Z ks. dr. Jackiem Szymańskim, nowo mianowanym rektorem WSD we Włocławku rozmawia ks. dr Waldemar Karasiński
Ks. Waldemar Karasiński - Jak przyjął Ksiądz nominację na urząd rektora włocławskiego seminarium?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ks. Jackek Szymański - Z radością i nadzieją, choć nie ukrywam, że również z odrobiną lęku i zażenowania wobec tego nowego wyzwania, które stawia przede mną nasz Nauczyciel. Traktuję ją jako nominację nie tyle na urząd, który może kojarzyć się tylko z rządzeniem, ale raczej jako nominację do posługi rektora. Chcę służyć jak potrafię najlepiej.
- Seminarium duchowne to miejsce, ludzie, i z pewnością niełatwe problemy, które trzeba rozwiązywać. Czy dotychczasowe doświadczenia Księdza Rektora będą pomocne w wypełnianiu tej odpowiedzialnej posługi?
Reklama
- Od 7 lat jestem wykładowcą teologii moralnej i języka włoskiego, i mieszkam na terenie seminarium. Z pewnością nie jest to szmat czasu, ale przez ten okres miałem okazję przyjrzeć się, jak funkcjonuje seminarium, starałem się uczestniczyć w jego życiu i nie stronić od spraw i problemów, w których rozwiązaniu mogłem okazać się pomocny. Oczywiście nie znaczy to, że nie stoi przede mną nauka „bycia” rektorem. Chciałbym podkreślić, że włocławskie seminarium, które od 3 lat funkcjonuje w strukturach Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, jest jednym z najstarszych w Europie. Jego historia sięga czasów Soboru Trydenckiego. Tu kształtowało się kapłaństwo Prymasa Tysiąclecia, późniejszego rektora seminarium. Nasze środowisko seminaryjne było inicjatorem i założycielem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, tutaj dojrzewała do męczeństwa ofiara z życia Pro Ecclesia et pro Patria, bł. ks. Henryka Kaczorowskiego - rektora seminarium i włocławskich alumnów. Mam świadomość, że wchodzę w wielką historię i zobowiązujące dziedzictwo. Niech będzie mi wolno wspomnieć mojego Księdza Rektora, obecnego arcybiskupa wrocławskiego, Mariana Gołębiewskiego, mojego profesora teologii dogmatycznej ks. dr hab. Wojciecha Hanca, i mojego poprzednika - ks. dr hab. Zdzisława Pawlaka, który uczył mnie filozofii w seminarium.
- Wspomniał Ksiądz Rektor o odrobinie lęku. Przed czym?
Reklama
- Na szczęście jest to tylko odrobina. Nazwałbym to uczucie raczej bojaźnią i to na pewno synowską, a nie niewolniczą. Studenci wiedzą z teologii moralnej, na czym polega subtelna różnica pomiędzy
jedną a drugą. No cóż, z drżącym sercem obejmuję moje Seminarium, jest ono naprawdę moje, ukończyłem je 14 lat temu i wszystko, kim po ludzku rzecz biorąc jestem, jemu zawdzięczam. Z bojaźnią staję jako
rektor wśród moich drogich wychowawców i profesorów, zawdzięczam im bardzo wiele. Dla nich dalej chcę pozostać uczniem i wychowankiem, a razem z nimi rektorem i przełożonym. Z uczuciem bojaźni spoglądam
na alumnów, nie czuję przed nimi strachu i myślę, że również oni nie czują go wobec mnie (strach nie jest metodą wychowania), ale mam głęboką świadomość, że pokolenia, które przestępują próg seminarium,
to ludzie trzeciego tysiąclecia, wychowani i ukształtowani w warunkach demokracji, to młodzi, dla których często wolność staje się bóstwem, to „dzieci swojego wieku”, swojej epoki, naznaczonej
relatywizmem moralnym, sekularyzmem, zwątpieniem, konsumizmem. To dzieci nowej kultury, kreowanej przez środki społecznego przekazu, kultury i mentalności, której treści często są sprzeczne z Ewangelią
i godnością osoby ludzkiej.
Oprócz bojaźni towarzyszy mi nadzieja i optymizm, bo przecież do seminarium przychodzą również - i tych jest większość - dzieci Lednicy, aktywni członkowie grup modlitewnych i ruchów religijnych,
ludzie mający szczere intencje zostania Chrystusowymi kapłanami. Moja nadzieja oparta jest na głębokim przeświadczeniu, że pierwszym wychowawcą seminaryjnym jest Ten, który mówi: „Pójdź za mną”.
- Jakie są osobiste priorytety Księdza Rektora w jego posłudze?
- Moim programem jest Ewangelia i wola Kościoła, wyrażona w dokumentach mówiących o formacji seminaryjnej. W seminarium wychowawcami jesteśmy wszyscy, zawsze i w każdym miejscu. I nie jest to tylko
slogan. Tak rzeczywiście jest. Wychowujemy alumnów nie tylko na wykładach, ale również przez naszą obecność w seminarium, obecność na liturgii, sposób w jaki ją sprawujemy. Wychowujemy ich przy stole,
na spacerze, w ogrodzie, czy jadąc z nimi na wycieczkę. Ufam, że błogosławiona będzie moja współpraca z najbliższymi współpracownikami, których zapał i oddanie naszemu seminarium bardzo sobie cenię. Jestem
przekonany, że nie braknie mi życzliwych rad moich poprzednków, wychowawców i profesorów. Myślę, że szczególną uwagę powinniśmy zwrócić na eklezjalną formację alumnów, ich zakorzenienie w życiu Kościoła
diecezjalnego i powszechnego, ich umiłowanie liturgii, ich osobistą kulturę, szacunek dla każdego człowieka, entuzjazm i radość z dążenia do kapłaństwa, szczerość i prawość intencji zostania kapłanami.
Nie należy zaniedbać również troski o wyrabianie w alumnach ducha pokory, posłuszeństwa, ofiary, wyrzeczenia i rezygnacji z takiej czy innej rzeczy lub rzeczywistości ze względu na Królestwo Niebieskie.
Proszę zauważyć, że nie są to postawy modne, nie jest to coś, co byłoby akurat „na topie”. Nie można zapomnieć również o formacji intelektualnej. Współczesność i warunki, w jakich służymy
Ludowi Bożemu stawiają nam coraz wyższe wymagania.
I jeszcze jedno. Biskup Ordynariusz w dekrecie nominacyjnym, powołującym mnie na stanowisko rektora napisał: „Życzę Księdzu, by zdołał Przełożonym i Alumnom stworzyć w Seminarium dom wypełniony
wysokimi wymaganiami, lecz również życzliwością, dobrocią i sprawiedliwością”. Ja i moi współpracownicy dołożymy wszelkich starań, aby tak było. Wierzymy, że Bóg nie poskąpi nam swojej łaski.
- Dziękuję za rozmowę.