Reklama

Kapłaństwo - największa radość

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

"Moją dewizą życiową są słowa ze Starego Testamentu: In sudore vultus. W pocie czoła. Nie oszczędzałem się" - mówi ks. kan. Julian Ryznar, który w odchodzącym właśnie roku obchodził jubileusz 45-lecia kapłaństwa.

Z tej okazji Ksiądz Jubilat zgodził się opowiedzieć " Niedzieli Łowickiej" o swoim ciekawym życiu i posłudze kapłańskiej. A jest o czym opowiadać, zwłaszcza gdy się ma dobry humor i życzliwość wobec świata i ludzi, które cechują i dzisiaj ks. Juliana.

Seminarium domowe

Ks. Ryznar pochodzi z okolic Lwowa: urodził się 2 kwietnia 1933 r. w Chodorowie. Tam się wychowywał i tam przystąpił do Pierwszej Komunii św. "Pamiętam, byłem wtedy chory, ale w towarzystwie Mamy jakoś tę uroczystość przeżyłem i z obrazkiem, który do dziś wisi nad moim łóżkiem, wróciłem do domu. Żadnych prezentów nie otrzymałem z wyjątkiem pięknego jasnego ubranka, z którego bardzo się cieszyłem. Największym darem była Komunia św. To mi ciągle Mama tłumaczyła. I to była pierwsza katecheza, którą pamiętam do dziś" - wspomina.

Rodzice przyszłego kapłana, Maria i Walenty, byli ludźmi prostymi, ale szlachetnymi, a w domu panowała atmosfera chrześcijańska i patriotyczna, która udzielała się także dzieciom. Mały Julian bawił się wraz z pięcioma braćmi w wojsko z tą myślą, żeby w razie potrzeby bronić Ojczyzny. Wieczorami chłopcy słuchali opowieści nawiązujących do historii Kościoła, Polski i do Biblii. Te opowieści Julian wspominał jeszcze będąc w Seminarium Duchownym - dla niego dom rodzinny był pierwszym seminarium.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Największe marzenie

Działania wojenne, a szczególnie mordy na Polakach dokonywane przez Ukraińców, spowodowały, że Ryznarowie musieli opuścić rodzinne strony w 1944 r. Zamieszkali w Mikulicach koło Przeworska na ziemi rzeszowskiej. Najpierw mieszkali kątem u rodziny, ale wiosną wybudowali dom. "I już mogliśmy jakoś wegetować - opowiada Ksiądz Jubilat - a czasy były ciężkie, bo wojenne i trzeba było wszystko zaczynać od początku".

Od trzeciej klasy szkoły podstawowej, kiedy stał się ministrantem, Juliana nie opuszczała myśl, żeby zostać kapłanem: " Właściwie nie miałem innych marzeń. Mimo stalinowskich czasów i komunistycznej propagandy, moje powołanie dojrzewało. Oprócz rodziców duży wpływ na mnie wywarli miejscowi kapłani: ks. kan. Jan Dobrowolski i prefekt ks. Andrzej Jankowski - kapłan wybitnie uzdolniony, porywający za sobą młodzież".

Szkołę podstawową i średnią Julian skończył w Ostrowie, tam też zdał maturę w 1951 r. Po wakacjach, we wrześniu, chłopiec wstąpił do Seminarium Duchownego w Łodzi. Mimo czasów komunistycznych w tym akurat roku do Seminarium zgłosiło się aż 56 kandydatów! Był to najliczniejszy kurs w historii łódzkiego Seminarium.

W Seminarium panował duży rygor, a poprzeczka wymagań była podniesiona wysoko, w efekcie z całego kursu pozostało 27 kleryków, wśród nich Julian Ryznar, który wspomina: "10 czerwca 1956 r. otrzymałem święcenia kapłańskie z rąk bp. Michała Klepacza. Biskupa tego ogromnie ceniliśmy za jego głębię ducha, szeroką wiedzę, humanizm i skromność. Na jego wykłady zawsze uczęszczało wielu alumnów, słuchaliśmy go z zapartym tchem".

Reklama

Droga kapłańska

Pierwszą placówką ks. Juliana była parafia Parzno koło Bełchatowa i sanktuarium sługi Bożej

Wandy Malczewskiej. "Piękny kościół - opowiada Ksiądz Jubilat - ale miejscowość leżała na uboczu, bez drogi, człowiek szedł pieszo do tego kościółka z czerwonej cegły. Proboszczem był ks. dr Stefan Chmiel, naukowiec, rozmiłowany w językach, ciągle coś studiował, miał wielką bibliotekę, z której korzystał przy lampach naftowych. Nie było też innych, powszechnych dziś udogodnień. Spędziłem tam 3,5 roku".

Następna parafia to Widawa nad rzeką Widawą, osada z dwoma kościołami. Życie parafialne koncentrowało się przy starym kościele i klasztorze po Ojcach Bernardynach. "Tam mieszkałem w dawnej kaplicy. Taki duży pokój z okienkiem na kościół, kościół którego nieraz w nocy widziałem nieboszczyka na katafalku, ustawionego do porannego pogrzebu" - wspomina pogodnie ks. Julian. Proboszczem w Widawie był ks. prał. Franciszek Szychowski, "szlachetny człowiek, ale o kruchym zdrowiu, bardzo chorowity".

Po kolejnych trzech latach ks. Ryznar został przeniesiony do parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Łodzi na Retkini, a potem do Wolborza. Zwłaszcza w Wolborzu, parafii bardzo rozległej, pracy było dużo: 15 szkół podstawowych i jedno Liceum Nauczycielskie. A kapłanów było tylko czterech: proboszcz ks. Mieczysław Klimkiewicz i trzech wikariuszy. W tej parafii, w dziesiątym roku kapłaństwa i w 33. roku życia ks. Ryznar poprosił Biskupa Łódzkiego o probostwo.

Reklama

Na probostwie

Zaproponowano mu parafię Świny koło Koluszek - niedużą, liczącą zaledwie 1200 wiernych bardzo gorliwie uczęszczających do kościoła mimo sporych odległości. W tej parafii ks. Ryznar doprowadził światło elektryczne do kościoła i plebanii i zainstalował ogrzewanie centralne na plebanii.

Drugie probostwo to Mikołajewice - miejscowość leżąca blisko Łodzi, ale także pozbawiona elektryczności. Ksiądz Proboszcz założył własną elektrownię w budynku gospodarczym, wystarczającą dla oświetlenia kościoła i plebanii. Przeprowadził także remont dachu na kościele i remont muru cmentarnego.

W 1972 r. ks. Ryznar objął parafię Chabielice - pracował tu już wcześniej, budując jako wikariusz kościół, w zastępstwie chorego proboszcza, ks. kan. Adama Bąkowicza. Po 15 latach wrócił do Chabielic jako proboszcz i zajął się budową dwóch bocznych ołtarzy, wieży, budynku gospodarczego. Zainstalował także centralne ogrzewanie i nowe drzwi w kościele oraz pokrył go blachą. W sądzie w Bełchatowie założył hipotekę, a parafia otrzymała prawo własności ziemi parafialnej. W Chabielicach ks. Ryznar przepracował 16 lat.

Jego ostatnim probostwem był Góra św. Małgorzaty koło Łęczycy, którą wspomina następująco: "Ziemia tu dobra, ludzie pracowici i wskutek tego zamożni, ale nie nazbyt ofiarni. Mimo tego udało się dokonać wielu inwestycji. W 1990 r. zbudowaliśmy dom katechetyczny, przeprowadziłem też gruntowny remont dzwonnicy, plebanii, budynku gospodarczego i szczytu kościoła - praca ogromnie trudna, gdyż trzeba było odtwarzać cały szereg elementów dekoracyjnych".

Niestety, właśnie w Górze św. Małgorzaty ks. Ryznar przeżył bardzo dramatyczne wydarzenie: w 1991 r. bandyci napadli na plebanię. Gospodynię zamordowano, a proboszcza związali i pobili. Związany przeleżał na podłodze aż do rana. Doznał poważnego uszczerbku na ciele i na duchu, w związku z czym poprosił o możliwość przejścia na emeryturę, choć ks. Krzysztof Broniarek, jego ostatni wikariusz, wraz z matką serdecznie się nim zaopiekowali w ostatnich latach proboszczowania. Staż pracy kapłańskiej ks. Ryznara wynosił wtedy 41 lat.

"Mam szczęście..."

Ks. Julian zamieszkał jako rezydent w parafii św. Bartłomieja w Domaniewicach, u serdecznego kolegi, ks. Stanisława Dusiły. "Przyjął mnie bardzo chętnie, za co mu jestem wdzięczny - mówi ks. Ryznar. - Miałem szczęście do księży, spotykałem zawsze dobrych, szlachetnych kapłanów, od których się wiele mogłem nauczyć. Obecny mój proboszcz, ks. Piotr Żądło, darzy mnie szacunkiem i synowską miłością. I tak bym chciał, żeby już przy nim życia dokończyć".

Na razie jednak ks. Julian dzielnie pełni obowiązki duszpasterskie, zlecane mu przez proboszcza. "Chętnie to czynię - opowiada - bo samo kapłaństwo jest mi największą radością i gdyby mi jeszcze raz przyszło wybierać drogę życia, to bym wybrał drogę kapłaństwa, nawet gdybym miał te różne trudności, które przeszedłem w życiu. A że mam pogodne usposobienie, nie miałem nigdy nieprzyjaciół, wrogów, nawet pracownicy UB dawali mi spokój, bo się do nich nie uprzedzałem, traktowałem jak ludzi, z humorem. Zawsze podkreślałem, że jesteśmy wszyscy Polakami, zostaliśmy ochrzczeni".

W uznaniu dla zasług ks. Ryznara bp Alojzy Orszulik, powołując w 1993 r. nową Archikolegiacką Kapitułę Łęczycką w Tumie, uczynił go jej członkiem. Z kolei uroczystość jubileuszu 45-lecia kapłaństwa zawdzięcza ks. Julian swemu obecnemu proboszczowi, ks. Piotrowi Żądło, który celowo połączył tę rocznicę z uroczystością Bożego Ciała, szczególnie bliską sercu każdego kapłana. Były kwiaty, wiersze, okolicznościowe obrazki i goście zaproszeni przez proboszcza, agapa. "To taka złota klamra, która jakoś zamyka mój jubileusz kapłaństwa" - mówi z widocznym wzruszeniem Ksiądz Jubilat.

I dodaje: "Patrząc wstecz w swoje życie, dostrzegam wielką Opatrzność Bożą. Przeżywałem czasem trudne momenty życiu, wydawało mi się, że bez wyjścia, a później Pan Bóg to wszystko pięknie rozwiązywał. Uważam swoje życie za udane i pilnowałem się tej zasady, wyniesionej z domu, żeby nie tylko mnie było dobrze w życiu, ale i innym ludziom. Mając pogodne usposobienie, mam nadzieję, że udało mi się to zrealizować" .

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Wkrótce Dzień Dziecka w Rzymie

2024-04-28 16:13

Ewa Pankiewicz

Wy wszyscy, dziewczynki i chłopcy, będący radością waszych rodziców i rodzin, jesteście także radością ludzkości i Kościoła - napisał w orędziu do dzieci papież Franciszek.

CZYTAJ DALEJ

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty w Czerwieńsku

2024-04-29 09:23

[ TEMATY ]

Ruch Światło‑Życie

Parafia Czerwieńsk

Jubileuszowy Dzień Wspólnoty

Waldemar Napora

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła

Ruch Światło-Życie w ramach jubileuszu 50-lecia istnienia w diecezji zaprosił byłych oazowiczów na spotkanie w ramach Jubileuszowego Dnia Wspólnoty.

Jedno z kilku takich zaplanowanych spotkań odbyło się 27 kwietnia w parafii pw. św. Wojciecha w Czerwieńsku. Rozpoczęło się Mszą św. w kościele parafialnym pod przewodnictwem ks. Jana Pawlaka, wieloletniego uczestnika i moderatora Ruchu. Udział w spotkaniu wzięli ks. Dariusz Korolik, obecny moderator Ruchu Światło-Życie w naszej diecezji, kapłani związani z Oazą w różnym czasie, animatorzy oraz pary Domowego Kościoła. Przybyły także rodziny zainteresowane formacją w grupach oazowych.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję