Reklama

Syberyjska Wigilia

W środku zimy dziecko wpadło do przerębli. Uratowano je, ale wyziębione matka ogrzewała ciepłym mlekiem, kocami i własnym ciałem. Tuliła tak długo, aż zasnęło z ciepłymi policzkami. W środku zimy, w czasie II wojny, wielu ludzi, rodzin z dziećmi, wywieziono w sam środek syberyjskiego stepu. Z dnia na dzień wpadali w otchłań przerębli. Wiele bólu, żalu, łez, niemocy, umierania z głodu, umierania z zimna. Co dalej? Wiara pozwala nam mieć pewność, że Bóg pochylał się wtedy nisko, brał w ramiona i niósł tam, gdzie czekała ciepła pościel i gorące mleko. Pozwala nam mieć pewność, że otulał własnym ciałem, że ogrzewał własnymi łzami. Był tam. Z całą pewnością.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Wspomnienia Wojenne

Zbigniew Kluz, prezes Związku Sybiraków III RP Zarządu Głównego we Wrocławiu: - Urodziłem się w Kopyczyńcach, koło Tarnopola. Gdy Moskale wkroczyli 17 września 1939 r., w pierwszej kolejności zabrali mojego ojca, bo był policjantem. Niedługo potem zginął w Miednoje. 13 kwietnia 1940 r. wywieziono matkę i mnie do Kazachstanu - w step, w szczere pole. Warunki surowe, Azja. Zimą temperatura spadała poniżej 50o C. Gdy mama nie podpisała obywatelstwa sowieckiego, dostała wyrok. Zabrano ją do obozu pracy niedaleko Semipałatyńska. Zostałem pod opieką pani, która przyjechała w transporcie z naszego miasteczka. Miała trzy córki. Od chwili aresztowania mamy przybył jej trzyletni chłopiec. W czasie jednej z przepustek mama dowiedziała się, że powstaje Polski Dom Dziecka. Poszła tam i poprosiła, aby mnie przyjęto. Przyjechałem do tego Domu. Byłem tak zawszony, że ciało pokrywały żywe, otwarte rany. Pani Szewczukiewicz, kierowniczka Domu, pomogła we wszystkim. Dla mamy znalazła się praca po odbyciu wyroku. Czas w Domu Dziecka był dla nas błogosławieństwem, dostawaliśmy posiłki dwa razy dziennie. W obozie za dzień pracy dawano litr zupy. Obojętnie, czy ktoś miał jedno dziecko, czy pięcioro. Czasem dawali 200 gramów chleba, ale tylko kilka razy w roku. Chodziliśmy w step i zbieraliśmy to, co rosło: dziki czosnek, czeremchę. Czeremcha była rarytasem. Mama nie pozwoliła jej jeść. Kazała zbierać, przynosić do domu, ucierała moździerzem i piekła placek.
W stepie nie było drzew. Kustiki to były nasze choinki. Pierwszej zimy mama przyniosła taki krzak do izby i postawiła na stole przy oknie, w którym zamiast szyb były zwierzęce pęcherze. Nie było choinkowych ozdób. Córki sąsiadki zrobiły łańcuch z resztek papieru. Jednak największą radość sprawiła mama. Poświęciła jednego ziemniaka, krojąc go w plastry, opiekła każdy z nich na blasze i nanizane na nitkę zawiesiła na gałęziach. Wolno nam było w jednym dniu zjeść jeden plasterek - to była uczta. Głód był tak straszny, że dziś niemożliwe wydaje się to, że to wszystko przetrwaliśmy.
Pierwszą prawdziwą wigilię na zesłaniu przeżyłem dopiero w Domu Dziecka, w Semipałatyńsku. Na zdjęciu widać, że jest choinka, że dzieci są przebrane. Do dziś żyją cztery osoby mieszkające we Wrocławiu, które są na tym zdjęciu.
W maju 1946 r. wypuścili nas do Polski. Jednak nie wszyscy mogli wrócić. Była w Domu Dziecka praczka, pani Marta. Miała dwoje dzieci. Mąż zginął na wojnie a ona bardzo chciała wrócić do domu. Nie pozwolili. Jeszcze dziś, gdy zamykam oczy, widzę ją jak biegnie wzdłuż peronu z dziećmi uwieszonymi u rąk, biegnie za pociągiem, do którego nie pozwolono jej wsiąść. Podbiegają żołnierze z karabinami, odtrącają ją, upada. Próbuje na czworakach ruszyć do przodu, ale ciągną ją w bok, w kierunku dworca. Dzieci, krzycząc idą za nią. Nie wróciła nigdy.
W 1946 r. przyjechaliśmy do Warszawy. Ci, którzy od razu nie trafili do rodzin, byli kierowani do domów dziecka. Ja znalazłem się w Szymonowie, koło Ostródy. Od września 1946 r. mieszkam we Wrocławiu.

Reklama

Stanisław Błoński: - Opis syberyjskiej zimy, uroczystości wigilijnej w Polsce i tam, na zesłaniu, leży przede mną - to mój zeszyt z 1945 r. Mój ojciec, który był w Norylsku skazany przez władzę radziecką za działanie na szkodę ZSRR, po porozumieniu z Sikorskim został zwolniony i tam zorganizował pierwszą szkołę polską w Kazachstanie. Później nie podpisał zgody na przyjęcie obywatelstwa radzieckiego i po raz drugi został skazany. Matka też dostała wyrok, ale ponieważ aresztowano wtedy więcej kobiet, po miesiącu wypuszczono je w step, aby zginęły. Poradziły sobie, wróciły. Moja matka od kwietnia do września straciła 40 kg swojej wagi. Pracowała przy wyrabianiu cegieł. Z czasów łagru pamiętam rzecz niezwykłą: pieśni liturgiczne. W domu śpiewano wszystko: od „Kiedy ranne wstają zorze” aż po „Wszystkie nasze dzienne sprawy”. W czasie Adwentu - pieśni adwentowe, w czasie Wielkiego Postu - wielkopostne. Liturgia całego roku kościelnego żyła w naszym domu, to dawało jakąś przedziwna moc...Wyczekiwanie na pierwszą gwiazdkę, w czasie wielkiego mrozu - to wszystko robiliśmy.

Bolesław Włodarczyk: - Pochodzę z rubieży wschodnich. Ojciec, jako leśniczy, pracował po drugiej stronie Bugu. W 1939 r. miałem trzy lata. 10 lutego 1940 r. odbyły się pierwsze deportacje. Nie wiadomo z jakiego powodu wytypowano nas do wywózki. Znaleźliśmy się z całą rodziną - rodzice i czworo dzieci - na południu Syberii, Irkucka Obłasti. Żyliśmy w barakach, zadrutowanych łagrach. Najpierw zmarła mama, z niedożywienia, na ostrą dyzenterię. Potem zmarł ojciec. Pochowano go pod sosną, tam gdzie upadł w czasie ciężkiej pracy. Tę pierwszą sierocą zimę przeżyliśmy tylko dzięki pomocy sąsiadów - dzielili się z nami okruszkami. Niedługo potem w tajemniczych okolicznościach zginęła nasza siostra. Mówiono, że zmarła w szpitalu, ale okazało się, że została adoptowana. Do dziś nie udało się trafić na jej ślad. W maju 1943 r. znalazłem się wraz z bratem, a później z siostrą, w Domu Dziecka w Małej Minusie, w Krasnojarskim Kraju. Był tam polski personel. Niewiele pamiętam z okresu łagru, gdy jeszcze żyli rodzice. W Domu Dziecka odebrałem formację radziecką. W czasie świąt Bożego Narodzenia opiekunowie, w obecności komisarza, zachowywali potrzebne pozory. Poza oficjalnymi występami wszystko było inaczej. Powstały nawet grupy harcerskie, miały swoje nazwy: „Orły”, „Sokoły”. Nas, najmłodszych, uczono polskich piosenek. Niektóre wychowawczynie przemycały polskie pieśni patriotyczne. W czasie świąt nie było problemu z jołką. Ubieraliśmy ją w ozdoby z papieru. Raz nawet zdarzyło się, że dostaliśmy po jednym cukierku. Jednak nie do końca wiedzieliśmy dlaczego świętujemy, z jakiego powodu. To był okres bezbożnictwa. Dla nas zabawy wokół choinki były po prostu zabawami przedszkolnymi.
Kiedy nadszedł czas powrotu do Polski, okazało się, że aby dotrzeć do dworca w Abakanie, trzeba pokonać rzekę. Wyjazd zaplanowano na 27 marca 1946 r. Ale na Syberii zima przechodzi w wiosnę bardzo gwałtownie. Pokonywaliśmy Jenisej w samochodach sunących po lodzie, woda chlupała do połowy wysokości osi auta. Udało się. Wyruszyliśmy do ojczyzny we wskazanym dniu, transportem nr 13.

Wysłuchała Agnieszka Bugała

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2006-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Bolesna Królowa Polski. 174. rocznica objawień Matki Bożej Licheńskiej

2024-04-30 20:50

[ TEMATY ]

Licheń

Sanktuarium M.B. w Licheniu

Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Temu właśnie człowiekowi objawiła się trzykrotnie Matka Boża ze znanego mu grąblińskiego wizerunku.

MARYJA I PASTERZ MIKOŁAJ

<...> Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Znający go osobiście literat Julian Wieniawski tak pisał o nim: „Był to człowiek wielkiej zacności i dziwnej u chłopów słodyczy. Bieluchny jak gołąb, pamiętał dawne przedrewolucyjne czasy. Pamiętał parę generacji dziedziców i rodowody niemal wszystkich chłopskich rodzin we wsi. Żył pobożnie i przykładnie, od karczmy stronił, w plotki się nie bawił, przeciwnie – siał dookoła siebie zgodę, spokój i miłość bliźniego”.

CZYTAJ DALEJ

S. Faustyna Kowalska - największa mistyczka XX wieku i orędowniczka Bożego Miłosierdzia

2024-04-18 06:42

[ TEMATY ]

św. Faustyna Kowalska

Graziako

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia – sanktuarium w Krakowie-Łagiewnikach

Zgromadzenie Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia –
sanktuarium w
Krakowie-Łagiewnikach

Jan Paweł II kanonizował siostrę Faustynę Kowalską 30 kwietnia 2000 roku.

Św. Faustyna urodziła się 25 sierpnia 1905 r. jako trzecie z dziesięciorga dzieci w ubogiej wiejskiej rodzinie. Rodzice Heleny, bo takie imię święta otrzymał na chrzcie, mieszkali we wsi Głogowiec. I z trudem utrzymywali rodzinę z 3 hektarów posiadanej ziemi. Dzieci musiały ciężko pracować, by pomóc w gospodarstwie. Dopiero w wieku 12 lat Helena poszła do szkoły, w której mogła, z powodu biedy, uczyć się tylko trzy lata. W wieku 16 lat rozpoczęła pracę w mieście jako służąca. Jak ważne było dla niej życie duchowe pokazuje fakt, że w umowie zastrzegła sobie prawo odprawiania dorocznych rekolekcji, codzienne uczestnictwo we Mszy św. oraz możliwość odwiedzania chorych i potrzebujących pomocy.

CZYTAJ DALEJ

Bolesna Królowa Polski. 174. rocznica objawień Matki Bożej Licheńskiej

2024-04-30 20:50

[ TEMATY ]

Licheń

Sanktuarium M.B. w Licheniu

Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Temu właśnie człowiekowi objawiła się trzykrotnie Matka Boża ze znanego mu grąblińskiego wizerunku.

MARYJA I PASTERZ MIKOŁAJ

<...> Mijały niespokojne lata. Nadszedł rok 1850. W pobliżu obrazu zawieszonego na sośnie zwykł wypasać powierzone sobie stado pasterz Mikołaj Sikatka. Znający go osobiście literat Julian Wieniawski tak pisał o nim: „Był to człowiek wielkiej zacności i dziwnej u chłopów słodyczy. Bieluchny jak gołąb, pamiętał dawne przedrewolucyjne czasy. Pamiętał parę generacji dziedziców i rodowody niemal wszystkich chłopskich rodzin we wsi. Żył pobożnie i przykładnie, od karczmy stronił, w plotki się nie bawił, przeciwnie – siał dookoła siebie zgodę, spokój i miłość bliźniego”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję