Reklama

Dziecko jest darem Boga

Niedziela bielsko-żywiecka 22/2006

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Renata Jochymek: - Dlaczego Pan, człowiek, którego dziecko zostało poczęte metodą „in vitro”, uważa tę metodę za szkodliwą?

Adam Szulc: - Bo teraz zdaję sobie sprawę z konsekwencji tego działania. Wydaje mi się, że 90% ludzi nie wie przede wszystkim tego, że embriony, czyli zapłodnione komórki jajowe pozostają deponowane i my nawet nie wiemy, w jakiej dokładnie formie. Czasem jest to nawet kilkanaście sztuk. Widziałem cierpienie ludzi i równoczesną nieznajomość tego tematu. Gdy człowiek zaczyna czytać i myśli nie tylko o swoim problemie, ale i o tej drugiej stronie, to zaczyna rozumieć, że chyba coś złego zrobił. Jeżeli mogę kogoś przestrzec przed takim postępowaniem, to zrobię wszystko, by odkupić w jakimś sensie ten swój błąd. Mam wspaniałego syna...

- Czyli z punktu widzenia medycyny się udało.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Udało się. Ktoś może powiedzieć, o co mi chodzi? Cel został osiągnięty. Ale nie. Teraz widzę, że nie tędy droga. Robiąc to, wiele złego człowiek robi również i dla samego siebie. Myślę, że Bóg ma zawsze jakieś zamiary w stosunku do konkretnego człowieka i takie parcie głową do przodu pozostawia tak czy inaczej w psychice olbrzymią „dziurę”.

- Jednak dzięki lekarzom stosującym metodę „in vitro” został Pan ojcem...

Reklama

- Cel został osiągnięty, ale pozostały zarodki. Pewnie pani słyszała, bo to była głośna sprawa, że przez dwa tygodnie w specjalnym naczyniu jeździły po Polsce ludzkie embriony, nie wiadomo czyje, bo żadna klinika się nie chciała do nich przyznać. Przynajmniej na początku... Dlatego warto zastanowić się nad adopcją, która w Polsce nie jest wcale taka trudna. Jest wiele dzieci potrzebujących opieki, pomocy ze strony dorosłych. Myślę, że w tym kierunku trzeba byłoby coś zrobić, a nie korzystać z metod „in vitro”. Jeżeli ktoś chciałby zgłębić temat, to może się przecież wybrać do takiej renomowanej kliniki i zobaczy na własne oczy, co się tam dzieje.

- Cel był szczytny: mieć dziecko. Państwo dali życie.

- Mogę dać setki przykładów, gdzie cel jest dobry, ale efekty tego nie są wcale szczytne, chociażby: czy wolno nam dać środki uśmierzające ból w takiej ilości, by osoba umierająca odeszła z tego świata? To jest dokładnie ten sam przykład. Chyba pani zdaje sobie sprawę, że rodzice myślą tylko o sobie, gdy chcą mieć na siłę dziecko. Myśmy odwiedzili dwudziestu kilku ginekologów i wiem, że tak naprawdę żadnej motywacji nie udałoby im się w nas wzbudzić, gdybyśmy nie myśleli wyłącznie o sobie, o naszym szczęściu. 99% takich decyzji jest podyktowanych własnym szczęściem. Szczególnie matki czują dyskomfort psychiczny, jak nie mogą urodzić dziecka i robią wszystko, by je mieć.

- Czy nie przemawia przez Pana jakaś pycha? W końcu jest Pan szczęśliwym ojcem...

- Tak mogłoby się wydawać. Gdybym tu przyszedł dwa lata temu, to, być może, przemawiałby za mnie mój egoizm, chęć posiadania dziecka. Trzeba po prostu przez to przejść, by zrozumieć. Mnie się wydawało, że w tych „fabrykach” ludzie sami nie wiedzą, co czynią. Nie można wyręczać Pana Boga. Nie tędy droga.

- To powiem to inaczej. Ludzie chcieliby pozostawić na ziemi cząstkę swojego istnienia.

Reklama

- Jeżeli ktoś czyta Pismo Święte, to wie, że dziecko jest darem Boga. Jeżeli człowiek decyduje się na wyręczanie Go, to musi zdawać sobie sprawę z konsekwencji. I małżeństwo może ulec zniszczeniu, bo człowiek w tej „fabryce dzieci” jest uprzedmiotowiony i to na wszystkich płaszczyznach. Tam nie ma miłości, nawet tej cielesnej. Jest seks uprzedmiotowiony. Wiele małżeństw po takich eksperymentach się rozpada. Ludzie już nie potrafią siebie kochać i szanować. Traktują drugą osobę jak przedmiot, bo do tego w klinice przywykli.

- A nie był Pan przypadkiem zazdrosny o tego małego człowieka, który odebrał uwagę żony do tej pory w całości skupioną na Panu? Z jednej strony był Pan dumny, bo urodziło się dziecko, syn, z drugiej jednak widok żony realizującej się w początkowym okresie przede wszystkim jako matka mógł zaboleć... Ona tak długo na to czekała i być może uważała, że Pan też stanie się tylko ojcem...

- Pani szuka na siłę jakiegoś innego wytłumaczenia! To nie tak! Dostojewski kiedyś powiedział, że siłą napędową do działania człowieka jest albo tajemnica, jakaś wielka tajemnica, albo jakiś autorytet, albo cud. Te trzy rzeczy. W tym momencie wszystkie trzy rzeczy odchodzą: nie ma cudu poczęcia, o tym się czyta, staje się to logiczne i połączone z upodmiotowieniem sprawia, że i cud znika, i tajemnica znika, i autorytet znika. Traci się motywację. Nic nie jest takie jak było. Pomimo wielu wysiłków.

- Dziękuję za rozmowę.

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Teresa od Dzieciątka Jezus - "Moim powołaniem jest miłość"

Niedziela łódzka 22/2003

[ TEMATY ]

św. Teresa z Lisieux

Adobe Stock

Św. Teresa z Lisieux

Św. Teresa z Lisieux

O św. Teresie od Dzieciątka Jezus i Najświętszego Oblicza, karmelitance z Lisieux we Francji, powstały już opasłe tomy rozpraw teologicznych. W tym skromnym artykule pragnę zachęcić czytelników do przyjaźni z tą wielką świętą końca XIX w., która także dziś może stać się dla wielu ludzi przewodniczką na krętych drogach życia. Może także pomóc w zweryfikowaniu własnego stosunku do Pana Boga, relacji z Nim, Jego obrazu, który nosimy w sobie.

Życie św. Teresy daje się streścić w jednym słowie: miłość. Miłość była jej głównym posłannictwem, treścią i celem jej życia. Według św. Teresy, najważniejsze to wiedzieć, że jest się kochanym, i kochać. Prawda to, jak może się wydawać, banalna, ale aby dojść do takiego wniosku, trzeba w pełni zaakceptować siebie. Św. Teresie wcale nie było łatwo tego dokonać. Miała niesforny charakter. Była bardzo uparta, przewrażliwiona na swoim punkcie i spragniona uznania, łatwo ulegała emocjom. Wiedziała jednak, że tylko Bóg może dokonać w niej uzdrowienia, bo tylko On kocha miłością bez warunków. Dlatego zaufała Mu i pozwoliła się prowadzić, a to zaowocowało wyzwoleniem się od wszelkich trosk o samą siebie i uwierzeniem, że jest kochana taką, jaka jest. Miłość to dla św. Teresy "mała droga", jak zwykło się nazywać jej duchowy system przekonań, "droga zaufania małego dziecka, które bez obawy zasypia w ramionach Ojca". Św. Teresa ufała bowiem w miłość Boga i zdała się całkowicie na Niego. Chciała się stawać "mała" i wiedziała, że Bogu to się podoba, że On kocha jej słabości. Ona wskazała, na przekór panującemu długo i obecnemu często i dziś przekonaniu, że świętość nie jest dostępna jedynie dla wybranych, dla tych, którzy dokonują heroicznych czynów, ale jest w zasięgu wszystkich, nawet najmniejszych dusz kochających Boga i pragnących spełniać Jego wolę. Św. Teresa była przekonana, że to miłosierdzie Boga, a nie religijne zasługi, zaprowadzi ją do nieba. Św. Teresa chciała być aktywna nie w ćwiczeniu się w doskonałości, ale w sprawianiu Bogu przyjemności. Pragnęła robić wszystko nie dla zasług, ale po to, by Jemu było miło i dlatego mówiła: "Dzieci nie pracują, by zdobyć stanowisko, a jeżeli są grzeczne, to dla rozradowania rodziców; również nie trzeba pracować po to, by zostać świętym, ale aby sprawiać radość Panu Bogu". Św. Teresa przekonuje w ten sposób, że najważniejsze to wykonywać wszystko z miłości do Pana Boga. Taki stosunek trzeba mieć przede wszystkim do swoich codziennych obowiązków, które często są trudne, niepozorne i przesiąknięte rutyną. Nie jest jednak ważne, co robimy, ale czy wykonujemy to z miłością. Teresa mówiła, że "Jezus nie interesuje się wielkością naszych czynów ani nawet stopniem ich trudności, co miłością, która nas do nich przynagla". Przykład św. Teresy wskazuje na to, że usilne dążenie do doskonałości i przekonywanie innych, a zwłaszcza samego siebie, o swoich zasługach jest bezcelowe. Nigdy bowiem nie uda się nam dokonać takich czynów, które sprawią, że będziemy w pełni z siebie zadowoleni, jeśli nie przekonamy się, że Bóg nas kocha i akceptuje nasze słabości. Trzeba zgodzić się na swoją małość, bo to pozwoli Bogu działać w nas i przemieniać nasze życie. Św. Teresa chciała być słaba, bo wiedziała, że "moc w słabości się doskonali". Ta wielka święta, Doktor Kościoła, udowodniła, że można patrzeć na Boga jak na czułego, kochającego Ojca. Jednak trwanie w takim przekonaniu nie przyszło jej łatwo. Przeżywała wiele trudności w wierze, nieobce były jej niepokoje i wątpliwości, znała poczucie oddalenia od Boga. Dzięki temu może być nam, ludziom słabym, bardzo bliska. Jest także dowodem na to, że niepowodzenia i trudności są wpisane w życie każdego człowieka, nikt bowiem nie rodzi się święty, ale świętość wypracowuje się przez walkę z samym sobą, współpracę z łaską Bożą, wypełnianie woli Stwórcy. Teresa zrozumiała najgłębszą prawdę o Bogu zawartą w Biblii - że jest On miłością - i dlatego spośród licznych powołań, które odczuwała, wybrała jedno, mówiąc: "Moim powołaniem jest miłość", a w innym miejscu: "W sercu Kościoła, mojej Matki, będę miłością".
CZYTAJ DALEJ

Papieska intencja na październik: o wzajemną współpracę różnych tradycji religijnych

2025-09-30 16:26

[ TEMATY ]

papieska intencja

wzajemna wspóółpraca

tradycje religijne

PAP

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

„Módlmy się, aby wierzący różnych tradycji religijnych potrafili współdziałać w obronie i promowaniu pokoju, sprawiedliwości i braterstwa między ludźmi” - zachęca Papież Leon XIV w intencji modlitewnej na październik. Jest ona ogłoszona w czasie, gdy świat cierpi z powodu eskalacji konfliktów zbrojnych, ale też w perspektywie 60. rocznicy ogłoszenia deklaracji „Nostra aetate” Soboru Watykańskiego II.

Religie jako most i proroctwo
CZYTAJ DALEJ

Konferencja Episkopatu Włoch zapowiada otwarcie szpitala w Gazie

2025-10-01 13:22

[ TEMATY ]

szpital

Gaza

PAP/EPA/MOHAMMED SABER

Sekretarz generalny włoskiego episkopatu, abp Giuseppe Baturi, udał się w ostatnich dniach do Ziemi Świętej, aby okazać solidarność z lokalnym Kościołem. Podczas wizyty ogłoszono projekt otwarcia szpitala w Gazie, we współpracy z Łacińskim Patriarchatem Jerozolimy, będący odpowiedzią na poważny kryzys zdrowotny.

Przedstawiciel Konferencji Episkopatu Włoch zaniósł mieszkańcom przesłanie solidarności i braterstwa. Kard. Pierbattista Pizzaballa, łaciński patriarcha Jerozolimy, wyraził głęboką wdzięczność za wsparcie otrzymane od włoskich Kościołów, podkreślając znaczenie konkretnych gestów i empatii w czasie samotności i opuszczenia.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję