Niepotrzebne jest przypinanie wszędzie szyldu „katolicki”. Naszym dążeniem jest wybieranie tego, co będzie służyło drugiemu człowiekowi. I lepiej gdyby mówiono, że te rozwiązania są katolickie, bo są dobre
Z ks. prof. Witoldem Zdaniewiczem, dyrektorem Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego SAC, rozmawia Irena Świerdzewska
Irena Świerdzewska: - W ostatnią niedzielę roku liturgicznego śpiewamy w kościele „Króluj nam Chryste zawsze i wszędzie”. Jak te słowa mają się do naszej codzienności?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
Ks. prof. Witold Zdaniewicz: - Na życie katolika składają się dwie płaszczyzny: wewnętrzna, a więc życie religijne oraz zewnętrzna, jaką jest kreowanie Chrystusa w sferze publicznej. Oczywiście
płaszczyzna zewnętrzna powinna być wyrazem wewnętrznej. Jeśli tak nie jest to inicjatywy religijne, poświęcenia, deklaracje o przynależności do Kościoła będą miały charakter instrumentalny. Kościół wymaga
tutaj zgodności życia religijnego z postawą przejawianą w codziennej rzeczywistości. Tym skutkuje prawdziwa wiara.
Powszechnie znamy nasze niekonsekwencje religijności. Są katolicy określający się jako „wierzący i niepraktykujący”, selektywni czy odrzucający moralność katolicką. Media nam często zarzucają,
że nie realizujemy nauki Ojca Świętego, chociaż manifestujemy nasze przywiązanie do Papieża.
W taki dzień jak uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata warto przypomnieć sobie nie tylko braki w naszej religijności. Trzeba także uświadomić sobie potencjał duchowy naszego narodu. Świadomość
niedostatków nie może przysłaniać posiadanych przez nas wartości. W Polsce jest ponad 90% ludzi wierzących. Nasza religia staje się coraz bardziej autentyczna, choć nie masowo, to jednak wzrasta liczba
przystępujących do Komunii św. w niedzielę. Polacy są coraz bardziej przywiązani do Kościoła wierząc, że Chrystus jest w nim obecny. Modlimy się i pielgrzymujemy do różnych miejsc świętych, w przeważającej
większości przynajmniej raz w roku przystępujemy do spowiedzi. Rośnie też aktywność religijna wśród młodych ludzi skupiających się w różnych wspólnotach i stowarzyszeniach.
- Nie sądzi Ksiądz Profesor, że autorytet Kościoła w życiu publicznym bywa wykorzystywany jako element legitymizacji rozmaitych spraw. Biskupów zaprasza się na poświęcenie mostów, hipermarketów i budynków użyteczności publicznej, a bardzo źle widziane są ich wypowiedzi dotyczące moralności, głoszenie Nauki Społecznej Kościoła itp.?
Reklama
- Nie dostrzegam dysonansu, jeżeli duchownych na różnego rodzaju poświęcenia zapraszają ugrupowania, które w swoich zasadach kierują się wartościami katolickimi. Inaczej jest, jeśli zaprasza partia
dystansująca się od Kościoła.
Jednak w uroczystościach poświęceń przedstawiciele Kościoła nie przesadzają z manifestacją swojej obecności. Kościół jest dość ostrożny i skutecznie broni się przed wykorzystaniem swojego autorytetu.
Zdarzają się osoby dość sprytne, które chcą wykorzystać wizerunek Kościoła dla swoich potrzeb np. przez fotografowanie się z Ojcem Świętym. Jeśli ktoś szuka dla siebie uwiarygodnienia, to Kościół jako
instytucja stara się nie zabierać głosu. Choć może się zdarzyć, że któryś z proboszczów wypowie się w imieniu Kościoła.
Niektóre środowiska czy poszczególne osoby, różnymi metodami próbują zabiegać o legitymizację. Widać tutaj wiele sprzeczności. Z jednej strony chcą, aby Kościół widoczny był w sferze publicznej, a
w rzeczywistości oczekują, aby się „nie mieszał”, nie wypowiadał w sprawach publicznych czy też moralnych.
- Ale czy też nie jest dzisiaj tak, że religia jest tylko manifestowana, a nie przekłada się na postawy moralne. A czasem wręcz jest odwrotna proporcja: im więcej deklaracji tym mniej przełożenia wiary na życie?
Reklama
- Jesteśmy obarczeni grzechem pierworodnym i nasze ułomności dają o sobie znać. Autentyczny katolicyzm nigdy nie będzie masowy. Trzeba jednak powiedzieć, że wzrasta liczba autentycznych katolików,
którzy żyją według prawd wiary i chodzą do kościoła. Praktyki pojmują jako nie tylko bycie na Mszy św., ale przystępowanie do Komunii św. Część należy do wspólnot formacyjnych, które charakteryzują się
wyższym poziomem religijności. To przekłada się na nasze postawy społeczne. Obserwować można dużą ofiarność w sytuacjach doświadczania drugiego człowieka nieszczęściem, kataklizmami.
Niestety, media wytwarzają pesymistyczny obraz Kościoła. Nie dostrzega się ogromnego wkładu pracy Kościoła na rzecz człowieka. Nieproporcjonalnie nagłaśnia się akcje społeczne w rodzaju Orkiestra
Świątecznej Pomocy. Nie mam nic przeciwko ich przeprowadzaniu, ale brakuje tu zachowania właściwych proporcji. Niewiele mówi się o tym, ile dobra wyświadczają parafie, które wydają obiady ubogim czy przeprowadzają
tysiące innych dobroczynnych akcji. Przeprowadzaliśmy badania na ten temat. Kościół się taką działalnością głośno nie chwali. Jako wspólnota katolicka mało o tym wiemy i żyjemy w świadomości, że tak mało
robimy dobrego. Ciągle się kajamy.
- Większość katolików stroni jednak od uczestniczenia w życiu społecznym czy politycznym, bo jak twierdzą, to co odbywa się poza Kościołem nie prowadzi do świętości?
Reklama
- Takie argumenty zakładają postawę z gruntu fałszywą. Myślę, że nie wynikają z troski o świętość, ale oznaczają brak aktywności, niechęć czy nieumiejętność angażowania się w sprawy społeczne. Autentyczna
religijność na pewno zaowocuje w życiu społecznym.
Zabieranie głosu w sprawach publicznych wymaga świadomego zaangażowania w katolicyzm i posiadania dużej wiedzy. Tymczasem nasza wiedza religijna jest dość ograniczona i słabo oparta na pogłębionych
przesłankach teologicznych. Ogólnonarodowe dyskusje na takie tematy jak konkordat, aborcja, zaangażowanie się katolików w politykę pokazywały brak elementarnych pojęć. Brak wiedzy skutkuje nawet przechodzeniem
do sekt.
W angażowaniu się w życie społeczne widziałbym miejsce dla Akcji Katolickiej i apostolstwa katolików świeckich.
Kościół podejmuje starania w tym kierunku. Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, w który jestem zaangażowany od 30 lat, współpracuje z Sekretariatem Episkopatu Polski. Nie tylko zbiera dane statystyczne
dotyczące Kościoła, ale również przeprowadza badania socjologiczne, z których korzystają księża biskupi. Badania takie zamawiały u nas diecezje wrocławska, sandomierska, katowicka, łódzka, tarnowska,
lubelska, gdańska i łomżyńska. Ksiądz Prymas Józef Glemp zlecił nam badanie na temat postaw religijno-społecznych młodzieży Warszawy. Te badania pokazują jak przyjmuje się Królestwo Chrystusowe i wytyczają
kierunki duszpasterstwa.
- Gdzie przebiegać ma granica uzasadniania swoich wyborów wyznawaną wiarą?
- Nie istnieje taka granica. Wiara ma być zawsze obecna, tylko sposób jej ujawniania uwarunkowany jest możliwością realizowania coraz pełniej dobra własnej osoby i innych osób w społeczności. Całe
nauczanie we wspólnocie Kościoła powinno wychować myślącego katolika zaangażowanego w sprawy Boskie i ludzkie. Niepotrzebne jest tu zasłanianie się wyuczonymi na pamięć formułkami aktu wiary, noszenie
na pokaz obrazka czy medalika, ale świadome życie wiarą. W życiu publicznym potrzeba nam takich katolików.
Nie ma gotowych recept na rozwiązywanie różnych problemów społecznych. Jak powiedział o. Jacek Woroniecki, tylko światły, autentyczny katolik może posiadać zmysł katolicki, wyczucie w sprawach społecznych,
umiejętność poszukiwania i znajdowania właściwych rozwiązań. A te mają być dobre nie dlatego, że są katolickie. Niepotrzebne jest przypinanie wszędzie szyldu „katolicki”. Naszym dążeniem jest
wybieranie tego, co będzie służyło drugiemu człowiekowi. I lepiej gdyby mówiono, że te rozwiązania są katolickie, bo są dobre. Przeżywana w Kościele uroczystość Chrystusa Króla ma nas zachęcać do pełniejszego
życia wiarą, a nie służyć demonstrowaniu siły.
- Jaki jest sens obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej?
Reklama
- Nasza kultura ma charakter symboliczny. To człowiek tworzy symbole i odgrywają one doniosłą rolę. Godło państwowe, sztandar, krzyż - trudno byłoby je usunąć, bo są one wyrazem uznawania
pewnych wartości. Rzecz w tym, by były właściwie używane. Można zastosować tu porównanie ich do kwiatów w ogrodzie, które mają ubogacać piękno życia społecznego.
Jeśli chodzi o noszenie symboli religijnych przez osoby publiczne to jest ono uzasadnione w przypadku osób wierzących i praktykujących. Ale nie ma racji bytu manifestowanie związku z Kościołem, kiedy
społeczność wie, że dana osoba jest daleko od Kościoła.
Przeprowadzono swego czasu badania parlamentarzystów na temat znajomości Katolickiej Nauki Społecznej. Wyniki nie były dobre, pokazały braki w wiedzy na ten temat.
- Mówi się o naszej wierze, że jest bardzo zakorzeniona w tradycji, to dobrze czy źle?
- Tradycja dla nas Polaków jest tu bardzo ważna. Chodzi o tę żywą tradycję, w której zawiera się ciągłość naszej wiary i jest także miejsce na zmiany. Ona pomaga nam rozwijać się w wierze, ale nie zastąpi nam osobistego zaangażowania się w przeżywanie wiary.
- Czy można postawić granicę, gdzie kończy się świadczenie o wierze, a zaczyna interesowne obnoszenie się z nią?
- Nie powinniśmy uciekać od wyrazów zewnętrznych naszej wiary. Ważne by pokrywały się one z autentycznym stanem naszej religijności. Sztucznie będą wyglądały deklaracje jeśli człowiek prowadzi nieuczciwe
życie. Ale też źle świadczy, kiedy osoba religijna stroni od apostołowania. Oczywiście trzeba unikać sztucznego manifestowania wiary. Granicą jest tu zdrowy rozsądek.
W dyskusjach na temat wiary w pracy katolicy bardzo często lękają się zabierać głos. Wynika to na pewno z różnego rodzaju barier, w tym także z braku wiedzy. I dochodzi do takich sytuacji, kiedy przychodzi
świadek Jehowy ze stosem pism, a katolik nie potrafi znaleźć argumentów na obronę swojej wiary. W środowiskach, w których funkcjonujemy musimy zabierać głos. Inaczej jako katolicy skazujemy się na nieistnienie.
- Dziękuję za rozmowę.