miała już kiedyś miejsce, mianowicie w czasie wojny wietnamskiej. I skorygowanie tamtejszych błędów pozwoliło odbudować światowy prestiż Ameryki.
Obecnie jest podobnie. A zatem władzy i siły militarnej, jaką Ameryka dysponuje, należy w przyszłości używać w sposób bardziej roztropny, niż to miało miejsce w sprawie irackiej. J. Nye nawołuje, aby powrócić do „miękkiej siły oddziaływania”. Taką siłę stanowiła np. polityka niedawno zmarłego Ronalda Reagana, który twardą obroną wolności i praw człowieka zaskarbił sobie wdzięczność milionów ludzi oraz walnie przyczynił się do pokonania komunizmu. Związek Radziecki pogrążyła bynajmniej nie tylko przewaga wojskowa Stanów Zjednoczonych. Również - a może przede wszystkim - amerykańskie wartości i idee podminowały radziecki totalitaryzm, rozsadzając ten system od środka. Fakt, że blisko 70% ludzi w Europie Wschodniej słuchało audycji Radia Wolna Europa i Głosu Ameryki poważnie przyczynił się do zwycięstwa nad komunizmem. Powrót do takich ideałów, do takiego modelu uprawiania polityki pozwoli przywrócić takie spojrzenie na Amerykanów, jak przed 60 laty, gdy ich pojawienie się na plażach Normandii było traktowane jako zapowiedź wyzwolenia.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2004-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bp Andrzej Przybylski: my zrodziliśmy się z Boga, który jest Miłością

2024-05-03 19:56

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

CZYTAJ DALEJ

Wy jesteście przyjaciółmi moimi

2024-04-26 13:42

Niedziela Ogólnopolska 18/2024, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

o. Waldemar Pastusiak

Adobe Stock

Trwamy wciąż w radości paschalnej powoli zbliżając się do uroczystości Zesłania Ducha Świętego. Chcemy otworzyć nasze serca na Jego działanie. Zarówno teksty z Dziejów Apostolskich, jak i cuda czynione przez posługę Apostołów budują nas świadectwem pierwszych chrześcijan. W pochylaniu się nad tajemnicą wiary ważnym, a właściwie najważniejszym wyznacznikiem naszej relacji z Bogiem jest nic innego jak tylko miłość. Ona nadaje żywotność i autentyczność naszej wierze. O niej także przypominają dzisiejsze czytania. Miłość nie tylko odnosi się do naszej relacji z Bogiem, ale promieniuje także na drugiego człowieka. Wśród wielu czynników, którymi próbujemy „mierzyć” czyjąś wiarę, czy chrześcijaństwo, miłość pozostaje jedynym „wskaźnikiem”. Brak miłości do drugiego człowieka oznacza brak znajomości przez nas Boga. Trudne to nasze chrześcijaństwo, kiedy musimy kochać bliźniego swego. „Musimy” determinuje nas tak długo, jak długo pozostajemy w niedojrzałej miłości do Boga. Może pamiętamy słowa wypowiedziane przez kard. Stefana Wyszyńskiego o komunistach: „Nie zmuszą mnie niczym do tego, bym ich nienawidził”. To nic innego jak niezwykła relacja z Bogiem, która pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na drugiego człowieka. W miłości, zarówno tej ludzkiej, jak i tej Bożej, obowiązują zasady; tymi danymi od Boga są, oczywiście, przykazania. Pytanie: czy kochasz Boga?, jest takim samym pytaniem jak to: czy przestrzegasz Bożych przykazań? Jeśli je zachowujesz – trwasz w miłości Boga. W parze z miłością „idzie” radość. Radość, która promieniuje z naszej twarzy, wyraża obecność Boga. Kiedy spotykamy człowieka radosnego, mamy nadzieję, że jego wnętrze jest pełne życzliwości i dobroci. I gdy zapytalibyśmy go, czy radość, uśmiech i miłość to jest chrześcijaństwo, to w odpowiedzi usłyszelibyśmy: tak. Pełna życzliwości miłość w codziennej relacji z ludźmi jest uobecnianiem samego Boga. Ostatecznym dopełnieniem Dekalogu jest nasza wzajemna miłość. Wiemy o tym, bo kiedy przygotowywaliśmy się do I Komunii św., uczyliśmy się przykazania miłości. Może nawet katecheta powiedział, że choćbyśmy o wszystkim zapomnieli, zawsze ma pozostać miłość – ta do Boga i ta do drugiego człowieka. Przypomniał o tym również św. Paweł Apostoł w Liście do Koryntian: „Trwają te trzy: wiara, nadzieja i miłość, z nich zaś największa jest miłość”(por. 13, 13).

CZYTAJ DALEJ

Za nami doroczna pielgrzymka Przyjaciół Paradyża

2024-05-05 19:17

[ TEMATY ]

Przyjaciele Paradyża

Wyższe Seminarium Duchowne w Paradyżu

Karolina Krasowska

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego

Modlą się o nowe powołania i za powołanych, a także wspierają kleryków przygotowujących się do kapłaństwa. Dziś przybyli do Wyższego Seminarium Diecezjalnego na doroczną pielgrzymkę.

5 maja odbyła się diecezjalna pielgrzymka „Przyjaciół Paradyża" do Sanktuarium Matki Bożej Wychowawczyni Powołań Kapłańskich w Paradyżu. Spotkanie rozpoczęło się od Godzinek o Niepokalanym Poczęciu NMP i konferencji rektora diecezjalnego seminarium ks. Mariusza Jagielskiego. Głównym punktem pielgrzymki była Msza św. pod przewodnictwem bp. Tadeusza Lityńskiego. – Gromadzimy się przed obliczem Matki Bożej Paradyskiej jako rodzina Przyjaciół Paradyża w klimacie spokoju, wyciszenia, refleksji i modlitwy, ale przede wszystkim w klimacie ofiarowanej miłości, o której tak dużo usłyszeliśmy dzisiaj w słowie Bożym – mówił na początku homilii pasterz diecezji. – Dziękuję wam za pełną ofiary obecność i za to całoroczne towarzyszenie naszym alumnom, kapłanom i tym wszystkim wołającym o rozeznanie drogi życiowej, dla tych, którzy w tym roku podejmą tę decyzję. Nasza modlitwa podczas Eucharystii jest źródłem i znakiem pewności, że jesteśmy we właściwym miejscu, bowiem Pan Jezus jest z nami i gwarantuje owocność tego spotkania swoim słowem, mówiąc „bo, gdzie są zebrani dwaj lub trzej w Imię Moje, tam Jestem pośród nich”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję