Reklama

25-lecie stanu wojennego

Zapadła noc

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wspomnienie tragicznych rocznic, osobistych czy społecznych, jest jak koszmarny sen. Wraca się do niego z niechęcią, z poczuciem ulgi, że koszmar nocny minął, że już go mamy za sobą. Chociaż czujemy jeszcze krople potu na skroni czy zaschłe łzy na policzkach, to jednak światło dnia każe nam o koszmarnych przeżyciach sennych jak najszybciej zapomnieć.
Podobne przeżycia towarzyszą, gdy wspominamy tragiczną rocznicę wprowadzenia przed ćwierćwieczem stanu wojennego w Polsce. 13 grudnia 1981 r. pod osłoną nocy polskojęzyczna władza reprezentująca obcą rację stanu ogłosiła na terytorium PRL stan wojenny, uważając przy tym, że jest to jedyny ratunek dla ówcześnie panującego systemu i jednocześnie utożsamiając ten fakt z dobrem narodu.
Historycy jeszcze przez lata będą badać ten cios zadany po raz kolejny budzącemu się do wolności narodowi. Ważniejsza jednak od historycznych ocen jest moralna ocena tego, co było krzywdą i to nie do naprawienia wielu ludzi, którzy bądź zginęli, bądź zostali na zawsze okaleczeni, zniszczeni fizycznie, psychicznie, moralnie i materialnie, którym zabrano możliwość nauki i pracy, rozwoju i zaangażowania się w sprawy Ojczyzny czy wręcz zmuszono do jej opuszczenia, którzy byli internowani, więzieni, szykanowani, prześladowani, niesprawiedliwie sądzeni, zwalniani z pracy, skazywani na wysokie grzywny, bici, torturowani. Czy była to cena za wolną Ojczyznę? Czy raczej była to cena, jaką wkalkulowała WRON (Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego - czytaj naszego bloku komunistycznego), żeby ratować własną skórę?
Wciąż aktualne jest zakorzenione w tradycji polskiej pytanie: „A kto im łzy powróci”. Łez i cierpień, zmarnowanego zdrowia i życia, zmarnowanej szansy na spokojną młodość już im nikt nie wróci. W perspektywie wiary powiemy: Niech Bóg te cierpienia wynagrodzi i odpłaci! Niech Bóg nawet po latach zranione serca ukoi, a zapłakane oczy obetrze. Niech Jego Miłosierdzie rozciągnie się nad winnymi, zwłaszcza nad tymi, którzy nigdy nie uznali swojej winy, a jeszcze ją chcą rozmaicie usprawiedliwiać. Niech ludzka sprawiedliwość dotknie tych, którzy powinni być osądzeni i ukarani. To i tak nie jest w stanie wynagrodzić wszystkim pokrzywdzonym. Ciemna noc, mroczna noc stanu wojennego nie ma nic ze światłości, choćby się ją chciało sztucznie wybielić i rozświetlić.
Ale na stan wojenny i następujący po nim okres represji i prześladowań można spojrzeć i w innym świetle, w świetle historii zbawienia. Przychodzi nam w tym z pomocą orędzie wielkanocne - „Exultet”. Śpiewa się je nocą, ale jest poświęcone „Słońcu, które nie zna zachodu i które pogodnie zajaśniało ludzkości” - Jezusowi Chrystusowi. To w nim słyszymy słowa: „noc jako dzień zajaśnieje - noc będzie mi światłem i radością”.
To owa wiara i nadzieja paschalna, a nie tylko opozycyjny z natury charakter Polaków, były u podstaw wszystkich heroicznych czynów, pokojowego przeciwstawiania się systemowi terroryzmu państwowego. Sile fizycznej, której symbolami stały się formacje ZOMO i SB, przeciwstawiono siłę moralną, zakorzenioną w chrześcijaństwie. Trwanie na modlitwie, jakby jakieś długie czuwanie nocne, które rozkładało się na lata osiemdziesiąte XX wieku cechowało miliony ludzi. Organizowanie się alternatywnego społeczeństwa demokratycznego wokół refleksji naukowej, historycznej i społecznej odgrywało ogromną rolę w uwrażliwianiu i uświadamianiu swojej podmiotowości wobec walca socjalistycznych, martwych struktur. Kultura, nie dawkowana przez państwową cenzurę mogła się rozwijać i karmić zgłodniałe prawdy, dobra i piękna, serca Polaków.
I ta pokojowa moralna opozycja sprawiła, że noc stanu wojennego oraz lata osiemdziesiąte XX wieku rozświetlała nadzieja, że siła zaprzęgnięta w służbę kłamstwa musi przegrać z prawdą, a światłość wolności musi pokonać mrok zniewolenia.
Naszym oparciem szczególnie w tamtych dniach stał się Jan Paweł II. Był głosem Polski, której zakneblowano usta. Modlitwą i męstwem wspierał nas w przejściu tego ostatniego mrocznego etapu „czerwonego morza komunizmu”. Wierzył w potęgę Ducha Świętego, którego przyzywał nad polską ziemią i który rozpoczęte dzieło wyzwolenia musiał doprowadzić do końca. Zaufał wstawiennictwu Maryi, której ziemskie siły, jakkolwiek uzbrojone, nie mogły zdetronizować jako Królowej Polski. Każda środa była jego wielkim wołaniem wobec świata za Polskę i za cierpiących Polaków. On także płacił wraz z nami cenę za swoje mężne przesłanie. Nie wpuszczono go do Polski w 1982 r., przesuwając o rok apostolską pielgrzymkę z okazji 600-lecia Sanktuarium Jasnogórskiego.
Częstochowa w tych smutnych dniach ogłoszenia stanu wojennego oraz w okresie po nim następującym była miejscem szczególnego zmagania się ducha narodu. Sanktuarium Jasnogórskie było przecież odwiecznym wołaniem o wolność. Częstochowianie, jak i pielgrzymi z całej Polski szukali tutaj wolnego oddechu i skrawka ziemi, na której czuli się u siebie, tutaj też odnajdywali się w tylu grupach pielgrzymich.
Po latach widzimy jak zawierzenie Bogu przez Maryję w trudnych i wydawałoby się po ludzku beznadziejnych chwilach, przynosi owoce. Wolna Polska przecież narodziła się i zwyciężała w duszach Polaków właśnie wówczas, gdy jej wrogowie ogłaszali swoje zwycięstwo. „Krzyż” stanu wojennego, na którym konało dosłownie i duchowo tylu Polaków otworzył nam drogę ku zmartwychwstaniu wolnej Ojczyzny. Oby ta ofiara nie została zapomniana i zmarnowana, oby była lekcją dla obecnych i przyszłych pokoleń, iż do chwały zwycięstwa w każdym wymiarze dochodzi się trudną drogą. Oby omijała nas pokusa budowania przyszłości poza granicami Ojczyzny. Oby omijała nas pokusa budowania Polski bez poświęceń oraz ofiar składanych na ołtarzu Ojczyzny przez codzienną naukę, pracę i zaangażowanie się w życie społeczne.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne.
Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej.
Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia.
Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie.
Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy.
Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską.
Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej".
Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała!
Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła.
Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża.
Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.

CZYTAJ DALEJ

Włochy: Premier Meloni przyjęła kardynała Stanisława Dziwisza

2024-04-29 14:22

[ TEMATY ]

kard. Stanisław Dziwisz

Giorgia Meloni

W. Mróz/diecezja.pl

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Kard. Stanisław Dziwisz w swoim rzymskim kościele tutularnym - Bazylice Santa Maria del Popolo

Premier Włoch Giorgia Meloni przyjęła w swojej kancelarii, Palazzo Chigi, kardynała Stanisława Dziwisza - poinformował rząd w poniedziałkowym komunikacie. Spotkanie odbyło się w związku z obchodzoną w sobotę 10. rocznicą kanonizacji Jana Pawła II.

Rząd w Rzymie podkreślił, że w czasie spotkania szefowa rządu i emerytowany metropolita krakowski wspominali polskiego papieża 10 lat po jego kanonizacji.

CZYTAJ DALEJ

To praca jest dla człowieka

2024-04-29 15:37

Magdalena Lewandowska

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

Do parafii na Nowym Dworze przybyły liczne poczty sztandarowe i przedstawiciele Dolnośląskiej Solidarności.

W parafii Opatrzności Bożej na Nowym Dworze we Wrocławiu modlono się w intencji ofiar wypadków przy pracy.

Eucharystii, na którą licznie przybyły poczty sztandarowe i członkowie Solidarności, przewodniczył o. bp Jacek Kiciński. – Dzisiaj obchodzimy Światowy dzień bezpieczeństwa i ochrony zdrowia w pracy oraz Dzień pamięci ofiar wypadków przy pracy i chorób zawodowych. Cieszę się, że modlimy się razem z bp. Jackiem Kicińskim i przedstawicielami Dolnośląskiej Solidarności – mówił na początku Eucharystii ks. Krzysztof Hajdun, proboszcz parafii i diecezjalny duszpasterz ludzi pracy.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję